piątek, 20 kwietnia 2018

Najlepsi złoczyńcy w Kinowym Uniwersum Marvela!

Witajcie, kochani:)

O wiele prościej jest przyszykować listę ulubionych złoczyńców Kinowego Uniwersum Marvela niż protagonistów. Poważnie. Mam tak wielu ulubieńców-bohaterów, że katorgą i męką byłoby przygotowanie topki i wskazanie kto na jakim miejscu być powinien. Raz jest to Spider-Man, raz jest to Iron Man, raz jest to Black Panther (tak, to właśnie teraz), a jeszcze kiedy indziej Kapitan Ameryka czy Rocket Racoon. Pisałam kiedyś nawet tutaj posta z moją topką dziesiątką ulubionych filmowych herosów Marvela, ale teraz już się z nią totalnie nie zgadzam.

Z villainami sytuacja jest o tyle prostsza, że Marvel ma troszkę kłopoty z kreacją ''tych złych'' (choć trzeba przyznać, że od jakichś 2 lat się poprawili). Często antybohaterowie są płascy, mają kiepskie motywy działań, żałosny plan podboju świata lub jego zniszczenia i nic poza tym. Władza albo zagłada świata to są najczęściej powtarzające się pobudki złoczyńcy. Generalnie to często zdarza się też, że antagonista jest krzywym odbiciem superbohatera, czyli ma zbliżone moce, zdolności lub ekwipunek, np. AbominationWhiplash, Yellowjacket czy Kaecilius. No i generalnie za każdym razem wygrywa heros, no bo jak mogłoby być inaczej? W związku z przewidywalnym i oklepanym scenariuszem złoczyńcy, Marvel nie może się pochwalić nadmierną ilością ikonicznych czy też tkwiących w pamięci świetnie wykreowanych złoli. Co nie oznacza, że wcale takich nie ma. Powiem nawet, że jest ich kilku i pokusiłam się o zrobienie tej mojej top ten.


PS. Nie uwzględniam tutaj serialowych złoczyńców, gdyż nie obejrzałam jeszcze wszystkich telewizyjnych produkcji na czele z Agents of S.H.I.E.L.D. (shame on me). Ponadto jest to moja osobista ocena i macie prawo się z moim wyborem poszczególnych miejsc nie zgadzać. To wolny kraj (dah). Także proszę o wyrozumiałość i bez żadnych hejtów tutaj, bo Vombelka usuwa. Zaczynam!


10). Crossbones


Szczerze? Mogłam tutaj dać kogoś, kto miał większy udział w filmie. Mogłam wybrać Justina Hammera, mogłam wybrać Aldricha Killiana czy nawet Alexandra Pierce'a lub tego plastusiowatego Ronana. Zamiast tego dziesiąte miejsce u mnie przypadło Brockowi Rumlowowi a.k.a. Crossbonsowi, granego przez Franka Grillo. Pierwszy raz agent Rumlow pojawił się w Kapitan Ameryka; Zimowy Żołnierz, a później już w masce w Kapitan Ameryka; Wojna Bohaterów. Z pozoru pracujący dla T.A.R.C.Z.Y. tak naprawdę służy Hydrze i jest zaciętym wrogiem Kapitana Ameryki. 

Jego rola w obu filmach jest raczej mała i drugorzędna. Tak właściwie to żałuję, że miał tak mało do powiedzenia i już raczej się nie pojawi (tak przynajmniej wynika z filmu). Zapowiadało się na bardzo porządnego złoczyńcę. Choć nie ma żadnych nadnaturalnych zdolności, tak coś w sobie ma, co sprawiło, że musiałam go uwzględnić w mojej liście. Być może ukaże się w jakichś flashbackach, byłoby miło. 

09.) Ulysses Klaue


Kolejny villain, któremu zdecydowanie poświęcono za mało czasu i kolejny, który naprawdę wywarł na mnie ogromne wrażenie. Może też po części, że gra go Andy Serkis. Klaue pojawił się w dosłownie jednej, dwóch scenach w Avengers; Czas Ultrona oraz ostatnio w Black Panther. Andy jest niesamowitym aktorem, według mnie trochę niedocenianym, a w roli przemytnika i największego wroga Wakandy spisał się na medal. Pełen charyzmy, poczucia humoru i takiego szaleństwa w oczach naprawdę wzbudza strach i podziw, ale w pewnych momentach również bawi, zwłaszcza w drugim jego występie. Szacun!

