piątek, 30 grudnia 2016

X-men ; Pierwsza klasa!

Witajcie, kochani:)

Postać Wolverina na razie zostawiamy (ale dosłownie na chwilkę, także nie zapominajcie o nim:)), a powrócimy do innych, kultowych postaci, na których film ''X-men ; Pierwsza klasa'' się skupia, czyli w głównej mierze do profesora X oraz Magneto:).


Reżyseria ; Matthew Vaughn
Scenariusz ;  Jane Goldman, Ashley Miller, Zack Stentz, Matthew Vaughn
Premiera ;  03.06.2011 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; James McAvoy, Michael Fassbender, Rose Byrne, Jennifer Lawrence, Kevin Bacon, January Jones, Nicholas Hoult
W pozostałych rolach ; Oliver Platt, Jason Flemyng, Lucas Till, Edi Gathegi, Caleb Landry Jones,  Zoë Kravitz, Álex González
Nagroda ; Saturn Najlepsza charakteryzacja
                  National Board Of Review Nagroda Specjalna Michael Fassbender
                  LAFCA Najlepszy aktor pierwszoplanowy Michael Fassbender


Ten film niejako cofa nas w czasie, byśmy mogli poznać bliżej profesora X oraz Magneto zanim stali się potężnymi mutantami i zarazem wrogami.

Akcja filmu rozpoczyna się podobnie jak ''X-men''. Polska, 1944r. Młody Erik Lehnsherr zostaje brutalnie rozdzielony od swoich rodziców, którzy prawdopodobnie skończą w komorze gazowej. Zdenerwowany sprawia, że metalowa, ogromna brama ugina się. Zauważa to pewien fanatyk genetyki Sebastian Shaw (Kevin Bacon), który widzi w młodym chłopcu ''przyszłość''. Jego pierwszy test jest możliwe, że najbrutalniejszy z testów, jaki tak młody człowiek mógłby przejść...Erik ma poruszyć metalową monetę. Jeżeli tego nie zrobi, zginie jego matka. Tak się niestety dzieje. Od tej pory Erik staje się królikiem doświadczalnym Shawa.

Równolegle poznajemy także młodziutkiego Charlesa Xaviera, małego geniusza, mieszkającego w ogromnej willi. W nocy do kuchni wkrada się mała złodziejka Raven o niebywałej zdolności - potrafi przybrać postać dowolnej osoby. Od tamtej pory stają się sobie jak rodzeństwo, które wzajemnie poznaje swoje zdolności.

Mija parę lat. Dorosły już Erik (Michael Fassbender) żyje zemstą by zabić Shawa i pomścić śmierć rodziców, a Charles (James McAvoy) staje się znawcą mutacji i niezwykłym uczonym. Wkrótce jednak dochodzi do spotkania między nimi. Agentka CIA Moira MacTaggert (Rose Byrne) dokonuje podczas pewnego dochodzenia w sprawie Sebastiana Shawa, niezwykłego odkrycia. Pierwszy raz widzi mutanty. W związku z tym kontaktuje się z Xavierem, który postanawia jej pomóc. Erik zaś szykuje się do ostatecznego zabicia Shawa. Tak więc ścieżki tych dwóch panów szybko się splatają.

Oboje stają się szybko sobie bardzo bliscy. Łączy ich wspólna sprawa, mianowicie zapobiegnięcie wybuchu III wojny światowej, którą chce wszcząć właśnie Shaw oraz jego pobratymcy. Poprzez wybuch bomby jądrowej chce przyspieszyć mutacje przez promieniowanie. Robi więc wszystko by doprowadzić do konfliktu między ZSRR a USA.

Jednocześnie Lehnsherr i Xavier wyszukują nowych mutantów i szkolą ich. Jednak poglądy tych dwojga różnią się. Charles jest za pokojem i nie chce zabijać ludzi. Zawsze jest nadzieja, a ludzie prędzej czy później zaakceptują mutantów, którzy ocalą ich życie. Natomiast Erik twierdzi, że ludzie znienawidzą odmieńców. Będą się ich bać, a w tym strachu zaczną na mutantach prowadzić eksperymenty i zamkną ich w gettach.

Dochodzi w końcu do ostatecznej konfrontacji. Erik zabija Shawa, Charles zostaje postrzelony i traci czucie w nogach, a świat pierwszy raz oficjalnie dowiaduje się o istnieniu ''nadludzi''. Wtedy między głównymi bohaterami dochodzi do rozłamu na obóz Xaviera i obóz Magneto. Nic już nie jest takie samo...

Film jest strasznie fajny:). Bardzo mi się spodobał, początek świetnej serii o młodszym Charlsie i Eriku. Przede wszystkim młoda kadra mutantów. Początkowo po stronie Xaviera, młoda i zakompleksiona na punkcie swojego wyglądu późniejsza Mistique (Jennifer Lawrence, nie przekonała mnie za bardzo jej wersja Mistique, ale zobaczymy jak rozwinie się jej postać w późniejszych filmach, tak samo trójkącik miłosny Erik-Raven-Hank
), ostatecznie ląduje u boku Magneto. Hank McCoy aka Bestia (Nicholas Hoult), Alex Summers aka Havok (Lucas Till), Sean Cassidy aka Banshee (Caleb Landry Jones), czyli sonar oraz Darwin (Edi Gathegi), adaptuje się by przetrwać i Angel (Zoë Kravitz), latająca ważka, która woli ciemną stronę mocy;]. Do tego jeszcze pozostałe, złe mutanty jak sam Shaw absorbujący energię, telepatka Emma Frost (January Jones), Azazel (Jason Flemyng), teleporter (i taka ciekawostka, ojciec Nightcrawlera) oraz Riptide (Álex González), tworzący huragany. No wszystkie, wszystkie mutanty są super świetnie przedstawione, każdy ma swoje pięć minut i każde zachwyca na swój sposób. Mnie zachwycił szczególnie Azazel, Havok oraz sam Xavier, genialny McAvoy dał więcej energii postaci przyszłego profesora, choć większość zachwyca się nad kreacją Magneta Fassbandera, że to geniusz etc...mnie jednak trochę drażnił, sama nie wiem czemu;].

Muzyka Henrego Jackmana też jest genialna. Pasuje idealnie do tego filmu, a motyw przewodni Magneta...ach<3. Miód dla ucha! Efekty specjalne całkiem w porządku, nie mam nic do zarzucenia. Przy okazji w filmie jest ciekawe tło historyczne:). Są momenty, gdzie można się pogubić, ale da się generalnie zrozumieć. Postać villaina, którą odegrał Kevin Bacon nie ma jakichś szczególnych motywów (chyba, że można do tego zaliczyć zagładę ludzkości i mutantów jako wszechwładców), ale początkowa scena, gdy cieszy się z cudzego nieszczęścia, była straszna...

Jestem zadowolona i z perspektywy innych filmów, mogę ocenić na 8/10:). Choć jest we mnie jakiś taki niedosycik, to mimo wszystko bawiłam się fajnie i polecam obejrzeć:).



PS. Jest króciutki występ Logana, no:)! Żeby nie było, przecież to ''X-men...'';]

środa, 28 grudnia 2016

Podsumowanie roku 2016!

Witajcie, kochani:).

Do napisania tego posta zainspirowała mnie moja siostra:). Choć ona ma rozplanowane wszystko co kiedy i jak publikuje ja generalnie dzień przed albo w danym dniu biorę się za pisanie (są oczywiście wyjątki jak np. recenzje filmowe). Teraz się zmotywowałam i streszczam rok 2016. Co ciekawego wydarzyło się w moim życiu, co przyjemnego a co bardziej przykrego, czy nastąpiły jakieś przełomowe wydarzenia, zmiany, coś intrygującego i wartego zapamiętania. No to co? Zaczynam!


Styczeń
Styczeń zaczął się dosyć drastycznie, albowiem rozpoczął się pogrzebem mojego wujka. Choć nie widywałam i nie rozmawiałam z Nim zbyt często, tak naprawdę było to coś wzruszającego. Nie znałam go za dobrze, właściwie więcej wiedziałam o Nim z babcinych opowieści i historyjek. Mimo wszystko, kilka łez wypłynęło z moich oczu. Poza tym spotkałam dawno nie widzianą rodzinę i, choć zabrzmi to dziwnie, bardzo przyjemnie wspominam stypę, kiedy mogłam porozmawiać z kuzynostwem, z chrzestnymi i kilkoma nowo poznanymi osobami. 

Luty
W lutym, może nawet nieco wcześniej, zakończyła się terapia immunosupresyjna, która trwała ponad rok. Post zresztą, który napisałam wtedy o tej tematyce zgarnął najwięcej wyświetleń z wszystkich dotychczasowych wpisów (obok wpisu podsumowującego matury, który miał ponad 2100 wyświetleń!) - ponad 1400! Jaka ja byłam z siebie dumna (zresztą wciąż jestem!) a zarazem zszokowana, że coś takiego jak terapia immunosupresyjna mogła zainteresować takie szerokie grono odbiorców! 

Marzec
W marcu zaczęły się kłopoty rodzinne. Nie chciałabym wchodzić w szczegóły, acz kłótnie i sytuacje powodujące napięcia zaczęły pojawiać się dość często. Nie powiem - od tamtej pory wciąż pojawiają się zgrzyty...

Kwiecień
W kwietniu zaczęły się zaś przygotowania do matury! Nie stresowałam się tym jakoś. Po prostu się uczyłam i powtarzałam to, co uważałam za najważniejsze i to co ewentualnie czułam, że jeszcze nie umiem bądź wymaga mojej wzmożonej uwagi. Najwięcej tłukłam polskiego, ponieważ akurat trafiłam na taką wiedźmę, że nie dość, że była złośliwa i potrafiła upokorzyć Cię przy wszystkich, to jeszcze była beznadziejną nauczycielką, która niczego nie potrafiła nauczyć. Przynajmniej nie mnie. Stąd też największy nacisk położyłam na j.polski. Co do reszty byłam w miarę spokojna. Nawet do matematyki!

Maj
No i masz! Matury! Od razu po majówce przyszło mi się zmierzyć z egzaminami. Stres był, najbardziej go odczułam pierwszego dnia, jak dosłownie zbierałam swoje włosy z ławki...potem już się zaczęłam oswajać i nawet nie traktowałam tego jak moje ''być albo nie być''. Po prostu kolejny sprawdzian i tyle. Choć nie powiem, angielski rozszerzony był dla mnie wyzwaniem!

Czerwiec
Zaczęło się moje wyzwanie z Marvelem, czyli recenzowanie wszystkich filmów powstałych w oparciu o komiksy Marvela. I to nie tylko z X-verse czy Marvel Cinematic Universe, lecz także te wcześniejsze, na pewno większości z Was znane tj. Spider-Man czy Fantastyczna Czwórka. Tak też do tej pory realizuję to wyzwanie, które zresztą wraz z nowo wchodzącymi filmami w kinach, można powiedzieć, że się nie skończy^^!

