sobota, 26 marca 2016

All is hell that ends well


I
   Znajduję się w jakimś domu. Dużym domu. Konkretniej na jakimś drewnianym tarasie, werandzie. Ze mną jest jakiś mężczyzna. Nie widzę jego twarzy. Wiem, że ma na sobie szarą koszulę i dżinsy. Chyba jest czarnoskóry i raczej szczupły. Wokoło chodzą, a raczej wleką nogami, zombie. Wszędzie wokół chude, odrażające, z obdartą odzieżą, paskudne zombie. Skądś słyszę, że na nasz dom użyto zaklęcia czy czegoś w ten deseń, by zombie nas nie wyczuły i nie wchodziły do naszego schronu. Przez moment faktycznie wydawało się, że nas nie czują, nie widzą, nie słyszą...nic! Byliśmy bezpieczni! Przez moment...
   Wchodzimy do pustego holu przez stare, ledwo trzymające się w zawiasach drzwi. Nagle za nami wbiegają dwa psy. Nie byle jakie psy. Ogromne, wielkie psy zombie, z czerwonymi, przekrwionymi oczyskami i śliną cieknącą z pyska. Razem z moim czarnoskórym kompanem wbiegamy do drugiego pomieszczenia, znacznie większego i jeszcze bardziej obskurnego. Nie ma mebli, nie ma obrazów na ścianach. Nic, ściany ohydnie niebieskie, podłoga drewniana, zdarta. Ja z kolegą stoimy przestraszeni w środku pokoju. Wiemy już, że cudowne zaklęcie przestało działać, skoro te dwie bestie, będące kiedyś psami, wdarły się tak nagle i niespodziewanie. 
   Nie mamy przy sobie żadnej broni. Mam przy sobie tylko telefon. Do nikogo nie można jednak zadzwonić. Bo nikogo nie ma, kto mógłby ten telefon odebrać. Jesteśmy w potrzasku. Dwie bestie, jedna nieco mniejsza, druga większa, wpatrzone były na nas, wytrzeszczały kły i warczały zajadle. Przez chwilę nasz los wydawał się przesądzony. To koniec i tyle. Nie myślałam długo, wyjęłam telefon i po prostu...włączyłam muzykę! Odbijała się nawet echem po pustym pomieszczeniu. Bestie nagle, jeszcze bardziej niespodziewanie jak się pojawiły, zmieniły się w...psy! Zwykłe pieski. Oba czarne, zdrowo wyglądające pieski. Szybciutko wybiegły z domu. Jeden jednak z nich, większy i bardziej futrzasty, wrócił do mnie i pozwolił się pogłaskać. Kucnęłam i pogłaskałam jego miękką sierść. Myślę, że w ten sposób chciał podziękować za pomoc...
   Wychodzę na hol. Nagle wchodzi jakiś zombie. Groźnie spoziera na mnie oczami, otwiera groźnie swoje paszczęki. Boję się. Ponownie wyjmuję telefon mamrocząc przy okazji ( nie wiem czy żeby się uspokoić, czy żeby z tego mamłania bezrozumny zombie coś zrozumiał ) puszczam piosenkę ''Never Forget You''. Niespodziewanie ten zombie zaczyna ze mną tańczyć! Wpadłam nawet na jego koszulę!
   Z moim czarnoskórym kompanem wychodzimy na ganek. Wszędzie są i zombie, i ludzie robiący zdjęcia, policja. Wpadam w niemały szok. Podchodzi do mnie kobieta w średnim wieku, elegancko ubrana w miętowy żakiet i spódnicę. Bierze mnie pod ramię, opowiada coś o Spider-manie ( za nami, kątem oka widzę fotografującego Petera Parkera...! ) i za ogromnym, również miętowym budynkiem, który jak później się okazuje był moją kryjówką ( wyglądał jak willa! ), znajdował się parking. Znajdowało się na nim tyle aut! Ja miałam wejść do dużego, białego, ze skórzanymi siedzeniami. W ostatnim momencie wysiadam jednak i wracam się po parę drobiazgów. 
   Wpadam do mojego pokoju, biorę małą torebkę. Jedyne co pamiętam to to, że wkładam telefon, o dziwo nie ten, którym puszczałam muzykę. Zabieram też jedną większą, czarną torbę. W tym momencie się budzę. Jestem już w domu.


