niedziela, 27 września 2015

Mój ''ideał' mężczyzny

Witajcie, kochani!:)

Parę tygodni temu, jeszcze na wakacjach, pewien Anonim zaproponował mi, bym napisała tutaj o swoim ideale mężczyzny. Na początku, prawdę powiedziawszy, rozbawił mnie ten pomysł i trochę sceptycznie podeszłam do tego tematu. Sama nie wiem dlaczego. Może po prostu nie ma ideału mężczyzny, to tylko zwykłe, kobiece marzenia i wyobrażenia, często zresztą mylne i w ogóle nie istniejące? A może dlatego, że nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam i nikt mnie o to nie pytał? A może po prostu...no nie wiem, troszkę mnie w każdym razie rozbawił pomysł o napisaniu jak ma wyglądać i jaki ma być mój wymarzony facet!^^

Mimo wszystko, dziękuję tej osobie z głębi serca, bo już kolejny raz ktoś mnie natchnął do napisania postu. Jakiegokolwiek, bo wciąż brakuje mi jakiegoś harmonogramu, pomysłu na bloga, na kategorie i ogólnie...taka pusta głowa! Poza tym, dziękuję też za wyzwanie, bo to będzie chyba pierwszy raz, kiedy zastanawiam się nad Swoim ideałem faceta, jaki ma być itd. Także jestem bardzo wdzięczna:).

W swoim opisie biorę pod uwagę następujące kategorie;
1.) Wygląd
2.) Cechy charakteru, osobowości
3.) Hobby, wszelakie pasje, ambicje
no  i w międzyczasie jeszcze parę innych kategorii, które na gorąco wpadną mi do głowy:).


No to zaczynam!

1.) Wygląd.

Prawdę mówiąc, nie mam jakichś wyszukanych i konkretnych upodobań typu niebieskooki blondyn czy zielonooki brunet. Nie ma znaczenia, czy ma proste, kręcone, długie, krótkie włosy. Czarne, piwne, duże, małe oczy. Wielkie muskuły i wzrost do dwóch metrów...on po prostu musi być przystojny i  mieć ''to coś''. Coś, czego nie mają inni chłopcy, a tylko on jeden ma. To spojrzenie, ten błysk w oku, to jak się uśmiecha, to jak marszczy nosem, to jak gestykuluje, to jakie miny robi...musi mieć swój własny, pociągający kolor włosów, oczu, ust...to się widzi w jego ruchach, gestach, pozach, sposobach bycia...każda dziewczyna w każdym innym facecie, chłopaku widzi coś innego. Jedna pryszczatego grubasa z piwnym brzuchem, druga najcudowniejszego mężczyznę na świecie, pięknego w każdym calu. Są przecież gusta i guściki. Ja nie mam wyraźnego kształtu czy zarysu, jak ewentualnie wyglądałby mój przyszły facet. To nie jest, wbrew pozorom proste zadanie, ale każda dziewczyna niebędąca już singielką wie, że to po prostu się wie, że to ten! W moim przypadku jest tak samo! A wtedy już one wiedzą, że to może nie jest ideał, ale facet, z którym chce się być bez względu na wszystko i akceptując mankamenty charakteru czy też właśnie wyglądu.
Jedyne czego jestem pewna, to to, że nie lubię lalusiów. Chłopców w rurkach, obcisłych ciuchach, trzymających się najświeższych trendów modowych! Mimo wszystko, lubię trochę artystyczny nieład, ale też bez przesady. Od czasu do czasu widok mężczyzny w garniturze znacznie dodaje mu ''punktów'';].

