piątek, 5 stycznia 2018

The Punisher - recenzja I. sezonu

Witajcie, kochani!

Na ten serial czekałam niecierpliwie. Może nie tak mocno jak na Thor; Ragnarok, ale wiedziałam, że The Punisher będzie godny uwagi i na pewno go obejrzę, prędzej czy później. Moją ciekawość tym bardziej podsycał fakt, że produkcja ma być jeszcze bardziej brutalniejsza, mroczniejsza i bardziej krwawa niż Daredevil (!), a serial ma poruszać kilka bardzo ważnych kwestii związanych z polityką, prawem, wojną i chorobami psychicznymi, jak chociażby zespół stresu pourazowego. No cóż, nie mogłam się powstrzymać, rzuciłam książkami i wzięłam się za oglądanie!


Twórca; Steve Lightfoot
Premiera; 17.11.2017
Produkcja; USA
Dystrybucja; Netflix
W rolach głównych; Jon Bernthal, Ebon Moss-Bachrach, Amber Rose Revah, Deborah Ann Woll, Ben Barnes
W pozostałych rolach; Daniel Webber, Jason R. Moore, Jaime Ray Newman, Michael Nathanson, Paul Schulze


Trochę już recenzji innych blogerów na temat nowej produkcji Marvel/Netlix czytałam i powiem, że są dość rozbieżne. Jedni wychwalają ponad niebiosy i oceniają nawet wyżej niż Daredevil czy Jessicę Jones. Inni są mniej optymistyczni i raczej nie wróżą kolejnym serialom zbyt ciekawej przyszłości. Co do kilku jednak elementów opinie krytyków, jak i widzów, się zgadzają, a mianowicie rewelacyjne sportretowanie postaci głównego bohatera, a także efekty specjalne i choreografia walk. Czy Vombelka zgadza się z oceną recenzentów i czy warto brać się za The Punisher?

Znacie mnie już dość długo i wiecie, że z natury zawsze staram się doszukiwać pozytywów, czy to w filmie, czy w serialu. Co do tego nie ma wątpliwości. Nawet w najgorszym gniocie staram się znaleźć jakieś intrygujące, dobre rzeczy, które chociaż w minimalnym stopniu mogą zachęcić do obejrzenia/zapoznania się z danym dziełem. Nie inaczej jest w przypadku Karzyciela, ale spokojnie. Serial jest naprawdę bardzo dobry i nie obchodzi mnie co sądzą inni. Ja się podczas seansu bawiłam znakomicie i przymykam na wszelkie wady oko. Po prostu kawał dobrej, i przede wszystkim, ambitnej rozrywki.


Akcja toczy się po wydarzeniach z drugiego sezonu Daredevila. Frank Castle a.k.a. Punisher (Jon Bernthal), ex-marine, stracił całą swoją rodzinę. Zarówno żona, jak i dzieci zginęli z rąk gangsterów. Frank poprzysięga zemstę wszelkim rzezimieszkom, który pozbawili go wszystkiego, i nie stroni od najbrutalniejszych form kary. Kiedy wydaje się już, że rachunki zostały wyrównane, Frank odkrywa, że jest śledzony, a dawna misja w Kandaharze nabiera z czasem zupełnie innych kolorów. Co tak naprawdę stało się podczas akcji militarnej? Kim jest tajemniczy Orange i jaką rolę w historii odegra komputerowy haker?

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Jon Bernthal dosłownie zmiażdżył swoją rolę. Jest najlepszym Punisherem z jakim mam do czynienia. Był Dolph Lundgren, był Thomas Jane, był Ray Stevenson, ale to właśnie Jon Bernthal zasługuje na gromkie brawa. Mam wrażenie, że bardzo dokładnie zanalizował komiksy z Karzycielem w roli głównej i przez to tak fenomenalnie odegrał swoją rolę. Może się wydawać, że Punisher to jest totalny złol, który morduje ludzi bez żadnych skrupułów, ale to człowiek po wielu tragicznych przejściach. Dzień w dzień budzi się z tym samym, cyklicznie powtarzającym się obrazem śmierci jego żony, potwornymi wspomnieniami z misji, w których brał udział. Każdy jego dzień jest koszmarem, który na nowo odtwarza mu się w głowie niczym natrętny film. Niesamowitym wyczynem jest pokazanie tej podwójnej osobowości Franka. Z jednej strony morderca, z drugiej kochający ojciec i mąż, oddany przyjaciel, który nie ma już właściwie nic, dla czego mógłby żyć. Jego misją jest pomszczenie rodziny. Nie zależy mu na swoim życiu, ale robi wszystko, by móc ratować tych, których kocha. Z jednej strony zimny, wyrachowany, uparty i bezwzględny, ale z drugiej ciepły, miły i opiekuńczy względem tych, którzy na to zasługują. Najbardziej widać to w scenie, kiedy odwiedza rodzinę Liebermanów czy broni Karen. Kawał genialnej roboty, panie Bernthal! Czapka z głowy już zdjęta.


