sobota, 28 marca 2015

Tired of being tired!

Tak, jestem zmęczona swoim zmęczeniem...po prostu wnet włożę sobie zapałki między powieki, żeby nie zasnąć...


Cały tydzień ledwie stałam na własnych nogach! Ciągle jakieś sprawy do załatwienia, co rusz jakieś obowiązki szkolne, ciągłe łykanie lekarstw, które jeszcze bardziej mnie przymulają...jednym słowem ; MASAKRA!

Coraz mniej sypiam...świetnie...wnet to wrócę do punktu wyjścia, czyli do trzygodzinnego spania...w dodatku znowu mam niemałe zaostrzenie skórne...węzły znowu mi się powiększyły, bolą mnie, nie mogę się za bardzo odwracać w lewo lub w prawo, mam tak suchą skórę, że jak ledwie krem nałożę to znowu robi się sucha...tak szybko się wchłania...mało tego czuję, że śmierdzę, nawet jak się umyję...co śmieszniejsze, tylko ja czuję ten smród...to jest takie irytujące, że tylko mnie to drażni...

Dzisiaj jednak stwierdzam, mam nadzieję, że nie za wcześnie, że jest już trochę lepiej:). Umyłam się po raz któryś z kolei ( co muszę podkreślić, że jest dla mnie nie lada wyzwaniem i ogromnym wyczynem, bo moja skóra nie cierpi wody, strasznie mnie piecze i swędzi! ) no i poczułam się trochę lepiej...jakby lżej...

                                                                   *        *        *


Człowiek jednak, kiedy w sumie nie może robić w domu nic...ani wycierać kurzy, ani myć naczynia, ani myć okien, musi zrobić coś wreszcie pożytecznego. No i mogę czuć się dumna! Pomogłam babci robić sernik! Wow, jest się z czego cieszyć, a już zwłaszcza z późniejszych efektów końcowych;]. No ale co mnie potem spotkało? Hmm...dostałam ataku alergicznego, czyli w moim przypadku - pokrzywkę na skórze. Pokazywałam wam kiedyś zdjęcia jak wygląda skóra atopika, a na jednym z nich były takie bąbelki, koloru skóry...są strasznie twarde, wielkość jest różna. Tyle miałam tych ataków, że uwierzcie mi ; raz mogą być gigantyczne jak po ugryzieniu komara, a raz maluteńkie, ledwo widoczne. Wszystkie jednak charakteryzuje jedno - potwornie swędzą!!! Przez 30 min. męczyłam się z tym okropnym świądem, łzawiącymi oczami, a teraz męczę się z katarem...Po wypiciu wapna i Ataraxu jestem senna, więc życzę sobie powodzenia w odrabianiu lekcji;].


Co jeszcze u mnie ciekawego? Hmmm...szkoła...w sumie jest spoko, da się wytrzymać, z wyjątkiem kochanej, uwielbianej przeze mnie, niezwykle uprzejmej i życzliwej nauczycielki z polskiego...jak ja ją ubóstwiam!
Już drugi rok męczę się na tych lekcjach starając się nie wyjść z siebie...

Chyba w każdej szkole musi być taka hetera, chimera w ludzkiej skórze, która jest wybitnie nienawidzona przez całą szkołę! No i mi się taka właśnie trafiła...cudowna pani Grażynka...

Już nawet nie chodzi mi o jej nudny styl prowadzenia lekcji czy też jej gesty, mimikę i sposób chodzenia, z którego mam niezły ubaw;], ale o jej okropny charakter! Jest niezwykle złośliwa, jak ktoś powie coś źle to już uważa cię za osobę, która nie zda matury! Mówi, że jesteś żałosny i mam wrażenie, że z niezwykłą przyjemnością wpisuje ''kapy''.
Na lekcji wszyscy siedzą jak na szpilkach, a do odpowiedzi ustnej to nikt nie chce podchodzić...stres jest nie tylko z powodu braku wiedzy czy też jej posiadania, ale też świadomość, że jak coś się zapomni, źle wymówi jakieś nazwisko czy popełni malutki, maluteńki błąd to już masz przechlapane...

Ja już nie raz doświadczyłam jej uprzejmości i życzliwości...


Wtorek, szkolny dzień Wiosny, radość wokoło, ludzie poprzebierani w różne, lepsze lub gorsze, weselsze lub poważniejsze stroje. W powietrzu czuje się tą euforię! No ale pani oczywiście zdziwiona o co chodzi, dzień Wiosny przecież był w Sobotę!!! Jeździ po swoim kajeciku patrząc kto nie przebrany by móc spytać...zatrzymała się na mnie pytając się czy jestem przebrana...odpowiadam, że tak! Miałam męską marynarkę, krawat, kapelusik ( ale wolałam odłożyć wraz z okularami do plecaka, by jeszcze nie czepiała się, że na lekcji tak nie wolno...). Jej ton wskazywał na to, że już chce mnie ''zaprosić z karteczką''! No ale poddała się, ku mojej uldze i wściekłości, rzuciła swoim notesem i powiedziała, że ''to w ogóle nie jest śmieszne''. No i zaczęła się zwykła lekcja...