2.) Cechy charakteru

I tutaj lista będzie w sumie najdłuższa i pewnie większość pań się będzie ze mną zgadzało:)
- Szczerość - ogólnie u jakiejkolwiek płci nie znoszę kłamstwa, sekretów, tajemnic. Uwielbiam za to otwartość, szczerość, bezpośredniość i tzw. walenie prostu z mostu. W przypadku mojego przyszłego faceta jest nie inaczej. Chciałabym wiedzieć, kiedy coś jest nie tak, kiedy coś go trapi, złości, przeszkadza, jakie ma zdanie na różne tematy, co naprawdę lubi, czego nienawidzi. No i nie wstydzi się tego, co go interesuje, co go kręci, czego z serca nie znosi. Nie musi kłamać tylko dlatego, by się przypodobać, a czasami też tak jest. Szczerość to dla mnie podstawa, a jak już nie owijałby w bawełnę to byłoby cudownie!
- Odwaga - niekoniecznie taka, by zagadał do sprzedawcy czy coś w tym rodzaju. Odważny w tym znaczeniu, by mógł pomóc komuś podczas jakieś bójki, by co noc odprowadzał do domu, gdy wszędzie buszują jakieś chuligany , by miał odwagę z godnością przyznać się do błędu, jakiegoś grzeszku, a nawet romansu! By był w stanie okazywać też swoje prawdziwe uczucia i nie wstydziłby się swojej wybranki np. przy kumplach. Ta też cecha, jaką jest odwaga, wiąże się ze szczerością, bo odważny jest ten kto jest szczery i na odwrót.
- Poczucie humoru - dla mnie poczucie humoru, szczególnie u kogoś, jest niezwykle ważne, istotne i powiedziałabym wręcz obowiązkowe. Same wiecie, że bardzo cierpię z powodu swojej choroby. Nierzadko też mam przez to stany iście depresyjne, mam ochotę zapaść się pod ziemię, a wszystko i wszyscy wokół mnie jest denerwujące. Dlatego potrzeba mi faceta, który potrafiłby mnie podnieść do pionu, rozbawić, wprawić w dobry humor, rozweselić, pokazać, że świat jest piękny a z nim i ja:). I to nie tylko wtedy, gdy mam doła. Chciałabym, żeby rozbawiał mnie do łez dzień w dzień, żebyśmy wzajemnie się rozweselali:).
- Akceptacja swoich i cudzych wad - nikt nie jest doskonały. To rzecz wiadoma. W dzisiejszych jednak czasach wszyscy, nie wiedzieć czemu ( a przynajmniej większość ) dąży do ideału. A potem okazuje się, że ideału nie ma. I wielkie rozczarowanie. Dlatego akceptacja jest dla mnie ważna i niezbędna. Ja wiem, że nie jestem doskonała. Mam wiele zalet, jeszcze więcej wad, począwszy od samego charakteru kończąc na wyglądzie. Chciałabym, żeby mój przyszły mężczyzna potrafił to zrozumieć, zaakceptować i co więcej, by był w stanie to pokochać. Pokochać to i pogodzić się z tym, że jestem uparta, nerwowa, mam zmienne nastroje, jestem humorzasta i złośliwa. Mam plamy na twarzy, łuszczącą się skórę, śmierdzę i mam ochotę zapaść się pod samą ziemię...
- Chęć niesienia pomocy - może nie tyle chęć, co uczucie potrzeby niesienia pomocy. Tzn., że tak trzeba, tak wypada i zrobię to. Bo wiadomo, nie każdy jest altruistą i z rozkoszą wspiera innych. Chodzi mi nie tylko o takie sprawy jak gotowanie, robienie zakupów, sprzątanie i inne prozaiczne, codzienne czynności., ale także pomoc duchową. Jestem chora. A przyszły mężczyzna powinien sprawić, że poczuję się zdrowa. Posmaruje mi plecy rano i wieczorem, przypomni, bym zażyła tabletkę, gdy będę mieć atak poklepie, pogłaszcze skórkę, powie, że jestem piękna, chociaż będę mieć spuchnięte oczy. Uważam, że zarówno taka pomoc materialna jak i duchowa są wręcz konieczne i powiązane z sobą. Dają bowiem ten sam efekt - uczucie bycia kochanym, co chyba musi być piękne:).
- Zdolność do poświęceń - no wiadomo, że nie każdy lubi ustępować, zgadzać się z czymś/kimś czując w sobie jednak, że to nieprawda, kłamstwo itd. Są jednak takie momenty, kiedy jednak trzeba spuścić z tonu i ugryźć się w język. Nie inaczej jest tutaj:). Myślę też, że gotowość do poświęceń ma też znaczenie w czynach, kiedy zamiast pracy czy wypadu na mecz z kumplami, podejmie się np. pójść do lekarza i wesprzeć mnie duchowo:). Wtedy to już po prostu...siódme niebo!

Takich przymiotów czy cech mężczyzny idealnego jest naprawdę ogrom! Nawet teraz nie jestem w stanie napisać tego wszystkiego, bo zalet i cech idealnych jest masa. Problem w tym, że jak już mówiłam, ideałów nie ma. Dlatego też wymieniłam tylko cechy, które dla mnie są najważniejsze i najistotniejsze.