Inną postacią, na którą chciałabym zwrócić uwagę, jest David Lieberman a.k.a. Micro (Ebon Moss-Bachrach). Podobnie jak Frank uznany za martwego, próbuje w ukryciu chronić swoją rodzinę. Podobnie jak Castle, wystawiony przez pewne organy władzy, musi żyć w piwnicy. Nawiązuje kontakt z Frankiem, by móc wyeksponować tych, którzy odpowiedzialni są za ich niewdzięczny los. Relacja między Frankiem a Micro to jedna z silniejszych stron całej produkcji. W ciągu tych trzynastu epizodów można zostać świadkiem zmian, jakie zachodzą między nimi, jak odnoszą się do siebie. Od zaciętych wrogów, współpracowników, sprzymierzeńców, po naprawdę dobrych kumpli. Z pozoru kompletnie odmienni, o innym toku myślenia i poglądach, są w stanie wzajemnie sobie pomóc, a nawet razem się upić i zrobić sobie obiad.

Generalnie serial porusza mnóstwo wątków, co niektórym rzecz jasna może się nie spodobać. Jest motyw detektyw Dinah Madani (Amber Rose Revah), która śledzi Punishera i nie daje się tak łatwo zbyć. Motyw Lewisa (Daniel Webber), który nie radzi sobie w życiu codziennym bez używania przemocy, obierając złą ścieżkę, oraz wątek Curtisa (Jason R. Moore), który stara się podnieść psychicznie każdego wojennego weterana, sam będąc ofiarą masakry. Gościnnie pojawia się również Karen Page (Deborah Ann Woll), którą łączy z Frankiem specyficzna więź i jednocześnie jej bohaterka spaja Punishera z wcześniejszymi serialami. Taka mnogość motywów może trochę irytować, bo przez to serial odbiega od głównego tematu, czyli od Punishera, a skupia się na wątkach pobocznych, które są mniej wciągające, a bardziej przegadane. Z jednej strony to niedobrze, bo mało jest Punishera w Punisherze, a sama historia rozwija się bardzo powoli, bo ważniejsze są postaci drugoplanowe. Z drugiej strony to całkiem dobry zabieg, bo pozwala bliżej poznać postacie i ich problemy. W każdym razie mnie nie to nie przeszkadzało, a taka forma przegadania jest dobrym momentem, by złapać oddech po tym, jak Frank naparza się z grupą bandziorów.


Poza tym, produkcja skupia się także na pewnych kontrowersyjnych kwestiach dotyczących posiadania broni w USA, politycznych rozgrywkach, chorobie jaką jest PTSD, inwigilacji części społeczeństwa i brutalnych prawach jakimi rządni się wojna. Co ciekawsze, serial nie obiera tylko jednej strony w dyskusji, a zmusza samego widza, żeby się namyślił, podjął decyzję i zrozumiał punkt widzenia także tej drugiej strony. Bardzo dobry zabieg.

Czas najwyższy powiedzieć coś o głównych antagonistach serialu, a jest ich kilku, nie wliczając Lewisa, który w końcu zostaje SPOJLER terrorystą. Głównym złolem wydaje się być Rawlins (Paul Schulze), ale tak naprawdę jego postać w ogóle mnie nie ujęła. Jakby go nie było to też byłoby dobrze. Wiem, że był potrzebny, aby rozwinąć wątek Kandaharu, ale mimo to, nie jest on kimś, kto zwraca uwagę. Natomiast Billy Russo/Jigsaw (Ben Barnes)... to zupełnie inna sprawa.

