sobota, 21 lutego 2015

Jan Pokój, czyli o kogo chodzi!?

No właśnie, o co mi chodzi!?

Odpowiedź jest banalnie głupia;]. Hans to niemieckie imię, które po polsku oznacza ''Jan'', a Zimmer ( das Zimmer ) ''pokój''.
Trzeba przyznać, że po polsku nie brzmi to zbyt...ciekawie:).

No ale dosyć już ten nauki;].

Dzisiaj chcę wam przedstawić, jak mówiłam w poprzednim poście, bardzo ważną z punktu widzenia muzyki filmowej, postać - właśnie Hansa Zimmera.
Urodził się w Niemczech, we Frankfurcie nad Menem. Sam uczył się gry na fortepianie, studiował w Londynie. Na początku zajmował się muzyką pop, miał własny zespół.
Jego przygoda z muzyką filmową rozpoczęła się, gdy po raz pierwszy skomponował muzykę do filmu, o dziwo!, ''Fucha'' Jerzego Skolimowskiego. Później to już dostawał coraz więcej propozycji. Stworzył muzykę do takich filmów jak ; ''Cienka czerwona linia'', ''Gladiator'', ''Incepcja'' ( o którym już wspomniałam ), ''Pearl Harbor'', ''Ostatni Samuraj'', ''Madagaskar'', ''Mroczny rycerz'' itd. Podsumowując ; Do najbardziej znanych!

Jego muzyka jest, przynajmniej według mnie, bardzo charakterystyczna. Łączy w sobie elementy nowoczesności, opierając się na różnych syntetyzatorach czy ogólnie pojętej elektronice, i klasyczności, czyli chórze i orkiestrze.

Tak wygląda ;
Według mnie jest po prostu GE - NIU - SZEM! Jego muzyka jest ;
- pełna emocji, czasami subtelna, romantyczna;
https://www.youtube.com/watch?v=10CuI81wDT8 ( wersja o połowę skrócona )
- patetyczna i podniosła
https://www.youtube.com/watch?v=cwmZOARrSSU
- wesoła i śmieszna:)
https://www.youtube.com/watch?v=3Is18HVUnKc
- pełna napięcia, szybka
https://www.youtube.com/watch?v=iZst_2xJHAI
- dająca nadzieję
https://www.youtube.com/watch?v=ZJlJ2j_mcxg
- smutna i wręcz, pogrzebowa
 https://www.youtube.com/watch?v=P_dpsKNxxjY
( raczę podkreślić, że ten właśnie utwór skomponował na pamiątkę tragedii, strzelaniny, jaka odbyła się w centrum handlowym ''Aurora Town'' podczas nocnej premiery ''Mroczny rycerz powstaje''. Dochód przeznaczono dla rodzin ofiar. )

Aby potwierdzić jego geniusz przytoczę cytat z wikipedii ; ''Łącznie prace Hansa zostały nominowane do 4 nagród BAFTA, 6 Satelit (w tym 4 statuetki za "Cienką Czerwoną Linię", "Gladiatora", "Ostatniego Samuraja" oraz "Incepcję"), 10 Saturnów (w tym 2 statuetki za "Mrocznego Rycerza" oraz "Incepcję"), 12 nagród WSA, 9 Złotych Globów (w tym 2 statuetki za "Króla Lwa" oraz "Gladiatora"), 9 Nagród Grammy (w tym 2 statuetki za "Karmazynowy przypływ" oraz "Mrocznego Rycerza") oraz 9 Oscarów (w tym 8 nominacji za Rain Mana, Żonę Pastora, Lepiej być nie może, Księcia Egiptu, Cienką czerwoną linię, Gladiatora, Sherlocka Holmesa i Incepcję oraz 1 statuetka za Króla Lwa,). Przez blisko 30 lat napisał muzykę do ponad 120 filmów.''



Warto też podkreślić, że założył ''Media Ventures'', zrzeszające kompozytorów muzyki filmowej, do której należeli m.in Harry Gregson - Williams czy też John Powell. Teraz już nie istnieje ta organizacja, rozpadła się w 2003r., ale została utworzona nowa o podobnym stylu.


Hans Zimmer jest moim ulubionym kompozytorem muzyki filmowej i mam nadzieję, że przytoczony cytat jak i moje argumenty są tego potwierdzeniem!:)

Do następnego posta!!!:)

Bibliografia ;
http://cdn.collider.com/wp-content/uploads/hans-zimmer3.jpg
http://busaff.com/wp-content/uploads/2015/01/545005e56232560132b06ecc.jpg

czwartek, 19 lutego 2015

Czas...Gdzie on jest!?

Witajcie, kochani!:)

Wybaczcie, że parę dni mnie nie było, po prostu kompletnie nie miałam czasu...Już koniec ferii, obijania się i błogostanu!!! Dosyć brutalny powrót do rzeczywistości, mianowicie rozpoczynający się od sprawdzianu z angielskiego ( a właściwie dwóch ; z poziomu podstawowego i rozszerzonego ), no i jutro z niemieckiego...;/

Poza tym, doszedł kurs językowy, o którym wam wspomniałam...:). Heh, nie wiem jak to w ogóle będzie, bo ćwiczenia, które dostałam i jakoś udało mi się je zrobić, były naprawdę trudne i ciężkie do przetrawienia...-,-. Na rozmowę umówiona jestem w sobotę, to będzie bardzo ekscytujące i no nie powiem – jest to niemałe wyzwanie!!!:). Mam nadzieję, że zrozumiem to co mówi do mnie mój lektor, czyli pan Carlos...coś mi się zdaje, że on ani w ząb nie umie mówić po polsku...;].

W każdym razie szybko przeszedł mi ten tydzień, co mnie mocno dziwi, bo zawsze siedzę w tej szkole 7, 8 godzin i czasami bywa to wykańczające!


Czas pędzi tak szybko, że nie zorientujemy się, jak już będziemy chodzić o lasce i tulić nasze wnuki...
Ehh...ten CZAS, CZAS...i ciągle właściwie jego brak, ciągle jest go za mało, żeby ze wszystkim się wyrobić! To jest takie denerwujące, doprawdy! Żyć w ciągłym stresie, bo się czegoś nie zrobiło, nie nauczyło, zapomniało, żyć w ciągłym zmęczeniu, bo nigdy się nie wyspało, żyć w wiecznym biegu, cały czas 24h na dobę i spełniać swoje obowiązki jako uczeń, student, rodzic itd...Wnet to nawet nie zauważymy, jak całe życie przeleciało nam koło nosa...te wszystkie przyjemności, imprezy, zabawy, spotkania z dawno nie widzianą koleżanką/kolegą, wspólne wypady do kina...kto na to teraz ma czas...?
Ja na pewno nie...ciągle jeżdżę do lekarzy, do alergologa, dermatologa, endokrynologa, teraz już do ginekologa i gastrologa! Ponadto szkoła, która, pomimo tego, że wpaja nam wiedzę do głów i uczy, tak naprawdę ona odbiera nam wolność! Zauważyliście? Każdy nauczyciel myśli, że jego przedmiot jest najważniejszy, a co za tym idzie...?! Mnóstwo zadań domowych, dziesiątki prac domowych, a tzw. ''kropek'' jest zbyt mało, żeby móc się ze wszystkim wyrobić...