Wczoraj, Piątek...Dwa dni wcześniej wzięła paru osobom zeszyt do sprawdzenia zadania domowego. W tym wzięła i mój. Wszystko było okey, gdyby nie to, że w tym właśnie zeszycie była cała interpretacja wiersza, który żeśmy przerabiali. No i oddała zeszyty, dostałam 4, jest git, ale potem zaczęła pytać tego wiersza, no i ja, nie mając żadnego oparcia, bo zostało mi ono wcześniej zabrane, zaczęłam lać wodę plus jeszcze to co sama zapamiętałam z lekcji czy z wiersza, trochę też z króciutkiego wstępu do analizy. Odp. była na karteczce, więc nie wiem co dostałam, ale nie zmienia to faktu, że stres jest...co więcej, mam też wrażenie, że specjalnie mnie wybrała! Bo nie miałam zeszytu z interpretacją, bo parę sekund wcześniej byłam przed jej biurkiem, żeby odebrać swój zeszyt. Nie wierzę, że się nie spostrzegła, ale to już są tylko moje domysły.

Nawet nie wyobrażacie sobie, co zrobiła w tamtym roku w dniu nauczyciela...to jednak innym razem...


                                                                    *        *        *

Zmęczenie dało mi się też głęboko w znaki w czwartek na sprawdzianach z podst. i rozsz. angielskiego. Potwornie chciało mi się spać. Mimo, że uczyłam się i znałam odpowiedzi to jednak pisałam od niechcenia...Mam nadzieję, że coś na temat, bo nie do końca byłam świadoma tego co robię;].

Ostatnio też miałam test z ''The Point'a'', trochę trudny...bosz, żebym zdała!!!



Dzisiaj miałam też badania...pobieranie krwi...no i znowu nie wyspałam się! A jutro to już w ogóle śpimy o godzinę krócej...w takim tempie zamienię się w chodzącego zombie...;]


Dobra, koniec tego narzekania. Najlepiej zwalić na niskie ciśnienie i lipną pogodę;].


Tymczasem do zobaczenia! Jutro kolejny post!:)



PS. Oby zmęczenie znowu mnie nie wzięło;].

niedziela, 22 marca 2015

''Believe the legend. Beware the wolf.''

Dzisiaj przedstawiam wam kolejny film, tym razem w nieco mrocznym klimacie:).


Reżyseria ; Catherine Hardwicke
Scenariusz ; David Johnson
Premiera ; 07.03.2011 (świat)
Produkcja ; Kanada, USA
W rolach głównych ; Amanda Seyfried, Gary Oldman, Billy Burke, Shiloh Fernandez, Max Irons
W pozostałych rolach ; Virginia Madsen, Lukas Haas, Julie Christie


Film jest interpretacją klasycznej baśni ''Czerwony kapturek''.

Jest to historia pewnej wioski, na którą napada wilkołak. Na początku panował tzw. sojusz. Ludzie dawali w ofierze różne zwierzęta ; świnie, bydło. To, co mieli. Robili wszystko, żeby potworna bestia nie atakowała ludzi. Po pewnym jednak czasie potwór coraz częściej i dotkliwiej dawał o sobie znać, zabijając mieszkańców wioski.

Rozpoczyna się więc polowanie na wilkołaka. To jednak nie daje efektu. Bestia zabija nadal, a ludzie nie wiedzą co robić. Czują się osaczeni, w niebezpieczeństwie. Wzywają więc na ratunek ojca Solomona (Gary Oldman), który ma im pomóc i zabić bestię.

Mimo, że przybył, by pomóc i mimo swojego...jakby to powiedzieć...stanu społecznego;], dąży do tego celu po trupach i z niezwykłą bezwzględnością. Zabija księdza, który zagrodził mu drogę, zabija jednego ze swoich pomocników, który ocalił mu życie...Na pewno wpłynęła na to jego historia życiowa, w której musiał zabić swoją żonę, która okazała się wilkołakiem...

W filmie pojawia się również wątek miłosny, a jak:)!. Młoda, piękna Valerie (Amanda Seyfried), zakochana po uszy w Pieterze (Shiloh Fernandez) planuje z nim ucieczkę daleko, daleko od wioski, by móc spędzić z nim resztę życia. Dodatkowo, gdy dowiaduje się, że chcą ją wydać za mąż za bogatego Henrego (Max Irons), chce czym prędzej zrealizować ten zamiar, a w szczególności Peter...