Lipiec 
Pierwsza wizyta (w tym roku!) w szpitalu. Oddział alergologii, zwykłe badania, a tak właściwie to trafiłam na toksykologię. Masakra! Nie ma to jak wrzeszcząca Norweżka na korytarzu i wielu naćpanych czy upitych zjaw, bo nie nazwałabym ich ludźmi...dobrze, że przynajmniej kobitki w pokoju były dość normalne i dało się z nimi porozmawiać. Oczywiście byłam najmłodsza na oddziale!

Do tego doszła rekrutacja na studia. Nie ma to jak dowiedzieć się, że się dostało gdziekolwiek przez komórkę;]. Na szczęście zdążyłam załatwić sprawy z papierami osobiście...

Sierpień
Sierpień to szukanie mieszkania (z pomocą siostry!) w Krakowie. Spośród czterech ogłoszeń, jakie miałam przygotowane, obejrzałam tylko dwa mieszkania. Wybrałam to pierwsze i naprawdę nie żałuję! Samo mieszkanko jest nieduże, acz przytulne. Jest nas razem pięć, a ja trafiłam na naprawdę świetną i wyluzowaną współlokatorkę!

Do tego końcem sierpnia trafiłam ponownie do szpitala, tym razem na oddział endokrynologiczno-ginekologiczny. Wtedy też złapałam paskudny stan zapalny, szczególnie na buzi i szyi. Łuszczenie skóry, plamy i bijący ode mnie smród. Koszmar...

Wrzesień
Od 9-11.09 trwała przecudowna wycieczka w Pieniny, w którą udałam się z siostrą oraz jej chłopakiem. Zdobycie Sokolicy, spływ Dunajem oraz zwiedzanie zamku w Niedzicy. Na pewno będę miała co wspominać, choć taki stan zapalny skóry, jaki wtedy przeżyłam, nie mógł mi się wtedy gorszy trafić!

17.09 pierwszy raz od wielu lat wzięłam udział w weselu córki sąsiadów. Modliłam się, by mój organizm nie spłatał mi żadnego figla, bo choć raz chciałam pięknie wyglądać. Poszłam do fryzjerki, miałam cudnego koczka, który trzymał mi się cały wieczór, kupiłam śliczną sukienkę. Pragnęłam czuć się dobrze i komfortowo chociaż przez tą jedną noc. Przez swoją chorobę nawet nie poszłam parę miesięcy wcześniej na studniówkę, bo moja skóra mogła wyglądać paskudnie (w sumie to się nie myliłam). Wtedy jednak naprawdę poczułam się wyjątkowo i przyjemnie...w życiu też nie zjadłam tylu pyszności!!!

Końcem września trafiłam trzeci raz do szpitala! Tym razem na wycięcie woreczka żółciowego, w którym zalęgła się polipowato-kamyczkowata narośl. Ból pooperacyjny był nie do zniesienia! Wyjmowanie rurki i zdejmowanie szwów to było nic...jednak od tamtej pory, dziwnym trafem, stany zapalne skóry już się zmniejszyły. Nie puchnę już tak bardzo, a plamy, jeśli się już pojawią, to nie są aż takie ogromne.

Październik
Październik to przede wszystkim początek studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim, poznawanie nowych ludzi, nauczycieli, wdrażanie się w nowe przedmioty i inny system prowadzenia zajęć. Najgorzej szło mi przestawienie się na tzw. okienka i półtoragodzinne, czasami nawet dwugodzinne, wykłady. Dalej mam z tym problemy, acz myślę, że nie tylko ja!

Listopad
Od listopada zaczęła się moja przygoda z wolontariatem w schronisku dla zwierząt. Odbyłam już dziesięć godzin szkolenia, czeka mnie drugie tyle i wciąż uczę się wielu rzeczy. Przede wszystkim pewności siebie i jak nie obrzydzić się, wyrzucając kupkę do śmietnika. Tak naprawdę aktualnie to nie czuję się na siłach, by opiekować się istotą żywą. Boję się karmić psa, zakładać mu smycz i głaskać go, bo wciąż się boję, że mnie ugryzie. Od zawsze chciałam mieć psa, ale chyba nie wiedziałam, że to wcale nie jest takie proste posiadanie czworonoga. Teraz uczę się i mam nadzieję, że z czasem przywyknę do tego, co mnie czeka. A warto adoptować takie stworzonko...żebyście tylko widzieli ile nadziei i miłości jest w takich psich oczach...serce mięknie jak przechodzi się koło tych boksów i widzi takie istotki pragnące ludzkiej troski...

W listopadzie też nawiązałam współpracę z Planetą Marvel (link na pasku bocznym), gdzie recenzuję komiksy Marvela. Poznaję superbohaterów od źródła. Jest to naprawdę wspaniałe doświadczenie, bo udaje mi się łączyć przyjemne z pożytecznym. 

Grudzień
W grudniu niewiele się zdarzyło. Przystąpiłam ponownie do komisji, aby przedłużyli mi niepełnosprawność. No i udało się! Szczęście w nieszczęściu tak właściwie. Zniżki i udogodnienia, ale jakim kosztem...


Przeżyłam ten rok. Były wzloty, były upadki. Chwile szczęścia i nieszczęścia. Oby w przyszłym roku było tylko lepiej!:)

piątek, 23 grudnia 2016

Wesołych Świąt!

Witajcie, kochani:).


Przygotowania świąteczne już się zaczęły. Zakupy, zdobienie choinek, kupowane prezentów, sprzątanie, gotowanie, pieczenie ciast, lepienie pierogów, smażenie karpia etc. Na pewno każdy już coś robi, zmęczenie powoli daje o sobie znać, tak więc dzisiaj jakoś szczególnie nie będę się rozpisywać, zwłaszcza, że i mnie czekają obowiązki związane ze świętami!


Chciałam Wam życzyć zdrowych, radosnych i udanych świąt Bożego Narodzenia! Przede wszystkim mnóstwo, mnóstwo zdrowia w przyszłym roku, żebyście trzymali formę, a żadne choróbsko się do Was nie przyczepiło! Pieniążków, abyście mogli kupić sobie co Wam się tylko podoba i nie musielibyście liczyć każdego grosza, każdej złotówki w portfelu. Niby pieniądze szczęścia nie dają, ale na pewno każdemu się przydadzą. Co więcej...radości w życiu i mnóstwa miłości! W gronie rodzinnym, przyjaciół, a także w ramionach swojej Lubej/Lubego! Także mnóstwo szczęścia i miłości singlom, którzy tak jak ja jeszcze nie mają swojej tzw. Drugiej Połówki. Studentom i innym uczniom motywacji do nauki, zdanej sesji/matury, ogromu jedzenia w lodówce i przyjemnych studiów! Każdego z osobna ściskam, całuję i życzę najlepszej zabawy sylwestrowej oraz szczęśliwego Nowego Roku!!! 

Pozdrawiam gorąco - Wasza Vombelka!:)

sobota, 17 grudnia 2016

X-men Geneza ; Wolverine!

Witajcie, kochani!:)

Jak pewne większość z was zauważyła, jedną z postaci, które przodują w filmach o X-menach, jest oczywiście Wolverine. Jest to ciekawa postać i jedna z ważniejszych w X-verse, dlatego twórcy postanowili nam przybliżyć nieco tę postać i pokazać, co było przed tym, zanim Logan poznał Rogue, zanim trafił do szkoły profesora X, zanim te wszystkie przygody z resztą drużyny w ogóle miały miejsce. Z ''X-men Geneza...'' dowiadujemy się kim był Wolverine zanim stracił pamięć, o którą tak walczy we wszystkich częściach przygód o X-menach...


Reżyseria ; Gavin Hood
Scenariusz ; David Benioff, Skip Woods
Premiera ;  30.10.2009 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Hugh Jackman, Liev Schreiber, Danny Huston, Lynn Collins
W pozostałych rolach ; Ryan Reynolds, Daniel Henney, Dominic Monaghan, Taylor Kitsch, Will I Am, Kevin Durand
Nagrody ; Teen Choice Ulubiony film akcji/przygodowy
                  Teen Choice Ulubiony aktor filmu akcji/filmu przygodowego Hugh Jackman



Młodego chłopca Jimmiego poznajemy w 1845r. Jest słaby, chory, wątły, ciągle choruje. Ciągle przy nim czuwa niewiele starszy Victor Creed oraz ojciec Jimmiego, który ukrywa coś przed swoim synkiem. Do domu nagle szturmem wkracza ojciec Victora, który z karabinu strzela do ojca Jimmiego. Jimmy w furii zabija zamachowca swoimi ostrzami, które pierwszy raz wydobywają się z jego rąk. W tak okrutny sposób dowiaduje się, że mężczyzna, którego zabił, był jego ojcem. Ucieka z domu, a w biegu dogania go, jak już się przyjdzie domyśleć, brat Jimmiego, Victor. Razem postanawiają uciec, razem będą uczestniczyć w każdej możliwej wojnie, razem będą po prostu trzymać się siebie, bo są braćmi i tak tylko będą mogli przetrwać.

Mijają lata. Dorośli już Victor (Liev Schreiber) oraz Jimmy (Hugh Jackman) lądują w końcu w pace, uznani za dziwaków po tym, jak egzekucja na nich po prostu się nie udała. Pewnego dnia przybywa do nich William Stryker (Danny Huston <nazwisko Stryker powinno wam się już obić o uszy>), który proponuje im, by przyłączyli się do jego drużyny, tak samo innych i niezwykłych jak oni sami. Poznają m.in Agenta Zero (Daniel Henny), który nigdy nie pudłuje, Bolta (Dominic Monaghan) telekinetyka, Johna Wraighta (Will I Am), którego zdolności można porównać do mocy Nightcrawlera, Bloba (Kevin Durand) oraz Wade'a Wilsona (Ryan Reynolds) aka Deadpoola, który choć ma krótką, epizodyczną rolę i nie włożył jeszcze swojej słynnej czerwonej maski, tak już z miejsca można go polubić:).

Brutalność jednak jaką stosuje owa grupa nie podoba się Loganowi. Odchodzi więc i po kilku latach stara się ułożyć sobie życie u boku Kayli (Lynn Collins) pracując przy wyrębie drewna. Niedługo cieszy się upragnionym szczęściem, bo znowu nachodzi go Styker, tym razem ostrzegając przed Creedem, który zabija wszystkich członków owej drużyny. Logan się tym nie przejmuje, lecz gdy Victor zabija jego Ukochaną, decyduje się na udział w eksperymencie Strykera, dzięki któremu zyskałby większą siłę i byłby w stanie pokonać swojego brata. Tak też Logan zdobywa adamantowy szkielet i przydomek Wolverine (ciekawa też historyjka związana z tym przydomkiem).

Logan jednak nie ufa ani Victorowi, ani Strykerowi. Dokonuje własnego śledztwa, a jego rezultaty okazują się być straszne! Okazuje się, że Victor pracuje dla Strykera i zabija mutanty po to, by zdobyć próbki do stworzenia super-mutanta, posłusznego rozkazom, który zabijałby inne mutanty, których Stryker tak bardzo nienawidzi (pamiętamy z ''X-men 2?:)). Jeden z uciekinierów, Remy LeBeau aka Gambit (Taylor Kitsch), władający energią kinetyczną, po krótkiej potyczce z Loganem, decyduje się zabrać go na wyspę, na której Styker robi swoje eksperymenty na mutantach.