A może tak mi się wydaje...? Przez moją dysleksję i wolne myślenie czas rzeczywiście idzie szybko i rzadko mam właśnie CZAS na czytanie gazet, drzemkę, wypad z koleżanką na miasto albo wspólne rysowanie...no i jeszcze te ciągłe wizyty u różnych lekarzy...to naprawdę męczące i czasochłonne...ale czego się nie robi dla zdrowia!?:)

Mimo wszystko jednak, mam wrażenie, że tylko ja tak naprawdę pruję sobie flaki, wydzieram nerwy, żeby coś zapamiętać, nauczyć się czegoś na sprawdzian itd. Inni mają czas na imprezy, wypady do siłowni, jakieś fitness cluby czy kina...Chociaż, prawdę mówiąc, oprócz nauki tak naprawdę nie mam nic...ani chłopaka, żeby móc z kimś spędzić weekend, ani zdrowia, żeby móc iść na basen albo wziąć po prostu zwykłą kąpiel, ani jakiej takiej przyjaciółki, by poplotkować...no ale mam jeszcze rodzinę, więc sama nie jestem:).

Ale ze mnie pesymista...już od paru lat staram się zostać optymistą...;] . Ale z drugiej strony taka jest prawda, nie da się uciec przed rzeczywistością...czasu mam(y) coraz mniej, różne choroby doskwierają coraz bardziej...nieprawda?!


Ach, odbiegłam od tematu;]. W każdym razie zawsze znajdzie się pretekst, by powiedzieć, że ''nie miałam czasu''. ''Byłam zmęczona'', ''Byłam u lekarza'', ''Zapomniałam'', ''Nie mogłam''...każdy raz na dzień co najmniej musi powiedzieć, że ''nie miał czasu''. To nie jest oczywiście nic dziwnego, sama tak mówię;]. To jest hasło XXI wieku! Aż strach pomyśleć, co będzie za następną dekadę...


No masz, znowu mi się wzięło na refleksje!!! No nic:).


Tak sobie jednak myślę, że zawsze się znajdzie Czas dla muzyki:). Tak więc cieszmy się i radujmy!!! A utwór aktualny do tego, o czym mówię jest właśnie ten ;



O samym kompozytorze opowiem wam w następnym poście, gdyż nie można go pominąć, wręcz sama sobie zabraniam zapomnieć, bo jest on jednym z najbardziej znanych i szanowanych muzyków. Tym bardziej, że jest on moim idolem i śmiało mogę powiedzieć, że jest geniuszem w swoim fachu! Tyle, że żeby go opisać, potrzebny jest CZAS! 

Utwór ten pochodzi z filmu ''Incepcja'', opowiada on o człowieku, który pracuje jako złodziej snów, a jako nowe zlecenie, po raz pierwszy dostaje wszczepienie komuś jakieś idei. W roli głównej Leonardo Di Caprio, Joseph Gordon - Lewitt, Ken Watanabe, Allen Page:).
Może kiedyś opiszę go bardziej szczegółowo:) 

A tymczasem, do następnego postu!!!:)

niedziela, 15 lutego 2015

Co jest tak naprawdę bezcennym darem...?

No właśnie:).

Dzisiaj przedstawię wam film pt.''Bezcenny dar'':).


Reżyseria ; Michael O. Sajbel
Scenariusz ; Cheryl McKay
Premiera ; 20.10.2006 (świat)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Drew Fuller, Bill Cobbs, Abigail Breslin, Ali Hillis, Brian Dennehy
W pozostałych rolach ; Lee Meriwether, Mircea Monroe, Brett Rice


Film ten opowiada o bardzo rozpieszczonym, bogatym Jasonie Stevensie (Drew Fuller), który w spadku po swoim zmarłym dziadku oczekuje swojego bezcennego daru. Wedle niego są to oczywiście pieniądze na imprezy, drogie auta, podróże, wypady do drogich restauracji itd. Jednak starszy pan szykuje dla niego coś innego...

Co mianowicie? Postanawia podarować Jasonowi kilka darów, bezcennych darów, które tak naprawdę mają Jasona nauczyć pokory, zrozumienia dla innych, poznania wielu życiowych, ważnych wartości m.in
- Dar pracy ; bez pracy nie ma kołaczy. Człowiek jest naprawdę człowiekiem, kiedy ma jakieś zajęcie, pracę. Uczy się dyscypliny, samozaparcia, dążenia do celu. Nie można przecież wiecznie żyć nic nie robiąc, zabawiając się i żyjąc w wiecznym ''raju''.
- Dar pieniądza ; bez pieniędzy nie da się żyć, ale też pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero, kiedy straci się je zaczyna się inaczej postrzegać świat no i ludzi.
- Dar przyjaźni ; każdy potrzebuje przyjaciela, a jeśli nie przyjaciela to kogoś bliskiego, z kim można by zawsze porozmawiać. Uczymy się w ten sposób oddania drugiej osobie, troski o nią i altruizmu, poświęcamy się jej i sami czujemy się przez to kochani. Bo robimy coś dla kogoś...
- Dar nauki ; nauka jest bardzo ważna, trzeba zdobywać wiedzę, poznawać świat i osoby, które go zamieszkują. Bez jakiejkolwiek nauki jesteśmy niezwykle...głupi;].
- Dar problemów ; nie wiesz o życiu niczego, póki wszystkiego nie stracisz. Czasami trzeba pocierpieć, żeby odkryć w sobie siłę do walki z przeciwnościami losu.
- Dar rodziny ; rodzina jest najważniejsza. Jest taką ostoją, kolebką życia domowego, to tutaj uczymy się kochać i szanować. Winniśmy szanować przede wszystkim swoich rodziców, bo to dzięki nim jesteśmy i żyjemy.
- Dar śmiechu ; śmiech to zdrowie!:), bez śmiechu byłoby szaro i buro w życiu. Tak więc śmiać się jak najczęściej!!!^^
- Dar marzeń ; być wolnym jak ptak i zacząć spełniać swoje marzenia! Może uda się jeszcze przy okazji spełnić czyjeś...?:)
- Dar dawania ; żyjemy w świecie, w którym uwielbiamy brać, ale nic nie dawać od siebie. Najwyższy czas zrobić jakiś dobry uczynek, dać pieniążka biednemu, dać kanapkę komuś głodnemu, po prostu dać coś od siebie.
- Dar wdzięczności ; jeżeli już zrobimy coś dobrego, miłego dla jakieś osoby to od razu rosną nam skrzydła i czujemy się z siebie dumni. Nie wolno szczędzić sobie pomagania innym po wielekroć!:)
- Dar dnia ; Trzeba traktować każdy dzień jakby był ostatnim. Dzięki temu czujemy się spełnieni i potrafimy docenić każdą najmilszą chwilkę, każdy momencik i czerpać z niego radość;).
- Dar miłości ; bez miłości nie da się żyć. Trzeba kochać i czuć się kochanym. Życie bez miłości to jak lampa bez oliwy.

