piątek, 31 marca 2017

Kolejne spotkanie z zielonym stworem, tym razem od MCU:)!

Witajcie, kochani:)

Już kiedyś spotkaliśmy się z Hulkiem w reżyserii Anga Lee, gdzie główną rolę grał Eric Bana...film był taki średniawy, zresztą możecie wrócić do tej recenzji i sobie przypomnieć. Teraz zaś przyjdzie nam się zmierzyć z inną, nowszą odsłoną przygód prze-inteligentnego doktora, który próbuje okiełznać swoje zielone alter ego:).



Reżyseria ; Louis Leterrier
Scenariusz ; Zak Penn
Premiera ; 13.06.2008 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Edward Norton, Liv Tyler, Tim Roth, William Hurt
W pozostałych rolach ; Tim Blake Nelson, Ty Burrell


Fabuła i opis filmu jest mniej więcej taki sam. Naukowiec Bruce Banner (Edward Norton) w wyniku nieudanego eksperymentu zostaje napromieniowany silnymi promieniami gamma. Nie umiera on jednak. Za to w sytuacjach silnie stresowych, pod wpływem gniewu, zdenerwowania i ekscytacji, przemienia się w ogromnego, niesamowicie silnego, zielonego stwora Hulka, który sieje spustoszenie za każdym razem, gdy się przemienia.

Tyn razem poznajemy Bannera wtedy, gdy już jest po eksperymencie, gdy jest uciekinierem, błąkającym się gdzieś po Brazylii i starającym się ciągle po sobie zacierać ślady, by pod żadnym pozorem nie odnalazła go amerykańska armia. Mieszka w jakiejś opuszczonej spelunie, a jako jedyne towarzystwo ma psa. Pracuje w jakiejś fabryce, a po pracy stara się stworzyć lek na swoją mutację. Nie jest to proste i wraz z doktorem Samuelem Sternsem (Tim Blake Nelson) próbują wszelkich metod, by pod wpływem sytuacji stresogennych, Banner nie przemieniał się już w ogromną bestię.


Ponadto wciąż Bannerowi depczą po piętach wojskowi, w szczególności generał Thaddeus ''Thunderbolt'' Ross (William Hurt), który za wszelką cenę chce znaleźć i wykorzystać krew Bannera, by stworzyć super-żołnierzy, a także wojowniczy żołnierz Emil Blonsky (Tim Roth), pragnący być silniejszy od samego Hulka...

Bruce nawiązuje więc, po wielu latach rozłąki, kontakt z Betty Ross (Liv Tyler), córką generała Rossa, i razem ze Sternsem próbują wyleczyć Bannera. Tymczasem gen. Thunderbolt wykorzystuje na Blonskym serum super-żołnierza, a dodatkowa dawka czyni z niego Abomination, z którym nawet Hulk ma problemy, aby go pokonać...


Generalnie film był dobry. Raczej powiem, że taki średni. Jak to się mówi, dupy nie urywa;]. Do efektów specjalnych nie mam co się przyczepić, choć ten taki mrok, zwłaszcza w finałowej scenie, przypomniał mi trochę ''Batman vs Superman'' (czy może jednak odwrotnie?). Hulk wygląda znacznie lepiej od poprzednika, nie taki plastusiowaty. Jest bardzo autentyczny i naprawdę wzbudza strach. Muzyka filmowa też bardzo ciekawa i nieźle oddaje klimat całej produkcji. Uszanowanie dla Craiga Armstronga

Akcja w fabryce, przed uniwersytetem czy finałowe starcie z Abomination też były na dość dobrym poziomie. Edward Norton gra w porządku, nie mam nic do zarzucenia, choć i tak wolę późniejszą wersję w wykonaniu Marka Ruffalo, a Liv Tyler, mimo wielu negatywnych komentarzy, mnie na pewno nie przeszkadzała. Postać villaina, Emila Blonskiego aka Abomination...no taka też średnia. Widać było, że ta osoba jest w pewien sposób intrygująca i fajnie mi się oglądało Blonskiego, gdy był w ludzkiej formie. Bardziej przykuł moją uwagę. Jego motywacje były nawet do zrozumienia, choć ja i tak nie chciałabym być aż tak silna jak Hulk.