Okazuje się, że Kayla żyje (jest mutantką, która dotykając cudzej skóry, może manipulować osobą) i musiała współpracować ze Strykerem, by ratować swoją siostrę. Sytuacja się komplikuje, pojawia się Victor, a potem do życia pobudzony zostaje Weapon XI, czyli bezmyślny Deadpool (niezwykle małomówny!). W końcu, po uwolnieniu reszty mutantów (pojawia się młody Scott Summers) i po tych wszystkich pojedynkach wydaje się, że wszystko będzie dobrze. Jednak Wolverine obrywa od Strykera adamantową kulą, przez co jego pamięć zostaje wymazana. Nie pamięta nic. W ten sposób mniej więcej kończy się historia Logana, która rozwinie się bardziej w następnych filmach:).

Film był całkiem dobry, ale tylko dobry:). Efekty specjalne nie najgorsze, muzyka dość dobra, najciekawsza postać Wade'a Wilsona, choć nieco pominięta, tak samo Gambita, który również jest ciekawą postacią (modlę się, by zostawili tego aktora  <Taylora>, by zagrał Gambita w przyszłości, bo Channinga Tatuma nie znoszę wręcz!). Można się pośmiać (scena na siłowni z Blobem czy pobyt Logana u starszego małżeństwa), wzruszyć (swingowana śmierć Kayli)...no fajny film, choć postać Weapon XI nieco przesadzona, a sama finałowa walka, gdzie choć bracia się na tą jedną walkę jednoczą, tak całość tam na tym kominie jakoś szczególnie mi się nie spodobała, nie ten klimat...;].

Oczywiście najlepszy Hugh Jackman, w swoim żywiole jako jedyny i niepowtarzalny Rosomak. Stryker, czy to w wersji Briana Coxa, czy Dannego Hustona mnie irytuje i doprowadza do szału. Nie wiem, czy tak pozytywnie, czy negatywnie;]. Mam mieszane uczucia...Natomiast fajnie wykreował postać Szablozębnego Liev Schreiber, pasował mi w duecie z Hugh:). Ogólnie rzecz biorąc, film był dość dobry, wciągnął mnie, acz szału takiego nie było...:). Moja ocena to 7/10.



PS. Są dwie sceny po napisach:).

piątek, 9 grudnia 2016

X-men po raz trzeci!

Witajcie, kochani:)

Przyszedł czas na trzecią odsłonę przygód o naszych dzielnych i walecznych mutantach! Tym razem inny reżyser i inni scenarzyści:).


Reżyseria ; Brett Ratner
Scenariusz ; Simon Kinberg, Zak Penn
Premiera ;   26.05.2006 (Polska)
Produkcja ; Kanada, USA, Wielka Brytania
W rolach głównych ; Hugh Jackman, Halle Berry, Patrick Stewart, Ian McKellen, Famke Janssen, Kelsey Grammer, Ellen Page
W pozostałych rolach ; Anna Paquin, James Marsden, Rebecca Romijn, Shawn Ashmore, Aaron Stanford, Ben Foster, Vinnie Jones, Daniel Cudmore
Nagrody ; Saturn Najlepsza aktorka drugoplanowa Famke Janssen
                  Satelita Najlepszy montaż Julia Wong, Mark Goldblatt, Mark Helfrich


Tym razem przed bohaterami staje nowe wyzwanie może nieco innego kalibru...

mają bowiem wybór, gdy do obiegu wchodzi lek odwracający proces mutowania. To oznacza, że mutanci staliby się zwykłymi ludźmi. Co robić? Zachować swoją unikalność i nadal żyć w izolacji czy wyrzec się swoich mocy? Zdania są podzielone. Część mutantów tj. Rogue (Anna Paquin) chce wreszcie zaznać ludzkiego życia i móc wreszcie uwolnić się od wszelkich ograniczeń jakie moce im narzuciły. Część, na czele z Magneto (Ian McKellen), jest totalnie temu przeciwna. Erik więc opuszcza swoją kryjówkę, zbiera armię i wznieca rewolucję mutantów taką, jakiej jeszcze świat nie widział! On i jego zwolennicy pragną zniszczyć feralne lekarstwo i każdego - czy to człowieka, czy mutanta - kto stanie im na drodze.

W tym też filmie mamy największą liczbę mutantów jaką do tej pory żeśmy widzieli. Pojawia się m.in. Bestia (Kelsey Grammer), polityk, który działa na rzecz mutantów, Angel (Ben Foster), syn wynalazcy leku, który jeszcze nie jest gotowy, żeby zrezygnować ze swoich skrzydeł (a propos to szkoda, że nie było go więcej w tym filmie. Pojawił się tylko przez kilka scen, a szkoda, bo ciekawa postać), Juggernaut (Vinnie Jones), którego można bez problemu porównać do pędzącego czołgu, Shadowcat (Ellen Page) umiejąca przenikać przez ściany, Colossus (Daniel Cudmore) zmieniający się w stalowego człowieka oraz wielu, wielu innych jak np. Multiple Man, Callisto, Arclight...ich rola jest epizodyczna, ale przyjemnie ogląda się nowe postaci z niezwykłymi zdolnościami:).

Wątek Rogue czy Mistique skrócony, za to Jean (która wydawała się, że umarła w poprzedniej części) nieco poszerzony. Dowiadujemy się, że już jak była dzieckiem wykazywała ogromne zdolności, które mogłyby nawet stanowić zagrożenie dla nie tylko całego świata, ale także jej samej. Po wydarzeniach nad jeziorem Alkali Jean (Famke Janssen) przeżyła, lecz ożyła w niej także nieuświadomiona do końca siła zwana Dark Phoenix. Jest to jej jakby druga świadomość, którą steruje tylko pożądanie, siła oraz gniew. Jest to żywioł niszczący wszystko co spotyka na swojej drodze, moc, której nie da się ujarzmić. To ona zabiła Scotta (James Marsden) oraz w niewyobrażalny sposób samego profesora (Patrick Stewart), który to on tylko mógł w jakikolwiek sposób jej pomóc i zajrzeć do jej umysłu.

Śmierć jego sprawiła wiele bólu nie tylko samym uczniom szkoły, lecz także nawet samemu Erykowi, który mimo wszystko szanował Charlesa Xaviera i łączyła ich naprawdę intrygująca więź. Wiedział, że dla wielu mutantów zrobił ogrom dobrego, czego dowodzi krótka wymiana zdań między nim a Pyro (Aaron Stanford), byłym uczniem profesora. Korzysta jednak z faktu, że Jean jest ''wolna'' i dołącza ona do jego rebelii. Przy okazji wciąż rozwija się wątek miłosny między nią a Loganem (Hugh Jackman), który zresztą po raz kolejny udowadnia, że świetny z niego badass i nie ma nikogo lepszego, kto tak świetnie odzwierciedliłby postać Rosomaka. Szapo-ba!

Ogólnie aktorstwo na dość wysokim poziomie (podkreślam to, bo ciężko jest grać w filmach superbohaterskich, gdzie często aktorzy muszą mieć naprawdę niebanalną wyobraźnię i kondycję fizyczną, by wszystko wyglądało jak w rzeczywistości). Muzyka też dobra, efekty specjalne...no mogą być, choć sceny jak profesor czy inni ludzie/mutanci rozpływają się w powietrzu...końcowa bitwa, gdy część mutantów broni ludzi była naprawdę niezła. Jest w tym filmie tyle wątków, że nawet pisząc te słowa co rusz do głowy przychodzą mi różne sytuacje i przykłady z filmu. Polecam jednak samemu obejrzeć film, żeby się przekonać ile o tym można mówić/pisać:). Ogólnie film w miarę trzyma poziom poprzednich dwóch części (przypominam o innym reżyserze i scenarzystach), choć niektóre opinie sugerują, że już nie było pomysłu na film, zrobiony na odczep się itp. Ja jednak się bawiłam całkiem dobrze, więc w ogólnym rozrachunku oceniam na 7/10.



PS. Jest króciutka scenka po wszystkich napisach:).

piątek, 2 grudnia 2016

X-men po raz drugi!

Witajcie, kochani:)

Kolejna odsłona przygód naszych mutantów:).


Reżyseria ; Bryan Singer
Scenariusz ; Michael Dougherty, David Hayter, Dan Harris
Premiera ; 01.05.2003 (Polska)
Produkcja ; Kanada, USA
W rolach głównych ; Hugh Jackman, Patrick Stewart, Ian McKellen, Halle Berry, Famke Janssen, James Marsden, Anna Paquin, Rebecca Romijn, Brian Cox
W pozostałych rolach ;  Alan Cumming, Aaron Stanford, Shawn Ashmore, Kelly Hu
Nagrody ; Saturn Najlepszy film sci-fi 2004
                  Złoty Popcorn Przełomowa rola męska Shawn Ashmore


Poznajemy dalsze losy naszych bohaterów, a przy okazji też kilka nowych postaci;]. Film rozpoczyna się atakiem pewnego mutanta na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tym mutantem jest umiejący się błyskawicznie teleportować Nightcrawler (Alan Cumming). Od tego zdarzenia świat mutantów znowu czuje się zagrożone...

Przy okazji Logan (Hugh Jackman) próbuje dowiedzieć się czegoś więcej o swojej przeszłości, stara się przypomnieć co się działo przed tym eksperymentem, po którym zyskał adamantowy szkielet. W przypomnieniu sobie ma pomóc wyprawa nad tamę nad jeziorem Alkali. Początkowo niewiele to daje...do czasu;]. Rogue natomiast przystosowuje się do nowego otoczenia, do nowych warunków i znajomych, zakochuje się przy okazji w Bobbim Drake'u aka Icemanem (Shawn Ashmore). Razem próbują rozwiązać kwestię miłości bez wzajemnego dotykania się, co dla obojga nie jest to łatwe.

Mistique (Rebecca Romijn) pomaga Magneto (Ian McKellen) wydostać się z plastikowego więzienia, a na horyzoncie pojawia się, wbrew pozorom, większe zagrożenie ze strony Williama Strykera (Brian Cox), ''stworzyciela'' Wolverina, który pragnie przejąć Cerebro (urządzenie pozwalające profesorowi Xavierowi <Patrick Stewart> łączyć się z innymi ludźmi oraz mutantami z całego świata) i wykorzystać go, a także porwanego wówczas profesora, by zlikwidować całą rasę mutantów. Do tego nie chce dopuścić ani drużyna profesora X, ani Magneto, dlatego oba teamy łączą się, by uwolnić Xaviera i pokrzyżować plany bezwzględnego człowieka. To właściwie przez Strykera Nightcrawler zaatakował prezydenta i wzniecił konflikt (ponownie) na tle ludzie-mutanci oraz, mimo wszystko, mutanci-mutanci.

Uwielbiam ten film...może nawet bardziej niż pierwszą część, bo mamy lepszy wgląd w talenty Mistique, mamy dobitniej ukazaną relację Xavier-Lehnsherr, rozwinięty pełniej wątek Jean-Logan (ja zawsze życzyłam Loganowi jak najlepiej, bo to jedna z tragiczniejszych postaci, o której jeszcze nie raz będzie mowa). Dodatkowo więcej było Icemana, a doszły także (ku memu szczęściu) nowe mutanty jak Pyro (Aaron Stanford), Lady Deathstrike (rewelacyjna wręcz scena walki jej z Wolverinem) oraz chociażby wyżej wymieniony Nightcrawler, w którym się wręcz zakochałam^^ (wielkie serce, niezwykłe talent oraz wiara...).