Wcale to jednak nie jest takie proste...okazuje się, że z wilkołakiem łączy ją jakaś więź. Jedyna z jego ofiar przeżyła. Mało tego rozumiała jego mowę! Bestia chce, by dziewczyna uciekła wraz z nim, inaczej zniszczy całą wioskę.

Tym też sposobem dziewczyna żyje w ciągłym strachu i praktycznie każdy wydaje się jej podejrzany;]. Nawet jej ukochany...

Ogólnie rzecz ujmując film mi się podobał:). Mroczny klimat był, muzyka też dobrze się wkomponowała w akcję. Ponadto fakt, że producentem był Leonardo DiCaprio jeszcze bardziej mnie zmotywował do obejrzenia tegoż filmu. Sama obsada też jest ciekawa ; Amanda Seyfried, Gary Oldman, Billy Burke...no miodzio!:)

A końcówka to w ogóle mnie zaskoczyła. Tego bym się nie spodziewała!:).

No ale, żeby nie przesładzać;], muszę się czegoś uczepić;]. Efekty specjalne były raczej marne...ten wilkołak był trochę taki nierealny, taki sztuczny i mało autentyczny...

Ponadto...no czegoś mi brakło, nie wiem właściwie czego...może ta końcówka taka niepełna? Może takie a nie inne zakończenie? Nie mam pojęcia, czuję lekki niedosyt, może nawet rozczarowanie...Niemniej jednak reżyserka sagi ''Zmierzch'' dała jakoś radę.:)

Moja ocena to 7/10.



Do zobaczenia!:)

piątek, 20 marca 2015

Moje ręczne ''arcydzieła''!:)

Jak wyżej:).

Tym razem, jeśli chodzi o biżuterię, pokażę wam bransoletki z muliny, o których na pewno, jeżeli nie widzieliście to słyszeliście albo odwrotnie;].


Bransoletki z muliny, jak sama nazwa wskazuje, są zrobione z muliny. Można kupić w Pasmanterii, jedną mulinkę za ok. 1,50 za parę metrów.

Hmm...no cóż...długo byłoby pisać o tym, jak się je robi, a metod robienia typu zygzak czy napis, czy jeszcze jakieś inne, które w tym momencie nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć jest masa na internecie!

Prawdę powiedziawszy, moja historia z techniką plecenia czy robienia takich bransoletek zaczęła się jeszcze w podstawówce. Robiliśmy takie z 6 - 8 ''niteczek'' i to najprostszą metodą. Z biegiem lat jednak coraz bardziej wciągałam się w to i zaczęłam wspomagać się internetem:). Tych stron i blogów jest naprawdę w bród, w miarę prosto i szczegółowo opisujące jak, co się robi w jakim momencie itd. Ja osobiście korzystałam z bloga dasia.pl ( ;) ). Bardzo prosto opisane, przejrzyście i kolorowo pokazane w jaką stronę skręcić, jak zrobić supełek i ile razy itd. Bardzo polecam tę stronkę, jeśli chcecie się tego nauczyć:).
Najlepiej zacząć od podstaw;].


Ja sama miałam największy problem z np. siłą, jaką trzeba włożyć w zrobienie supełka. Brzmi trochę podniośle;]. Mam na myśli to, że czasami moje bransoletki były po prostu rozlazłe i krzywe, bo nie dociskałam. Czasami za mocno dociśnięte  i też krzywe, bo nie regulowałam poszczególnych ''rzędów''. Teraz już mam jako taką wprawę, chociaż początek plecenia jest trudny, przynajmniej dla mnie, bo mam wtedy największy problem;]. No ale początki zawsze są trudne!
Jak miałam tzw. ''fazę'' starałam się wykonać wszystkie bransoletki we wszystkich możliwych wzorach, jakie były na tej stronce. No, nie wszystkie mi się udawały, a że jestem osobą niezwykle nerwową i ambitną;], to nierzadko kończyło się to interwencją mamy;]. W gimnazjum np. co przerwę potrafiłam tylko pleść i pleść! Czasami nawet na lekcjach!^^, cóż za piękne czasy...


Także, jak widzicie, trzeba trochę czasu i cierpliwości do tego typu robótek ręcznych:).


Jeśli chodzi o wzory bransoletek z napisem czy innych, przeróżnych, to mogę polecić wam stronkę braceletbook.com. Znajdziecie tam właściwie wszystko! Jeżeli interesuje was jakaś konkretna tematyka np. ''pirates'' to wystarczy wpisać w okienko:).


Obecnie wykonuję taką ;


Heh, nieźle sobie podniosłam poprzeczkę, w życiu nie robiłam takiej grubej;]. Jestem już prawie w połowie, hehe, cóż za progres...


A tymczasem, do zobaczenia mam nadzieję, wkrótce!!!:)

środa, 18 marca 2015

Jak na złość!!!

Oooo tak!!!!