Najciekawszą postacią był dla mnie gen. Ross. Nie był mega zły, choć początkowo można odnieść takie wrażenie. Spostrzegł po jakimś czasie swój błąd i na pewno nadarzy się okazja, by go naprawić, o czym może świadczyć krótka scena po filmie, gdy rozmawia z samym Tony'm Starkiem!

Film był naprawdę średni. Ani nie gniot, ani nie jakaś rewelacja. Właściwie jest niewiele lepszy od poprzednika, gdzie akurat w wersji MCU górują nieco lepsze efekty specjalne, wygląd Hulka i sam występ Williama Hurt. Ogólnie to oceniam na 6/10.



PS. Gen. Rossa radzę zapamiętać, choć przez długi okres czasu go nie będzie. Pojawi się jednak jeszcze, trzeba czuwać;].
PPS. W kolejnych filmach, w których pojawi się postać Hulka, ktoś inny będzie odgrywać tę rolę, mianowicie wyżej wspomniany Mark Ruffalo.

piątek, 24 marca 2017

Powitajcie Żelaznego Człowieka od Marvel Studios!

Witajcie, kochani:)

Mam nadzieję, że już pożegnaliście mutantów z X-verse, bo przez dłuższy czas nie pojawi się o nich żadna recenzja. Spokojnie, kiedyś jeszcze na pewno coś z tego uniwersum się jeszcze pojawi:).

Od tego postu zacznie się niesamowita przygoda z Marvel Cinematic Universe (w skrócie MCU). Wcześniej mieliśmy New Line Cinema, Columbia Pictures, w przypadku mutantów 20th Century Fox...teraz już oficjalnie Marvel Studios przejmuje, już pod swoją nazwą, postacie wzięte z komiksów Marvela. Rozpoczyna się więc faza, w której każdy film, od pierwszego do następnego, jest ściśle z sobą związany i zwykle będzie się kończyć scenką bądź dwoma scenkami po napisach. To jest jak jeden wielki serial kinowy, w którym z pozoru coś małego ma ogromne znaczenie, jak nie w tym filmie, to następnym. Także każdy detal jest ważny i radzę uważnie oglądać każdy kolejny film, bo potem można się pogubić. Dotyczy to osób, które nie orientują się najlepiej w takich uniwersach, a chcą cieszyć się jak najbardziej dobrym filmem.

[Bo trzeba przyznać, że w przypadku filmów o X-menach, filmy czasami przedstawiały inną wersję wydarzeń i można było się nieco pogubić...]

Z wielką pompą wita Was dzisiaj Iron Man!!!


Reżyseria ; Jon Favreau
Scenariusz ; Hawk Ostby, Mark Fergus, Art Marcum, Matthew Hollaway
Premiera ;  30.04.2008 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Robert Downey Jr., Jeff Bridges, Gwyneth Paltrow, Terrence Howard
W pozostałych rolach ; Leslie Bibb, Shaun Toub, Faran Tahir, Sayed Badreya, Clark Gregg
Nagrody ; Saturn Najlepszy film sci-fi
                  Saturn Najlepszy aktor Robert Downey Jr.
                  Saturn Najlepsza reżyseria Jon Favreau
                  Satelita Najlepszy montaż Dan Lebental
                  Satelita Najlepsze dodatki w wydaniu DVD za wydanie dwupłytowej edycji kolekcjonerskiej
                  Złoty Popcorn Najlepszy, póki co, film lata
                  IFTA Najlepszy aktor zagraniczny Robert Downey Jr.


Mam niezwykłą i ogromną przyjemność przedstawić wam jedną z najważniejszych postaci w całym MCU, która niejednokrotnie się tutaj pojawi i niejednokrotnie odegra ważną, wręcz kluczową rolę:). Tony Stark (Robert Downey Jr.) jest miliarderem, przemysłowcem, wynalazcą, szefem Stark Industries, głównego dostawcy broni dla rządu USA, który ze śmieci zbudowałby...chociażby kuloodporną zbroję (!). Poza ogromnym talentem i niesamowitym drygiem do pracy uwielbia także kobiety, drogie auta, alkohol, światła reflektorów i fleszy skierowane w jego stronę, blichtr oraz beztroskę.