Jason uczy się właśnie, że nie pieniądze są tym bezcennym darem. Często się sprzeciwia, buntuje się, nie chce spełniać próśb zmarłego dziadka. Czasami zdarzają mu się różne, mniej lub bardziej wesołe przygody. Sam musi poznać, jak to jest być bezdomnym, bez pieniędzy, podczas jednej z podróży zostaje nawet porwany!

Wszystko to jednak powoduje, że z dufnego, rozpuszczonego egoisty staje się troskliwym, mądrym człowiekiem, który interesuje się innymi ludźmi. Po zdobyciu ogromnej sumy pieniędzy (100 mln. dolarów!) przeznacza je na budowę hospicjum dla chorych na raka dzieci, co jest niezbitym dowodem jego przemiany.

Sam film jest bardzo piękny, momentami zabawny, momentami smutny. Nie raz łezka może się w oku zakręcić. Większość osób uważa, wedle wcześniej przeczytanych przez mnie opinii, że jest przewidywalny...może jest w tym trochę racji, ale myślę, że to nie jest nic złego. Muzyka jest dosyć dobra, dobrze wkomponowuje się w tło, nie wzbudziła jednak szczególnie mojej ciekawości.

Mimo wszystko, film jest nader piękny, wzruszający, poruszający i ma ''to coś'':),

Moja ocena to 8,5/10






sobota, 14 lutego 2015

Wesołych Walentynek!!!:)

No właśnie:). Życzę wam radosnych, pełnych miłości i namiętności, szczęśliwych i udanych walentynek!:).

Słowa te kieruję nie tylko do osób w związku, którym życzę, aby dalej żyły w takim szczęściu, pielęgnowały swój związek i traktowały każdy dzień spędzony z drugą osobą jak Walentynki, lecz także i tym singlom/singielkom jak ja ;] ; aby odnaleźli kiedyś swoją drugą połówkę, zakochali się z wzajemnością, no i znaleźli swoje szczęście:).
Jak już wspomniałam wcześniej, sama jestem singielką i czekam jeszcze na ''tego jedynego''. Stwierdzam jednak, że lepiej jest poczekać dłużej i znaleźć w końcu tego faceta, któremu naprawdę zależałoby na mnie i pokochałby każdą ranę, każdą bliznę, każdą plamę na moim ciele, niż na jakiegoś bufona, który szukałby pretekstu do zerwania i podrywałby inne dziewczyny.
Chyba się ze mną zgodzicie, co?:)

Z okazji tegoż jakże romantycznego święta postanowiłam przygotować listę romantycznych utworów, które mogą wam się przydać podczas jakiejś romantycznej kolacji albo po prostu dla was, do posłuchania i jakoś miło spędzenia tego dnia w samotności:).

Lista ta jest bardzo urozmaicona w gatunki, więc myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie:).

-  A-Teens - I Can't Help Falling In Love
 https://www.youtube.com/watch?v=WICybxYndzA
- ABBA - Lay All Your Love On Me
 https://www.youtube.com/watch?v=K1D9NMadiGo
- Enrique Iglesias - I Finally Found You
https://www.youtube.com/watch?v=f_EiqPp-vBM
- Mans Zelmerlow - Cara Mia
- Miley Cyrus - Adore You
- Hans Zimmer - And Then I Kissed Him 
- John Martin - Anywhere For You
- Elton John - Can You Feel The Love Tonight?
- Cascada - Miracle
- Thomas Bergersen - Colors Of Love <3
- Ellie Goulding - Love Me Like You Do
- Cascada - Everytime We Touch
- Cheryl Cole - Fight For This Love
- Jonas Brothers - Fly With Me
- Harry Gregson - Williams - Fairytale
- Hayden Panettiere - I Still Believe
- Leona Lewis - I See You
- Seal - Kiss From A Rose
- Ariana Grande - Love Me Harder
- Celine Dion - My Heart Will Go On
- Kelly Clarkson - My Life Would Suck Without You
- Nick Murray ft. Juliet Lyons - Aeon
- Lana Del Rey - Once Upon A Dream
- Hans Zimmer - One Day
- James Horner - Rose ( Piano )
- Sofia Karlberg - Crazy In Love
- One Republic - Something I Need
- Enya - The Council Of Elrond
- Howard Shore ft. Liv Tyler - The Houses Of Healing
- Carly Rae Jepsen - This Kiss
- Train - Angel In Blue Jeans
- Savage Garden - Truly Madly Deeply
- Lady Gaga - You And I
- Joe Cocker - You Are So Beautiful
- Lana Del Ray - Young & Beautiful
- Christina Perri - A Thousand Years
- Two Steps From Hell - I Love You Forever
- Two Steps From Hell - Undying Love
- Two Steps From Hell - Colin Frake On Fire Mountain
- Two Steps From Hell - Love & Loss
- Nickelback - Trying Not To Love You
- Two Steps From Hell - Autumn Love
- Two Steps From Hell - Heart
- Two Steps From Hell - Magic Of Love
- Two Steps From Hell - More Than Friends
- Florian Bur - Living

No to chyba tyle, a przynajmniej tyle pamiętam;]. 

Miłego słuchania, kochani!:)

piątek, 13 lutego 2015

Człowiek najbardziej pragnie tego, czego mieć nie może, a nawet tego, czego mu nie wolno...

Myślę, że każdy się z tym zgodzi i nie jest to chyba jakieś wielkie odkrycie!;].