Dzisiaj niezwykle mocno odczułam złość i gniew!!!


Wielu z was, jeżeli nie wszyscy, doskonale zna to uczucie!! Dostałaś kapę w szkole, nauczyciel się na ciebie uwziął, chłopak zdradził, koleżanka wkurza cię swoim zachowaniem, ktoś ciągle próbuje ci wmówić, że ten ktoś ma rację, nie załatwiłaś żadnych spraw na mieście, w dodatku straciłaś tylko swój cenny czas...przyczyn tego jakże częstego uczucia jest ogrom! Czasami niewiele trzeba, żeby ktoś wpadł w amok...

Cóż...skutkiem tego stanu jest wiele chorób...i nie mówię tu tylko o chorobach fizycznych tj. otyłość czy tego typu rzeczy. Chodzi mi raczej o psychikę! Wszystko i wszyscy już nas wkurzają, mamy serdecznie dosyć tego, co nas otacza...do tego jeszcze nakręcamy się coraz bardziej i bardziej i wciąż rozwijamy temat. Później to zaczynamy coraz częściej marudzić i narzekać, czasami buntujemy się,  bo świat jest zły, ludzie są źli, życie jest ciężkie itp. itd...już do nerwicy i depresji niedługa droga...

Mnie tam dziś przydarzyło się parę nieprzyjemnych, wkurzających momentów...wstałam dzisiaj wcześnie rano. Wyruszyłam obładowana torbami do szpitala na parę dni na oddział ginekologiczny. No i tu się zaczyna!
Czekałam ponad 3 godziny w kolejce! Mało tego - przy rejestracji okazało się, że skierowanie od lekarza nie jest ''skończone''! Nie ma jakiegoś kodu i historii choroby! No i mnie nie przyjęli! Prawie cały ranek straciłam, czekając tylko na to, by mi powiedzieli, że nic z tego! Fora ze dwora!
Co jeszcze...hmm...okazuje się, że mój ginekolog jest jakiś niekompetentny! Już drugi raz coś poszło nie tak...za pierwszym razem nie dostałam wyników USG, chociaż były mi niezwykle potrzebne! No i co...mama musiała znosić kaprysy jakiejś recepcjonistki...cóż za łaska...

To jest właśnie najgorsze! Stracić cały dzień, nic nie załatwić przez ten czas, ciągle przekładać i przekładać kolejne sprawy i znosić humory personelu...makabra...


Ja osobiście podziwiam tych, którzy tak dobrze sobie z tym radzą, szybko się uspokajają i próbują myśleć trzeźwo...mnie tam potrzeba co najmniej paru dobrych godzin;].
Jednym pomagają ziółka, drugim siłownia, trzecim zwykła rozmowa, czasami nawet ciekawa książka. No i dobrze, trzeba szukać na siebie metody, żeby nie zwariować w tym pogmatwanym, porąbanym świecie...

Muzyka jest moją metodą na wszystko;). Z reguły najskuteczniejszą, bo niezawodną i wszechobecną:).

Mój obecny stan duchowy najlepiej odzwierciedli!;

Z nutką metalu, huehue;]

Pozdrawiam! Do następnego postu i mam nadzieję, że jutro uda mi się załatwić co konkretnego;].

poniedziałek, 16 marca 2015

Witam po przerwie!:)

Wybaczcie kochani, że tak dawno tu nie byłam:). Może zaskoczę wam powodem;]. Owszem, miałam czas i owszem, chciałam go spożytkować pisząc dla was, lecz tym razem powodem mojej dłuższej nieobecności była...awaria! Internet kompletnie nie działał! Przez parę dni byłam odcięta od mojej ''wirtualnej'' rzeczywistości, tak więc z ogromną przyjemnością witam was po tej przymusowej przerwie!:).


Trochę się wydarzyło od mojego poprzedniego wpisu...oczywiście, są wiadomości zarówno lepsze jak i gorsze:).

Do wiadomości lepszych mogę zaliczyć moje ostatnie postępy językowe związane z uczestnictwem w kursie z języka angielskiego. Coraz pewniej czuję się mówiąc po angielsku, coraz szybciej i płynniej się wypowiadam i nawet ostatnio sama gadam do siebie! Cieszy mnie to, że się rozwijam, a to, że podjęłam się tego kursu stwierdzam, iż było dobrą decyzją:).
Ponadto, do pozytywnych wiadomości, a właściwie wydarzeń, mogę zaliczyć wczorajszą wizytę mojej cioci chrzestnej ze Szczecina. Dużo nowych rzeczy dowiedziałam się o swojej rodzinie, a przy okazji co nieco się wzbogaciłam;].
Niemniej radosną nowiną jest zdobycie pierwszej szóstki w szkole, w ciągu tych 2 lat mojego bytowania w liceum!!! Co prawda z religii, ale i tak jest radość!:).
Na pewno też raduje się serce i dusza, że sprawdzianu z matmy nie zawaliłam, choć cały tydzień chodziłam jak na szpilkach, modląc się, bym nie musiała poprawiać...co więcej, dostałam, ku mojemu wielkiemu, wręcz GIGANTYCZNEMU zaskoczeniu, czwórkę! Przekonało mnie to, że znowu zbyt wszystkim się przejmuję...;/.

