piątek, 31 sierpnia 2018

Kuracja nad polskim Bałtykiem, czyli turnus rehabilitacyjny w Kołobrzegu!

Witajcie, drodzy Vombelkowicze!

Kilka dni temu wróciłam do domu po długich wojażach po Polsce. Na początek odwiedziłam ciocię w Szczecinie (06.08-11.08), gdzie w towarzystwie siostry i kuzynki zwiedzałyśmy poszczególne miejsca jak np. Wały Chrobrego czy Muzeum Narodowe. Przyjemnie było też uczestniczyć w Pyro Magic, mając możliwość obejrzenia niesamowitego pokazu fajerwerków. Mimo, że cierpiałam na potworny katar oraz niewyobrażalne bóle brzucha, nie wspominając o dwóch incydentach z omdleniem, tak czas spędzony w Szczecinie uważam za mile spędzony i na pewno nie zapomnę jak świetnie się bawiłam. 

11.08 z kolei w południe wyjechałam pociągiem ze Szczecina do Kołobrzegu. Tak też zaczął się mój dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny!



Dojazd
Kołobrzeg wybrałam w sumie spontanicznie. Bardzo spodobał mi się morski klimat Świnoujścia w zeszłym roku i zadecydowałam, że wybiorę się nad Bałtyk jeszcze raz, tym razem do Kołobrzegu. Poza tym kilka lat temu byłam na wycieczce z PTTK właśnie w tej nadmorskiej miejscowości, więc postanowiłam sobie odświeżyć pamięć i sprawdzić jak tam teraz jest. 

Z dojazdem nie miałam absolutnie żadnego problemu. Co prawda pociąg miał lekkie opóźnienie, ale jak już wsiadłam to droga minęła mi szybciutko. Słonko świeciło mocno za oknem, troszkę jeszcze pokropiło, ale byłam pozytywnie nastawiona. Wysiadłam i kompletnie nie wiedziałam co z sobą zrobić. Powałęsałam się chwilkę po dworcu, poszperałam w Google Maps i z pomocą wskazówki trafiłam do ośrodka, który znajduje się troszkę daleko od centrum. Szybko jednak dotarłam na miejsce.


Ośrodek
Nocowałam w ośrodku Magnolia SPA, bardzo nowoczesnym i schludnie wyposażonym budynku. Znajduje się on na ulicy Bałtyckiej 39. Powiem, że do plaży był kawałeczek drogi, tak samo zresztą do centrum trzeba było przejść z 20 minut pieszo. Trochę mi to przeszkadzało, bo najbliższy bankomat znajdował się dość daleko. Na szczęście Biedronka była w pobliżu :D. 

Okolica w sumie cicha i spokojna. Widać, że buduje się mnóstwo nowych apartamentowców, a kawałeczek dalej można przejść na przystanek autobusowy i dojechać do najważniejszych miejsc w Kołobrzegu. Tuż za budynkiem znajduje się zresztą przepiękny port handlowy.


W budynku znajduje się recepcja, baza zabiegowa, stołówka ze szwedzkim stołem, trzy piętra pokoi, ponadto basen, jacuzzi, sauna sucha i parowa. Ze wszystkiego kuracjusze mogli korzystać za darmo. Ja osobiście skorzystałam ze wszystkich możliwych atrakcji, poza sauną suchą.  W jacuzzi bardzo miło się wypoczywało. Dosyć zabawne uczucie jak woda pluska się pod tobą, ale za to jak rozkosznie i ciepło! Basen niezbyt głęboki i w sam raz dla starszych kuracjuszy, którzy niezbyt umieją pływać. Dodatkowo można było sobie wziąć tzw. makarony, czyli coś w stylu koła ratunkowego. W saunie parowej wytrzymałam 5 minut, bo już nie mogłam oddychać, ale w środku było ślicznie. Ławki, a nad głową malutkie światełka, które przypominały gwieździstą noc <3. 