II.
   Znajduję się nad jakimś jeziorem. Widzę jakieś trzciny, pałki wodne, bagna. Po wodzie jeżdżą na skuterach zamaskowani terroryści w jasnych odzieniach. Paru z nich widzę, że przez most niesie na rękach moją nauczycielkę od j.angielskiego. Wygląda komicznie w tych swoim obcasikach, powykrzywianych nóżkach, obcisłej sukieneczce i napuszonych blond włosach ze strachem w oczach i niedowierzaniem. Pani anglistka zostaje poćwiartowana, konkretniej przecięta na pół, wrzucona do wody, a jej górna połowa ciała paliła się, nie idąc w ogóle na dno...
   Kadr się zmienia. Teraz ja uciekam. Wpadam do jakiegoś parkingu i wsiadam do ciężarówki. Zamieniam się w Ghost Ridera!


Jeżdżę tą ciężarówką, demolując wszystkie auta na parkingu niczym wielki truck. Rozwalam wszystko co staje mi na drodze!!!


III.
   Znajduję się na basenie. Poza mną są jeszcze trzej mężczyźni. Wyraźnie starają mi się zaimponować swoją tuszą, mięśniami i tekstami;]. Nie pamiętam jak wyglądają. Idą kąpać się w basenie. Wyglądają jak małe dzieci!!! Ja proponuję jednemu z nich kąpiel w morzu. Jeden z nich wstaje i dołącza się do mnie. Bawimy się wyśmienicie, woda czysta, świeża, nawet nie oddychamy, kąpiemy się, a mi mój adorator coraz bardziej się podoba...gdy płyniemy pod prąd zamieniam się w syrenę...jest nam błogo i szczęśliwe...DLACZEGO SIĘ WTEDY OBUDZIŁAM!!??

wtorek, 22 marca 2016

Nie buntuj się!!!

Witajcie, kochani!:)

Dzisiaj post piszę głównie pod wpływem gniewu i wzburzenia, usłyszawszy z miliardowy raz z ust babci te trzy pięknie wyglądające, lecz składające się w okrutną całość, słowa, które im częściej są wypowiadane, tym częściej wypełniają mnie gniewem, którego prawdę powiedziawszy jeszcze do końca nie umiem sobie wytłumaczyć...




Tak naprawdę tych ''żelaznych zasad babci'' jest trzy ; ucz się, pracuj, nie buntuj się. Co do pierwszej zasady to nie mam większych zastrzeżeń. Uczyłam się w podstawówce, uczyłam się w gimnazjum, uczę się (jeszcze) w liceum i na pewno będę się jeszcze sporo uczyć na studiach. Poza tym pracuj...to też wykonuję obecnie, zwłaszcza umysłowo, robiąc zadania z matematyki, angielskiego itp., ale też w przyszłości na pewno czeka mnie sporo pracy i wysiłku w jakimś bliżej nie znanym mi zawodzie, branży...ale ta trzecia zasada!!! Kompletnie się z nią nie zgadzam i nie zgodzę!!!

Nie chcę tutaj uwypuklać postaci mojej kochanej babci. Ona ma swoje lata, wiek, swoje doświadczenie i wie lepiej o życiu niż ja. Ale, jak babcię kocham, gdy słyszę też trzy słowa, wyraźnie, koło siebie NIE-BUNTUJ-SIĘ to właśnie chcę się buntować! Im częściej słyszę tą okropną kombinację, tym bardziej krew mnie od środka zalewa!

Nie buntuj się. Musisz chodzić do spowiedzi. To jest twój obowiązek. Jesteś katoliczką. Od kogo oczekujesz pomocy? Myślisz, że sama dasz sobie w życiu radę? Będziesz bardzo biedna...
Nie buntuj się. Ciesz się, że chodzisz do tej szkoły. Za moich czasów to każdy chciał się uczyć. Z nauczycielami lepiej nie dyskutować. Oni wiedzą najlepiej co dla was dobre.
Nie buntuj się. Lepiej potulnie zgadzać się na przeciwności losu. Bunt ci w życiu nic nie da...nic nie osiągniesz...