Może się to nawet, w pewnych przypadkach, okazać niezwykle błahe...Ja np. mam alergię na jajko. No i nie mogę sobie zjeść jajecznicy albo zwykłego omleta...mam też alergię na sierść. No i nie mogę mieć psa, o którym marzę od dawna...nie mogę nosić czarnych ubrań, bo mi szkodzą na skórę. No i musiałam połowę szafy wyrzucić, co zrobiłam z ogromnym bólem, bo czarny to był mój ulubiony kolor. Nie mogę nosić sztucznych materiałów. No i nie znajdę sukienki na studniówkę ( o ile pójdę ;] ), bo wszystkie są sztuczne, jak na złość! Nie mogę się malować, bo szkodzi mi to na skórę. No i nie mogę poczuć się zbyt kobieco...Nie mogę kąpać się w olejkach i innych zapachowych kosmetykach, nie mogę się perfumować, nie mogę tego, tamtego...przyjdzie tak wymieniać i wymieniać...aż się robi przykro, doprawdy!

Dzisiaj uzmysłowiłam to sobie jeszcze bardziej, widząc wsiadającą do tramwaju niewidomą z psem ; psa nigdy nie będę mieć, co dla mnie jest bardzo przygnębiające. Tak naprawdę jednak pocieszałam się, że inny jednak faktycznie mają gorzej. Jak to jest nie widzieć świata, wszystkiego co cię wokół otacza? Kolorów, kształtów, ludzi, ich twarzy i min? A może ta pani nie widzi od urodzenia? To w takim razie co to za świat? Nawet nie ma się żadnego wyobrażenia, żadnej koncepcji, czegoś, co ułatwiłoby chociaż wyobrażenie sobie jakiegoś miejsca czy sceny z życia...
A jeśli nawet straciła wzrok w wyniku jakiegoś wypadku czy też komplikacji podczas operacji. To przecież już nigdy nie zobaczy na oczy swoich bliskich, będzie płakać i ubolewać, bo to co dla niej było kiedyś łatwe i stanowiło podstawę życia i jakiegoś szczęścia, już zniknęło. Puff!!! I nie ma...

Ja jednak, słysząc jej głos, pełen radości, spokoju i zadowolenia, stwierdzam, że jeszcze jest NADZIEJA. Może trzeba być głupim, żeby w to wierzyć. Jeśli tak, to faktycznie, wszyscy niewidomi, a także inni niepełnosprawni, w tym też i ja jesteśmy niezwykle głupi ( i nie obrażam tutaj chorych umysłowo ). Wciąż jednak żywię ( mam nadzieję, że żywimy ) swego rodzaju nadzieję, że nadejdzie kres naszych cierpień, że zobaczymy to, co od dawna chcemy zobaczyć, że doświadczymy tej wolności, której od tak dawna łakniemy, a która wciąż nie nadchodzi...ale myślę, że właśnie TA NADZIEJA powoduje, że jakoś jesteśmy w stanie żyć w tym społeczeństwie, pełnym uprzedzeń, wątpliwości i właśnie też dlatego jesteśmy szczęśliwsi od innych. Bo czujemy to szczęście, które wynika z nadziei...

Na początku głupio mi było, gdy zobaczyłam tą kobietę, że patrzyłam na nią ze współczuciem. W istocie, jest jej czego współczuć, przecież ona nic nie widzi!
Teraz stwierdzam, że głupio mi za to, że zrobiło mi się głupio. Przecież to człowiek jak każdy, ale jednak bardziej doświadczony przez życie i przez to szczęśliwszy...no i pełen nadziei.

Ach...tak mi się wzięło na refleksje...jeżeli się ze mną nie zgodzicie nie zdziwi mnie to. Po pierwsze, każdy ma różne zdanie i inny stosunek do świata jak i wszystkiego co w nim zawarte, co raczej jest zrozumiałe. Po drugie, nie każdy jest w jakimś stopniu niepełnosprawnym, żeby wczuć się jakoś w sytuację, co też jest zrozumiałe. Zresztą powodów może być znacznie więcej...



Dzisiejszy dzień, oprócz moich jakże poruszających przemyśleń, przyniósł dosyć wiele pozytywnych, jak dla mnie informacji. Mianowicie będę mieć konsultację z gastrologiem dotyczących dalszych losów mojego polipa woreczka żółciowego w tej samej klinice, więc dwóch lekarzy ( alergologa też ) załatwię od razu, tak więc uda mi się połączyć bez zbędnego leczenia się w innym miejscu, co byłoby dosyć dużym utrudnieniem. Co więcej, sam lekarz - alergolog zaproponował takie rozwiązanie i bardzo mnie to ucieszyło, bo widać, że wreszcie to lekarz interesuje się pacjentem, a nie tylko ile prochów mu przepisać...
No i jako tako leczenie Cyklosporyną przynosi dość dobre efekty, co też jest powodem do radości!

Tak w ogóle stwierdzam, że Kraków jest bardzo ciekawym miastem. Łączy w sobie elementy starości i nowości, i głównie mówię tu o architekturze. Raz jest taki tajemniczy, pełen cichych zakamarków, czasami nawet nieco straszny, a raz taki nowoczesny, pełen życia i codzienności, czego dobrym przykładem jest tumult ludzi pędzących z prędkością światła po Galerii Krakowskiej!:).



Dobra, koniec moich przemyśleń i refleksji...do jutra, gołąbeczki!!!<3

wtorek, 10 lutego 2015

''Music makes you braver''

''Muzyka czyni cię odważniejszym'':). Myślę, że każdy się ze mną zgodzi;]. Jest to tak jakby hasło przewodnie grupy ''Two Steps From Hell'', czyli mojego ulubionego zespołu:).

Opowiem wam nieco o ''nich'', gdyż słucham ich utworów najczęściej, są bardzo uniwersalne, co pokrótce wam przedstawię:), no i są właściwie...wszędzie!:).

No to zaczynam...

''Two Steps From Hell'' jest tak właściwie wytwórnią muzyczną, zajmującą się produkcją oprawy muzycznej głównie do zwiastunów filmowych ( np.''Harry Potter i Zakon Feniksa'' ) oraz zwiastunów gier komputerowych ( np.''Mass Effect 2'' ). Ich muzyka również jest wykorzystywana w reklamach czy spotach telewizyjnych. Firma ta została założona w lutym 2006 r. w Santa Monica ( Kalifornia ). W swoich aranżacjach wykorzystują chór, sławne orkiestry oraz angażują muzyków z całego świata. Głównym autorem muzyki jest Thomas J. Bergersen.
Popularność ''trailer music'' wynikała z...piractwa internetowego! Coraz więcej ludzi, interesując się tą muzyką, dzieliło się na forach internetowych albumami niedostępnymi w publicznej sprzedaży. W ten sposób, pod wpływem nacisku fanów, ''Two Steps From Hell'' wydało pierwszą płytę zatytułowaną ''Invincible'' w 2010 r. A oto okładka płyty ;





Tak wygląda ich logo;
A tak wygląda Thomas J. Bergersen:). 