3.) Hobby, pasje, ambicje

Teoretycznie powinnam zaakceptować i przynajmniej trochę zrozumieć pasje mężczyzn typu sport, metal, motoryzacja. Jednakże byłoby miło, gdyby jakiś chłopak lubił po części to co ja:). Wtedy tematów do rozmowy byłoby znacznie więcej!:) Np. o
- muzyce. Ja uwielbiam muzykę, jak już zapewne wiecie. Szczególnie trailer music, muzykę filmową i klasyczną. Nie pomijam też muzyki rozrywkowej, zarówno współczesnej czy też nieco starszej:). Muzyka jest moim życiem ( wiem, że brzmi to jak frazes ), no ale to się czuje, to się wie. To płynie w żyłach. Od muzyki przecież jestem uzależniona, przyznaję się bez bicia. Myślę, że poznanie innych wykonawców czy gatunków byłoby dla mnie i dla mojego ''ideału'' niezwykłym wyzwaniem!
- filmach. Uwielbiam oglądać filmy przygodowe, fantasy, science-fiction. Od czasu do czasu, jak się okazja nadarza, to też horrory, thrillery. Myślę więc, że razem byśmy się nieźle bawili, zważywszy na fakt, że nie cierpię komedii romantycznych czy obyczajowych;/. Za to animacje uwielbiam:).
- herosach. Jako, że jestem kobieta nieprzeciętna, ubóstwiam wręcz filmy o superbohaterach z wytwórni Marvel Comics i DC Comics. No o tych postaciach mogłabym gadać godzinami! Niestety, z komiksami się jeszcze nie zetknęłam;/.
- biżuterii. No tutaj to byśmy w ogóle nie pogadali, bo faceci nie interesują się takimi rzeczami, myślę jednak, że zrobienie bransoletki z muliny z ulubionym zespołem czy też jego logiem sprawiłoby mu przyjemność:).

Niemniej jednak, doceniłabym jego pasje tak jak on moje, a przynajmniej bym próbowała, bo nie da się dopasować idealne do czyichś upodobań:).

Podsumowując ; Chciałabym, by mój przyszły idealny mężczyzna był przystojny, inteligenty, zabawny, miał poczucie humoru i ...żeby w ogóle istniał!^^, bo tak naprawdę...nikt nie jest doskonały:).

A wy? Jakie cechy osobowości są dla was najważniejsze u faceta idealnego? Jak ma wyglądać? Czy znalazłaś już takiego ''ideała''? Czy jesteś z nim szczęśliwa?



niedziela, 13 września 2015

Co się dzieje z moim organizmem!?

Witajcie, kochani!:)

Tak na wstępie chcę powiedzieć, że mimo tego, że mało dodaję komentarzy i nie pokazuje się za bardzo na blogu, to czytam wasze wpisy i bardzo mi się podobają:). Wciąż tutaj wchodzę i obserwuję:). Musicie mi jednak wybaczyć, że się rzadko odzywam, bo po prostu ostatnio mam takie urwanie głowy, że oszaleć można! No...myślę też, że nieprędko się to zmieni, więc...tak tylko mówię:).


Ostatnio też nie najlepiej czuję się i psychicznie, i fizycznie...A oczywiście jedno wpływa na drugie...w tym przypadku ból fizyczny na psychiczny...

Na pytanie dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak, a nie inaczej? Kiedy to się skończy? Odpowiedzi totalny brak! Ale skutki tego ''dlaczego'' dla mnie przynajmniej są nie do zniesienia! A jak ''to'' wygląda!?

Przez calutki tydzień ( czasami nawet tygodnie! ) miałam plamy na twarzy! I to w okolicach oczu ; powieki, dolne i górne, skronie no i oczywiście policzki! Wyglądam jak mapa świata! Czasami też wyskakują mi na szyi...mało tego, w ciągu jednego dnia, najczęściej pod wieczór, przed spaniem, leci mi woda z dolnych, czasami górnych powiek. To śmierdzi i drażni! A cała skóra jest rozpalona, gorąca, a od środka czuję jakbym nie miała do końca kontroli nad mimiką. Jakby mi ktoś nałożył maskę albo jakby...to nie była moja twarz, moja skóra! Nawet ciężko mi Wam to wszystko opisać, to po prostu samemu trzeba poczuć...Twarz jest taka rozogniona, że mam takie wrażenie, jakby całe ciepło z moich dłoni przepłynęło na buzię. Jednym słowem ; maskara!!!