Jestem człowiekiem. Obdarzonym rozumem i wolną wolą. Jestem też nastolatką, która ma prawo, a nawet przywilej, by się buntować! Chcę być inna niż inni, robić to co chcę, osiągnąć coś, czego inni jeszcze nie zrobili...nie tylko dlatego, że nie chcieli. Nie buntowali się...chciałabym iść własną ścieżką, walczyć o tą tak mało powszechną sprawiedliwość. Nie chodzi mi o jakąś zbrojną walkę, nie! Po prostu...bunt jest potrzebny! Nawet wskazany! Bo jeżeli się (tak w skali mikro) na wszystko zgadzasz, podwijasz ogon w kłębek, nie masz swojego zdania i nie sprzeciwiasz się z czymś, z czym się nie zgadzasz...to tak naprawdę nie jesteś zdolny do rozmowy, zamykasz się w sobie, nie uczysz się niezależności i samodzielności. Stajesz się samotny...czasami nawet nielubiany...

To ty decydujesz o swoim losie! Ty wiesz najlepiej, czego się uczysz, co lubisz, co chcesz kiedyś w życiu robić, jak postępować. Popełniaj błędy! Dużo błędów! One cię wzmacniają, ubogacają twoje życie!

Bunt nie tyle jest pomocny. Pomaga w codziennym życiu. Np. jest sprawdzian, który nie był zapowiadany. Chcesz dostać jedynkę tylko dlatego, że nauczyciel sobie zapomniał wpisać do dziennika? Lubisz się uczyć polskiego. Albo fascynuje cię muzyka. Pójdziesz na politechnikę z poczuciem wzgardy wobec matematyki tylko dlatego, że rodzice tego chcą? Pozwolisz, żeby ktoś cię bezpodstawnie beształ nie znając cię naprawdę? Pozwolisz, by twój lekarz gapił się przez cały czas na komputerowy ekran i nawet nie porozmawiał poważnie z pacjentem o stanie zdrowia? Twoje decyzje i twój bunt decydują o twoim dalszym życiu.

Ja już za długo spełniałam czyjeś prośby i nakazy. Byłam posłuszna i robiłam to co powinnam była robić. Potulnie spełniałam każdy rozkaz. Idź do kościółka, ucz się dużo, idź na kółko z matematyki...ucz się, pracuj, nie buntuj...może i jestem inteligentna i sporo się nauczyłam. Miałam wtedy spokój, bo miałam wytyczone reguły, które musiałam przestrzegać. Ale teraz...
Teraz jestem wciąż nieśmiała, czasami nie umiem się odważyć, by cokolwiek powiedzieć. Mam problemy z nawiązywaniem nowych znajomości, z rozmową z drugim rówieśnikiem, bo wciąż czuję, że się wpraszam, mówię bądź robię coś niestosownego. Nie chcę się spotykać z chłopakami. Boję się bliskiego kontaktu z facetem. Jestem zniechęcana by  robić to co kocham najbardziej - robienie bransoletek szkodzi mi na kręgosłup, czytanie na oczy, muzyka na słuch. Kiedy przez większość mojego życia miałam stany zapalne skóry mój bunt był nie na miejscu. Trzeba przyjmować cierpienie z godnością. Bóg mi to kiedyś wynagrodzi. Jestem zamknięta we własnym kręgu. Bo się nie buntowałam...i teraz chcę walczyć o siebie.

Nie mówię, żebyście od razu podnosili rebelię. Po prostu...jeżeli chcecie być szczęśliwi i spełnieni w życiu, chociaż trochę. To zawalczcie o siebie. A jeśli będzie potrzeba. To się buntujcie. Bo nie można żyć ciągle w klatce cudzych zasad i wymagań.

sobota, 19 marca 2016

Bransoletki z muliny cz.VI

Witajcie, kochani!:)

Dzisiejszy post będzie luźny, czyli kolejna odsłona moich ręcznych robótek z muliny:). Jakkolwiek ten tydzień minął niezwykle błyskawicznie, ledwo sobota była wczoraj to już jest kolejna! Trochę sennie i leniwie ( śmieję się, że śpię z otwartymi oczami!^^ ), bo ja to już chyba nie nauczę się wysypiać i tak...biernie...niby miałam te sprawdziany ( oby już zresztą ostatnie, litości! ) i co nieco się uczyłam, tak potem...totalna niechęć...na nic, tylko na obijanie się i spanie...co jak co, ale ta wiosna zapowiada się u mnie bardzo...nieciekawie;]. Mam nadzieję, że w maju energia i chęć do działania mi wróci!^^

Mam też cichą nadzieję, że nie wyłysieję totalnie, bo z własnej bluzy dosłownie garściami zbieram włosy;/.