08.) Red Skull


No dobra. Czerwona Czaszka (Kapitan Ameryka; Pierwsze Starcie) ma zbliżone zdolności do Kapitana Ameryki, jest jego krzywym odbiciem i chce zniszczyć świat, ale kreacja Hugo Weavinga po prostu rozwaliła mnie na łopatki. Jako stworzyciel najpotężniejszej organizacji terrorystycznej, z którą Kapitan będzie toczył wojnę w kolejnych filmach, okazuje się być naprawdę niebezpiecznym oponentem, gotowym na wszystko. Nie boi się zabijać, a jego fascynacja magią i mitologią sięga szczytu, gdy chwyta się za niebezpieczną broń Odyna. Żywię nadzieję, że się jeszcze pojawi, bo to, że dotknął Tesseractu nie oznacza, że zginął. Równie dobrze mógł się teleportować, bo do tego służy Sześcian. 

07.) Ultron


Ultron (głos Jamesa Spadera), czyli robot-program stworzony przez Tony'ego Starka w filmie Avengers; Wiek Ultrona, który w założeniu miał służyć dobru i strzec Ziemi przed kosmitami. Coś jednak nie wyszło, a Ultron chce zniszczyć nie tylko swojego stwórcę, lecz całą ludzkość. Cóż, oklepany motyw, owszem, ale nie zmienia to faktu, że jest dość potężnym wrogiem do wytępienia. Nie dość, że jego ciało jest zbudowane z vibranium (najtwardszego i najlżejszego metalu na Ziemi), to jeszcze podróżuje przez internet. A jak masz dostęp do wszystkich kodów i danych na całym świecie... no to nie jest dobrze.

Dodatkowo Ultron ma niesamowitą prezencję. Poza potężnym pancerzem i groźnymi oczami, króluje również jego głos, sposób mówienia, postawa. Potrafi być dowcipny i... ludzki. Denerwuje się, boi, ma sporą wiedzę na temat ludzkiej psychiki, można rzec. Bardzo ujęła mnie kreacja Ultrona i kto wie? Może wciąż istnieje? Nie pokazano sceny, gdy Vision faktycznie go unicestwia. Jest szansa, że Ultron powróci!

06.) Zemo


Ten pan jest wyjątkowy. Wystąpił w Kapitan Ameryka; Wojna Bohaterów. Po pierwsze, nie ma żadnych, ale to żadnych supermocy ani zdolności. To zwykły człowiek po dramatycznych przejściach. Po drugie, nie nosi żadnego kostiumu, pancerza ani nic z tych rzeczy, co oznacza, że nie kryje się. Po trzecie, gra go utalentowany Daniel Brühl. Po czwarte, jest niezwykle sprytny, inteligentny, posiada wojskowe doświadczenie, które potrafi wykorzystać w mądry sposób bez używania siły fizycznej. Jest brutalny, nieprzewidywalny, zdeterminowany, by osiągnąć swój cel. A jego celem jest zniszczenie Avengersów. I to nie tak jak próbowali to zrobić jego poprzednicy, czyli w sposób bezpośredni i siłą, lecz tak, by przyjaciele i sojusznicy rzucili się na siebie nawzajem. Plan się niestety powiódł, a konsekwencje jego czynów tak bardzo wpłyną na kolejne filmy. Nic już nie będzie takie samo. Taki, można powiedzieć, marny człowiek, porównując z bogami, robotami, ulepszonymi ludźmi czy kosmitami, a jednak dokonał czegoś, czego jego poprzednicy nie byli w stanie. 

05.) Ego The Living Planet




Prawdę mówiąc, wahałam się kogo postawić na tym miejscu. Albo Ego, albo Vulture, ale jednak Ego wylądował tutaj. Ego (Strażnicy Galaktyki vol. 2), grany przez legendarnego Kurta Russella, jest żyjącą planetą, najstarszą formą życia w galaktyce. Poczuł się samotny, tak więc upatrzył sobie matkę Quilla jako swoją życiową partnerkę i spłodził syna, po czym ją opuścił. Brzmi brutalnie? Będzie jeszcze brutalniej. Miał mnóstwo kochanek, z którymi chciał mieć potomstwo, które z kolei miałoby jego kod genetyczny i byłoby zdolne do tworzenia planet na jego podobieństwo. Tym dzieciom, które nie posiadły zdolności Ego, on sam zabijał, a w głowę matki Quilla umieścił guza, by pozbyć się problemu. Quill, jak się okazuje, nie zginął, bo okazał się być tym silnym genetycznym ewenementem. Sprytne, co nie?