Moja przygoda z ''Two Steps From Hell'' zaczęła się...sama nie pamiętam;], parę lat temu, w gimnazjum. Wszystko zaczęło się od zwiastunu ''Saga Zmierch ; Przed świtem cz.1''. Muzyka w tle bardzo mnie zafascynowała no i potem zaczęłam coraz bardziej żyć nowo odkrytym przez mnie gatunkiem muzycznym.

Na wstępnie wspomniałam, że muzyka ta jest bardzo uniwersalna. Co to znaczy? To bardzo proste ; Jest wesoła, energiczna, żywa ( np. ''Norwegian Pirate'' ) ; może też być smutna, żałobna, przygnębiająca ( np. ''Love Suspended'' ), może być straszna! ( np. ''Darkxis ), romantyczna ( np. ''Undying Love'' ), patetyczna i wzniosła ( np. ''Heart Of Courage'' ), jak i taka batalistyczna ( np. ''Moving Mountains'' ) itd. itp.! Można by wymieniać cały dzień!:).

Jedyne, do czego ewentualnie mogłabym się przyczepić, to długość niektórych utworów. ''The Truth Unravels'' albo ''Red Omen'' mogłyby być nieco dłuższe;]. Na szczęście na YT jest wiele remixów i edycji rozszerzonych, więc jakoś można to przeboleć;].

Ja uważam, że ta muzyka jest naprawdę prze - pię - kna!!!, różnobrzmiąca, bogata w każdy dźwięk, porusza wyobraźnię i emocje...myślę, że każdy znalazłby coś pod swój gust:). Ja np. uwielbiam te utwory z rodzaju wesołych, romantycznych i takich, co raczej kojarzą się z przyrodą, naturą. Są też tacy, co wolą batalistyczną i patetyczną! Dodam, dla zachęty, że często wytwórnia ta łączy w sobie nowoczesność z klasyką. W niektórych np. są elementy dubstepu, rocka, metalu, housa. Czasami można usłyszeć instrumenty albo głosy charakterystyczne dla jakiegoś kraju np. Japonii czy tam Afryki;]. ( W kolejnych postach będę wam to ''udowadniać'';], oczywiście nie tylko ''TSFH''. Urozmaicę wam też czas i będę też pokazywać różne gatunki, jak i wykonawców ).

Nagrali mnóstwo płyt, same okładki są naprawdę ciekawe:).

A teraz dosyć gadania, czas na muzykę!:), zacznę od chyba najbardziej znanego utworu ''TSFH'', który towarzyszył piłkarzom wchodzącym na murawę boisk EURO 2012 w Polsce i na Ukrainie.

 https://www.youtube.com/watch?v=LRLdhFVzqt4

Miłego słuchania!!!:)





poniedziałek, 9 lutego 2015

Nożyce zamiast rąk, czyli...

Czas przerwać tą smętną atmosferę, która pewnie wytworzyła się po przeczytaniu mojego ostatniego postu. Dziś przedstawię wam film pt.''Edward Nożycoręki'':).


Reżyseria ; Tim Burton
Scenariusz ; Tim Burton, Caroline Thompson
Premiera ; 06.12.1990 (świat)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Johnny Depp, Winona Ryder, Dianne Wiest
W pozostałych rolach ; Anthony Michael Hall, Kathy Baker
Nagrody ; BAFTA Najlepsza scenografia Bo Welch
                  Saturn Najlepszy film fantasy
                  Hugo Najlepsza prezentacja dramatyczna Caroline Thompson, Tim Burton


Film ten opowiada o chłopcu - cyborgu, stworzonym przez pewnego naukowca. Ten jednak po pewnym czasie umiera, niestety nie kończąc swojego dzieła. Chłopiec więc zamiast dłoni ma nożyce. Wiele lat żyje i mieszka w opuszczonym zamczysku, z dala od ludzi, obserwując jedynie ich życie z okna i pielęgnując ogród swojego pana.

Pewnego dnia, zrezygnowana konsultantka Avon (Dianne Wiest), nie mogąca sprzedać ani jednego kosmetyku, próbuje swoich sił i odwiedza stary zamek. Poznaje tam wówczas Edwarda (Johnny Depp) - nieśmiałego i samotnego chłopca, którym postanowiła się zaopiekować. Pozwala mu zamieszkać w swoim domu , daje mu ubrania, próbuje ''zasłonić'' różnymi kosmetykami stare i nowe blizny Edwarda, które sam, chcąc nie chcąc, sobie czyni swoimi nożycami. Sąsiedzi (a raczej sąsiadki), które uwielbiają wściubiać nos w nieswoje sprawy i plotkować, chcą koniecznie poznać nowego gościa. Na wspólnym grillu Edward poznaje mnóstwo ludzi, ukazuje się wówczas jego talent - umie przepięknie ścinać krzewy w rozmaite kształty, postacie, figury. Każdy prosi go o pomoc, a później to już Edward staje się fryzjerem psów, a nawet ludzi! Chłopiec zyskuje sławę, staje się popularny i lubiany. Czy jednak aby na pewno??

W tym czasie poznaje również córkę przesympatycznej konsultantki - Kim (Winona Ryder). Zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia! Ona na początku uważa go za dziwaka, boi się go i nie ukrywa tego...Edwarda postanawia wykorzystać chłopak Kim, gdyż potrafi on otwierać zamki do drzwi bez użycia kluczy, więc jest idealna okazja do kradzieży...

Chłopiec ląduje w więzieniu, flirtuje z nim jedna z sąsiadek, rani przez przypadek samą Kim i jej braciszka. Spotkało go dosyć wiele przygód, odkąd opuścił zamek...o nich dowiecie się sami oglądając osobiście ''Edwarda Nożycorękiego'':).

Hmmm...myślę, że film ten jest wart obejrzenia:). Są momenty komiczne, np. gdy Edward próbuje jeść kolację i nie może sobie trafić do buzi albo jego pierwsza noc na łóżku wodnym;]. Są też również momenty smutne, kiedy trafia do więzienia albo nie potrafi przytulić Kim, bo wie, że znowu ją zrani...

Co prawda efekty specjalne nie są jakieś powalające, sama krew wygląda jak sok z truskawek...;], ale muzyka za to dodaje taki specyficzny, tajemniczy klimat...Ta tajemniczość właśnie to charakterystyczny element w filmach Tima Burtona, czy to w ''Edwardzie...'', czy w ''Gnijącej pannie młodej'' albo ''Charliem i fabryce czekolady'' lub ''Sweeniem Toddzie...''. Przykładów tu można podawać bardzo wiele!