No ale mam jeszcze co czesać i mam jeszcze powody, by nie przespać całkowicie swojego życia!^^
Takie np. bransoletki przyjaźni same się nie zrobią;].

 

Jako, że jestem fanką ''Transformers'' nie zawahałam się, by z ostatnich resztek białej i czarnej muliny zrobić takie dwa ''breloczki'':). Pierwszy to symbol Autobotów, drugi - Deceptikonów.


Ta bransoletka, jak pewnie zauważyliście nieskończona, pierwotnie z napisem ''Rammstein'', nie wyszła mi tak jak się tego spodziewałam. Konkretniej nie umiałam wtedy dowiązywać muliny. Dlatego, wkurzona, bo robiłam już drugi raz, wycięłam resztę i tak moje pierwsze zamówienie, mimo że dawno temu, nie zostało zrealizowane...


Jestem też fanką Harrego Pottera, czy to filmów, czy książek, dlatego w trakcie ''fazy'' zrobiłam takie oto bransoletki przedstawiające poszczególne klasy. Od lewej; Slytherin, Hufflepuff, Gryffindor i Ravenclaw.

Wzory oczywiście zaczerpnięte z internetu, ale w większości wyszukuję z braceletbook.com

Zdjęcie wykonane przez siostrę:).

Która bransoletka/i podoba/ją się wam najbardziej??:>

wtorek, 15 marca 2016

A place in heaven...


I.
   Znajduję się nad brzegiem morza. Pogoda jest dosyć smętna, pochmurna. Woda wzbiera, a fale brutalnie uderzają o brzeg. W pewnym odcinku na brzegu znajduje się kępa gęstego zielska. Może jakieś algi, wysokie badyle, a gdzieś między tymi chaszczami malutki, ledwo widoczny mostek i wystający spod tafli wody drewniany pałąk. 
   Nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, wrzucam do wody cztery pierścionki. Złote, okrągłe obrączki przypominające wszystkie ten pierścień z ''Władcy pierścieni''. Potem wskakuję do wody ( w ubraniach zresztą ) i wyławiam bodajże dwa z nich. Niespodziewanie pojawia się nagle jakiś chłopiec. Ma na sobie szorty i koszulkę bez rękawów, brązowe włosy. Nawet na mnie nie patrząc wskoczył do wody. Przez dłuższy czas się nie wynurzał. Nie bałam się o Niego jednak. Wręcz przeciwnie - ponaglałam, by się pospieszył! 
   Wynurza się niespodziewanie i do mojej wysuniętej ręki wkłada dwa pozostałe pierścionki. Uśmiecha się serdecznie:). 


   Nagle, pchana jakimś dziwnym impulsem, zaczynam biec przez brzeg. Dokądś się śpieszę. Dalej poza brzegiem znajduje się trawa i łąki, na których to znajdują się czarnoskórzy ludzie. Ich oczy były zakryte bielmem, usta i języki spuchnięte a ciała wyglądały jakby toczone zarazą...( czyżby aluzja do ''Dżumy'' Camusa?? ). Jedna kobieta szczególnie przykuła moją uwagę. Miała białe oczy i język opuchnięty na pół twarzy. Wyglądała jak zombie z filmu ''World War Z''! W tle trwał koncert Within Temptation, z którego moje ucho wyłapało utwór ''Where Is The Edge''.