Na początku naprawdę uwierzyłam, że Ego jest tym dobrym tatuśkiem, który chce odpłacić swoje winy i nadrobić zaległości ze swoim synem, spędzić z nim czas i nauczyć go, kim tak naprawdę jest. W momencie kiedy wypowiedział to zdanie, co się znajduje wyżej, szczena mi opadła. Kreacja Ego jest naprawdę jedną z najlepszych, a Kurt spisał się w swojej roli znakomicie. Stanowił ogromne wyzwanie dla Strażników Galaktyki, a jego pozorna troska i miłość to była jedna wielka fikcja. Genialny złoczyńca, którego chciałabym jeszcze zobaczyć, choć zapewne nie ma szans...

04.) Vulture




Niech Was nie zmyli straszna maska. Pod kaskiem znajduje się Michael Keaton! Adrian Toomes a.k.a. Vulture nie chce zniszczyć świata ani zdobyć władzy. Jest złodziejem i kradnie szczątki pozaziemskiej broni po bitwach Avengersów. Aby osiągnąć swój cel nie waha się zabić. Wszystko po to, by chronić swoją córkę i żonę. Nie robi tych wszystkich okrutnych rzeczy z chorej satysfakcji czy ambicji. Chce po prostu zarobić pieniądze dla swojej rodziny, która jest dla niego całym światem. 

Bogaci mają wszystko co tylko dusza sobie zapragnie. Nie wszystkim jednak dane jest życie w luksusach. On sam musi kraść i sprzedawać broń na lewo. Gdyby nie świat, który go stworzył, Vulture by nie istniał. Vulture to naprawdę świetnie wykreowany złoczyńca. Czuję, że to nie koniec jego historii. 

03.) Hela




Niestety Hela to jedyna kobieta na tej liście. O mamuniu, Cate Blanchett w roli Heli (Thor; Ragnarok) to jest istne spełnienie marzeń. Co prawda nie przepadam za tą aktorką, ale w roli Bogini Śmierci sprawdziła się fenomenalnie. Jest straszna, okrutna, bezwzględna i potężna. Sama jedna pokonała całe asgardzkie wojsko, a wielki braciszek Thor nie jest w stanie jej pokonać. Jej mowa, gesty, sposób bycia, ruszania się i ogólna prezencja to jest po prostu aktorski majstersztyk.

Motywy Heli nie są jakieś odkrywcze. Chce zdobyć moc z Asgardu i zlikwidować każdego kto stanie na jej drodze, ale jej wdzięk i groza sprawiają, że włos jeży się na głowie i ze strachu, i z podziwu. Mam nadzieję, że to nie koniec zabójczej Heli, bo oglądanie jej w kinie było istną rozkoszą. No i ten jej wygląd, wow!

02.) Killmonger



Michael B. Jordan był kiedyś Human Torchem. Teraz stał się Erikiem Killmongerem (Black Panther). To jedna z najlepszych kreacji złoczyńcy jaką kiedykolwiek widziałam. Ma swój plan, dąży do celu po trupach, wie czego chce i jak chce to zdobyć. Z pozoru kolejny maniak i nieustraszony zabójca jest niejako związany z Wakandą oraz samym Black Pantherem. Jego historia jest tragiczna, smutna, przeszywająca i dająca naszemu protagoniście sporo do myślenia. Killmonger przeżył w życiu piekło, które jest poniekąd winą wcześniejszych pokoleń Wakandy i owocem źle podjętych decyzji. Ponadto sam fakt, że pokonał Czarną Panterę w uczciwym pojedynku mówi samo przez się. 

Szczerze mówiąc, nigdy nie wzruszyłam się tak mocno jak w końcowej scenie przy zachodzie słońca. Historia Killmongera mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Żal mi tego pana i tak bardzo chciałabym jeszcze móc go kiedyś ponownie zobaczyć! Brawo za wspaniałą kreację dla Michaela. Kłaniam się!