I tak ciągle trzeba się z tym chować...włosy wpycham na buzię, żeby ludzie nie widzieli jak paskudnie wyglądam i nie ciągnęli tych swoich ciekawskich spojrzeń, jak to zwykle bywa, gdy ludzie widzą jakąś odmienność...

A wiecie co jest najgorsze? Nie tylko samo znoszenie zapachu śmierdzącej limfy, ciągłe odczuwanie gorąca, dreszcze, ból na twarzy, świąd, pieczenie i ścisk wewnętrzny, ale to ciągłe udawanie przed wszystkimi, że ''wszystko jest dobrze'', że walczę, że zwyciężam, że jestem silna, że daję radę, że jestem radosna, uśmiechnięta, skora do rozmów i ogólnie ''do gadania'', do śmiania itd. A w rzeczywistości płaczę od środka, biję się sama z sobą, by nie wybuchnąć płaczem, by nie wylać tego całego gniewu, trwogi, żalu i rozpaczy PUBLICZNIE! Ciągle użalam się, dlaczego ja, dlaczego mnie trafił taki los, dlaczego te ataki nie mijają?! Przecież powinno być lepiej, a nie wciąż gorzej! Dlaczego inni mogą sobie spokojnie żyć, chodzić na imprezy, na zabawy, malować się, normalnie ruszać, umawiać na randki, kąpać w gorącej wodzie w bąbelkami, ubierać się w co się żywnie podoba, robić dosłownie co chcą, a ja ciągle żyję w cieniu, z ciągłymi ograniczeniami, zasadami, z czerwonym ryjem i podpuchniętymi oczami, nie mogąc żyć tak jak przeciętny nastolatek/nastolatka, żyć pełną piersią i robić takie głupoty, prozaiczne czynności jak perfumowanie się czy nawet sprzątanie w pokoju czy mycie naczyń! We mnie po prostu wzbiera wulkan gniewu i rozpaczy, poczucie, że moje życie nie ma większego sensu, skoro się nim nie cieszę i zapewne nieprędko też nacieszę. Bo jak niby człowiek ma być szczęśliwy ciągle tylko cierpiąc, bojąc się, czy jutro nie będzie gorzej!? A wiecie co jest jeszcze okropne!? Kiedy czuję od środka, że jest źle, że mam gorączkę, że coś się dzieje nie tak. A nikt tego nie widzi, wszystko jakby było w porządku!

Oczywiście, nasuwa się Wam pewnie rada, by nie przejmować się innymi ludźmi, nie krępować się, to jest przecież część mnie i muszę się tym pogodzić, bo to prędko nie minie. Po części mielibyście rację. Ale popatrzcie teraz na innych ludzi! Większość z nich żyje w świecie ideałów! Kobiety są szczupłe, zgrabne, mają obfity biust, duży tyłek, talię osy, nieskazitelną cerą, włosy nie z tej ziemi! A buzia...no bez żadnego pryszcza, wągra, syfka, no perfekcja! Faceci to muskularne dryblasy z sześciopakiem, nieziemskimi oczami i zjawiskowym uśmiechem! Gdzie wśród tych bogiń i bogów, znajdzie się miejsce dla takich chimer!? Od razu będą wytykać palcami, ciągnąć spojrzenia, bo widzą odmieńca, dziwaka! Przez to nie chcą z tobą rozmawiać, odcinają się, bo boją się, że się zarażą albo coś...już nawet nie wiem co gorsze. Chowanie się czy wręcz przeciwnie, pokazywanie tego...w obu przypadkach jest się wyalienowanym...

Tak. Jestem słaba. Tak. Nie radzę sobie z tym. Tak. Czasami myślę, żeby uwolnić się od więzienia mojego własnego ciała. Bo to jest właśnie cecha wszystkich niepełnosprawnych. Nieważne, czy nie mają rąk, nóg. Są więźniami własnego ciała. Różnicą jest jednak motywacja do życia. Ja jej nie mam. I bardzo nad tym ubolewam. Chcę żyć. Chcę korzystać z tego życia. Chcę móc, chcieć i potrafić z niego korzystać. Ale...za bardzo jestem wiotka. Fizycznie i psychicznie. A tak ciężko jest być silnym...a ja mam dosyć udawania, że jest dobrze...