II.
    Znajduję się w jakimś salonie albo w jakiejś dużej restauracji ( sądząc jednak po telewizorze i jednym stole był to raczej pokój ). Tak właściwie to są dwa stoły. Ja siedzę przy takim dużym, prostokątnym, z białym obrusem. Nie ma żadnych kwiatków, żadnych serwetek, żadnego jedzenia. Siedzę mętnie i oglądam telewizję. Sama nie wiem co oglądam...koło mnie znajduje się nieco większy, o kształcie elipsy, stół. Przy nim siedzą...no wszyscy! Niektóre buzie poznaję, na inne nie zwróciłam większej uwagi. Wiem, że z niektórymi chodziłam do podstawówki jak na przykład z D. Widziałam jak mówi. 
   Tam jest tak tłoczno, pełno jedzenia i napoi, widzę, że większość osób się nawet dosiadła do towarzystwa! Gadali, śmiali się, rozprawiali o czymś frapującym! A ja siedziałam tak sama, smutna, bezowocnie szukając wzrokiem miejsca przy ''ich'' stole...
   Kadr się nagle zmienia. Jestem w korytarzyku a zarazem koło strychu, u mnie w domu. Śpiewam sobie piosenkę Lany Del Rey ''Blue Jeans''. Schodzę ze schodów na parter i dalej idę przez korytarz. Koło otwartych drzwi na parter znajduje się R., koleżanka z sąsiedniej klasy. Zdziwiona patrzyła na mnie osłupiałym spojrzeniem. W sumie...mnie to już było wszystko jedno...
   Nagle wszyscy znajdujemy się w jakimś ciasnym pomieszczeniu. Wszyscy są ściśnięci. Nie ma żadnego stołu. Wiem, że jedynie słońce świeci. Ja, korzystając z zamieszania i hałasu, w nagłym odruchu podekscytowania, całuję jakiegoś koleżkę w usta. Gdy odchodzę, idzie za mną...na pewno był zdziwiony...nawet nie pamiętam jego twarzy!

III.
   Wchodzę do gabinetu lekarskiego. Ciasne pomieszczonko. Lekarka z kitką na głowie mnie bada. W szczególności oczy i uszy. Czuję się dziwnie, ale nie narzekam. Dostaję kartkę z datą następnej wizyty i numerem telefonu. Oczywiście uradowana wychodzę z gabinetu. Gdy wracam do domu uświadamiam sobie, że mam przy sobie wszystko, co potrzebowałam, tylko nie najważniejszego - kartki od lekarki...skleroza chwyta nawet we śnie!!!



PS. Chyba odpuszczę sobie opisywanie wszystkich snów, także tych, których nie umiem opisać;]. Są nielogiczne i niewiele z nich pamiętam;].

sobota, 12 marca 2016

Filmowe ''rekolekcje'' z Disney'em!

Witajcie:).

Korzystając z faktu, że miałam rekolekcje i jakoś specjalnie się nie uczyłam ( wiem, klasa maturalna...;] ) , postanowiłam w towarzystwie mamy ( z miliard razy właściwie zapraszając i nakłaniając ) obejrzeć parę dobrych, fajnych bajek Walta Disneya:). Ja nie żałuję tych wszystkich wieczorów spędzonych przed laptopem, wspominając te piękne czasy dzieciństwa i...posiadania większych zasobów czasowych nie spędzanych na nauce;].

Nie wstydzę się tego, że wprost uwielbiam bajki Disney'a czy to starsze, czy młodsze. Niejedna bajka potrafi doprowadzić do łez. I ze śmiechu, i ze smutku. Nie tylko dają ogromną dawkę humoru i rozrywki. Niosą ze sobą wiele ciekawych, mających duże odniesienie i ogromne znaczenie w życiu codziennym, przesłanek, morałów. Zawsze czegoś uczą. Zawsze bawią...po prostu są wspaniałe.

Ostatnio miałam okazję oglądnąć trzy animacje Walt'a Disney'a oraz jedną z ''Dreamworks''. No to jedziemy po kolei:).

1.) ''Merida Waleczna''


Film opowiada o młodej, porywczej Meridzie, która buntuje się przeciw starym tradycjom i konieczności wyjścia za mąż. Chce sama decydować o swoim życiu, cieszyć się wolnością, sama podejmować decyzje. Niezależność i wolność. Niestety matka Meridy, królowa Elinor, każe córce robić rzeczy...które Meridzie najzupełniej nie odpowiadają...uczyć się artykulacji, prawidłowego jedzenia, siadania przy stole, stania, grania na instrumentach...podporządkowania się tradycjom i prastarym zwyczajom. Jak się domyślacie, rudowłosej łuczniczce to się w ogóle nie podoba. Zwłaszcza, że przez całe to zamieszanie pogorszyły się stosunki między nią a matką. W końcu, po kłótni, w gniewie i amoku, prosi napotkaną czarownicę, by zaczarowała matkę. Tak się też staje. Tyle, że nie tak jak tego chciała Merida...
Bajka jest cudowna! Naprawdę śmieszna, wręcz bawiąca do łez, a z drugiej...zdarzały się momenty niezwykle smutne. Film ciekawie pokazuje, że jeżeli żadna ze stron ( matka-córka ) nie będzie się wzajemnie słuchać i wspierać, może to się skończyć tragicznie. Pokazuje, że nawet w najgorszych chwilach można dostrzec, jak bardzo kocha się drugą osobę, o ile nie jest za późno...pokazuje też, że mimo różnych przeciwieństw można dojść do kompromisu.
Film dostał Oscara za najlepszy animowany film długometrażowy w 2013r.!