01.) Loki


You didn't see that coming, did ya? Chyba nie byłabym sobą, gdybym nie dała Lokiego na pierwszym miejscu. Tom Hiddleston po prostu zmiażdżył tę rolę. Jako bóg psot i oszustw spisał się genialnie i nie widziałabym nikogo kto mógłby przedstawić tą niezwykłą trójwymiarowość inaczej niż pan Hiddleston. Loki pojawił się w każdym filmie o przygodach Thora oraz w Avengersach

Serio, Loki zalicza się już do kultowych i ikonicznych postaci. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że jego fandom jest większy od fandomu Thora. Syn Laufey'a, lodowego olbrzyma, zazdrosny o brata i zrozpaczony tym, że przez całe życie go okłamywano, postanowił obrać ścieżkę zła. To on przerwał koronację braciszka, to on sprowadził wrogie armie do skarbca, to on okłamał Thora. Potrafi bez trudu odczytywać ludzkie umysły i obracać przyjaciół przeciwko sobie. W końcu to on rozpoczął bitwę w Nowym Yorku i doprowadził do wydarzeń, które na zawsze odmieniły losy Asgardu i Ziemii. Kiedy mu pasuje, pomaga bratu. Kiedy nie, robi to co chce. Nigdy nie wiesz, w którym momencie zdradzi, jakie kroki podejmie. Ponadto, oprócz bycia genialnym manipulantem i strategiem, umie świetnie walczyć, posługiwać się nożami i magią, z której słynie. Jego słowa wrzynają się w mózg, że człowiekowi przyjdzie zgłupieć. 

Loki również jest postacią tragiczną, choć nie chce po sobie pokazywać, że cierpi, że ma coś takiego, co się nazywa powszechnie uczuciami. Ma w sobie pokłady dobra, które skrzętnie zataja sam przed sobą i nie chce ich ujawnić. Im szczelniej ukrywa te pokłady, tym bardziej niebezpieczny się staje. Ciekawi mnie jaką rolę odegra w tegorocznym Avengers; Infinity War


Chciałabym jeszcze wspomnieć o trzech postaciach, których nie uwzględniłam w mojej liście. Dlaczego? Już wyjaśniam.

-Thanos 


Uważam, że to jeszcze nie czas, by uwzględniać go w mojej liście. Owszem, pojawił się kilka razy m.in. w Strażnikach Galaktyki, ale to były krótkie wstawki, scenki, w których się tajemniczo uśmiecha lub siedzi na krześle... Wiadomo, że będzie głównym antagonistą w kolejnych dwóch produkcjach o Avengersach i myślę, że wtedy Thanos (Josh Brolin) wykaże się swoją potęgą i szaleństwem. Dotychczas nie wywarł na mnie szczególnego wrażenia i z niecierpliwością czekam na jego epickie wejście!

-Nebula


Z tą panią (graną przez Karen Gillian) też mam pewien problem. W pierwszej części Strażników Galaktyki służy Ronanowi, jest brutalna, bezwzględna i po prostu be. Chce zabić siostrę i w ogóle jest zła do kości. Czy aby na pewno? W drugiej części poznajemy bliżej jej historię i to jak postrzega swojego okrutnego ojczyma i siostrę Gamorę, z którą tak bardzo chciała się zaprzyjaźnić. Niestety żadnej z nich nie było dane pokochać się wzajemnie... Jaka będzie jej rola w Avengers? Czy przejdzie na dobrą stronę? Czy z Gamorą uda jej się pogodzić? Jaką podejmie decyzję? Czas pokaże.

-The Winter Soldier


Z tym panem mam jeszcze większy problem. Grany przez Sebastiana Stana, Zimowy Żołnierz również zdobył niesamowitą popularność. Przyjaciel Kapitana Ameryki, Bucky Barnes, w latach 40. uległ wypadkowi podczas jednej z misji. Po ponad siedemdziesięciu latach okazuje się, że przeżył i stał się najemnikiem, profesjonalnym zabójcą i ekspertem w dziedzinach walk i szeroko pojętej śmierci. Kwestia jest taka, że Hydra prała mu mózg i Bucky nie jest do końca świadom swoich czynów. Był marionetką w rękach wroga, narzędziem do czynienia zła. Tak się też niefortunnie składa, że to Zimowy Żołnierz odpowiedzialny jest za śmierć rodziców Tony'ego Starka. Bucky Barnes to naprawdę tragiczna postać i mam nadzieję, że będzie miał szanse odkupić swoje czyny. To wciąż jest dobry człowiek, dlatego nie mogę, no NIE MOGĘ zaliczyć go do złoczyńców!