Myślę też, że, mówiąc szczerze i niechętnie się przechwalając, mogę być z siebie dumna...mam AZS, zez, dalekowzroczność, dysleksję, setki alergii, o których wiem i jeszcze nie wiem, ciągle jeżdżę do jakichś lekarzy, a mimo wszystko jakoś daję radę! Jakoś trzymam poziom i jakoś na wszystko znajduję czas ( heh, bo muszę!;] )! Możecie uznać mnie za próżną, ale ja jestem z siebie dumna, że potrafię jakoś żyć i ze wszystkim się jakoś wyrobić! Co więcej, nie idzie to na marne, bo oceny mam na wysokim poziomie, no ale żeby już się nie przechwalać to zostawię tę kwestię sobie;].



Do mniej przyjemniejszych momentów mogę zaliczyć moją kolejną wizytę w szpitalu! I to czwartą, ale za to pierwszą w rodzinnym mieście! Tym razem dotyczy to kobiecych spraw, bo w tej kwestii to też u mnie nie najlepiej...
Pocieszam się tym, że przynajmniej znajdę czas dla siebie i mogę dokończyć bransoletkę z muliny, poczytać książkę i poobijać się!!!:)
Poza tym, ostatnio znowu AZS mnie rozpieszcza...mam plamy na szyi i twarzy...nie wiem czy mam na karku, bo nie widzę;]. Może to nawet lepiej...W każdym razie znowu mam zwiększoną dawkę leku...a polip woreczka żółciowego coraz częściej zaczyna dawać o sobie znać...

No dobra, chyba nadrobiłam jakoś te zaległości:). Jutro powinnam tu wstąpić, o ile łaskawie Internet nie będzie mieć humorów...;/, dziękuję za wasze głosy w ankiecie obok:), zachęcam jeszcze, może ktoś jeszcze tego nie zrobił...:).

A tym czasem, miłego tygodnia!:)

Bis bald!!!:)

niedziela, 8 marca 2015

Niczym wielcy mściciele!

Dzisiaj przedstawiam wam film pt.''Jeździec znikąd'', który był wyświetlony tydzień temu w telewizji:).


Reżyseria ; Gore Verbinski
Scenariusz ; Ted Elliott, Terry Rossio, Justin Haythe
Premiera ; 19.07.2013 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Johnny Depp, Armie Hammer, William Fitchner, Tom Wilkinson, Ruth Wilson, Helena Bonham Carter
W pozostałych rolach ; James Badge Dale, Bryan Prince
Nagrody ; Złota Malina Najgorszy remake, sequel lub ''zrzynka''
                  Kryształowa Statuetka Ulubiony aktor filmowy Johnny Depp


Film ten opowiada o losach Johna Reida (Armie Hammer), który planuje zemścić się na mordercy swoich kompanów, w tym brata - Dana (James Badge Dale). Pomaga mu w tym pewien Indianin - Tonto (Johnny Depp), z plemienia Komanczów.

Ich znajomość jest dosyć...nie tyle nietypowa, co na pewno intrygująca!:), oboje za sobą niezbyt przepadają, jeden o drugim myśli, że jest pomylony...mimo wszystko wspólnie realizują ten sam cel (chociaż każdy z nich ma do tego inny stosunek).

John jest prawnikiem, dopiero wrócił z wielkiego miasta. Jest idealistą, który uważa, że sprawiedliwości musi być za dość, a każdy przestępca, choćby najgorszy, musi stanąć przed oblicze sądu.

Tonto zaś zdecydowanie woli działać, twardo stąpa po ziemi i nie wierzy w sprawiedliwość...

Cóż....mieszanka wybuchowa!:), ale właśnie dzięki temu film jest śmieszny!:).

Przy okazji też wychodzi na jaw mroczna tajemnica Indianina, który od wielu lat żyje tylko chęcią zemsty i odpokutowania winy...nieodzownie też wpływa to na całą dalszą akcję filmu...