Wkrótce Stark ma przedstawić armii nową broń. Wszystko idzie zgodnie z planem, do czasu, aż jego konwój zostaje zaatakowany, a sam Tony porwany przez rebeliantów. Jakby tego było mało został poważnie ranny, o dziwo z jego własnej broni! Zmuszony do skonstruowania potężnego uzbrojenia dla Razy (Faran Tahir) nie poprzestaje na ratowaniu swojego życia. Pomaga mu w tym Yinsen (Shaun Taub). Najpierw budują reaktor łukowy, który zostaje wbudowany w klatkę piersiową Tony'ego i ma za zadanie uniemożliwić żelaznym opiłkom dostanie się do serca rannego Starka. Potem zaś, zamiast budować śmiercionośne rakiety dla rebeliantów, potajemnie konstruują zbroję, dzięki której uda im się uciec z niewoli. Niestety tylko jednemu z nich udaje się uciec...

Po powrocie do domu zastaje przyjemne powitanie. Najbliższy przyjaciel Starka, pułkownik James Rhodes (Terrence Howard) ma wyrzuty sumienia, że nie towarzyszył Tony'emu w konwoju, ale cieszy się, że jest cały i zdrowy. Tak samo raduje się współpracownik Starka, a zarazem też dawny przyjaciel jego ojca, Obadiah Stane (Jeff Bridges), który pod nieobecność Tony'ego zarządzał firmą oraz przykładna i pracowita Pepper Potts (Gwyneth Paltrow), niezwykle przywiązana do swojego pracodawcy:).

Jednak 3-miesięczna niewola oraz widok masakr dokonywanych w Gulmirze zmieniły podejście Tony'ego do produkcji broni. Nie chce już tylko sprzedawać czegoś, co przynosi więcej szkód niż pożytku, zwłaszcza, że jak się później dowiemy, jego broń jest sprzedawana na lewo. Chciałby, żeby Stark Industries zmieniło kierunek działania i zwrócił się raczej ku reaktorowi łukowemu by wykorzystać go w innym, lepszym celu.


Oczywiście prasa wrze, a najbliżsi uważają, że Tony postradał zmysły. Do tego pojawia się jeszcze jakiś agent z okropnie długo nazywającej się agencji, Phil Coulson (Clark Gregg). Tony, mimo wszystko, skupia się więc na robocie i potajemnie buduje super nowoczesną zbroję, która da mu nadludzką siłę i pozwoli walczyć ze złem. Na razie o jego podwójnej tożsamości dowiaduje się tylko Rhodes oraz Pepper.

Z czasem jednak Tony dowiaduje się o brudnych interesach, które prowadzi jego własna firma poza jego plecami...okazuje się, że Obadiah zlecił zamach na Tony'ego, a pomysł z reaktorem, który skrytykował, postanowił podchwycić i zbudować tyle zbroi, by zdobyć należną mu (według niego) władzę. Potrzebuje jednak mniejszej wersji reaktora, która znajduje się...w samym Tony'm! Tak też później dochodzi do starcia między nimi.

Film był, że tak powiem, prze-kozacki! Najlepszy w filmie był oczywiście Robert Downey Jr. i jego Tony Stark. Nietuzinkowy, czasem wręcz kontrowersyjny, z poczuciem humoru, nierzadko iście czarnym, mistrz ciętych ripost, prawdziwy geniusz, z niczego potrafi zrobić coś wielkiego...naprawdę świetna kreacja i Robert do tej roli pasuje jak ulał! I styl ubierania się, i styl mówienia, gesty, nawet spojrzenia, po prostu - mistrz! Bogu dzięki, że Toma Cruisa nie wzięli do tej roli. 


Efekty specjalne mistrzowskie! Zbroje są naprawdę świetnie pokazane, a sceny walk w Gulmirze czy finałowa walka z Iron Mongerem przedstawione cudownie. Do tego genialna muzyka. Bardzo energiczna, z dużą dozą basowego brzmienia gitary. Ukłony dla Ramina Djawadiego.

Co do postaci złoczyńcy. Ambicje, by przejąć stery po dorobku Starków mogą być dobrą motywacją. Do tego zlecenie zabicia największego ''oponenta'' też daje do myślenia, że niezły z niego czarny charakter. Mimo to, Jeff Bridges w tej roli wydaje mi się trochę dziwny. Jakoś mam mieszane uczucia co do jego postaci jako wielkiego antagonisty. Nie pasuje mi jakoś w tym filmie, co nie umniejsza to talentowi samego pana Bridgesa. 