Tak więc prezentuje się moja dziesiątka ulubionych Marvelowych złoczyńców. Co o tym sądzicie? Który/a z nich jest Waszym ulubionym antagonistą? Kto powinien być na pierwszym miejscu? A kogo może wy byście tutaj dodali, biorąc pod uwagę cały dorobek MCU? 

piątek, 13 kwietnia 2018

Jessica Jones - recenzja II. sezonu

Witajcie, drodzy Vombelkowicze:)

Fakt, że obejrzę sezon II. przygód pijanej pani detektyw był nie do podważenia. Pierwszy sezon był bardzo dobry. Porządny złoczyńca, świetna kreacja głównej heroiny i akcja trzymająca w napięciu. Dodatkowo klimat całej produkcji w stylu noir świetnie się sprawdził. Wiedziałam więc, że prędzej czy później zobaczę kolejne trzynaście epizodów. Tym razem nie byłam pewna czego się spodziewać. Nie było bowiem wspomniane kto byłby tytułowym złolem. Ponadto przez tę całą fazę na Czarną Panterę czy zbliżający się wielkimi krokami Avengers; Infinity War troszeczkę mniej się ekscytowałam następnym serialem duetu Marvel/Netflix. Mam też wrażenie, choć mogę się mylić, że i Netlix odpuścił sobie trochę promocję produkcji, ale mniejsza z większym. Czas na drugi sezon! Co u pani detektyw? Jak się sprawuje część druga?


Twórca; Melissa Rosenberg
Premiera; 08.03.2018
Produkcja; USA
Dystrybucja; Netflix
W rolach głównych; Krysten Ritter, Rachael Taylor, Carrie-Anne Moss, Eka Darville, Janet McTeer
W pozostałych rolach; J.R. Ramirez, Leah Gibson, Terry Chen, Callum Keith Rennie, David Tennant


Po wydarzeniach z The Defenders młoda pani detektyw powraca do swojego żywiołu, czyli do pracy jako prywatny detektyw. Z tym też wiąże się chlanie hektolitrów alkoholu oraz seks z przypadkowymi facetami w jakichś spelunach. Za namową swojej przyjaciółki, Trish Walker (Rachael Taylor), Jessica (Krysten Ritter) postanawia zbadać nieco swoją przeszłość, która jest dosyć mroczna. Heroina musi odkryć jak doszło do tragicznego wypadku i w jaki sposób dostała swoją super siłę. Zadanie jednak nie jest proste. Im bardziej Jess zaczyna węszyć i odkrywać kolejne tajemnice, tym więcej przeszkód staje jej na drodze. Czy Jessice uda się rozwikłać zagadkę? Będzie mogła liczyć na pomoc Jeri Hogarth (Carrie-Anne Moss)? Jaką rolę w historii odegra zmarły-acz-wciąż-żywy Kilgrave (David Tennant)?

Jak dla mnie Krysten Ritter w roli sarkastycznej i skrzywdzonej kobiety to był po prostu strzał w dziesiątkę. W każdym jej spojrzeniu czy minie widać, że przeżywa ciężkie chwile. Jessica ucieka w alkohol, przygodny seks czy pracę detektywa, żeby uciec od demonów przeszłości, które nigdy od niej nie odeszły. Tym bardziej teraz, kiedy musi skonfrontować się z mordercą, z którym łączy ją więcej niż niesamowita siła. Postać Jessici czasami wzbudza odrazę. Jak można tak upaść? Jak można swoich najbliższych, którzy są gotowi do pomocy, tak odtrącać i pogardzać? Jak można być tak złośliwym? Z drugiej strony bohaterka wzbudza współczucie i szacunek. Mimo, że przeżyła piekło pod wpływem Kilgrave'a i straciła całą rodzinę, potrafi być pomocna. Jest uparta, ciekawska, nigdy się nie poddaje, choć jak każdy ma swoje gorsze i lepsze chwile. Ma w sobie coś z bohatera, chociaż nie przepada za tym słowem. Cieszę się, że mogę być świadkiem tego jak postać Jess ewoluuje, zmienia się, musi kwestionować często też to w co wierzy. 


Tak samo cieszy mnie rozwinięty wątek nieustępliwej pani prawnik, czyli Jeri Hogarth. Zawsze wygrywa każdą rozprawę, ma wieczny as w rękawie, którego nigdy nie zawaha się użyć, nawet w najbardziej skrajnej sytuacji. Teraz niestety nawet as nie może jej pomóc w walce z nieuleczalną chorobą. Uwielbiam postać pani Hogarth, choć nie należy ona do osób o czystym sumieniu. Ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się ją oglądać i patrzyć jak ona radzi sobie z nowo zaistniałą sytuacją. Ponadto serial ponownie rozwija wątek homoseksualności. Nie boi się pokazania ''tych'' scen. 