Portrety wszystkich postaci wykonane jeszcze lepiej, choć wciąż Cyclops drażni mnie w jakiś dziwny, nieznany mi sposób...główny złoczyńca William Stryker (Brian Cox) też mnie irytował, ale uważam, że dlatego, że był taki dobry jako zły;]. Człowiek namieszał ten trochę w świecie mutantów...;], ma też swój motyw, ponieważ jego syn jest mutantem i prof. Xavier go uczył. Niestety, ojciec widzi w tym więcej szkód niż zalet...zapamiętajcie lepiej tę postać, bo będzie o niej jeszcze mowa;].

Efekty specjalne niezłe, zakończenie...trochę smutne, bo skończyło się śmiercią jednej z mutantek:( (nie załamuję się jednak, bo w trzeciej części może coś się rozwinie, wyjaśni...:)) muzyka świetna, coraz bliżej poznaję nowego kompozytora Johna Ottmana...myślę, że to będzie gratka dla niejednego fana X-verse:). Dlatego film oceniam na 9/10.


https://www.youtube.com/watch?v=xF9FW5_yDxs




piątek, 25 listopada 2016

''X-men'' początkiem serii o mutantach!

Witajcie, kochani!:)

Tym razem koniec, już lecimy tak na poważnie, z dłuższą serią i to naprawdę dłuższą serią. Nie trzy filmy, tylko aż 9 (jak na razie oczywiście), które dotyczą X-verse, czyli uniwersum, w którym występują X-meni, czyli obdarzeni nadnaturalnymi zdolnościami mutanci, a także podobne tego typu grupy. To właśnie w X-verse występują tak kultowe postacie jak Wolverine, Magneto czy Deadpool. Nieprędko rozstaniemy się z tym uniwersum, dlatego wiele postaci czy wątków radzę zapamiętać, jeżeli chcecie coś z tego świata rozumieć (przy okazji to ostrzegam, że teraz wpisy będą nieco dłuższe;]). Tak właściwie to powinnam zacząć od innego filmu, paradoksalnie młodszego, mianowicie''X-Men; Pierwsza klasa'', gdzie poznajemy młodsze wersje głównych bohaterów i dowiadujemy się czemu doszło między nimi do rozłamu. Myślę jednak, że akurat w kwestii tychże filmów to lepiej jednak iść od najstarszego do najmłodszego. Zresztą sami się przekonacie:). Zaczynamy od pierwszego filmu z tego cyklu, który zrobił niemałe wrażenie na widzach (a na mnie na pewno!).


Reżyseria ; Bryan Singer
Scenariusz ; David Hayter
Premiera ; 13.10.2000 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Hugh Jackman, Patrick Stewart, Ian McKellen, Famke Janssen, James Marsden, Halle Berry, Anna Paquin
W pozostałych rolach ; Tyler Mane, Ray Park, Rebecca Romijn, Bruce Davison, Shawn Ashmore
Nagrody ; Saturn Najlepszy film sci-fi
                  Saturn Najlepszy aktor Hugh Jackman
                  Saturn Najlepsza aktorka drugoplanowa Rebecca Romijn
                  Saturn Najlepsza reżyseria Bryan Singer
                  Saturn Najlepszy scenariusz David Hayter
                  Saturn Najlepsze kostiumy Louise Mingenbach


W tym filmie początkowo poznajemy głównych bohaterów/mutantów, którzy odegrają bardzo istotną rolę w kolejnych filmach z tej serii. Z tego tytułu też jednych wątek jest bardziej rozwinięty, drugich mniej, ale każdy jest ważny i na każdego przyjdzie kolej, by bardziej ''zabłysnąć'';].

Na początku film akcja toczy się w Polsce w obozie koncentracyjnym. Tam poznajemy pewnego chłopca, który zostaje brutalnie rozdzielony od rodziców, którzy prawdopodobnie zginą w komorze gazowej. W tych samych okolicznościach zostają ujawnione moce chłopca jakimi jest kontrolowanie i manipulacja metalem (już wiecie kto to?:)).

Akcja przenosi się w zupełnie inne miejsce i czas. Młoda nastoletnia dziewczyna pragnie udać się w wielką podróż po świecie. Swoim szczęściem dzieli się z chłopakiem, który po chwili ją całuje. Niestety pocałunek ten kończy się dla niego prawie śmiercią, a dziewczyna, przerażona tym co się stało, ucieka z domu. Tak poznajemy Rogue (Anna Paquin), która pochłania energię, zarówno od ludzi jak i mutantów, a w przypadku tych drugich dodatkowo pochłania ich moce.

To teraz ogólnie. Na świecie trwa debata czy mutanci stanowią zagrożenie dla ludzi, czy też nie. Dochodzą do głosu obawy, że niektóre mutanty mogłyby włamać się do Białego Domu czy też nawet kontrolować umysły innych ludzi. Większość jest za rejestracją mutantów. Niektórzy, jak senator Kelly (Bruce Davison), chcieliby nawet schwytać ich i wsadzić do odizolowanych pomieszczeń, gdzie nie stanowiliby zagrożenia. W tym celu, żeby dogłębniej przedyskutować kwestię mutantów na świecie, ma się odbyć spotkanie Głów Państw, by wreszcie uzgodnić co począć z tymi kreaturami. Tak to mniej więcej wygląda z perspektywy ludzi.

Natomiast w świecie mutantów, jak to w każdej polityce, następuje rozłam. Ci prześladowani mutanci mogą znaleźć schronienie w szkole dla utalentowanych profesora Charlesa Xaviera (Patrick Stewart), który otacza ich troskliwą opieką i uczy ich jak korzystać z unikalnych zdolności, jakie posiadają. Tam wszyscy mogą czuć się bezpiecznie wśród swoich. Nie ma wojen, a wszyscy są tolerancyjni wobec siebie. W tej szkole uczyli się opanowywać swoje moce Ororo Munroe aka Storm (Halle Berry), która manipuluje pogodą, Scott Summers aka Cyclops (James Marsden), który wystrzeliwuje z oczu optycznym promieniowaniem (musi nosić stale okulary, bo nie kontroluje bez nich swojej mocy) oraz dziewczyna Scotta, Jean Grey (Famke Janssen), która ma zdolności telekinetyczne i telepatyczne. Sam profesor zaś ma jedną z najpotężniejszych zdolności, czyli czytanie cudzych myśli, kontrolowanie oraz wpływanie na nie.

Niestety nie wszyscy mutanci chcą wieść pokojowe życie przy ludziach. Część z nich pod wodzą Erica Lehnsherra aka Magneta (Ian McKellen) chcą pokonać ludzkość i opanować świat. Do tej grupy należy m.in. Sabretooth (Tyler Mane), Toad (Ray Park) oraz Mistique (Rebecca Romijn, nazwisko powinno wam się obić o uszy, wystąpiła także w ''Punisherze'' z 2004r.), która może przybrać kształty czy głos dowolnej osoby. Ludzi traktują z pogardą, wręcz nienawiścią, a sami mają się za bogów.

Między tymi dwoma ''rozłamami'' dochodzi w końcu do starcia. Jednak do tego ''przyczyniają się'' też dwie postaci, czyli Rogue oraz znany większości i odgrywający znaczącą rolę w wielu filmach o X-menach Logan/Wolverine (Hugh Jackman)! Nasz Rosomak to twardziel (dosłownie, bo ma szkielet z metalu zw. adamantium oraz swoje słynne pazurki) o ciężkim charakterze, który jednak na drodze napotyka Rogue, która jest zagubiona i przypadkiem trafia na Logana. Razem przełamują pierwsze lody i tworzy się między nimi nić przyjaźni.

Z początku, gdy poplecznicy Magneta polują na Logana, wydaje się, że Rosomak jest w jakiś nieznany sposób potrzebny Ericowi. Potem jednak okazuję się, że cenna jest Rogue, która potrzebna jest do uruchomienia maszyny, która z ludzi miałaby uczynić mutanty. Gdy jednak ginie napromieniowany senator Kelly, drużyna profesora musi zapobiec całkowitej zagładzie ludzkości.

Trochę się rozpisałam, ale chciałabym, żebyście zapamiętali większość postaci i zrozumieli o co chodzi:). W filmie główny prym wiodą postacie tj. oczywiście Wolverine. Świetny Hugh Jackman, odkąd zagrał tą rolę zrobił furorę i naprawdę zakochałam się w tej postaci. Typowy przykład Badassa. Cygaro, skórzana kurtka, cięty charakterek. Wielki szacunek! Poza tym Rogue. Anna przekonująco zagrała nastolatkę, której moce samą przerastają. Nie może przecież nikogo dotykać nie wyrządzając nikomu żadnej krzywdy...razem stworzyli świetny duet. Tak samo Xaviera i Magneta świetnie sportretowali Patrick Stewart oraz sir Ian McKellen. Nie są oni parą typowych przeciwników. Są to przyjaciele, którzy mają inne poglądy i inną wizję mutantów w przyszłości. Tą specyficzną chemię widać między nimi i za to wielkie brawa! Spośród czarnych charakterów niewątpliwą mistrzynią jest Mistique, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, o czym niejednokrotnie się przekonamy;]. Jak byłam mała i oglądałam X-menów to jej nie lubiłam, bo była zimna, bezwzględna. Teraz wiem, że o to chodzi! Taka jest Mistique! Wyrachowana, pewna siebie i swojej osoby, silna femme fatale! Brawo dla Rebecci za doskonałe oddanie postaci!

Efekty specjalne są na dość wysokim poziomie, kostiumy bohaterów także. Ogólnie to cały film, wszystkie postacie są wyraźne i każda ma swoje pięć minut. Muzyka jest też boska. Parę scen utknęło mi w głowie jak np. większość scen Rogue z Wolverinem, gdzie oboje ratują sobie życie. Wątek miłosny też jest ciekawy, bo aż trójkącik Scott-Jean-Logan...zapowiada się gorąco;]. No super, ciekawy początek ciekawej serii. Są oczywiście pewnie nieścisłości (np. dlaczego profesor nie mógł wykryć gdzie znajdują się poplecznicy Magneto, a ciągle tylko skupiał się na nim) oraz lekki niedosyt (śmierć Sabretootha czy Toada). Ogólnie jednak film jest super, z perspektywy fana tego typu filmów oceniam go na 9/10.








piątek, 18 listopada 2016

Bransoletki z muliny cz.VIII

Witajcie, kochani:)


Dawno nie było wpisu związanego z moimi rękodziełami, czyli z bransoletkami z muliny. W chwili obecnej nie mam za bardzo czasu by się tym zajmować. Głównie sprawy uczelniane, nawarstwiające się kolokwia, mnóstwo materiałów do przeczytania, także w związku z moim dołączeniem do grona Planety Marvel (!), gdzie będę recenzować komiksy:) (to jednak uznaję za formę przyjemnego spędzania czasu wolnego;]). Moją pierwszą recenzję - ''The Astonishing Ant-Man'' - pozostawiam na samym dole. Generalnie też zapraszam do odwiedzania strony, również na Facebookowym FanPage;u:). Do tego pewnie dojdzie wolontariat w schronisku dla zwierząt...