Za to cieszy mnie widok Gwyneth Paltrow jako ślicznej i sympatycznej Pepper oraz nieznacznej roli samego Jona Favreau jako szofera i ochroniarza Starka. Nie można też zapomnieć o Stanu Lee przecież!

Film mi się bardzo spodobał i perspektywa, że jeszcze nie raz obejrzę Starka w wersji Roberta (i vice versa), który zresztą niewątpliwie jest największą atrakcją filmu, jest niezwykle kusząca i zachęcająca. Film oceniam na 9/10:).




PS. Agenta Coulsona radzę zapamiętać, pojawi się jeszcze nie raz. Tak samo Rhodey'a, choć w następnych filmach postać tą będzie grać ktoś inny. 
PPS. Jest scena po napisach. Tego pana, co przedstawia się jako Nick Fury, też radzę zapamiętać, bo to jest postać WAŻNA!!!
PPPS. Program komputerowy Starka, Jarvis, któremu głos podstawia Paul Bettany, też się niejednokrotnie pojawi, a w przyszłości odegra istotną rolę.

piątek, 17 marca 2017

One Last Time, czyli Pożegnanie z Loganem...

Witajcie, kochani;).

 Szczerze mówiąc, to z bólem i smutkiem biorę się za pisanie tej recenzji. Więcej już nie będzie nam dane oglądać Hugh Jackmana w roli Wolverina (i oby nie próbowali wcisnąć nikogo, kto miałby ponownie wcielić się w tą rolę!). Po siedemnastu latach bycia Rosomakiem i wystąpieniu w właściwie każdym filmie z serii X-Men czas nadszedł, by w końcu rozstać się z tą niezapomnianą i kultową już rolą. ''Logan'' to jest właśnie takie symboliczne pożegnanie...



Reżyseria; James Mangold
Scenariusz; Michael Green, Scott Frank, James Mangold
Premiera; 03.03.2017 (Polska)
Produkcja; USA
W rolach głównych; Hugh Jackman, Patrick Stewart, Dafne Keen, Boyd Holbrook
W pozostałych rolach; Stephen Merchant, Richard E. Grant, Elizabeth Rodriguez, Eriq La Salle


Nominowany do Oscara Hugh Jackman (''Les Miserables. Nędznicy'') po raz ostatni wciela się w rolę Logana; Wolverin'a, bohatera, który stał się legendą. W niedalekiej przyszłości zmęczony życiem Logan czuje się zagubiony w świecie, w którym zdziesiątkowani mutanci X-Men żyją na marginesie społeczności ludzkiej. W kryjówce przy granicy meksykańskiej opiekuje się schorowanym Charlesem Xavierem (Patrick Stewart - seria ''Star Trek''), znanym jako Profesor X. Wysiłki Logana, by ukryć się przed światem i ochronić swoje dziedzictwo, zostają zniweczone, gdy pojawia się młoda mutantka, ścigana przez mroczne siły. Profesor X przekonuje Logana, by wziął udział w ostatniej misji, w której stawką jest życie dziewczyny, jedynej nadziei rasy mutantów.

Pozwolę sobie do tegoż ulotkowego opisu fabuły, dodać kilka słów od siebie.

Logan pracuje jako szofer. Jest już starszym, siwiejącym panem, który kuśtyka na jedną nogę, kaszle spazmatycznie, plując krwią, wspomaga się też okularami. Jego adamantowy szkielet po tylu latach zaczyna mu sprawiać kłopoty, bowiem wszelkie rany nie goją się już tak szybko, a organizm sam sobie szkodzi. Do tego można jeszcze dodać bezsenność i uzależnienie od alkoholu. Po prostu wrak człowieka.

Jego jedynym celem jest zdobycie pieniędzy i kupienie wymarzonej łodzi Sunseeker, na której wraz z Profesorem Xavierem podróżowaliby spokojnie po morzach i oceanach. W ten sposób nie musieliby się już chować w dzikich pustkowiach, z dala od ludzik siedzib.

Nature made me a freak. Man made me a weapon. And God made it last too long.

Skoro już wspomniałam o profesorze... Demencja starcza mocno daje mu się we znaki. Momentami zamienia się w dziecko, zapomina wiele rzeczy, a co gorsza w chwili ataku, potrafi sparaliżować osoby znajdujące się w jego pobliżu. Sam Logan i Caliban (Stephen Merchant), mutant-albinos, (którego niegdysiejszą mocą było tropienie innych mutantów), obecnie pomagający w opiece nad starcem, nie są w stanie opiekować się osobą, która w najmniej spodziewanym momencie może sprawić, że się udusisz. Mimo to, trójka bohaterów jakoś radzi sobie na tym ziemskim padole, z lichą nadzieją na jakąkolwiek przyszłość...