No dobra... teraz muszę trochę zjechać niektóre postacie. Na pierwszy ogień idzie Trish. Jejku, jak ona mnie denerwowała! Uparta kobita, która kosztem przeszłości Jess, chce zdobyć sławę. W dodatku znowu uzależnia się od specyficznej substancji, która teoretycznie sprawia, że na jakiś czas staje się silniejsza i szybsza, a w rzeczywistości odbiera jej zdolność logicznego myślenia. Ponadto tak bardzo zazdrości Jessice supermocy, że sama o mały włos głupim eksperymentem doprowadza do własnej śmierci. Trish po prostu w tym sezonie popisała się swoją lekkomyślnością, nieodpowiedzialnością i brakiem umiejętności podejmowania racjonalnych decyzji. Jestem w stanie ją zrozumieć, bo z retrospekcji też można dowiedzieć się, czemu on jest taka jaka jest i dlaczego robi to co robi, ale nie zmienia to faktu, że za każdym razem jak się pokazywała na ekranie dostawałam niemalże odruchów wymiotnych. Sama praktycznie doprowadziła do swojej klęski. Chociaż do jej postaci w poprzednim sezonie jakoś nieszczególnie się przywiązałam, tak wtedy mnie tak mocno nie drażniła. Teraz po prostu nie mogłam jej strawić. Bleh...


Nie wiem też czemu, ale nawet Malcolm (Eka Darville) trochę mnie wkurzał. Owszem, jest miły i ciągle gotowy nieść pomoc innym. Wspiera Jessicę w pracy, chociaż ta niejednokrotnie wyrzuca go na zbity pysk. Nierzadko też musi znosić docinki innych. Mimo wszystko ciągle wściubia nos w nie swoje sprawy, zamiast zająć się sobą i swoim nowym uzależnieniem, jakby zamienił jedno uzależnienie na drugie. Jego romans z Trish też jest taki naciągany, no pliz...

Powiem Wam tak. W serialu nie ma też wyraźnie zarysowanego złoczyńcy. Wcześniej był to Kilgrave, nawet ma on swój występ w bodajże jedenastym epizodzie. Powiem tylko, że główną antagonistkę gra Janet McTeer. Jej postać jest bardzo związana z przeszłością Jess. Jak już wspomniałam łączy je coś więcej niż super-siła. Ba. Nemesis Jessici jest od niej znacznie potężniejsza i do tego nieobliczalna. Raz jest sympatyczna i miła, żeby za chwilę przemienić się w bestię, bez skrupułów zabijająca kogokolwiek, kto stanie jej na drodze. Wystarczy, że ktoś powie czy zrobi coś, co ją zezłości, i zamienia się w maszynę do zabijania. Z drugiej strony, obie łączy niesamowita więź i w końcu zastanawiasz się czy antagonistka faktycznie jest antagonistką. Janet McTeer wykonała świetną robotę i widzieć, jak z przyjaznej kobitki zmienia się w potwora, było naprawdę przyjemnym doświadczeniem. Aktorski majstersztyk. Część widzów jednak może się zawieść, bo Kilgrave jednak wysoko postawił poprzeczkę i to jednak nie to samo. 


Miłym dodatkiem do produkcji jest również nowy love interest Jessici, czyli Oscar (J.R. Ramirez) oraz jego przesłodki syn, Vido. Wprowadzali trochę słoneczka w ponure życie Jess i nie da się ich nie lubić. Jest to spora rekompensata, bo z drugiej strony Chen (Terry Chen) mnie irytował, a postać Simpsona w ogóle nie wiem po co się pojawiła... 

Jeśli chodzi o muzykę w dalszym ciągu Sean Callery nie zawodzi. Elementy jazzu i rocka bardzo wpasowują się w mroczny klimat produkcji. Mam trochę problem z efektami specjalnymi. Wbrew pozorom nie ma ich wcale tak dużo. Nie ma zbyt wielu popisowych walk czy tryskającej krwi, choć i takie sceny też się zdarzają. Niemniej, przynajmniej w pierwszych epizodach, widać było, że dźwięk uderzenia nie odpowiada wymierzonemu ciosowi. Czułam, że coś tak nie dograne to było. Z dwa czy trzy razy odniosłam takie wrażenie.