Na tyle reklam! Teraz do tematu...

Mimo tego, że czas pędzi jak huragan a ja od końca wakacji nie wzięłam się za żadne plecionki, tak lubię powracać do tego co własnoręczne i unikatowe. Tak więc prezentuję Wam dzisiaj takie oto bransoletki ; 




Od lewej:
1.) Tęcza, dość prosta w wykonaniu.
2.) Coś a.l.a warkocz, w przyjemnych, fioletowo-liliowych barwach:).
3.) Bardzo prosty, nieskomplikowany wzór. Bransoletka w barwach jogurtowych.
4.) Połączenie metody ukośnych pasków i jodełki. Początkowo miała to być ozdoba na szyję, ale w tamtym momencie nie miałam wystarczająco muliny. Kolorystyka czekoladowa.
5.) Kolejna odmiana krzyżyków/kratek. Początkowo miała być cała pomarańczowa, ale jak to zwykle, zabrakło mi tego koloru;].
6. i 7.) Metoda tzw. korkociąg. Na pewno już się tu pojawiła. 
8.) Inna odmiana jodełki, nieco bardziej skomplikowana w wykonaniu, ale za to niezwykle (w mojej opinii) się prezentuje.
9.) Połączenie jodełki i ukośnych pasków. Co prawda pogubiłam się w sekwencji, ale na pierwszy rzut oka tego nie widać...
10.) Ponownie korkociąg, tym razem z wplecionymi koralikami. 


Która z tych bransoletek podoba Wam się najbardziej?:>



PS. Zdjęcia wykonane przez siostrę:). 
PPS. A oto RECENZJA, zapraszam! 

sobota, 12 listopada 2016

''Marzenia do spełnienia'' - moja lista z dzieciństwa!

Witajcie, kochani!:)

Każdy ma jakieś marzenia i myślę, że jak ktoś ich nie ma to kłamie! Każdy z nas czegoś naprawdę pragnie czy to bardziej niemożliwego, czy bardziej przyziemnego. Ja mam wiele marzeń. Skończyć studia, pojechać do Norwegii, kupić sobie pieska, iść na randkę z całą męską częścią Marvel Cinematic Universe (a co!;P), na pogaduchy z całą żeńską częścią MCU, pojechać na San Diego Comic Con...jest tego cała masa, mogłabym tak pisać i pisać! Niemniej post dzisiejszy nie będzie dotyczyć moich obecnych pragnień, a tych, które miałam kiedyś, kiedyś...z perspektywy czasu to wieki temu! Jeszcze jak byłam małą dziewczynką w podstawówce:).

2-3 miesiące temu pomagałam w wielkich porządkach domowych i gdzieś wśród tony starych książek, papierów i masy innych pierdół, znalazłam w miarę w dobrym stanie, kartkę, pisaną koślawym, dziecinnym, MOIM pismem;]. Dyskretnie schowana w jakimś zeszycie przykuła moją uwagę. Gdy zaczęłam ją czytać...z jednej strony chciało mi się płakać, a z drugiej śmiać! Z jednej strony marzenia były tak trywialne, że aż żałosne. Z drugiej...kto by pomyślał, że pisało to dziecko...i to taka skromna, szara mysz jak ja!


Oto 17 życzeń, które mała Natalka kiedyś tam, w przerwie między zabawą lalkami a nauką, zdążyła spisać na kartce!

1. Chciałabym, żeby mama miała zdrowe ręce - w tamtym czasie mama miała pogorszenie stanu skóry na wewnętrznych stronach dłoni. Zaczerwienienia, krosty, ropniaki, słoniowatość skóry i łuszczenie. Czyli egzema. Pojawiło się to niespodziewanie i przysporzyło mamie wiele trosk i zmartwień. Do tej pory, mimo, że już jest reemisja, zmaga się ze swoją skórą. 
2. Chciałabym, żeby mama miała dużo pieniędzy - heh, sprawa oczywista;]. Pieniędzy zawsze było za mało...
3. Chciałabym, żeby tata żył. - tego chyba nie trzeba komentować...
4. Chciałabym, żeby moja siostra zmądrzała i miała w życiu udaną przyszłość - z siostrą nie zawsze miałam dobre stosunki. Przez okres końcowo-podstawówkowy gimnazjum żarłyśmy się o byle pierdołę, nawet o to, że jedna jest obok drugiej i śmie oddychać. Trochę przesadzam, ale chodzi o to, że kłótnie były na porządku dziennym. Nie było dnia bez sprzeczki. Ja nie chciałam żeby tak było. Chciałam, żeby było dobrze między nami, toteż moje marzenie było bardzo proste i oczywiste. Teraz nasze relacje mogę uznać za poprawne (zgodzisz się ze mną?:))
5. Chciałabym nie mieć uczulenia - całe moje życie składa się z tego pragnienia! To marzenie od końca podstawówki nieustannie tkwiło mi w głowie. Wtedy kiedy alergia i atopia najbardziej mi dokuczały i nie pozwalały żyć...teraz jest reemisja i jestem w stanie dość normalnie funkcjonować...można powiedzieć, że poniekąd marzenie się spełniło... (cicho!)
6. Chciałabym mieć równe białe zęby - okres kompleksów;]. Owszem, mam krzywy zgryz i nie podoba mi się on, ale trudno, żyje się dalej, a na aparat mnie nie stać...jeszcze zrujnowałby mi zęby...
7. Chciałabym mieć ładne ciuchy - no cóż...gdy większość koleżanek paradowało w ładnych, eleganckich koszulkach z Hanną Montaną czy innymi Disney'owskimi postaciami, ja nosiłam tandetne krótkie golfiki. Nie chciałam tak wyglądać. Teraz ubieram się jak chcę i w co chcę. Wygoda jest najważniejsza!
8. Chciałabym znaleźć przyjaciela - dalej nie mam przyjaciela/przyjaciółki. Owszem, znam wiele fajnych, dobrych koleżanek, z którymi staram się utrzymywać kontakt, ale tego przyjaźnią bym nie nazwała...wtedy przeszkadzało mi to, że z nikim się nie spotykam i nie mam psiapsióły...teraz mam do tego większy dystans i uważam, że przyjaźni nie da się kupić, a zwykła koleżeńskość jest dla mnie zupełnie wystarczająca:).
9. Chciałabym zostać piosenkarką - czeka na zrealizowanie;]. Jestem duszą artysty, więc śpiewanie, choć brzmi to trywialnie, jest częścią mnie i moich pasji. Lubię się trochę powydzierać do ścian. A może kiedy odważę się to zrobić w szerszym gronie...?:>
10. Chciałabym zostać lubiana i szanowana przez wszystkich - no tak...z tym marzeniem to też nie tak łatwo...a jak jest się typem samotnika to już w ogóle...w ogóle to też nie nazwałabym tego marzeniem, prędzej...oczekiwaniem. Nie wiem, musiałabym zrobić ankietę wśród znajomych, czy mnie lubią i szanują^^!
11. Chciałabym się niczym za bardzo nie stresować - haha, kto by nie chciał?! Życie byłoby wtedy prostsze, prawda? Stresik też jest jednak potrzebny, więc...nie musi się spełnić to ''marzenie'':).
12. Chciałabym być wciąż mądra - WCIĄŻ mądra, hoho...jaka skromność z mojej strony^^! Ale to by się przydało, niezależnie w jakiej dziedzinie! Jednak nie można mieć wszystkiego;).
13. Chciałabym, żeby moja rodzina i ja była szczęśliwa - szczęście przybywaj i trwaj!
14. Chciałabym spotkać się z Benem Barnesem - to była tzw. faza na księcia Kaspiana i Doriana Grey'a. Teraz to mam tych ''Benów Barnesów'' znacznie więcej!^^
15. Chciałabym by nikt nie owijał w bawełnę, nie kłamał, zdradzał, oszukiwał - kurczę...jako dziecko takie marzenia!? No dobra...to było parę lat temu i jeszcze wierzyłam chyba w Utopię...
16. Chciałabym mówić dobrze dobrane słowa - samo marzenie mówi przez się^^!
17. Chciałabym być szczupła, mieć chude nogi i być piękna - i znowu o kompleksach! Oczywiście nie jestem idealna, ale...bardziej doceniam siebie i fakt, że...LIFE'S GOOD!^^



Część z tych marzeń brzmi naprawdę śmiesznie (wcale nie mówię o numerze 16^^) i kuriozalnie! Prawdę mówiąc, moje marzenia niewiele się zmieniły. Wciąż nad niektórymi pracuję, na niektóre niestety nie mam wpływu...cudownie jest mieć jednak taki łącznik z dzieciństwem, takie coś, co łączy mnie dzisiejszą ze mną sprzed paru lat...<3.




sobota, 5 listopada 2016

Moja trójka ulubionych zespołów muzycznych!

Witajcie, kochani!:)

Tak sobie pomyślałam, że zaprezentuję Wam listę, moją żelazną trójkę, zespołów, których piosenek bądź utworów słucham namiętnie, a każda piosenka jest na swój sposób ciekawa i godna mego ucha;]. Na pewno część z nich kojarzycie ze słyszenia, nazwa zespołu bądź piosenka obiła wam się o uszy, a na pewno kojarzycie niektóre zespoły z podsumowań muzycznych, które publikuję regularnie co miesiąc:).


Nie numeruję ich od najlepszego do najgorszego zespołu, bo po prostu nie potrafię! Każdy z wokalistów, instrumentalistów i ich utworów jest dla mnie wyjątkowy, unikatowy. Dlatego też nie będę poddawać ich konkretnej klasyfikacji.


Years & Years - brytyjski zespół tworzący muzykę elektroniczną, mieszankę R&B, electropopu i elementów house'u z lat 90. Założony w 2010 roku w Londynie. Głównym wokalistą jest Olly Alexander, parający się także w aktorstwie.


Uwielbiam tą trójcynę! Olly ma niesamowity głos, przeze mnie niezwykle rozpoznawalny! Teledyski też mają nieprzeciętne, a teksty są niekoniecznie o miłości! Najbardziej znanymi utworami są ; Desire, King, Shine, Take Shelter, a ostatnio dość popularna staje się piosenka Meteorite. Do moich ulubionych zaliczają się także Eyes Shut oraz Sunlight w duecie z The Magician:).


Imagine Dragons - amerykański zespół indierockowy założony w 2008r. w Las Vegas. Wokalistą jest Dan Reynolds.


Kocham ten zespół<3. Każda ich piosenka mi się podoba w większym lub mniejszym stopniu. Nie ma takiego dnia, kiedy bym chociaż jednej ich piosenki nie odsłuchała. Dan ma nieziemski głos, a ich piosenki mają głęboki przekaz. Teledyski też są ciekawe i na pewno wyróżniają się. Do ich najpopularniejszych kawałków zaliczają się; It's Time, Demons, Radioactive, I Bet My Life, On Top Of The World, a do moich osobistych perełek włączam Warriors, Monster, I'm So Sorry, Friction, Dream. 