Od początku filmu aż do końca przedstawione są losy Edwarda, jego miłości i braku umiejętności rozróżnienia dobra od zła (co widać ewidentnie w scenie włamania, kiedy zgadza się to zrobić dla Kim albo gdy ratuje chłopca i kaleczy go w twarz, bo chce sprawdzić czy on żyje). Ja jednak dopatruję się tutaj również wielkiej roli jaką odgrywają tutaj...sąsiedzi! To oni (a raczej one;]) wciąż do siebie wydzwaniają, plotkują, wałęsają się koło Edwarda...uśmiechnięte, radosne, podlizują mu się, żeby za darmo popodcinał krzewy, podstrzygł grzywkę psu, zrobił im oryginalną fryzurę. Jedna z nich nawet próbuje go uwieść! Jednak w rzeczywistości traktowały go jak odmieńca, który za darmo może spełnić każde ich polecenie, a potem boją się go, bo faktycznie jest on niebezpieczny! Niezwykle wkurzały mnie te kobiety, ale może tak właśnie miało być?

Edward to po prostu nieśmiały, wrażliwy (co wskazują piękne rzeźby jakie tworzy zarówno tnąc rośliny jak i lód), samotny, naiwny, co doprowadza go do wielu szczęśliwych lub mniej szczęśliwych przygód i troszkę niezdarny chłopiec:). Podkreślę, że zagrał go niezwykle utalentowany aktor, często dosłownie zmieniający swe oblicza Johnny Depp, a jego ukochaną Winona Ryder, co jest wielkim atutem!

Reasumując ; moja ocena tego filmu to 8/10:)).


niedziela, 8 lutego 2015

Moja walka z samą sobą!

Powiedziałam w poprzednim poście, że opiszę wam co nieco o mojej chorobie. Prawdę powiedziawszy nie da się tego opowiedzieć w jednym poście dlatego, że jest to temat bardzo obszerny, a sama postać choroby zmienia się wraz z wiekiem. Samej mnie czasami ciężko jest przypomnieć sobie pewne istotne fakty. Opowiem więc wam jak to było, gdy byłam szkrabem i jak zaczął się mój koszmar...

Na początku było dobrze, wręcz rewelacyjnie! Jak byłam bobaskiem pojawiły mi się plamy na policzkach, ale to było nic. Okazało się, że mam AZS, ale przez pierwsze 10 lat mojego istnienia na Ziemi było znośnie. Miałam z reguły pęknięcia skóry w takich miejscach jak uszy, nos, kąciki ust. Najczęściej też pogorszenia w zgięciach kolan, rąk. Nadgarstki do tej pory mam w kiepskim stanie, skóra już jest taka zmęczona, że przypomina skórę słonia. Wyobrażacie sobie?? Chodziłam do dermatologa, często wystarczyła odrobina sterydu ( w maści albo kremie ), żeby przez 3 dni śladu nie było. No ale, jak każda choroba, często miałam nawroty. Raz w kącikach ust pojawiły mi się białe kropki, troszkę wyglądające jak kaszaki albo pryszcze. Okazało się, że przez ciągłe tarcie skóry ( robiłam to machinalnie, często swędziało ) wdarło się zakażenie i dostałam silniejsze leki. Brałam też doustnie Zyrtec w tabletkach. Wyglądałam jakby mi się usta rozrastały! W każdym razie było dobrze, mogę też śmiało powiedzieć, że było rewelacyjnie. Patrząc oczywiście z perspektywy czasu...

Mój koszmar zaczął się jeszcze w podstawówce. Miałam 12, może 13 lat. Piąta albo szósta klasa, dokładnie to już nie pamiętam...w szkole zaczęto rozdawać darmowo kartoniki z mlekiem i dnień w dzień zaczęłam pić sobie w domu kakałko^^! No i zaczęło się...na początku to zachorowałam. Grypa albo przeziębienie, a ja, z głupią ambicją czy nawet nie wiem jak to nazwać, poszłam do szkoły, chociaż rano o mało nie zemdlałam! Pamiętam do dziś ten ranek...pojawiły mi się pierwsze plamy, całą twarz miałam spuchniętą i nabrzmiałą. Koledzy i koleżanki patrzyli się na mnie z przestrachem i trwogą...te ich spojrzenia...jeszcze to pamiętam...pojawiły się potem problemy z szyją, zaczęła okropnie swędzieć, a ja drapałam...nie ukrywam, że tak robiłam i do tej pory robię, ten świąd jest nie do wytrzymania...potem zaczęły się problemy ze snem, jednej nocy nawet wrzeszczałam i wiłam się na łóżku jak wąż, bo tak swędziało. Następnie z mamą poszłyśmy do lekarza dermatologa, zrobiono testy pokarmowe, okazało się, że mam alergię na seler, marchew, truskawki no i MLEKO!.

Początki bywają trudne, nie? Ciężko mi było rozstać się z mlekiem, no ale musiałam się pożegnać:(. Ale ( wybaczcie, tak się zdania nie zaczyna;] ), jak można się domyślić, nie był to koniec moich cierpień...Wręcz stawało się coraz gorzej...mama postanowiła, że najwyższy czas wybrać się do innego lekarza – alergologa i próbować odczulać się. Ja tam byłam do tego sceptycznie nastawiona. I miałam rację! Było już gimnazjum, już nie pamiętam która to klasa, ale na pewno 2 i może 3. Odczulałam się 1,5 roku. Polegało to na wszczepianiu alergenów do organizmu tak, aby wywołać tolerancję, po prostu, żeby organizm się przyzwyczaił, uodpornił się. W ogóle to od urodzenia mam też alergię na roztocze kurzu domowego i pleśń ( na to jestem najbardziej uczulona, bo po prostu z tym nie można zerwać, to jest wszędzie, w każdym miejscu, cały czas to wdychasz i dotykasz ; a jedzenie możesz odrzucić, jeżeli wiesz, że ci szkodzi ). Z wielkim żalem mówię od razu, że był to NAJGORSZY i najbardziej stracony okres mojego życia ( jeszcze, bo nie wiadomo co mi los jeszcze szykuje ).