2.) ''Potwory kontra Obcy''


Tym razem wkracza Dreamworks. Susan Murphy ma właśnie wziąć ślub z dziennikarzem-karierowiczem Derekiem. Wszystko jest ładnie, pięknie, wręcz nieziemsko, gdyby nie to, że chwilę przed ślubem Susan uderza...meteor. Dzięki niemu zaczyna rosnąć, rosnąć aż osiąga 15 metrów. W tej chwili jej życie przewraca się do góry nogami. Ląduje w bazie wojskowej gdzie spotyka potwory - B.O.B-a, Brakujące Ogniwo, Doktora Karalucha oraz Insectosaura. Razem mają ocalić świat przed najazdem obcych.
Świetna baja, naprawdę! Nie tylko wartka akcja i śmiech po pachy, ale z tej animacji również można wysunąć parę ciekawych wniosków. Po pierwsze, niech potwory trzymają się potworów;]. Po drugie ukazuje nam też, jak bardzo można zgubić i zapomnieć drugiego człowieka w pogoni za dobrą posadką i profitami. Jak bardzo można zranić drugą osobę, gdy ciągle myśli się o sobie...


3.) ''Zaplątani''


Disney'owska wersja Roszpunki. Zamknięta w wieży, niewiedząca, że została porwana w dzieciństwie przez Gothel, posiadająca magiczne włosy, marzy wręcz o przeżyciu jakiejś przygody i wyrwania się z tej ''przeklętej wieży''. Pomaga jej w tym Flynn Rider, złodziejaszek i łotrzyk, który przez przypadek ląduje w wieży, Pascal, ukochany kameleon oraz policjant-super-koń Maximus.
Bajka naprawdę warta obejrzenia. Śmieszna, komiczna, wesoła, smutna, pouczająca...no nie można się nudzić na tym filmie! Człowiek może naprawdę zmienić się pod wpływem drugiego człowieka...może sprawić, że staniesz się lepszym człowiekiem. Albo egoistycznym, pragnącym jedynie własnego szczęścia i urody, zadufanym bufonem. Pokazuje nam czym jest przyjaźń, lojalność i gotowość do poświęcenia...!


4.) ''Wielka szóstka''


Film także oparty na komiksach Marvel'a. Dla mnie więc...film obowiązkowy do obejrzenia! Hiro Hamada, genialny 14-latek, mądry, inteligenty, młody geniusz w dziedzinie robotyki i fizyki, jednak idący na łatwiznę...starszy brat Tadashi nakłania Hiro, by zaczął studia na jego uczelni. Ten się zgadza od razu z miejsca! Poznaje tam nowych przyjaciół, w tym pedantycznego Wasabi'ego, doskonałą chemiczkę Honey Lemon, ryzykantkę Go-go oraz miłośnika komiksów Freda. Na początku wydaje się, że wszystko idzie jak po maśle. Do momentu gdy Tadashi ginie w pożarze. Hiro jest załamany, nie chce już nic, ma dosyć kontaktów z kimkolwiek...póki nie pojawia się Baymax! Słodziutki i nieco nadopiekuńczy robot zbudowany jeszcze przez Tadashiego. Od tej pory zaczynają się przygody. Zwłaszcza, że pojawia się złoczyńca o niecnych zamiarach, który ma coś, co należy do Hiro...
Mnie wiele do szczęścia nie trzeba. Jest słodki robot, banda nerdów o wyrazistych osobowościach, świetnie prezentujący się villain o również tragicznej przeszłości. Pięknie pokazana relacja między dwoma braćmi. Coś pięknego...<3.
Film ten dostał Oscara w 2015r.


