wtorek, 15 marca 2016

A place in heaven...


I.
   Znajduję się nad brzegiem morza. Pogoda jest dosyć smętna, pochmurna. Woda wzbiera, a fale brutalnie uderzają o brzeg. W pewnym odcinku na brzegu znajduje się kępa gęstego zielska. Może jakieś algi, wysokie badyle, a gdzieś między tymi chaszczami malutki, ledwo widoczny mostek i wystający spod tafli wody drewniany pałąk. 
   Nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, wrzucam do wody cztery pierścionki. Złote, okrągłe obrączki przypominające wszystkie ten pierścień z ''Władcy pierścieni''. Potem wskakuję do wody ( w ubraniach zresztą ) i wyławiam bodajże dwa z nich. Niespodziewanie pojawia się nagle jakiś chłopiec. Ma na sobie szorty i koszulkę bez rękawów, brązowe włosy. Nawet na mnie nie patrząc wskoczył do wody. Przez dłuższy czas się nie wynurzał. Nie bałam się o Niego jednak. Wręcz przeciwnie - ponaglałam, by się pospieszył! 
   Wynurza się niespodziewanie i do mojej wysuniętej ręki wkłada dwa pozostałe pierścionki. Uśmiecha się serdecznie:). 


   Nagle, pchana jakimś dziwnym impulsem, zaczynam biec przez brzeg. Dokądś się śpieszę. Dalej poza brzegiem znajduje się trawa i łąki, na których to znajdują się czarnoskórzy ludzie. Ich oczy były zakryte bielmem, usta i języki spuchnięte a ciała wyglądały jakby toczone zarazą...( czyżby aluzja do ''Dżumy'' Camusa?? ). Jedna kobieta szczególnie przykuła moją uwagę. Miała białe oczy i język opuchnięty na pół twarzy. Wyglądała jak zombie z filmu ''World War Z''! W tle trwał koncert Within Temptation, z którego moje ucho wyłapało utwór ''Where Is The Edge''.

II.
    Znajduję się w jakimś salonie albo w jakiejś dużej restauracji ( sądząc jednak po telewizorze i jednym stole był to raczej pokój ). Tak właściwie to są dwa stoły. Ja siedzę przy takim dużym, prostokątnym, z białym obrusem. Nie ma żadnych kwiatków, żadnych serwetek, żadnego jedzenia. Siedzę mętnie i oglądam telewizję. Sama nie wiem co oglądam...koło mnie znajduje się nieco większy, o kształcie elipsy, stół. Przy nim siedzą...no wszyscy! Niektóre buzie poznaję, na inne nie zwróciłam większej uwagi. Wiem, że z niektórymi chodziłam do podstawówki jak na przykład z D. Widziałam jak mówi. 
   Tam jest tak tłoczno, pełno jedzenia i napoi, widzę, że większość osób się nawet dosiadła do towarzystwa! Gadali, śmiali się, rozprawiali o czymś frapującym! A ja siedziałam tak sama, smutna, bezowocnie szukając wzrokiem miejsca przy ''ich'' stole...
   Kadr się nagle zmienia. Jestem w korytarzyku a zarazem koło strychu, u mnie w domu. Śpiewam sobie piosenkę Lany Del Rey ''Blue Jeans''. Schodzę ze schodów na parter i dalej idę przez korytarz. Koło otwartych drzwi na parter znajduje się R., koleżanka z sąsiedniej klasy. Zdziwiona patrzyła na mnie osłupiałym spojrzeniem. W sumie...mnie to już było wszystko jedno...
   Nagle wszyscy znajdujemy się w jakimś ciasnym pomieszczeniu. Wszyscy są ściśnięci. Nie ma żadnego stołu. Wiem, że jedynie słońce świeci. Ja, korzystając z zamieszania i hałasu, w nagłym odruchu podekscytowania, całuję jakiegoś koleżkę w usta. Gdy odchodzę, idzie za mną...na pewno był zdziwiony...nawet nie pamiętam jego twarzy!

III.
   Wchodzę do gabinetu lekarskiego. Ciasne pomieszczonko. Lekarka z kitką na głowie mnie bada. W szczególności oczy i uszy. Czuję się dziwnie, ale nie narzekam. Dostaję kartkę z datą następnej wizyty i numerem telefonu. Oczywiście uradowana wychodzę z gabinetu. Gdy wracam do domu uświadamiam sobie, że mam przy sobie wszystko, co potrzebowałam, tylko nie najważniejszego - kartki od lekarki...skleroza chwyta nawet we śnie!!!



PS. Chyba odpuszczę sobie opisywanie wszystkich snów, także tych, których nie umiem opisać;]. Są nielogiczne i niewiele z nich pamiętam;].

2 komentarze:

  1. O kurcze, bardzo ciekawe! Moje sny są tak głupie, że nawet nie potrafiłabym napisać 3 zdań o nich :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest dobry pomysł. Mogłabyś się skupić szczególnie na tych, z których mogłabyś wysnuć jakiś zrozumiały dla wszystkich morał ;)

    OdpowiedzUsuń