Tu cierpieniom nie było końca...zaczęło się od okropnego swędzenia. Potem pojawiły się plamy, zaczęłam puchnąć znienacka na całym ciele, głównie twarz, szyja, kark, okolica obojczyków i ramion. Węzły chłonne rozrastały mi się do rozmiarów dorodnej śliwki, skóra zaczęła mi pękać i robiły się głębokie, podłużne ''wąwozy''. Z nich ( szczególnie nocami ) wylewała się limfa, lepka i jasnożółta. Czułam, że śmierdzę okrutnie, a nikt poza mną tego nie odczuwał ( oczywiście, nie zawsze ). Moment, kiedy kładłam się spać był najgorszy...nie dość, że śmierdziałam, to jeszcze litrami leciała mi ta limfa, brudząc poszewki i pościel! Taka żółciutka, lepka...czasami zabierałam ze sobą chusteczki albo szmatkę i wycierałam się w nocy. Najczęściej osocze wydobywało się z tyłu uszu, karku, szyi, twarzy, a szczególnie powiek, które później puchły mi tak mocno, że ciężko było mi je otworzyć...i tak dzień w dzień...zdarzały się lepsze dni, atak trwał 5, przerwa 2...to się przesuwało w czasie, przez co łatwo było mi przewidzieć, że będzie gorzej. ( Przypuśćmy czułam ''mróweczki'' na twarzy, bo tak to z reguły się zaczynało, w niedzielę i już w poniedziałek stan zapalny, który ciągnął się do czwartku. W piątek poprawa, która trwała do soboty, a w niedzielę już pojawiły się ''mróweczki'' i koło zamknięte. Wraz z upływem czasu zmieniał się ten cykl. Potem stan zapalny zaczynał się od wtorku i trwał do piątku, potem od środy do soboty itd. ). Spałam tylko 3, może 4h, bo zasypiałam 3h ( wraz z wycieraniem osocza, strzepywaniem łuszczącej się skóry i drapaniem, i płaczem...). Następnie skóra po prostu zaczęła piec pod wpływem smarowania ( które odbywało się 5x dziennie ), a potem niewyobrażalnym bólem. Czuliście kiedyś ból skóry??

Potem były jeszcze większe schodki. Zerwane zostało odczulanie, pani doktor się mnie przestraszyła, bo widziała w jakim jestem stanie. Zostałam odesłana do Rzeszowa. Tam lekarka przypisywała mi parę leków na dzień. Czasami piłam ich po 10 dziennie. Co dziwniejsza, nie chciała zaprzestać odczulania, wręcz przeciwnie – zwiększała mi dawki! Ja nie chciałam już dłużej podlegać temu cholernemu zabiegowi, ale żywiła nadzieję, że tak jak w przypadku innych pacjentów, u mnie też nastąpi poprawa. Akurat!!! Mama nawet próbowała leczyć mnie metodami niekonwencjonalnymi i umawiała mnie na oczyszczanie organizmu z bakterii, grzybów itp. za pomocą jakiegoś urządzenia, które wytwarzało promieniowanie do organizmu zabijające te paskudztwa co we mnie siedziały. Bo co się okazało? Mam w sobie jakiegoś pasożyta!!! Po upływie paru miesięcy, zmęczone ciągłym jeżdżeniem do Rzeszowa, brakiem żadnych konkretnych, pozytywnych efektów, poniekąd też moją depresją i samokrytyką ( popadałam w coraz większe kompleksy ), pojechałam z mamą do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego na Prokocim w Krakowie. Od tamtej pory nastąpiła odwilż...

Byłam tam już 3 razy, jeśli chodzi o sam pobyt w szpitalu. Przez tydzień leczyli mnie zewnętrznie i wewnętrznie, porobili mnóstwo badań, wyczyścili mnie z lamblii, glisty i innych robali. I tak za każdym razem, bo co rusz było lepiej, po powrocie do domu znowu było gorzej...wreszcie po roku, dwóch pani doktór, szanowana docent zaproponowała leczenie cyklosporyną. Jest to lek immunosupresyjny podawany osobom po przeszczepach, aby organizm nie odrzucił wszczepionego mu organu, ale też dla bardzo zaawansowanego AZS jaki mam ja ( ale zaszczyt!!! ). Było to dość ryzykowne podejście, bo było więcej przeciw argumentów niż za, wliczając w to problemy z koncentracją i zaburzenia hormonalne ( które też mam, bo nie mam miesiączek a często mam też powiększoną tarczycę ). Ostatecznie obie jednak zdecydowałyśmy, że czas radykalnie zmienić coś w związku z tym świństwem i zgodziłyśmy się. I nie żałujemy!!!

Jak to wygląda teraz? Cóż...jest zdecydowanie lepiej i to o 70 – 80 %! Nie mam już stanów zapalnych, ale jeśli już to zdarza mi się raz na parę tygodni. Nie łuszczę się już, nie boli mnie skóra, plamy mam już rzadziej. Co więcej, miałam robione dokładniejsze testy, które wykazały, że, o dziwo, uodporniłam się na mleko, ale za to nabyłam alergię na kurze jajka, metale tj. kobalt, nikiel, chrom ( wszechobecne w niektórych naczyniach, sztućcach, metalowych konstrukcjach, nawet w ciuchach! ), mieszankę parabenów ( tu głównie kosmetyki ) no i nie mogę nosić czarnych ( ogólnie ciemnych ) ubrań, co przyjęłam z goryczą, bo czarny to mój ulubiony kolor:(. Coraz lepiej sypiam, w dodatku mam lepszą sytuację z wf – u, gdyż sala gim. oraz siłownia pełne są pleśni i nie muszę już ćwiczyć w takich warunkach.

Oczywiście są też i minusy; teraz, zamiast stanów zapalnych, częściej znienacka pojawiają mi się takie bąbelki, jakby ugryzł mnie komar. Przez taki jeden wyprysk to nawet raz do szpitala poszłam, bo usta miałam jak Angelina Jolie! Są strasznie twarde, barrrdzzooo swędzące, tworzy się taka skorupa i nawet nie można się podrapać, bo to taka jakby tarcza się robi i nie można zaspokoić tego poczucia satysfakcji, kiedy już się podrapie ( co niby powinno być zaletą, ale jakoś tak nie mogę!!;/ ). Poza tym muszę co miesiąc dawać krew do pobierania ( wcześniej to było co tydz., ale teraz jest nawet lepiej, bo u mnie skierowania wydają raz na rok, potem płacę z własnej kasy ), mierzyć ciśnienie. W dodatku często zasypiam w szkole;]. No i bywam często rozkojarzona...w każdym razie patrząc na liczbę plusów i minusów, plusy przeważają i niezwykle się z tego cieszę!:), mam jednak wrażenie, że im mniejsza dawka cyklosporyny, tym częstsze mam ataki...ale wolę nie martwić się na zapas:)).