Polecam wam obejrzeć bajki Disney'a. Jakiekolwiek! Czy te, co zaprezentowałam powyżej, czy inne...jeżeli myślisz, że jesteś za stary/a na takie bajdu-bajdu...to jesteś w błędzie! Wiek nie jest żadną przeszkodą, by oglądać tego typu animacje i nie ma się czego wstydzić. To są piękne bajki! Czas najwyższy przełamać się!:)


środa, 9 marca 2016

''Martwica'' serca

Witajcie, kochani!

Tak się ostatnio zastanawiałam, w trakcie trwania rekolekcji wielkopostnych, czy człowiek może nie czuć nic! Żadnych uczuć, emocji...taka totalna obojętność i brak jakiejkolwiek empatii. Ani radości, ani smutku, ani zakochania, ani poczucia spełnienia, ani poczucia rozczarowania...taka totalna martwica serca!


Do czego zmierzam? Nie będę za bardzo wdrażać się w szczegóły, o czym były tegoroczne rekolekcje. Jak się zapewne domyślacie było o Bogu, Maryi, Chrystusie, także o nałogach, o pięknie, kobiecości, o wierze i o codziennych sprawach. Po prostu 6 godzin nauczania życia i wiary w pigułce. Ale tak naprawdę o co mi chodzi?

Słuchając nauczania księdza, który trafił nam się dosyć żywotny i mówił dosyć ciekawie, zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, że to co mówi jest w stu procentach prawdą. Zgadzam się z nim, to o czym mówił wydawało mi się jasne i oczywiste. Uśmiechaj się często, ciesz się, że żyjesz, żałuj za swoje grzechy, rozmawiaj z Bogiem jak najczęściej, walcz ze swoimi słabościami, jeśli idziesz do kościoła z przymusu to lepiej nie idź ( tutaj może odniosę się kiedy indziej... ). Po drugie zdałam sobie sprawę...że to do mnie nie przemawia. A raczej, że nie przemawia to do mojego serca.

Z góry przepraszam wszystkich wiernych i gorliwych katolików, nie chcę nikogo z was obrazić. W tym wpisie chciałabym raczej podkreślić moje uczucia, ( a raczej ich brak ), względem nie tylko tego, co działo się w kościele i czego dotyczyły te nauki, ale także mojego życia codziennego i emocjonalnego, co dla mnie jest również bardzo ważne.

I tak siedziałam z przymkniętymi powiekami, słuchając tych mądrych kazań i dotarło do mnie...nic nie czuję. Nie czuję wyrzutów sumienia, nie czuję żalu czy smutku. Nie czuję radości, podekscytowania, empatii...no nic. Zupełna pustka. Jakbym naprawdę miała serce z kamienia albo w stanie...martwym...wiem, że brzmi to niezwykle fantastycznie i abstrakcyjnie, ale taka jest prawda! Nie wliczam tutaj stresu, którego doświadczam w szkole.
Nie tknęło mi serce, gdy miałam okazję iść do spowiedzi. Wiedziałam, że niczego nie żałuję, choć powinnam, wiedziałam, że wciąż powtarzam te same formułki i nawet gdybym jednego dnia faktycznie postanowiła się poprawić to następnego dnia od nowa zaczęłabym robić swoje. Kiedyś by mnie to może ruszyło...teraz...totalny marazm...

Jedyne, czego ostatnio doświadczam, to gniew! Wszystko i wszyscy ostatnio mnie denerwują! Mama, bo robi grajdoł w domu tak, że nie można oddychać, wujek, bo ciągle ma do mnie jakieś pretensje, a także babcia, która dołącza się do tej krytyki i mało tego to ciągle broni swojego synka, jaki to on święty nie jest, nie zauważając po kryjomu, że pije i zrujnował i wciąż rujnuje sobie życie! I do tego ''mój Krzysiu'', tak jakby moja mama już nie była jej dzieckiem! Wciąż tylko synek i synek, nie dziwię się, że moja mama czuje się mniej kochana...ale już się z tym pogodziła...to jest smutne...i wkurzające! W dodatku ten ciągły przymus, ucz się, pracuj, nie buntuj, idź do kościoła, spowiadaj się...mam dosyć tego, że wciąż inni mnie kontrolują! Nie mogę być niezależna i podejmować sama za siebie decyzje! Czasami we własnym domu czuję się jak w wariatkowie!
( chyba dojrzewam...burza hormonów... )

Kocham moją rodzinę. Kocham mój dom. Na życie nie mogę narzekać. Zawsze może być gorzej...ale naprawdę, moje serce jest poddawane niezwykłym próbom...język też, żeby nie wymlaskać jakieś głupoty i złego bądź kąśliwego komentarza...oddech...