Atmosfera
Powiem tak. W okolicy ośrodka było nawet spokojnie i cicho. W momencie, gdy szło się na plażę czy w stronę mola/latarni morskiej... Makabra! Ludzi pełno! Normalnie gdzie się nie obrócisz tam człowieki. Pal licho deptak czy promenadę. Na plażach dosłownie roiło się od ludu tak, że ciężko było sobie znaleźć miejsce na opalanie czy choćby pływanie. Praktycznie dzień w dzień to samo. Chwilami byłam tym mega przytłoczona, bo jak to mam sobie wypocząć, mając na karku chmarę ludzi. Już nie wspomnąć o wrzaskach małych dzieci... Ehh, no ale nie można mieć wszystkiego ;D. 

  
Pokój
Pokój, w którym spałam, znajdował się na trzecim piętrze. Dzieliłam go z bardzo miłą i sympatyczną panią Marzenką. Znajdowały się dwa łóżka, średniej wielkości stolik między nimi, dwa stoliki nocne, dwa krzesła, duża szafa oraz wieszaki i półki w przedpokoiku. Dodatkowo był telewizor, taca z trzema szklankami oraz telefon. Miejsca było całkiem sporo, a za dnia było bardzo jasno. Jedyne co mnie irytowało to wielki, niepraktyczny koc, zwisający aż na podłogę oraz fakt, że co noc mewy robiły się zabójczo głośnie i ciężko było czasami położyć się spać przy otwartym oknie. Łazienka z kolei troszkę mała z kibelkiem, umywalką, prysznicem i półeczkami na kosmetyki. Zapewnione były kubeczki do mycia zębów oraz ręcznik duży i mały. Proste, acz praktyczne. 

Dzień powszedni 
Na początku czekała mnie wizyta u lekarki. Odnoszę wrażenie, że na tych turnusach lekarze są jacyś niekompetentni czy nawet niezbyt ogarnięci. Wchodzę do gabinetu, babeczka chwilkę mnie przebada, napisze coś na kartce, nic nie powie i tyle. A potem patrzę na karcie zabiegowej, że dostałam zabieg, który kompletnie mi się nie podobał i mógłby źle na mnie wpłynąć. No i znowu idę do pielęgniarki i wszystko odkręcam...
Dzień, mniej lub bardziej, wyglądał tak;
Godz. 7.00 poranna gimnastyka na siłowni. Ze mną znajdował się starszy pan, a jeszcze wcześniej dwójka innych osób, które jakoś z czasem zaprzestały chodzenia na ćwiczenia. Odwykłam od rozciągania się czy wszelkich ruchowych aktywności, bo ja to taki pies kanapowy jestem, ale cieszę się, że mogłam trochę się tych zakwasów nabawić. W takich chwilach odkrywasz jak okrutnie niesprawny fizycznie jesteś, kiedy zdajesz sobie sprawę jak sflaczałe masz mięśnie. Nieprzyjemnie uczucie, ale dobrze czasami zostać oblanym kubłem zimnej wody. Tym bardziej, że o tej porze normalnie śpię i marzę o niebieskich migdałach!
O 7.20 kolejny zabieg, czyli inhalacja solankowa. Początkowo miałam kąpiel perełkową w wannie, ale zrezygnowałam z pewnych zdrowotnych przyczyn, i zamieniłam sobie na inhalację. 10 minutek wdychania roztworu solankowego. Na szczęście nie wymagało ruchu, więc mogłam się wtedy zdrzemnąć. 
Mniej więcej o 8.00 czekało mnie naświetlanie piersiowego odcinka pleców lampą Sollux. Kolejna okazja do 15-minutowej drzemki...
O 8.20 zabieg, którego w ogóle nigdy nie miałam, czyli FANGO. To coś takiego jak okłady borowinowe, tylko zamiast zastygającej brei dostałam ogromny i gorący plaster czegoś na kształt borowiny. Przez 15 minut mogłam się zdrzemnąć, błogo ogrzewając barki pod takim gówienkiem :P. 
Od 8.00 do 10.00 trwało śniadanie. Ale nie byle jakie śniadanie! To samo zresztą tyczy się kolacji. Szwedzki stół, pokryty całą gamą jedzenia. Różne rodzaje bułek, chleba, szynek, sera, ryb, sałat, roladek, mięs, warzyw, owoców, twarożków, herbat. Dania na ciepło, które były przepyszne, na zimno, dla osób na specjalnej diecie, dla cukrzyków. Normalnie czym chata bogata! Co kilka minut dodawano kolejne specjały. Na samą myśl o tych pysznych posiłkach cieknie ślinka... Warto było troszkę przytyć.
Tak o 9.00-10.00 krótka drzemka, seans telewizyjny lub spacerek po okolicy, czyli park, plaża, port.