Film reżysera ''Piratów z Karaibów'' przypomina nieco właśnie ''Piratów...''. Po pierwsze, występują elementy komediowe. Tak jak na ''Piratach...'' ciągle można było śmiać się z jakże ekscentrycznego Kapitana Sparrowa i jego przygód, tak tutaj trochę mniej było powodów do śmiechu...
Po drugie, wartka akcja! Wyścigi, strzelaniny, masa efektów specjalnych mających oddać realizm temu wszystkiemu...
Po trzecie, kolejna z licznych ról Johnnego Deppa!:)
Po czwarte, elementy fantastyki. I właśnie nie rozumiem! Po co to było?! Króliki - kanibale, jedzące nawzajem własne mięso, koń skaczący po dachach, rozkoszujący się jakże smacznymi skorpionami...to było kompletnie w tym filmie niepotrzebne! Trochę mnie to wręcz zniesmaczyło...
Po piąte, zawiłość akcji. Fragmentami można się nie połapać, o co chodzi...
No i po szóste, wątek miłosny...w tym filmie trochę nie na miejscu, a jeśli już to niedopracowany...

Muzyka jednak, według mnie niezaprzeczalnie, była niesamowita, pełna energii, w klimacie westernu, taka jaka powinna być - jeszcze raz wielki ukłon dla Hansa Zimmera!:)

Podsumowując ; Myślałam, że film będzie dobry! I reżyser, i producent, i muzyka, no i Johnny Depp...to wszystko przykuło moją uwagę...no ale jednak zawiodłam się trochę...nawet Zimmer i Johnny nic nie mogli poradzić, by film był lepszy...
Mimo wszystko jak ktoś lubi dosyć nietypowe westerny to można obejrzeć:)

Moja ocena to 4/10

https://www.youtube.com/watch?v=JjFsNSoDZK8

Niestety na blogowym YT ciężko znaleźć ten zwiastun:(.


sobota, 7 marca 2015

Kolejna porcja muzyczki:)

Witajcie, kochani!:).

Na początku myślałam, jak oczywiście zakładałam bloga, że najwięcej poświęcę go na muzykę. A tu okazuje się, jak sobie patrzę, że najmniej jest właśnie tematyki muzycznej! Aż mnie to trochę ubodło, bo muzyka to ja, to część mnie i mogłabym przez nieskończoność mówić o różnych utworach, piosenkach, wykonawcach itd.

Muszę więc nadrobić te zaległości;].


Bardzo często czujemy się zmęczeni! BA! Pewnie nawet codziennie, bo się nie wysypiamy, za krótko śpimy, ciągle mamy jakieś obowiązki...to na sprawdzian trzeba się nauczyć, to do lekarza iść, to pomóc mamie czy rodzinie przy obiedzie...można by tak wymieniać i wymieniać...przez to ciągłe bieganie, życie w stresie i ciągły nawał powinności na pewno nie raz każdy chciałby plackiem paść na łóżko, pójść spać i nie obudzić się...prędko;].
Sama przecież też tak mam:).

Czasami jednak, chociażbyśmy fizycznie nie mogli, bylibyśmy wprost wrakiem człowieka i tylko niezamknięte powieki jeszcze sprawiłyby, że JESZCZE jakoś dajemy radę, to chcielibyśmy być pełni energii, wigoru! Tyle przecież rzeczy do zrobienia, spraw do załatwienia, planów do zrealizowania...a tak mało w nas życia, jesteśmy totalnie zmęczeni swoim zmęczeniem...czasami chcielibyśmy być silniejsi, wytrwalsi...macie tak?:>

Bardzo pragniemy wtedy naprawdę porządnego kopa w tyłek! Jedni próbują się wzmacniać kawą, drudzy wysiłkiem fizycznym, trzeci wolą nic z tym nie robić, tylko pójść spać i mieć już wszystko gdzieś...heh, to też metoda, ale na dłuższą metę to raczej niezbyt pomocna...ja tam wzmacniam się muzyką:). 


Dziś przedstawiam wam piękny, wesoły i bardzo ożywczy utwór:). Aż chce się nucić i tańczyć!:).


Florian Bur - Living
 

W teledysku fragment z filmu ''Odlot''.
 


 Obrazek z internetu:)

piątek, 6 marca 2015

Moje nowe pomysły!:)

Witajcie kochani!:). Wpadłam na szalony pomysł;].


Zawsze chciałam napisać książkę:). Taką sensowną, życiową, przedstawiającą ludzkie przeżycia, pragnienia i problemy - po prostu taką, którą pisze życie.
Do tej pory próbowałam różnie ; kiedyś pisywałam takie krótkie opowiadania ;  najczęściej zakończenia były przewidywalne, a sama forma, język i sposób pisania był dosyć...ubogi;]. O ile dobrze sobie przypominam tworzyłam powiastki fantastyczne, przygodowe np. pamiętnik superbohatera albo dzieje współczesnej wybawczyni świata i coś w stylu ala Kopciuszek;].