Przepraszam was za mój pesymizm. Staram się być wesoła zawsze i wtedy, gdy pozwala mi na to stan zdrowia. Tak jak np. dzisiaj, kiedy nie mam dreszczy, a twarz ma w miarę naturalny kolor. Mimo wszystko krew mnie od środka zalewa, gdy wiem, że czeka mnie tydzień męki we własnej skórze, a następnego dnia trzeba iść do szkoły i ubrać jedną z wielu masek...a przecież, mimo, że lubię samotność, to jednak nie chcę być ''tą obcą'', tą która nie chce z nikim rozmawiać...chcę po prostu być normalna mimo swojej nienormalności!



PS. Znalazłam na Internecie przewspaniały filmik. Niezwykle spodobał mi się utwór, który leci w tle. Czy znacie go może?:>, kojarzycie, a może ktoś z waszych znajomych? Bardzo proszę o pomoc, gdyż ten utwór jest przepiękny, a nie mogę go nigdzie znaleźć!:(


https://video.fwaw3-1.fna.fbcdn.net/hvideo-xtp1/v/t42.1790-2/11239627_10153408073508632_1594391405_n.mp4?efg=eyJybHIiOjYzMywicmxhIjoxNDA0fQ%3D%3D&rl=633&vabr=352&oh=51b1f980d1029d5e753934c311689169&oe=55F5A65A





wtorek, 1 września 2015

O tacie dla taty

Witajcie, kochani!:)

Tak właściwie nie miałam w planie pisać tego postu...przez chwilę myślałam, że dedykacja muzyczna w zupełności wystarczy, ale w sercu czuję pewien niepokój...taki brak, uczucie, że jeśli nie napiszę tego postu to będę tego żałować albo będę mieć wyrzuty sumienia. Tak więc post ten poświęcę mojemu ojcu. Ojcu, którego nie mam i którego nie miałam...


Każdy z was zapewne ma rodzinkę w komplecie. Jesteś ty, siostra, brat, mama, tata...czasami jeszcze do tego jest piesek, kotek albo inny pupilek. Niby jak z reklamy, ale wiadomo - są kłótnie, sprzeczki, czasami chciałabyś/chciałabyś wyrzucić siostrę przez okno, brata walnąć piąchą w twarz, tacie nagadać, mamę nakrzyczeć, a psa wyrzucić gdzieś na zbity pysk...takie życie, każdy ma zły dzień! Mimo wszystko, jednak się kochacie. Jesteście rodziną! Czy to bardziej scaloną, czy też bardziej rozbitą...czy to bardziej zżytą, czy też bardziej skrytą...ale jesteście rodziną! I kochacie się, czasami nawet nie zdając sobie sprawy, jak bardzo...

Ja nie ukrywam, jestem półsierotą. Jak moja siostra. Nie mam ojca. Zmarł na zawał serca. Nagle, błyskawicznie, niepostrzeżenie! Puf - i człowieka nie ma...

Jak to było kiedyś? Nie pamiętam za bardzo...tak mało mam z Nim wspomnień...pamiętam salon. Cały w bąbelkach! Wszędzie bańki mydlane! Pamiętam rzucanie gumek. Jak z procy. A tata łapał. Chciał się przytulić. Rozwarł swoje ogromne ramiona, ale ja nie chciałam. Ważniejsze były dla mnie zabawki...do tej pory żałuję, że jednak go wtedy nie przytuliłam...pamiętam rybę w wannie i tarcie kapusty...pamiętam wspólne wypady do baru. Pamiętam kolegów z pracy taty. Pamiętam zabawę teczkami w pracy taty. Pamiętam pierwszą usłyszaną przeze mnie kłótnię taty z mamą...pamiętam wiązanie krawata...pamiętam mecz w telewizji...takie to wszystko mgliste, niewyraźne...jakby to był sen...przyszło, poszło...
Nie rozumiałam, kiedy pan w czarnym garniturze powiedział, że tata nie żyje. Bo co to jest śmierć? Jak to? To tata poszedł i nie wróci? Dlaczego? Aaaa...to co teraz? Będziemy same? Wow, tata nie żyje...coś niezwykłego! Miałam tylko 5 lat. Nie wiedziałam, co to ''zawał'', co to ''śmierć'', dlaczego wszyscy wokół płaczą, a ja tylko siedzę i myślę, o co im niby chodzi?...po tym wszystkim moim ostatnim wspomnieniem był pogrzeb. Tata miał czerwoną twarz, zamknięte oczy...wyglądał jakby spał. Mama wstała i oczyściła jego twarz chustką. To było ostatnie z Nim spotkanie...
Moje życie potem nie zmieniło się znacznie. Wiem, że zaczęły się kłopoty finansowe, mama wyjechała do Włoch, a ja się co noc zanosiłam płaczem...wiem, że mama była zdołowana, a ja nic nie mogłam zrobić...bo niby co? Co mogła zrobić taka kruszyna, co nic nie wiedziała o życiu i pocieszaniu!?