 Molo

O 13.00 obiadek, tym razem serwowany. Generalnie zupy mi smakowały, drugie dania już trochę mniej. Ziemniaki/ryż, kawałek mięsa i porcja surówki. Natomiast deserki były fajne. To owoc, to kisiel, to galaretka, to zapiekana brzoskwinia, to pyszniutka babka polana lukrem... <3. Po prostu mniam!
Ok. 14.00 miałam masaż. Bardzo miły pan zajął się moimi pleckami, a przy okazji poznałam kolejnego fana Marvela! Hurray! Następnie organizator zapewniał nam przeróżne darmowe lub płatne rozrywki. I tak zwiedziłam zachodnią część Kołobrzegu, przeszłam się do źródełka solankowego, portu jachtowego, Reduty Bagiennej. Ponadto wzięłam udział w wieczorku tanecznym, badaniu struktury cery i pokazie makijażu od Oriflame'u, nawet w karaoke (!). Nie mogłam też przegapić rejsu statkiem, wejścia na Latarnię Morską oraz do Muzeum Minerałów. Wybrałam się z grupą także na wieżę widokową do kościoła Wniebowzięcia NMP, do Skansenu Morskiego, Muzeum Oręża, Muzeum Miasta. A to wszystko było za darmo! Dodatkowo poszłam na Festiwal Indii, gdzie obejrzałam mnóstwo niesamowitych występów tanecznych, pięknych stroi, a sama nakupowałam troszkę bibelotów dla siebie. No i jak tu nie skorzystać? 

 Latarnia Morska

 Źródełko solankowe

 Widok z latarni morskiej, a w lewym dolnym rogu statek Pirat, na którym odbywał się rejs :)


 Fragment wystawy w Muzeum Minerałów

 Jedyne w miarę udane zdjęcie z Festiwalu Indii. Było warto <3

 Widok z wieży widokowej w Bazylice Konkatedralnej

 Ołtarz w kościele NMP

Skansen Morski 


 Ja w środku łodzi. Foteczki muszą być!









 Muzeum Oręża

 Kamienica Mieszczańska, a w środku wystawa starodawnych rowerów


Muzeum Miasta


Pogoda
Pogoda naprawdę była znakomita przez cały pobyt! Słońce świeciło, temperatura była znośna, a jedynie przez 2 dni mogło troszeczkę pokropić. Uwielbiam nadmorski klimat. Może być z 30 stopni, ale wcale się ich nie czuje dzięki wietrzykowi, który czasami mocniej muśnie po twarzy. Zdążyłam się nieco wykąpać w morzu, chociaż fale normalnie znosiły równo... Klimat dla mnie <3.

Komunikacja
Zasięg był bardzo dobry i bez problemu można dzwonić po rodzinach. Internet wifi również był dostępny, ale jedynie na recepcji. Tak czy siak działał naprawdę dobrze.

Ludzie
Większość czasu spędzałam właśnie z panią Marzenką. Przemiła kobieta. Do naszego duetu dołączyła również pani Lodzia oraz Teresa. W życiu się tak nie uśmiałam jak w tym doborowym towarzystwie^^! Wspaniałe kobiety, które przez cały pobyt rozśmieszały mnie do bólu brzucha<3. Będę tęsknić, bo na świecie coraz bardziej brakuje takich pozytywnych ludzi!

Generalnie jednak to dominowała kadra osób starszych, chociaż przelotem spotkałam się z 2-3 osobami w moim wieku! Szok!