Próbowałam kiedyś napisać o dręczonej psychicznie i nieco fizycznie dziewczynce przez nowo przybyłą koleżankę, która nie wiedzieć czemu, od początku darzyła ją nienawiścią. Naszkrybałam też historyjkę o gburowatym, cynicznym, samotnym detektywie, który zaprzyjaźnia się z młodym, zakochanym malarzem...O biednej, przepracowanej dziewczynce pragnącej pomóc okaleczonemu chłopcu...O niezwykłe utalentowanym sportowo, lecz ubogim facecie, co pragnął tylko chodzić do szkoły...O bogatym i sławnym Richiem, który zakochał się w hotelowej pokojówce... nie pamiętam już dokładnie wszystkiego;].


Kiedyś miałam naprawdę wielką wenę twórczą! Założyłam nawet brulion - moją powieść fantastyczno - przygodowo - romantyczną. Przygody elfa w poszukiwaniu skarbu i nietypowa miłość do dziewczyny - wilkołaka...teraz jednak stwierdzam, że za bardzo pomieszałam ''Władcę Pierścieni'' i ''Sagę Zmierzch'';].



Teraz jednak mam kilka pomysłów, mam nadzieję, że wam się spodobają:). Chcę wreszcie choć raz napisać coś porządnego, z sercem i zrealizować coś od początku do końca!:).
1). Pierwszy pomysł - historia będzie opowiadać o dwóch siostrach ( jeśli chodzi o imiona to jeszcze pomyślę ). Jedna z nich, starsza, będąca już od dwóch lat w małżeństwie, stara się o dziecko, lecz nie może zajść w ciążę. Druga, zdradzona przez chłopaka, urodziła dziecko, lecz chce je oddać siostrze.

2). Drugi pomysł - dziewczyna wyjeżdża za granicę do Norwegii w celach zarobkowych i zdrowotnych. Znajduje tam pracę w restauracji i napawa się pięknymi widokami Norwegii. Poznaje tajemniczego mężczyznę, z którym nawiązuje nietypową znajomość. Często rozmawiają na skrajne tematy, typu wiara, religia, śmierć, aborcja itd. Spędzają dużo czasu z sobą ; pomimo dziwnych zachowań mężczyzny i jego nietypowego myślenia i postrzegania świata, ona zakochuje się w nim, lecz on nie chce nic mówić o sobie, o uczuciach...ona postanawia wreszcie przełamać tą barierę, ale to nie będzie takie proste...To nie będzie kolejna historia o wampirach, wilkołakach czy coś typu ''50 twarzy Greya'':).

3). Trzeci pomysł - pamiętnik chorej na AZS...i niekoniecznie to byłoby o mnie:). Na pewno wleję w to dużo mojego doświadczenia, myśli, przeżyć, ale co nie co zawsze zmyślę!:).


Oczywiście możecie też dać wasze propozycje:). Jak chcecie, żeby poszczególni bohaterowie mieli na imię, o czym, żeby rozmawiali ;  podpowiedzi mile widziane:).

No i oczywiście wybierzcie, którą z tych 3 opcji wybieracie:). Robimy głosowanko;]. Chyba, że w ogóle nie chcecie czytać, taka opcja też może być...



A tymczasem, do jutra!:)

Bibliografia ; zdjęcia z internetu:).

niedziela, 1 marca 2015

Ja w mojej klasie:)

Heh, wszyscy uwielbiamy szkołę;]. Uwielbiamy wstawać wcześnie rano, podziwiać naszych ukochanych nauczycieli, wysłuchiwać ich całogodzinnych wykładów, pisać sprawdziany, które niekoniecznie zawierają materiał zawarty w obszernych książkach, taszczyć te kilogramy...
Dostrzegacie sarkazm, nie?;]

Każdy, w szczególności rodzice i szeroko pojęci ''dorośli'' próbują przekonać nas, tych młodzików, pragnących zaznać smaku życia dorosłego, że szkoła ma mnóstwo zalet! Uczysz się, zdobywasz wiedzę ; jest to najszczęśliwszy okres w życiu, bo nie masz żadnych innych obowiązków, tylko uczyć się i sprzątać pokój ; poznajesz nowych ludzi i masz okazję nawiązać przyjaźnie, integrując się ze swoją klasą.
Ja nie będę tego negować. - jestem na tym etapie, co większość - nie przepadam za szkołą, jest zdecydowanie za dużo zadań, momentami to po prostu chce się spalić te wszystkie księgi pełne wiedzy i nieskończenie długich definicji, formułek, wzorów itd. Po prostu jeszcze nie dojrzałam do problemów dorosłych, żeby stwierdzić, że szkoła to najlepszy okres w życiu! Jeszcze tego nie widzę...


W każdym razie w tym poście odpowiem na pytanie pewnego Anonima, który spytał mi się, jak się czuję w klasie, kogo lubię i czy jesteśmy zgrani, jaka panuje atmosfera:). Domyślam się, że jest to osoba z mojej klasy;], ale mogę się też mylić...;].
Nie mam jednak zamiaru owijać w bawełnę - jak wiecie już, jestem bardzo szczera i bezpośrednia. Jeśli ktoś stwierdzi, że w jakiś sposób kogoś, coś obraziłam to mogę przeprosić, ale będą to nieszczere przeprosiny, gdyż niezgodne z tym, co myślę, czuję, wyznaję itd.