Podsumowując, serial jest dość dobry. Mnie bardzo szybko wciągnął, bawiłam się przednio i cieszę się, że nie bano poruszać się wątków trudnych, jak homoseksualizm, uzależnienia różnego kalibru, demony przeszłości czy choroby. Niemniej występują pewne braki czy niedociągnięcia. W pewnych momentach serial również ciągnie się niepotrzebnie. Te 13 odcinków to jednak troszkę za dużo. Mimo, że występuje też sporo zwrotów akcji, tak np. koniec ostatniego epizodu trochę mnie zawiódł, a niektóre postacie wręcz doprowadzały mnie do nerwicy swoim postępowaniem. Nie umiem porównać tych dwóch sezonów. Na swój sposób oba są wyjątkowe. Jednak, gdybym miała jeszcze raz obejrzeć, to wzięłabym się za jedynkę. Drugi sezon Jessica Jones oceniam na takie mocne 8/10




piątek, 6 kwietnia 2018

Agent Carter - recenzja II. sezonu

Witajcie!

Nie mogłam nie obejrzeć II. sezonu Agentki Carter. Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Pierwszy sezon był bardzo dobry, bohaterowie świetnie wykreowani, akcja pełną parą, a sam klimat produkcji po prostu mnie urzekł. Czy drugi sezon przygód przebojowej Peggy Carter dorównuje poprzednikowi? Jest lepiej czy gorzej? W dzisiejszej recenzji spróbuję odpowiedzieć na te pytania.


Twórcy; Christopher Markus, Stephen McFeely
Premiera; 11.03-08.04.2016 (Polska)
Produkcja; USA
Studio; ABC Studios, Marvel Television
W rolach głównych; Hayley Atwell, Enver Gjokaj, Dominic Cooper, James D'Arcy, Chad Michael Murray, Wynn Everett, Reggie Austin
W pozostałych rolach; Bridget Regan, Currie Graham, Lotte Verbeek, Kurtwood Smith
Nagroda; Złota Świnka Skarbonka Ulubiony zbyt szybko anulowany serial


Tym razem przed Peggy Carter (Hayley Atwell) stoi kolejne wyzwanie. Przenosi się do Los Angeles, aby rozwikłać zagadkę śmierci pewnej kobiety, której ciało pokryte jest dziwną, tajemniczą substancją. Okazuje się być ona bardziej niebezpieczna niż początkowo przypuszczano. Czym jest tak naprawdę niezidentyfikowana materia zero? Czy słynna aktorka Whitney Frost (Wynn Everett) jest tym kim się podaje? Jaką rolę w tym całym śledztwie odegra Dottie Underwood (Bridget Regan) i czy agent Jack Thompson (Chad Michael Murray) nie kombinuje za plecami niczego nieświadomej agentki Carter?

Jak zwykle głównym atutem serialu jest niesamowicie piękna i sprytna Peggy, której wręcz nie da się nie lubić. Jej pomysłowość, intuicja i wyczucie są nie do opisania, a sama bohaterka jest niemniej odważna i silna jak sam Kapitan Ameryka. W II. sezonie przyjdzie widzom poznać także kilka słabości agentki, a mianowicie agent Sousa (Enver Gjokaj), w którym podświadomie się kocha. Jednocześnie na horyzoncie pojawia się prze-inteligentny naukowiec Jason Wilkes (Reggie Austin), których łączy coś więcej niż tylko przyjaźń. Młodej kobiecie ciężko poradzić sobie z piętrzącymi się zagadkami i intrygami, a co dopiero z problemami miłosnymi, które na każdym niemal kroku kują ją w serce. Tym bardziej widać w II. sezonie, że poza swoim zaangażowaniem w pracę, Peggy także jest kobietą, która musi stawić czoła swoim własnym uczuciom i emocjom, które, jak wiadomo, nie zawsze da się opanować. Postawa kobiety i jej umiejętność radzenia sobie z wszelkimi przeszkodami wzbudzają szacunek i niemały respekt. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych.


Niemniej ważną rolę w całej sprawie ma Edwin Jarvis (James D'Arcy), który usilnie stara się pomóc agentce w trakcie misji, ale prawdę mówiąc, za każdym razem jak chce ją wesprzeć, to tylko pogarsza sytuację. Jego odwaga i zaangażowanie są pełne podziwu, ale mam niemałe wrażenie, że producenci serialu chcieli z Jarvisa zrobić takiego pociesznego ciapkę, który swoim sposobem bycia będzie rozśmieszał widzów i w serialu odegra takiego Rowana Atkinsona. Edwin stał się elementem komizmu w produkcji i na przymus trochę zrobili z niego życiowego nieogara. Takie odnoszę wrażenie, choć to nie zmienia faktu, że nadal uwielbiam Jarvisa, bo jest świetnym bohaterem i obok Peggy stanowi cudowny komponent serialu. Oboje stanowią zresztą dynamiczny duet i mają swoje momenty. Scena na pustyni jest jedną z najbardziej wzruszających i pięknych zarazem. Zarówno Peggy, jak i Jarvis odkrywają jak ważni są dla siebie nawzajem.