Bastille - kolejny brytyjski zespół powstały w 2010r. Gra synthpop oraz rock alternatywny. Wokalistą jest Dan Smith.


Miłość od pierwszego usłyszenia^^! Dan ma tak nieziemski głos, że jak raz już go usłyszysz, to przepadniesz do reszty! Niesamowicie śpiewa zarówno w niskiej tonacji jak i w wysokiej. Dość znany zespół, słynie z takich numerów jak ; Pompeii, Things We Lost In The Fire, Of The Night, Laura Palmer, a ostatnio można usłyszeć także Good Grief, Fake It, Send Them Off!. Ja do mojej kolekcji ulubionych dorzucam Oblivion, The Draw, Icarus, Laughter Lines.


Poza tym lubię słuchać jeszcze Within Temptation, Linkin Park, Nickelback. Bardzo lubię wracać do ich piosenek, a także co nieco zdarza mi się wracać do Maroon 5 i Daft Punk!

A jakie zespoły stoją na waszym podium?:>

piątek, 28 października 2016

Ghost Rider Duch Zemsty!

Witajcie, kochani:)

To już (jak na chwilę obecną) ostatni film z cyklu o Wysłanniku z Piekieł (dosłownie!)


Reżyseria ; Mark Neveldine, Brian Taylor
Scenariusz ;  David S. Goyer, Scott M. Gimple, Seth Hoffman
Premiera ;  13.04.2012 (Polska)
Produkcja ; USA, Zjednoczone Emiraty Arabskie
W rolach głównych ; Nicolas Cage, Violante Placido, Fergus Riordan, Idris Elba
W pozostałych rolach ; Ciarán Hinds, Johnny Whitworth


Cóż...ten film...nie jest dobry, a przynajmniej nie lepszy niż pierwsza część...zanim jednak zacznę oceniać to jak zwykle opis filmu:).

Johnny Blaze (Nicolas Cage) jeździ po świecie i uczy się kontrolować demona zemsty, który w nim siedzi. W końcu osiadł na jakimś bezdrożu i chowa się przed ludźmi, byle tylko nie wysysać z nich dusz. Czeka przed nim jednak kolejne wyzwanie, przez które będzie musiał, po wielu latach ujarzmiania demona, wezwać Jeźdźca do pomocy.

Do Johnnego przychodzi pewien zakonnik Moreau (Idris Elba, radzę zapamiętać to nazwisko, bo pojawi się jeszcze w innych produkcjach ze stajni Marvela), który prosi go, by odnalazł chłopca o imieniu Danny (Fergus Riordan). Rider musi go ocalić przed Szatanem (Ciarán Hinds), który chce przejąć ciało chłopca i w ten sposób stać się niepokonany. Do tego nie można dopuścić! W zamian Johnny dostanie to, czego najbardziej pragnie - wolności od demona, który w nim drzemie.

Łatwo jednak nie jest. Z początku matka Dannego, Nadya (Violante Placido) nie ufa Johnnemu. Sama stara się ratować swojego syna. Tym bardziej, że sama podpisała pakt z Diabłem i wie, że Danny jest zbyt cenny. Zresztą...kocha go jak nic innego na świecie. To jedyne dobro jakie ją spotkało. Gorszym problemem jednak jest Ray Carrigan (Johnny Withworth), ''były'' Nadyi, który aktualnie pracuje dla Roarka (czyli inaczej Diabła). Kiedy umiera, Roarke daje mu siłę rozkładu, przez co czegokolwiek Carrigan nie dotknie, gnije.

Och, ten film to...jest kiepski no:(. Widać, że ci, którzy przy filmie pracowali, nie brali pod uwagę poprzedniej części. Wspomnienia Johnnego w momencie podpisywania paktu wyglądały inaczej, niepotrzebna zmiana aktora, który grał Szatana, nie pasował za bardzo. Nie wiadomo co się stało z Roxanne...dużo takich niepotrzebnych zmian i niedociągnięć! Jedyną dobrą zmianą w filmie jest wygląd samego Ghost Ridera. Czaszka, czarna i bardziej zwęglona, wygląda bardziej...hardcorowo;]. Płomienie, dym, sam motor (też dziwna zmiana, inny model!) też wyglądały bardziej epicko! Szkoda też, że twórcy zrezygnowali z Pokutnego Spojrzenia Ridera...ewentualne ofiary wpatrywały się w Ridera z ogromnym strachem, bez efektu ''spalonych'' oczu. Tego też mi brakowało...

Efekty specjalne...to też nieco za słabe:(. Moce rozkładu Carrigana wyglądały...drętwo;/. Niepotrzebnie też jest przyciemnianie, gdy pojawia się właśnie pan Rozkładacz. I te komiksowe obrazki czasami...brrr...:/. Ach, no i kolejna zmiana, która wprawiła mnie też w osłupienie. Przecież Ghost Rider działa tylko w nocy, w mroku, ciemności! A końcowe sceny rozgrywają się za dnia, a Rider jest i płonie! Tutaj kolejna zmiana i nieścisłość...

Jednak, żeby ciągle nie minusować. Co do Cage'a zdania nie zmieniam, trochę za stary i za drewniany, acz Moreau mi się spodobał. Lekko pijany, zwariowany, z poczuciem humoru. Dawał nieco energii i optymizmu, co bardzo było potrzebne temu filmowi...inną ciekawą kwestią z filmem związaną jest wątek samego demona zemsty, który był kiedyś duchem sprawiedliwości, a będąc porwanym, oszalał. To było fajne, poznanie drugiej natury Johnnego. To posunięcie było fajne. Muzyka, z głównym motywem gitary, było świetne. Tyle plusów...

Klimat filmu mnie nie porwał, sama gra aktorska...no ujdzie...oceniam produkcję na 4/10.



piątek, 21 października 2016

Wysłannik Szatana na motorze

Witajcie, kochani!:)

Koniec już z Fantastyczną Czwórką, przyszedł czas na demonicznego z piekła rodem Ghost Ridera od Columbia Pictures!


Reżyseria ; Mark Steven Johnson
Scenariusz ; Mark Steven Johnson
Premiera ; 23.02. 2007 (Polska)
Produkcja ; Australia, USA
W rolach głównych ; Nicolas Cage, Eva Mendes, Wes Bentley, Sam Elliott
W pozostałych rolach ; Donal Logue, Peter Fonda



Młody Johnny Blaze (Matt Long) pracuje wraz ze swoim ojcem w cyrku jako motocyklista-kaskader. Uwielbia motory, a niemniej uwielbia też piękną Roxanne, z którą chciałby uciec. Jednak postępujący nowotwór ojca nie pozwala chłopakowi tak łatwo go zostawić. Do udręczonego Johnnego przychodzi z wizytą pewien nieznajomy. Tym nieznajomym jest sam Szatan (Peter Fonda), który proponuje chłopakowi, że uzdrowi ojca pod warunkiem, że John odda swoją duszę. Chłopak decyduje się.

Następnego dnia ojciec Johnnego jest zdrowy jak koń. Pozwala Johnnemu odjechać z dziewczyną, a sam dokona swojego kaskaderskiego wyczynu. Niestety nie udaje mu się to i umiera na miejscu. Johnny jest załamany i nie wie co ma z sobą robić. Na drodze pojawia się Diabeł, który mówi mu, że gdy będzie go potrzebował, to wróci i Johnny, jako jego sługa, będzie mu służyć. Johnny opuszcza Roxanne i samotnie wyjeżdża.

Po paru latach John (Nicolas Cage) jest już sławnym kaskaderem i słynie ze swoich niezwykle ryzykownych wyczynów jak np. skok na długość całego boiska i dodatkowo przez ponad 6 helikopterów! Fani go uwielbiają. Nagle wspomnienia z przeszłości wracają, gdy Roxanne (Eva Mendes) pojawia się już jako dziennikarka i przeprowadza z nim wywiad...miłość na nowo odżywa!

Niedługo jednak jest się z czego cieszyć. Pojawia się nagle Black Heart (Wes Bentley), syn Mefistofelesa, który konkuruje z ojcem i pragnie stworzyć na Ziemi gorsze miejsce niż Piekło...ma do pomocy swoich sługusów, a jedynym, który może go powstrzymać jest Ghost Rider. Diabeł więc ponownie odwiedza Blaze'a i zamienia go w demonicznego, płonącego szkieleta. Przy okazji ma pożerać złe dusze i dodatkowo uratować porwaną Ukochaną. Rider jednak nie jest sam, w wyjaśnianiu mu zagadek pomaga pewien Dozorca (Sam Elliott), który jest niejako związany z Szatanem...

Powiem, że film mi się podobał. Powiem nawet, że lepszy od poprzedniego filmu superbohaterskiego tego samego reżysera, czyli ''Daredevil''. Ujął mnie zwłaszcza klimat. Czuło się ten mrok, tą ciemność. Nie taką typowo jak z horroru, acz blisko. Postać Johnnego może nie jest jakaś rewelacyjna, choć motywy miał jak najbardziej słuszne (choć nie wiem, czy oddałabym swoją duszę...). Jakoś Nicolas nie bardzo pasował mi do tej roli, troszkę za stary mi się wydaje;]. Przynajmniej w porównaniu do jego duetu ekranowego z Evą to wydaje się raczej jej ojcem, nie chłopakiem^^! Za to Ghost Rider...niesamowity...ta skórzana kurtka i spodnie, ćwieki, płonący łańcuch, płonąca czaszka, płonący motocykl! Do tego Pokutne Spojrzenie, spryt, siła, ten ogień...;]. To jeden z tych filmów, dzięki którym chciałabym robić prawko na motocykl i jeden z tych filmów, dzięki którym spodobało mi się noszenie czerni i skórzanych bransoletek z ćwiekami;]. Choć czaszka wydaje się nieco zbyt animowana, tak mogę to przełknąć.

Postać Black Hearta może być, choć nie do końca wiadomo, czemu tak się z ojcem nie lubi;]. Za to sam Szatan...miodzio<3 (hah, o ile można tak powiedzieć^^!). Ta klasa, ten mrok, spryt...choć niewiele było tej postaci w filmie tak sceny z nim były świetne. Walka finałowa dość średnia. Black Heart nie przewidział chyba, że jak posiądzie wszystkie 500 dusz to Ghost Rider bez problemu go zabije swoim Spojrzeniem...no ale to szczegół;]. Efekty specjalne mogą być, muzyka w porządku, miłe nawiązanie do westernu...Summa Summarum film był w porządku, miły powrót...daję 7/10:).







piątek, 14 października 2016

F4 ponownie!

Witajcie, kochani:)

Fantastyczna Czwórka znowu wita na Vombelce, choć jest to już ostatnia recenzja o jej przygodach. Jest to jej nowe wydanie, nowa konwencja i nowa obsada aktorska:). Zapraszam!