Jaki mam kontakt z klasą?
Heh, taki sobie;]. Są osoby, z którymi rozmawiam częściej, z drugimi mniej, a czasami nawet w ogóle słowa nie zamieniłam! To pewnie wynika z wszechobecnych ''grupek''. Ciężko jest przełamać bariery, które występują w każdej z nich...jeśli nie należysz do jakieś grupy to najczęściej zostajesz sam albo próbujesz jakoś dogadać się z paroma osobami, żeby jako tako mieć z kim pogadać na przerwach czy na lekcjach;]. Ja tak robię:). I nie uważam, żeby to było złe - w końcu zawsze z kimś się pogada, a nie trzeba koniecznie szukać przyjaciół...

Kogo najbardziej lubię?
Teoretycznie powinnam lubić wszystkich tak samo, bo tak wynika z mojej obecności w klasie jako nienależącej do żadnej grupki ( myślę też, że niemałe znaczenie ma też moja choroba, wiadomo, że odstrasza ludzi i ciężko jest sobie znaleźć jakieś towarzystwo ). Ja jednak najbardziej lubię te trzy dziewczyny, z którymi próbuję rozmawiać i nawiązać jako taki kontakt. Są miłe i fajne. Zawsze znajdzie się temat do rozmów, ale raczej niedotyczący życia osobistego i spraw uczuciowych...to jest taka sfera, o której raczej nie chcą rozmawiać...takie przynajmniej odnoszę wrażenie.
Właśnie z nimi najlepiej mi się gada, ale rozmawiam też z innymi i to też mi sprawia przyjemność:). Chociaż wiadomo, nie zawsze każdemu się podoba ten, kto ciągle próbuje zagadać do każdej z grup;].

Jaka w klasie panuje atmosfera?
A nawet pozytywna, trzeba przyznać!:), pomimo wszędobylskich grupek, to jednak każdy potrafi pogadać z każdym i przez to jest dużo śmiechu, radości i atmosfera jest przyjemna:).

Czy jesteśmy zgrani?
Chyba nie;/. Raczej na pewno nie;]. Często nie możemy się dogadać w kwestii wycieczek ; każdy chce jechać gdzie indziej, każdy ma inny pomysł...czasami prowadzi to do różnych niesnasek...pewnie okaże się, że i tak nigdzie nie pojadą;].
Może to wynikać z faktu, że przy 29 dziewczynach i 1 chłopaku to można faktycznie zwariować ; im większy babiniec, tym mniej zgodności;].
Trzeba jednak przyznać, że próbują się dogadać, a to już jest coś...:)



Jeśli chodzi o mnie, to czuję się w miarę dobrze:). Mam z kim pogadać, pośmiać się...ale czasami odnoszę wrażenie, że niektórzy traktują mnie jak...kogoś, od kogo zawsze można coś ''zwalić''. Nie będę tu przechwalać się o moich ocenach, średniej i wiedzy...denerwuje mnie to, że niektórzy potrafią właśnie to wykorzystywać, często proszą ''zgłoś się'', ''ty zawsze coś umiesz'', ''ona cię lubi'', a sami nie potrafią się zgłosić i pouczyć chociaż ten jeden raz!
Mam nawet takie wrażenie, że większość ''lubi mnie'' tylko dlatego, że ''coś umiem''...

Nierzadko też czuję się trochę idiotycznie, gdy pytają mnie ; ''dlaczego nie mam chłopaka'' i tego typu rzeczy. No halo, przecież nie każdy ma czas chodzić na imprezy czy wyszukiwać jakichś przystojniaków na FB! Niektórzy muszą prowadzić odwieczną walkę o zdrowie, łazić od lekarza do lekarza, jeździć od jednej kliniki do drugiej, żeby choć trochę wyglądać lepiej, pozbyć się tej pieprzonej alergii, zasmakować chociażby zwykłej kąpieli i dać odpocząć skórze, która wiecznie jest sucha, zaplamiona, pokryta strupami!
W dzisiejszych czasach, żeby chłopakowi się spodobać trzeba być niekoniecznie mądrą i piękną na duszy, lecz na pewno piękną na zewnątrz. Zdaję sobie z tego sprawę...poza tym, trzeba mieć czas, żeby kogoś znaleźć, a tego mam niezwykle mało...no ale to teraz nie na temat;].


Mam nadzieję, że dałam dosyć wyczerpujące odpowiedzi:). Dzięki za aktywność, przynajmniej wiem, że żyjecie i ktoś czyta te moje wypociny!::)


See U!!!:)