Nie miałam ojca, za to zbliżyłam się do mamy. I to bardzo mocno. Do tej pory mogę jej wszystko mówić, polegać na niej. Poniekąd jest to ''zasługa'' choroby, która przez ostatni czas mnie gnębi i nie daje spokoju. Jest moją przyjaciółką...

Nie raz myślę sobie...co by było, gdyby tata żył? Czy byłoby nam lżej? Czy jeździłby ze mną do tych wszystkich lekarzy? Czy pomagałby mi w razie ataku alergicznego? Czy często by na mnie krzyczał? Czy chodzilibyśmy na ryby? Czy kupiłby mi psa? Czy pomagałby mi z matmy? Czy rozwiódł by się z mamą i bylibyśmy taką rozsypaną rodziną? Czy miałabym jeszcze jedną siostrę/brata? Jak by to wyglądało życie teraz, z Nim, tutaj, w domu...czy mama byłaby szczęśliwa? Czy ja byłbym w stanie być jego córką, a on moim Ojcem? Nie wiem...Boże, a czasami chciałabym wiedzieć...ile mam cech wspólnych z tatą, co nas łączy? Czy mam po nim oczy, włosy? Jaki był i jaki byłby...

Nie raz też moje serce jest jak z kamienia. Nie myślę o nim wcale i nawet nie chcę! Po co użalać i rozpaczać nad człowiekiem, którego nigdy nie było!? Po co żyć przeszłością, po co tracić czas na ''gdybanie''? Rozumiem pamięć innych członków rodziny. Ja jednak nic nie pamiętam...to wszystko to był tylko sen...dobry sen, przyjemny sen...ten rodzaj snów, do których lubi się wracać, ale też jeden z tych snów, które się szybko zapomina...jaka jestem ze serca, żeby to mówić?!
Potem jednak wracają wyrzuty sumienia...i potem znowu, dzień powszedni, jakby nigdy nic...bez wyrzutów, bez wspomnień, nawet bez snów...wszystko po staremu...

Jak mi jest bez ojca? Równie dobrze można spytać, jak mi jest z nim? Po prostu jest normalnie, życie toczy się po swojemu. Nie stoi się w miejscu, tylko idzie dalej. Chciałabym wiedzieć, a przynajmniej poczuć, że jest tu, teraz, w tej chwili koło mnie. Patrzy na mnie, patrzy na to co piszę. Kiwa głową, uśmiecha się półgębkiem, kiedy właśnie w tej chwili piszę te słowa. A potem mówi ''Nie drap się''! I idzie dalej...


Po co to piszę? To wszystko? Z dwóch powodów.
Po pierwsze, wczoraj była 13 rocznica śmierci mojego ojca, Roberta. Jest to ogólnie wpis dla niego, no i dla spokoju mojego zbuntowanego, nastoletniego, nieokiełznanego ducha...dedykacja dla niego...
Po drugie, dla was. Jest to ostrzeżenie i prośba. Macie tatę. Podejdźcie do niego, przytulcie go i powiedzcie, że go kochacie. I zawsze będziecie. Zróbcie to dla swojego taty. Zróbcie to dla siebie. Ja nie zdążyłam go przytulić...to wy to zróbcie. Jeżeli go nie ma, jest gdzieś daleko. To zadzwońcie. I nie myślcie zbyt wiele! Szanujcie swojego ojca, kochajcie go, wspierajcie, a przede wszystkim - doceniajcie, że jest. Bo niektórzy niestety, nie mogą zrobić tego, co wy w tym momencie...

''Jeden ojciec znaczy więcej niż stu nauczycieli''  George Herbert