Pamiętam, że jak byłam młodsza miałam straszną fazę na Bena. Grał Kaspiana w Opowieściach z Narnii oraz Doriana Gray'a w filmowej adaptacji. Ujęła mnie przede wszystkim jego uroda i tajemniczy urok jaki go otacza. Barnes okazał się być strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o wybór castingowy. Przystojny, z charyzmą i wdziękiem. Strasznie chciałam się przekonać, czy sprawdzi się w roli największego nemesis Punishera. Bosz... dziękuję panie Benie! Z początku Bill wydawał się być taki dobry, miły, pomocny, żeby nagle wbić mnie w fotel i pokazać swoją ciemną stronę. Liczą się dla niego pieniądze, firma i kobiety. Nie kocha niczego bardziej jak swoją własną nieskazitelną buźkę. Tym bardziej finałowa walka jest TAK BARDZO satysfakcjonująca! Mogłabym ją oglądać w nieskończoność. Nie chcę za bardzo spojlerować, ale to nie koniec historii Billa i Franka, oj nie... tak się rodzi Jigsaw! Gosh, to było takie dobre...


Jeśli chodzi o efekty specjalne czy choreografię walk to co tu dużo mówić. Jest rewelacyjnie. Krew dosłownie leje się strumieniami, łamane kości czy latające organy są na porządku dziennym. Mimo, że Frank nie wdziewa swojego charakterystycznego kostiumu z czachą na klacie, to mnie to totalnie nie przeszkadza dopóty, dopóki wchodzi w tzw. killing mode. Muzyka Tylera Batesa (Guardians Of The Galaxy) bardzo podkreśla taki rockowo smętny klimat serialu.

Summa summarum, The Punisher to naprawdę porządna produkcja, która trzyma w napięciu, zwłaszcza przez ostatnie 2-3 epizody. Jest brutalnie, jest mrocznie, jest krwawo. Wszystko to, co kojarzyć się może z postacią Franka Castle'a. Serial nie jest idealny. Momentami się przedłuża, a koniec I. sezonu jest taki słodko-gorzki, że nie wiem co o tym myśleć. Na pewno z przyjemnością obejrzę drugi sezon, o ile powstanie. Choć przyznam, że zdecydowanie odradzam seans osobom o wrażliwych żołądkach. Tam się dzieją takie rzeczy, że niektóre horrory mogłyby brać przykład. Niemniej, polecam, polecam, polecam! Całość oceniam na 9/10!







4 komentarze:

  1. Ja to jestem w tyle jeśli chodzi o seriale z różnych uniwersum, może kiedyś uda mi się nadrobić w dobrym momencie :D Z dokładnością przeczytałam recenzję do pierwszego gifa, tylko dlatego, że potem mogą się pojawić szczegóły których ja nie znam (bo nie oglądałam innych seriali). I to mi wystarczyło, oglądnę to z wielką ciekawością :D

    Tylko ty tak potrafisz, żeby do czegoś zachęcić, tylko w jednym czy dwóch akapitach. W innych przypadkach, muszę czytać całość, aby coś z tego wyszło.

    I tak na marginesie, świetnie piszesz, aż się chce czytać, niezależnie od tego co tu pisze :D

    Zuzz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, nie ma co się zmuszać do oglądania. Jak tylko będziesz chciała to możesz się śmiało wziąć za seriale;)

      Bardzo dziękuję za komplement! To bardzo wiele dla mnie znaczy. Cieszę się, że doceniasz mój wkład i wysiłek;). Raduje mnie, że podoba ci się to, co prezentuję;)

      Usuń
  2. Jakoś nie potrafię się przekonać do seriali Marvela :/ Obejrzałam 1 sezon Jessici Jones i... cóż, tyle. Możliwe, że kiedyś się zmotywuję i przysiądę również do Punishera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, nic na siłę, naprawdę;). Jak tylko będziesz miała czas i ochotę, bo nie ma co się zmuszać. Z początku też nie byłam jakoś pozytywnie nastawiona, kompletnie inaczej czułam się oglądając seriale niż filmy MCU. Potem jednak się przekonałam;)

      Usuń