Reżyseria ; Josh Trank
Scenariusz ; Josh Trank, Simon Kinberg, Jeremy Slater
Premiera ;  14.08.2015 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Miles Teller, Michael B. Jordan, Kate Mara, Jamie Bell
W pozostałych rolach ; Toby Kebbell, Reg. E. Cathey, Tim Blake Nelson
Nagrody (*) ; Złota Malina Najgorszy film
                        Złota Malina Najgorszy reżyser Josh Trank
                        Złota Malina Najgorszy remake lub sequel


Czasami próby naprawienia czegoś bądź zrobienia czegoś na nowo...nie zawsze wychodzą na dobre. Mieliśmy Spider-manów i Niesamowitych Spider-manów (mnie osobiście obie wersje odpowiadają:)) oraz właśnie Fantastyczną Czwórkę z 2005 i 2007r. oraz tą, którą prezentuję dzisiaj, czyli F4 z 2015r. Jak widać po jakże chlubnych ''nagrodach'', próba zrobienia czegoś nowego tutaj nie wyszła...i ciężko mi się z tym nie zgodzić...

Reed Richards (Miles Teller) od zawsze był geniuszem, chciałby, żeby jego nowe odkrycia i dokonania zmieniły świat i ''miały jakieś znaczenie''. Próbuje zbudować maszynę, która potrafi przetransportować obiekt w dowolne miejsce i sprawić, że z powrotem wróci. Pomaga mu w tym Ben Grimm (Jamie Bell), który pracuje na złomowisku i jednocześnie dostarcza Reedowi potrzebnych narzędzi. Jedyny wierzy w swojego kolegę i stara się, by udało mu się zrealizować swój cel. Szybko zostają przyjaciółmi.

Po wielu latach starań, gdy wciąż ludzie krytykują i śmieją się z jakże utopijnych planów młodego Richardsa, los uśmiecha się do Reeda. Doktor Franklin Storm (Reg E. Cathey) proponuje by młody naukowiec został studentem na jego uczelni i wraz z jego grupą naukową dopiął swego. Reed dołącza więc do córki Franklina, Sue (Kate Mara) oraz Victora von Dooma (Toby Kebbell), który z pogardą odnosi się do wszystkich, poza Sue...z przymusu do ekipy dołącza także Johnny Storm (Michael B. Jordan), który chce w ten sposób odzyskać swoje auto.

W końcu udaje się im stworzyć maszynę, która umożliwiłaby im podróż na planetę Zero i nabycie nowych surowców, które ocaliłyby naszą Ziemię. Z początku wydaje się wręcz bajecznie. Kiedy jednak pijany Reed, John, Victor oraz Ben, bez którego Reed nie osiągnąłby swojego celu, znajdują się w nowym miejscu, pojawiają się komplikacje. Wszyscy zostają napromieniowani, Victor ginie, a Sue, która próbuje pomóc przyjaciołom także zostaje napromieniowana.

Od tej pory rząd zaczyna kontrolować młodych ocalałych. Reed (Pan Fantastic) ucieka i postanawia uratować Bena (the Thing). Sue (Niewidzialna Kobieta), Johnny (Ludzka Pochodnia) i Ben muszą pracować dla wojska. Oprócz Johnnego nikt nie jest szczęśliwy z nowego obrotu sytuacji...wtem okazuje się jednak, dzięki kolejnej misji na planetę Zero, że Victor przeżył i został tak napromieniowany, że staje się zagrożeniem dla całego świata. Zwłaszcza, że chce sprowadzić swoją planetę na Ziemię. Totalna masakra i zagłada.

Film...oglądnęłam go drugi raz i nie wiem...staram się szukać jakichś plusów, ale ciężko jest...przez połowę filmu prawie nic się nie dzieje, są w swoim laboratoriach i budują maszynę. Dopiero w końcówce filmu coś się dzieje, a sama końcówka...aż boli patrzeć! Johnny Michaela to owszem, buntownik, ale robi to wszystko jakby na złość ojcu. Sue jest twarda i taka jakaś...niemrawa (w ogóle co za pomysł, żeby Johnny i Sue byli przyszywanym rodzeństwem?!). Reed...no może być kujonem, a Ben...lubię Jamiego Bella, ale jego wersja Stwora jest...drętwa, mało go w filmie. To jednak nic w porównaniu do Dooma! Już pomijam, że gardzi ludźmi, a jego motywy są słabe...sam wygląd jest tandetny! Efekty specjalne całej czwórki były w porządku, ale jego...zrobili z Dooma gorszą wersję Electra! Akcji w filmie było jak kot napłakał...to jest jednak wielka porażka...:(. Przykro tak mówić, ale to niestety prawda:(.

Nawet nie ma co porównywać do starszych produkcji Tima Storego! Tam nawet można się było pośmiać i przymknąć oko na niektóre sceny czy efekty specjalne. Między tamtą Czwórką było więcej chemii, a tutaj...no chemia to się działa, ale w ich laboratorium...już nie będę krytykować tego filmu. To boli:(. Moje ocena to 2/10.


niedziela, 9 października 2016

Magic of love


I.
   Jest późny wieczór, może noc. Na pewno - niebo jest ciemne, od czasu do czasu przebłyskuje nieśmiało jakaś skromna gwiazdka...trzymam za rękę samego Chrisa Evansa. Pomału i spokojnie spacerujemy sobie koło siebie. Widoki są piękne, stare kamieniczki wokoło oświetlone reflektorami, wyglądają jak z bajki. A my tak w ciszy wędrujemy koło siebie. Jest przyjemnie. Wchodzimy do jakiegoś okrągłego budyneczku, idziemy wkoło...zatrzymujemy się przy barierce i pogadujemy cicho. Z dala widzę pana, który luźno oparty o balustradę, przygląda się mi chciwie i podejrzliwie. Wiem, że Go skądś kojarzę, wiem, że go znam...ale nie chcę nic z tym robić, chcę zostać tam gdzie jestem...z kim jestem...


 II.
   Już chyba drugi raz w życiu śni mi się, że jestem chłopakiem. Konkretniej samym Andrew Garfieldem! Słucham właśnie bardzo ożywczej i energetycznej piosenki Skillet - Feel Invincible. I tak się też poczułam...łem...ciężko powiedzieć;]. Zaczynam biec. I tak biegnę po prostu przed siebie, podskakuję jak głupia, tańczę, kręcę się, wspinam przez pagórek. Po drodze idzie jakaś dziewczyna. Podrywam ją do tańca. Początkowo zszokowana daje się później rozluźnić i tańczy ze mną, uśmiechnięta i rozradowana, a jej włosy tańczą rytmicznie wraz z nią samą. Daję jej całusa i podążam dalej, przed siebie. W roznoszonych jeansach i koszulce z logiem Spider-Mana^^! Magia muzyki...ten sen uświadomił mi, co tak naprawdę dzieje się w mojej głowie, gdy wkładam słuchawki na uszy...


III.
   Króciutki sen, ale jaki przyjemny! Wręcz od dłuższego czasu chciałam, żeby coś podobnego wreszcie pojawiło się w moich marzeniach sennych! Przede mną jest Bucky Barnes. Jest w tej czerwonej koszuli...na początku wydaje się, że coś się stało. Jest tak poważnie...czasami nie wiem, kiedy Bucky jest Zimowym Żołnierzem, a kiedy po prostu sobą...zaczynam całować go po twarzy, cmokam go w oczy. A on się tak promiennie uśmiecha...

 IV.
   Na początku widzę jakieś zwierzęta, malutkie wręcz...szepczą coś do siebie. Nagle pojawia się Superman...zaczyna latać, na wietrze faluje jego czerwona peleryna. Kadr się szybko zmienia. On leży na łóżku, przykryty kołdrą...jest bardzo słaby, wygląda na zmęczonego. Ma zamknięte oczy. Stoję nad nim. W pobliżu znajduje się jakiś mężczyzna, być może lekarz. Pytam się go co z Nim? On włącza jakieś żółte światło i mówi, że by On poczuł się lepiej, musi obudzić ''Tego Drugiego''...do tej pory nie rozumiem o co mogło chodzić...


V.
   Jestem w siłowni. Rozmawiam z jakimś facetem. Mam na sobie szorty i bluzę z kapturem. W sali kłębią się inny ludzie, głównie mężczyźni, a ja podchodzę do wielkiego wiszącego wora i zaczynam w niego walić. Nagle jakiś facet zaczyna sobie ze mnie pokpiwać i naśmiewać się ze mnie i moich ciosów. Nagle przestaję i krzyczę głośnym, gardłowym, wręcz nie moim, a męskim głosem ''Shut up''! Wszyscy stanęli dęba. Cisza jak makiem zasiał. Zdejmuję rękawice, rzucam torbę i wychodzę. Spojrzenia wszystkich czuję na swoich plecach. Nie dbam o to, mam ich gdzieś...


VI..
   Na początku znajduję się na jakiejś łące. Jest słonecznie, jasne niebo, zielona trawa. Gdzieś dostrzegam asfaltową drogę, z daleka widać tamę...nie jestem sama. Ze mną jest grupa wycieczkowiczów. Kierujemy się w stronę jakiegoś budynku. W środku wydaje się, że jest to sala kinowa. Eleganckie, czerwone krzesła i dosyć mała scena. Widownia nie była pełna, za to orkiestra, elegancko ubrana, wręcz nie mieściła się na scenie. Co jakiś czas trwał koncert muzyczny, ale najczęściej występował młody chłopak, w okularkach, garniturze i muszce, prezentując kabaretowe monologi. Było bardzo śmiesznie i przyjemnie. Że też nie zapamiętałam żadnego kawału...


VII.
   Na początku wydaję mi się, że znajduję się w znanej mi aptece. Jednak im bardziej się zapuszczam w głąb budynku i im bliżej go poznaję, tym robi się mroczniej i straszniej. Przypomina to jedno z tych wielkich zamczysk z horrorów...Opuszczam to miejsce szybko i wsiadam do autobusu. Koło mnie ktoś siedzi. Z przodu jakby na szybie zostaje puszczona prezentacja. Fioletowo-białe światła, a w tle piosenka Justina Biebera (!). 
   Kadr się nagle przenosi. Wsiadam na motor. Przede mną siedzi jakiś mężczyzna w skórzanej kurtce, która przypomina mi kurtkę Ghost Ridera. Z początku niepewnie, ale później mocno się do niego przytulam. Jedziemy w nieznane...


VII.
   Najpierw widzę Biedronkę. Nie wiem o co chodzi, w każdym razie jestem z siostrą oraz jej chłopakiem. Biegniemy. Nie wiadomo po co i dlaczego, ale pędzimy jakby ktoś nas ścigał. Nagle wpadamy do jakiegoś dużego budynku. Widzę jakiś podziemny parking. Potem wbiegamy do jakiegoś pustego pokoju z balkonem. Nikogo tam nie ma. Widać, że pomieszczenie jest w remoncie. Zostawiam ślady butów na podłodze. Nagle wchodzi jakiś mężczyzna. Jest zdenerwowany i każe nam ''wziąć się do roboty''. Z początku niechętnie i niepewnie, ale bierzemy się do pracy. Lepsze to niż uciekanie przez niczym...

VII.
   Noc. Smacznie sobie śpię. Nagle budzi mnie dzwonek do drzwi. To Robert Downey Jr. coś ode mnie chce. No nie mógł wybrać lepszej pory...ale to chyba pilna sprawa, wygląda na spiętego i zdeterminowanego. Moje oczy nie przywykły jeszcze do światła w przedpokoju. Grzebię w jakichś papierach, ledwo widzę, światło wręcz pali mnie w oczy...ale to przecież ważne, nie mogę Go zawieść...