Innym ogromnym plusem w produkcji jest przedstawienie uroczej relacji między Jarvisem a jego ukochaną żoną, Aną (Lotte Verbeek). On, stonowany, poważny, z sarkastyczną manierą wysławiania się. Ona, pełna energii, wigoru, optymizmu i bijącej radości życiowej. Nawet najsmutniejsza wiadomość SPOJLER o niemożności posiadania dzieci nie potrafi pozbawić ją szczęścia u boku wspaniałego męża. Martwi się o niego, ale jednocześnie nie zabrania mu spełniać swoich marzeń. Jest cudownym słoneczkiem serialu i nawet Peggy niejednokrotnie jest w szoku i pod wrażeniem, jaki urok wokół siebie czaruje Ana. Oboje (Ana i Jarvis) są przykładem na to, że przeciwieństwa się przyciągają.


Złoczyńcami w serialu są Vernon Masters (Kurtwood Smith), Calvin Chadwick (Currie Graham), powraca nawet Dottie Underwood (Bridget Regan), w pewnym momencie sam agent Thompson staje się villainem (do którego wrócę), ale pierwsze skrzypce odgrywa tutaj Whitney Frost. Biedna aktoreczka, która okazuje się być naukowcem i chce pochłonąć całą materię zero i podporządkować sobie cały świat. Cóż, motyw typowy dla typowego antagonisty. Choć ma złowieszczy uśmiech i nawet mamy wgląd w jej wspomnienia, to i tak jej nie trawię, nie toleruję, drażni mnie i cieszę się, że SPOJLER skończyła w psychiatryku. Dottie jest o wiele bardziej przekonywującą panią zła, ma głębszą osobowość i chcę zobaczę ją jeszcze raz. Jej specyficzna więź z Peggy jest naprawdę bardzo ciekawa i liczę na więcej.

Chciałabym poświęcić jeszcze chwilkę dwóm postaciom, które sprawiają, że cierpię na mind-fuck. Chodzi mi o Doktora Wilkesa oraz agenta Thompsona. Doc jest bardzo miły, sympatyczny, pomocny i w ogóle, ale nie wiedzieć czemu, drażni mnie on i kompletnie odstręcza. Naprawdę nie wiem dlaczego, po prostu go nie lubię i tyle. Sytuacja odwrotna ma się w przypadku Jacka Thompsona. Powinien mnie co najmniej irytować i sprawiać, że na jego widok dostaję ku*wicy. Niestety nic nie poradzę na to, że tak strasznie go lubię. Bywa dupkiem, jest dwulicowy i ciągle szuka jakiegoś zysku, ale ma przebłyski bohaterstwa i bywa naprawdę sympatyczny. Końcówka serialu tym bardziej zachęca do zapoznania się z jego historią.


Ubolewam jedynie, że tylko Howard Stark pojawia się rzadko, bo jest super napisaną postacią, ma fajne teksty i poczucie humoru. Tym bardziej przekonuję się, że ma bardzo wiele cech wspólnych ze swoim synem Tony'm. No i dlaczego nie pojawia się wtedy, gdy jego pomoc jest najbardziej potrzebna?!

W dalszym ciągu jestem oczarowana klimatem serialu, atmosferą lat 40., muzyką i oświetleniem. Ten serial naprawdę jest dobry i ma ogromny potencjał, gdyby nie to, że został anulowany, ku mojej rozpaczy. Oczywiście występują elementy w produkcji, które mnie nie satysfakcjonują, jak na przykład nieco kiepskie efekty specjalne i sam motyw kosmicznej, dziwnej mazi. Niemniej serial naprawdę polecam obejrzeć. Akcja pędzi jak szalona, jest zabawnie, jest wzruszająco i ciekawie. Każdy powinien odnaleźć tu coś dla siebie. Rekomenduję! 8/10





PS. Polecam również obejrzeć krótki, bo 15-minutowy, one-shot z udziałem Peggy;). Malutki epizod, który dosłownie w mgnieniu oka pokazuje na co tak naprawdę stać przyszłą założycielkę T.A.R.C.Z.Y.