Wszystko to, co tu opowiedziałam jest i tak wielkim uproszczeniem, bo sama nie jestem w stanie przypomnieć sobie każdego szczegółu, a z drugiej strony nie chcę też was zanudzić:). Chcę po prostu pokazać wam, że z pozoru jakaś alergia czy takie AZS może naprawdę wykończyć, ale też dzięki niej czuję się dojrzalsza ( przynajmniej od moich rówieśników;] ), silniejsza i pewna, że zawsze może być gorzej!;] Albo lepiej...<3

PS. Pokazałabym zdjęcia, jak wygląda skóra, ale są one nieco drastyczne, obrzydliwe, więc oszczędzę wam nieprzyjemnych wrażeń;].

sobota, 7 lutego 2015

O czym będę pisać...?

No właśnie, o czym będę pisać?:). Długo myślałam, czym wzbudziłabym waszą ciekawość i co byłoby warte uwagi...myślę, że najlepiej to opiszę w punktach;

  1. MUZYKA – jest to temat na pewno powszechny, wszystkim doskonale znany. Każdy słucha muzyki, czy to w domu, ucząc się, czy też jadąc do szkoły/uczelnię, czy też po prostu dla relaksu, uprawiając sport itp. itd. Ja postanowiłam przedstawić wam moje propozycje ze wszystkich gatunków jakie ja znam, słucham, lubię, kocham, szanuję, toleruję;]. Uwzględniam tu m.in. ; rock, pop, house, trance, alter-native, classic, trailer music, muzyka filmowa, R&B, soul, ballad, instrumental no i pochodne każdego z nich, jeżeli owe są;]. Wiadomo, nie jestem profesjonalnym muzykiem, ale czasami warto komuś przybliżyć kawałek swojego świata, zwłaszcza, że niektórym ciężko znaleźć jest jakieś oryginalne, ciekawe, ''wpadające w ucho'' kawałki zwłaszcza, że jesteśmy zalewani muzyką z radia, która dla mnie osobiście jest identyczna!
  2. FILMY – czyli również coś powszechnego i znanego w naszym życiu:). Ja głównie fascynuję się filmami typu fantasy, przygodowe:), ale nie gardzę thrillerami, horrorami, komediami i innymi. Będzie to tak wyglądać, że opiszę wam dany film w miarę własnymi słowami i własną krótką recenzją/refleksją. Coś dla tych, którzy się nudzą albo szukają czegoś wartego ''zalukania'':).
  3. BIŻUTERIA I RYSUNKI – są to również moje pasje i hobby, którym poświęcam dużo czasu, zwłaszcza tym drugim;]. Tu głównie będę prezentować zdjęcia i wymagać nieco waszej opinii, czy nie zmienilibyście czegoś, nie poprawilibyście, co o tym sądzicie itd. Wiedzcie, że nie oczekuję cukierkowych komplementów ''super, bardzo fajne'', ale także nieco krytyki. To mnie motywuje:).
  4. ZDROWIE – nie mówię tu o tym, jak schudnąć, jak ćwiczyć mięśnie brzucha itd. Tak się składa niestety, że choruję na przewlekłą chorobę, jaką jest AZS, czyli atopowe zapalenie skóry( o podłożu alergicznym, o którym też tu co nieco opowiem ) . Opiszę to w skrócie ; skóra jest sucha, brak płaszcza lipidowego – swędzi, no i w konsekwencji , drapię się;/ - stan zapalny ( plamy na skórze, strupy, ropnie, głębokie rany ) - łuszczenie i to bardzo obfite – powolne gojenie się ran – skóra znowu robi się sucha. To tak mniej więcej, postać choroby się zmienia, ale mechanizm jest mniej więcej ten sam od. 3 roku życia, teraz mam na całym ciele i twarzy, wcześniej miałam tylko miejscowe pęknięcia skóry. Ironia losu, co?! W każdym razie tutaj będę opisywać moją walkę z tym świństwem. Jak to wyglądało kiedyś, jak to wygląda teraz. Chcę tutaj dawać wam nadzieję, że czasami inni mają od was gorzej, że czasami los obdarzył nas czymś, z czym po prostu trzeba walczyć i nie ma się innego wyjścia. Może się wydawać, że to zwykła alergia, nic takiego. Ja wam jednak powiem, że to nie bułka z masłem. To choróbsko jest moim przekleństwem, tak jak zaczyna być przekleństwem innych ludzi, przede wszystkim dzieci i to tych nawet jeszcze w brzuchu matki. Żeby nie być gołosłownym opiszę wam to w kolejnym poście.
    Od razu mówię, jeżeli ktokolwiek ma AZS lub po prostu problem z nadwrażliwą, suchą skórą mogę podawać nazwy kremów, bez parabenów, bezzapachowych, łagodnych, nawilżających, które może wam pomogą:). 
     
Oczywiście, w miarę rozwoju tego mojego zacnego bloga pojawią się pewnie nowe kategorie, także to tak na razie wstępnie mówię:).

Jeżeli macie pytania, chętnie odpowiem:). Ja mam to do siebie, że jestem szczera do bólu, także możecie liczyć na moje szczere zdanie:). Jeśli macie jakieś propozycje, chętnie się o tym dowiem, także piszcie! No i zapraszam:)). Miłego dnia!!!

PS; Przepraszam za niektóre błędy językowe czy też inne, jestem dyslektykiem i staram się jakoś, żeby to się czytało w miarę przyjemnie:).

piątek, 6 lutego 2015

Mój nowy świat!

Witajcie!!!:)

Jest to mój pierwszy wpis na blogu i mam nadzieję, że nieostatni, bo ja często coś zaczynam, ale często też nie kończę;].

Pozwólcie, że krótko się przedstawię, a w kolejnych postach opowiem wam mniej więcej o czym będę pisać tak, żebyście wiedzieli czy zaspokoję waszą ciekawość, czy też w ogóle zainteresuje was ta tematyka!:).

Jestem Natalia, mieszkam w Mielcu w woj. podkarpackim. Mam 17 lat i w listopadzie będę już ubiegać się o dowód osobisty, co nie znaczy, że cieszę się z nowego miana ''bycia dorosłą'', no ale o tym może innym razem;]. Chodzę do liceum, profil językowo – ekonomiczny, przy czym ja jestem bardziej ta ''językowa'';], uwielbiam niemiecki i angielski ( chociaż z tym drugim to w szkole za bardzo nie przepadam ze względu na sposób prowadzenia lekcji i samą nauczycielkę, ale to już trochę z innej beczki;] ).

Jeśli chodzi o moje hobby i pasje to są one ściśle związane z tym, co będę tutaj upubliczniać. W następnym poście pokrótce opowiem wam, o czym będę pisać i jak to wszystko będzie wyglądać:). Pozdrawiam gorąco i zapraszam!!!:).