Ich spokój jednak szybko zostaje zmącony. Na horyzoncie pojawia się bowiem kobieta z dzieckiem, która prosi Rosomaka o pomoc. Ten wcale nie ma ochoty angażować się w żadne akcje humanitarne, zważywszy na fakt, że obie są poszukiwane i nie chce się narażać na niebezpieczeństwo. Niemniej szybko zmienia zdanie, gdy dowiaduje się, że dziecko to jest mutantem, które ma paradoksalnie bardzo wiele wspólnego z nim samym.

Tym dzieckiem jest Laura (Dafne Keen), X-23, która nosi w sobie geny Logana. Ma identyczne zdolności, czyli wysuwane adamantowe szpony (tyle, że w jej przypadku są to dwa wysuwane szpony u rąk i jeden na stopie) oraz czynnik regenerujący. Dziewczynka jest wynikiem eksperymentu na ludzkich dzieciach. Coś jednak nie wyszło i teraz Laura musi uciekać. Celem podróży ma być Eden, azyl dla mutantów, bezpieczna przystań.

Logana, Xaviera i Laurę tropi niejaki Pierce (Boyd Holbrook), który pracuje dla Dr. Zandera Rice'a (Richard E. Grant), który z kolei jest niejako związany z przeszłością Wolverina. Cały więc film opiera się na motywie ucieczki i walki o przetrwanie.

Powiem tak. Oglądałam wszystkie filmy 20th Century Fox o przygodach X-Menów i solowe produkcje traktujące o Wolverinie. Ten film jest wyjątkowy i spróbuję to udowodnić. Po pierwsze, klimat jest zupełnie inny. Przypomina raczej western aniżeli film akcji. Wszystko dzieje się na jakimś zadupiu, daleko od ludzi. Jest nieco ponuro i smętnie. Poza tym to nie film tylko i wyłącznie pokazujący Logana siekającego złoli na kawałki (choć i takich scen nie brakowało), ale jest to pokazanie jego ludzkiej strony, tej słabej, podatnej na ciosy i to nie tylko w aspekcie fizycznym. Do tej pory Rosomak był przedstawiany jako silny, waleczny badass ze skórzaną kurtką, wielkimi muskułami i pięknie wysuwanymi szponami. Każde draśnięcie kulą czy nożem goiło się natychmiastowo i nie robiło właściwie mu żadnej krzywdy. W tymże filmie Logan jest naprawdę słaby. W każdej scenie walk dyszy, leży na ziemi, jest kopany i dobitnie można poczuć jego ból.

W filmie przedstawiono także piękną relację między Loganem a Profesorem. Syn troszczy się chorowitym ojcem. Ci, którzy oglądali poprzednie części z serii X-Men wiedzą, jak wiele Profesor zrobił dla Logana i niejednokrotnie mu pomógł. Tym razem role są odwrócone. Mało tego Logan także stał się ojcem dla Laury. Z początku miał ją głęboko gdzieś, nie obchodziło go, że Laura jest mutantką, że potrzebuje pomocy, że jest sama i źli ludzie chcą ją zabić. W miarę rozwoju akcji zbliżają się do siebie i  Logan zdaje sobie z tego sprawę, że;

I suck at this! Bad shit happens to people I care about! You understand me?

Aktorzy także spisali się na medal. Sir Patrick Stewart genialne odegrał rolę cierpiącego na demencję starca, którego zdolności wciąż stanowią niemałe zagrożenie. Sama Dafne, młodziutka dziewczyna, zrobiła świetne pierwsze wrażenie, zważywszy na fakt, że to jest jej pierwsza znacząca rola i musiała grać głównie mimiką i gestami, bo niewiele w filmie mówiła, i ciekawi mnie jak potoczą się jej dalsze losy. No i przede wszystkim kreacja Hugh Jackmana. A jeśli chodzi o antagonistów... Pierce mnie zaintrygował. Ma coś w sobie, taką ciekawą charyzmę. Zaś doktor Rice właściwie... może być. Nie wiem, jakoś za mało czasu poświęcono złoczyńcom, a ich śmierć została pokazana zbyt szybko, jeśli można tak to powiedzieć;]. 