IX.
   Jestem Kopciuszkiem! Mam piękną, niebieską suknię, blond włosy...tańczę sobie z księciem. Jest cudownie...już blisko do pocałunku. Ale musiała wybić północ. Wybiegam, gubię pantofelek, książę biegnie za mną. Niestety nie mogę obejrzeć się za siebie. Jest mi smutno, bo moja bajka dobiega końca...biegnę w tej pięknej, eleganckiej sukni przez las, drzewa biją mnie po rękach, twarzy. Gałęzie i liście drzew utykają mi we włosach. Nagle znika moja suknia. Jestem w starej szmacie przypominającej worek na kartofle. Nieważne, biegnę dalej! Jestem zmęczona, ale nie obracam się za siebie. Czuję, że księcia już nie ma. Las, przez który biegnę jest ponury i nieprzyjemny...przynajmniej prześwitują przez korony drzew promienie słońca! Po drodze napotykam się na konia. Wsiadam na niego i dalej cwałujemy przez brukowaną uliczkę. Jestem już daleko. Daleko od księcia i mojej bajki...
   
X.
   Jestem księżniczką, wyglądam trochę jak Saorise Ronan, i boję się, że stracę swojego smoka. Prawdziwego i gadającego smoka. Jest moim największym skarbem. Gdy tylko dowiaduję się, że jednak mogę go zatrzymać u boku...jestem prze szczęśliwa! Potem tańczę z bratem, który wygląda jak Chris Evans.

piątek, 7 października 2016

Fantastyczna czwórka versus Srebrny Surfer!

Witajcie, kochani!:)

Kolejny film o przygodach Fantastycznej Czwórki, która musi ponownie ocalić świat, tym razem przed potężnym Galactusem, który chce zniszczyć naszą planetę, a pomóc mu w tym ma jego wysłannik - tytułowy Srebrny Surfer.


Reżyseria ; Tim Story
Scenariusz ; Mark Frost, Don Payne
Premiera ;  15.06.2007 (Polska)
Produkcja ; Niemcy, USA, Wielka Brytania
W rolach głównych ; Ioan Gruffudd, Michael Chiklis, Chris Evans, Jessica Alba, Doug Jones
W pozostałych rolach ; Julian McMahon, Kerry Washington, Andre Braugher


Fantastyczna Czwórka jest sławna. Wszyscy znają tożsamość bohaterów, a we wiadomościach słuch o nich nie ginie. Tym bardziej, że Sue (Jessica Alba) oraz Reed (Ioan Gruffudd) postanawiają ponownie się związać i wziąć ze sobą ślub. Ben (Michael Chiklis) odnajduje swoje szczęście u boku Alicii, a Johnny (Chris Evans) nadal zabawia się z panienkami i cieszy się wolnością, choć powoli odczuwa gorzki smak samotności...

Nikt jednak nie cieszy się zbyt długo upragnionym szczęściem, gdyż na horyzoncie pojawia się dziwny przybysz. Z początku wydaje się to być jakieś szybko latające ciało niebieskie, lecz po starciu Human Torch (czyli Johnnego, tak dla przypomnienia;]) z tymże...obiektem, okazuje się, że jest to Srebrny Surfer. Za każdym razem zostawia po sobie ślad na Ziemi, jakim są ogromne kratery w różnych częściach świata. Okazuje się, że jest sługą Galactusa, któremu, chcąc nie chcąc, pomaga w, dosłownym tego słowa znaczeniu, pożeraniu planet, bo żywi się on każdą energią, w tym organiczną.

Jego przybycie, oczywiście poza zniszczeniem Ziemi, plącze też życie naszych bohaterów. Sue jest rozgoryczona, bo nie może spokojnie wziąć ślubu i żyć tak jak każda normalna rodzina, wychowując dzieci. Reed stara się wesprzeć Sue, acz ciężko byłoby mu rozstać się ze swoją naukową pasją. Ben jakoś nie narzeka, choć perspektywa rozpadu drużyny trochę go niepokoi. Najbardziej jednak widać, że Johnnemu już nie bardzo podoba się życie solo (scena, gdy podsłuchuje rozmowę Reeda z Sue czy rozmowa z Benem w barze), a do całej sytuacji dochodzi fakt, że w związku z pierwszym spotkaniem z Silver Surferem John nie może nikogo dotykać z drużyny, bo zamieniają się mocami. Przez co tym bardziej staje się samotny...

Do tego powraca ze swojej drzemki Victor von Doom (Julian McMahon), który pozornie nawiązuje ponownie współpracę z Czwórką, by ocalić planetę, ale poza ich plecami kombinuje jak przejąć tak potężną broń jak deska, na której jeździ Surfer. Nieważne, że świat się skończy. Victor będzie miał czym pojeździć!!! Po co auto jak można mieć deseczkę!?^^

Film mi się spodobał, choć uważam, że jedynka była nieco lepsza. Niewątpliwym atutem jest oczywiście Czwórka, duet Johnny-Ben oczywiście nie zawodzi^^. Ponownie spotykamy się z Victorem, który jeszcze bardziej wkurza mnie niż wcześniej...ta obłuda i to spojrzenie w jego oczach...od początku wiedziałam (choć nie pierwszy raz już oglądam ten film), że on i tak zrobi swoje, żeby tylko on wygrał, a niech inni podziwiają jaki to on potężny...już nawet nie musi razić prądem, wystarczy ta deska...nie lubię tej postaci, drażni mnie, co teoretycznie powinno świadczyć o dobrym sportretowaniu czarnego charakteru...ale nie cierpię go, wolę Green Goblina czy nawet Electra niż Dooma!!!

Myślę, że atutem tego filmu jest ciekawa postać Silver Surfera. Służy Galactusowi, by uratować swoją rodzinę, sam nie chce niszczyć. Jest tajemniczy, małomówny, tworzy ciekawą aurę wokół siebie, a sceny, gdy rozmawia z Sue i tym bardziej ratuje jej życie jeszcze bardziej ugruntowują mnie w poczuciu, że chciałabym w sumie, żeby było go więcej:). Zwłaszcza po krótkiej scenie po napisach.

Efekty specjalne są w porządku, choć ta w momencie, gdy Doom zabija generała Hagera była bolesna dla oczu i sztuczna...walka Johnnego, który pochłania moce całej Czwórki i walczy z Doomem rewelacyjna, ale ta walka z Galactusem-chmurą...taka krótka i mało ciekawa. No cóż...film ma i plusy, i minusy...pierwsza część lepsza, bardziej mnie ujęła, więc tutaj FF2 oceniam na 7/10.


piątek, 30 września 2016

Fantastyczne spotkanie (?) z Fantastyczną Czwórką!

Witajcie, kochani!:)

Tym razem pod moją lupę zawędrował pierwszy film o przygodach Fantastycznej Czwórki od 20th Century Fox, która również nieco dłużej tutaj na Vombelce zawita:).



Reżyseria ; Tim Story
Scenariusz ; Michael France, Mark Frost
Premiera ;  19.08.2005 (Polska)
Produkcja ; Niemcy, USA
W rolach głównych ; Ioan Gruffudd, Michael Chiklis, Chris Evans, Jessica Alba, Julian McMahon
W pozostałych rolach ; Kerry Washington, Hamish Linklater


Naukowiec Reed Richards (Ioan Gruffudd) oraz jego przyjaciel Ben Grimm (Michael Chiklis) udają się do starego znajomego ze studiów Reeda, Victora von Dooma (Julian McMahon), niezwykle bogatego biznesmena, by zaproponować mu pewien układ i poprosić o parę ''zabawek''. Chodzi o kosmiczną ekspedycję naukową, której celem jest rozszyfrowanie kodu genetycznego człowieka i poprzez zdobytą wtedy wiedzę wykorzystać ją później dla dobra całego rodzaju ludzkiego tj. leczenie chorób.

Z realizacją nie ma problemu. Próżny i zadufany w sobie Victor z łaską udzielą Reedowi pomocy, dołącza do ekspedycji wraz z dwojgiem naszych bohaterów, tak samo była dziewczyna Reeda, Sue Storm (Jessica Alba) oraz jej szalony brat Johnny (Chris Evans). Z początku wszystko idzie po myśli naszego czujnego i ambitnego naukowca, lecz wkrótce cała ekipa znajduje się w zasięgu groźnej chmury kosmicznej. Wszyscy zostają napromieniowani.

Susan staje się Niewidzialną Kobietą, Johnny Ludzką Pochodnią, Reed Misterem Fantasticem, który umie rozciągnąć każdą część ciała niczym gumę oraz Ben staje się kamiennym Stworem. Najbardziej cierpi ten ostatni, który przez swój wygląd traci ukochaną narzeczoną, Debby. Reed i Sue natomiast ponownie zbliżają się do siebie i poznają się jakby na nowo. Z kolei Johnny nie stroni od panienek, ostrej jazdy, adrenaliny i wolności. Jako jedyny cieszy się ze swoich mocy! Cały świat podziwia Fantastyczną Czwórkę i jej wyczyny, podczas gdy Reed robi wszystko by znaleźć lekarstwo na ich ''przypadłość''...

Dziwić może fakt, że nie zorientowali się, że Doom też był na tym samym statku i mimo, że oddzielił kabiny, promieniowanie dotarło także do niego. Jako, że Victor stracił już okazję do zdobycia dziewczyny, interesy podupadają, a firma traci zyski, staje się okrutnym Doktorem Doomem (władającym prądem), który chce się zemścić na tych, którzy doprowadzili go do ruiny...w jego mniemaniu to Fantastyczna Czwórka oczywiście...jego motywy działań są dla mnie bzdurne, ale trzeba przyznać, że jest inteligentny i zna się na ludzkich słabościach. Operuje ludźmi jak marionetkami i dostosowuje ich do swoich potrzeb (moment, gdy mówi Benowi, że maszyna uzdrawiająca jest gotowa, gdy skłóca ze sobą dwójkę przyjaciół). Sam jednak jest typowym villainem, który mści się, bo uważa, że tak jest najlepiej...

Sami główni bohaterowie są nawet ciekawi. Duet Ben-Johnny bezcenny, motyw miłosny też niczego sobie. Zostanie nawet bardziej rozwinięty w następnej części. Film jest nawet zabawny, są fragmenty, w których naprawdę nieźle się śmiałam^^! Czytałam wiele opinii o tym filmie, jedne są pozytywne, drugie negatywne...zdziwiło mnie, gdy przeczytałam, że film ''F4'' zajął 3. miejsce w 2005r. za najgorszy film! Zdziwiło, bo wcale się z tym nie zgadzam! Efekty specjalne są w porządku, scena na moście super, główni bohaterowie ciekawi, muzyka bardzo fajna, nawet występ Stana Lee dłuższy niż inne! Fakt, finałowa walka raczej średnia, ale mimo wszystko bawiłam się świetnie! Zwłaszcza, że kolejny raz powracam do ulubionego filmu z dzieciństwa. Dubbing wkurzał mnie niemiłosiernie, bo nie mogłam niestety znaleźć wersji z napisami czy nawet z lektorem, ale to mogę przełknąć;).

Podsumowując, wbrew większej ilości negatywnych głosów, ja ten film kupuję i oceniam go na 8/10:).