Mam nadzieję, że mój nagły przypływ emocjonalny was nie odstrasza!^^ Muszę to po prostu z siebie wypluć zanim totalnie moje zmartwicowane serce skamienieje albo spleśnieje z tego gniewu, jeżeli już nawiedzi go jakaś emocja...



Apropos emocji...moje serduszko, dzięki magicznemu defibrylatorowi, poczuło radość i ekscytację! Właśnie wygrałam konkurs z Marvel'a! Mój chyba pierwszy udział w jakimkolwiek konkursie! Niebawem będę mogła pochwalić się koszulką z Deadpool'em ^^! Czyli może jednak coś czuję...
 

sobota, 5 marca 2016

Coś dla pań co nacieszy oko cz.IV

Witajcie, kochane!:)

Dzisiaj ponownie przychodzę do was z listą panów grzechu wartych;], a konkretnie czwartej już (!) listy naszych przystojniaków! Co prawda planowałam, że to będzie już ostatnia notka odnośnie tej tematyki, ale zdaję sobie sprawę, że pamięć ludzka jest zawodna i mogłam przeoczyć kogoś nader ważnego! Dlatego wstępnie mówię, że być może kiedyś tam kiedyś pojawi się jeszcze jeden albo nawet więcej takich wpisów!:).

Bo uwierzcie mi, jest na kim oko zawiesić;].

Aby już nie przedłużać przejdę więc do listy:).

- Garrett Hedlund



Dla mnie to przede wszystkim ''Tron ; Dziedzictwo'' oraz ''Czterej bracia''.


- Ewan McGregor


Ma na swoim koncie wiele dobrych filmów np. ''Anioły i demony'', ''Niemożliwe'', ''Gwiezdne wojny''...a poza tym to uwielbiam jego oczyska<3.


- Sterling Knight


Wiem, że jedyne, z czym kojarzy się ten pan to Disney...konkretniej ''Słoneczna Sonny'', ''17 Again'' czy ''Randka z gwiazdą''...no ale spodobał mi się od pierwszego wejrzenia, no! Poza tym przypomina mi chłopaka, w którym kiedyś się zauroczyłam<3. I ma wspaniałe oczy...mam cichą nadzieję, że ktoś da mu kiedyś większe pole do popisu pod względem aktorskim;].


- Nicholas Hoult


''X-men ; Pierwsza klasa'', ''Warm bodies'', ''Był sobie chłopiec''...gościu ma talent! I urodę też;], a już zwłaszcza jako zombie czy Bestia!.


- Luke Evans


Gościu ma niezwykłą urodę...co potwierdzają to role w filmach, w jakich grywa ; ''Dracula'', ''Immortals ; Bogowie i herosi'', ''Trzej muszkieterowie'', ''Hobbit'' 2 i 3 cz., ''Tamara Drew''...


- David Wenham


Tego rudzielca możemy spotkać w ''Władcy pierścieni'', ''300'', ''Van Helsing''.


- Matt Dallas


Prawdę mówiąc, nie znam go z żadnego filmu. Kliknęłam kiedyś jakiś filmik na YT i gościu od razu utknął mi w pamięci. Ciekawa uroda...


- James Mcavoy


Tego aktora chyba kojarzy większość z was. ''Pokuta'', ''X-men'', ''Wanted'', ''Penelope''. Nieziemskie oczy, wspaniały uśmiech...


- Ryan Reynolds


Skoro już mówiłam o Deadpool'u...Ryan ma na koncie także inne, znane filmy np. ''Zielona Latarnia'', ''Narzeczony mimo woli'', ''X-men ; Geneza''.


- Chris Pine


Zdobył moje serce w filmie ''Pamiętnik księżniczki 2''...




A wam który z panów podoba się najbardziej?:>