Skóra
Jako typowy atopik każda podróż i zmiana klimatu to dla mnie wyzwanie. Jak znowu zareaguje moja skóra? Generalnie wszystko było w porządku. Na twarzy wyskoczyło mi trochę pryszczy, bo wiadomo. Red days zaatakowały akurat w takim momencie. Od czasu do czasu pojawiały mi się takie śmieszne małe krostki na dekolcie czy rękach. Swędziało, ale dało się przeżyć. Podejrzewam, że to przez pot i słońce, ale na zniknięcie tych drobnych bąbelków nie miałam większego wpływu. Skóra mi także lekko odchodziła na okolicach ust. Niemniej moja atopowa skóra po przeżyciach dała sobie nawet radę. I oby tak dalej!

Podsumowanie
Cały wyjazd uważam za udany. Pogoda była piękna, mnóstwo atrakcji za darmo, atmosfera Kołobrzegu nie do zapomnienia. Personel bardzo sympatyczny. A codziennie można też było dostać butelkę wody za free. Mam tylko kilka drobnych zastrzeżeń. 

Po pierwsze, w zabiegowym były tylko dwie panie, które ledwo ogarniały wszystkich kuracjuszy! W pewnym momencie do roboty zaprzęgły jedną z kelnerek. No wydaje mi się, że chyba najlepiej by było powiększyć nieco kadrę w bazie zabiegowej, bo to porażka co to się tam działo. Po drugie, organizacja grupy. Nie wiem czy mam jakieś zarzuty do pana, który próbował jakoś zaplanować te wszystkie wycieczki, spotkania, ale raczej do całego turnusu. Pan specjalnie przygotował teczkę, żeby chętni wpisywali się na co chcą pójść. Po drugie, rozwiesił na tablicy przy wejściu co gdzie kiedy jak, więc każdy miał dostęp do informacji. Niemniej część osób nie wiedziała o żadnych wycieczkach, część w dupie miała to o czym mówił, a część po prostu hurtem się wpisała, więc kiedy wycieczka miała liczyć 19 osób przyszło tylko 10. Albo w ogóle nikt się nie pojawił, co mnie ubodło, bo np. chciałam iść do rozlewni czy wędzarni ryb chociażby, a nie poszłam, bo nikogo poza mną nie było, a lista była pełna ''chętnych''. Po trzecie, jeżeli na stronie piszą o tym, że można płacić kartą, a potem odsyłają do bankomatu, bo chcą gotówki, to nie wiem czy to takie fair. Po czwarte, pod żadnym pozorem nie można było wynosić sztućców ani talerzy, o jedzeniu nie wspominając... Jaka afera była przez głupią łyżeczkę do lodów! A już największym żartem było jak dla mnie jak kilka dni przed przyjazdem napisali mi maila, że turnus może się odbyć w innym terminie, bo nie przyjmą na ten termin dofinansowania. No świetny timing! 

Mimo tych kilku potknięć naprawdę miło spędziłam ten czas, z nostalgią pożegnałam się z Kołobrzegiem i pojechałam kolejnym pociągiem do Wrocławia, gdzie z koleżankami podbijałyśmy to miasto. Centrum Historii Zajezdnia, zoo, ogród botaniczny, ogród japoński, show na pergoli, Sky Tower... <3. Fantastyczna przygoda! A ja się odmeldowuję <3.




PS. TUTAJ macie notkę o turnusie zeszłorocznym, jeśli chcielibyście poczytać. Dzisiejszy post przygotowałam na bazie zeszłorocznego wypadu nad morze. 
PPS. We wpisie pokazałam Wam tylko kilka zdjęć, mam tego znacznie więcej, ale może kiedy indziej pokażę. Wybaczcie, jeśli jakość nie jest zadowalająca. Mój telefon nie należy do najlepszych. 
PPPS. Zachęcam też do odwiedzin Vombelki na Facebook'owym fan page'u (Z prawej strony na zakładce). Często też wrzucam tam swoje krótkie przemyślenia czy mini recenzje filmowe. Zapraszam!