Efekty specjalne w filmie są fenomenalne. Jako, że jest to produkcja R-rated, było mnóstwo scen łamania kości i lejącej się strugami krwi (nie wspomnę już o ogromnej ilości przekleństw). Przez to wszelkie sceny walk były niezwykle autentyczne i naprawdę tak realne, że aż ciarek dostawałam. Wielkie uszanowanie składam także charakteryzatorom, którzy wykonali kawał świetnej roboty, jeśli chodzi o makijaż i ogólny wygląd postaci, zwłaszcza Profesora i Wolverina. Te wszystkie blizny, starcze plamy, przekrwione oczy... majstersztyk! Do tego jeszcze muzyka Marca Beltramiego... 

Film bawi w niektórych momentach (Logan wyżywający się łopatą na aucie czy przekomarzanie się między psorem a Rosomakiem), ale przede wszystkim wzrusza. Niesie ze sobą wiele przesłań np. takie, że każdy w życiu potrzebuje miłości i drugiej osoby, że rodzina jest właśnie takim azylem, bezpieczną przystanią, gdzie wszyscy mogą na sobie polegać, że życie jednak kiedyś się kończy i trzeba doceniać to co się ma, kochać tych, na których nam zależy... 

This is what life looks like: people love each other. You should take a moment … Feel it.

Podsumowując, film uważam za naprawdę piękny i wyjątkowy, jeden z najlepszych, w którym pojawił się Hugh Jackman. W końcu to już siedemnaście lat, gdy Wolverine pojawił się po raz pierwszy na ekranie. Końcowa scena jeszcze bardziej wzrusza i nabiera symbolicznego znaczenia. Coś się kończy, a coś zaczyna... 

Dziękuję panu Stewartowi i Jackmanowi, że mogłam oglądać ich wspólne przygody na ekranie. Jest to honorowe pożegnanie obu panów w uniwersum X-Menów. Produkcję oceniam, porównując też trochę do wcześniejszych adaptacji filmowych, na 9/10





PS. NIE ma sceny po napisach.



piątek, 10 marca 2017

Coś dla panów co nacieszy oko cz.I

Witajcie, kochani!

Cały czas przygotowywałam listy aktorów, którzy zwrócili moją uwagę i generalnie to wpisy były te przeznaczone z myślą o paniach. Sądzę jednak, że jacyś panowie też odwiedzają od czasu do czasu mojego bloga i mogliby się poczuć urażeni, że o nich nie myślę!

A tak na serio to po prostu sporządziłam podobną listę, tylko, że aktorek, które zwróciły moją uwagę swoją urodą, wdziękiem, talentem. Uważam je za moje ikony piękna. Mam nadzieję, że kiedyś będę wyglądać równie atrakcyjnie jak niżej wymienione panie:).


- Gemma Arterton


Dosyć mało popularna aktorka, a szkoda, bo naprawdę dziewczyna ma talent, o urodzie już nie mówiąc. Wystąpiła w ''Dziewczyny z St. Trinian'', ''Tess D'Urbervilles'', ''Uprowadzona Alice Creed'', ''Tamara i mężczyźni'', ''Starcie Tytanów'', ''Książę Persji; Piaski Czasu'', ''Byzantium'', ''Ślepy traf'', ''Hansel i Gretel; Łowcy Czarownic'', ''Gemma Bovery'', ''Głosy''. Według mnie Gemma idealnie pasuje do filmów kostiumowych czy akcji. Jest słodka, ale przy tym bardzo kobieca. Chciałabym, żeby ją częściej angażowano do ról. Była często brana pod uwagę do odgrywania kilku kobiecych postaci w świecie MCU m.in. Jane Foster, Nataszy Romanoff (!), Peggy Carter. Ja bym ją widziała jako jakąś Asgardzką wojowniczkę lub międzygalaktyczną księżniczkę:).



- Penelope Cruz


Można powiedzieć, że klasyka;). Dla mnie po prostu olśniewa urodą i chciałabym tak wyglądać w jej wieku (42 lata!). Znana przede wszystkim z ''Vanilla Sky'', ''Blow'', ''Kapitan Corelli'', ''Gothika'', ''Sahara'', ''Volver'', ''SEXiPIStOLS'', ''Vicky Christina Barcelona'', ''Nine'', ''Piraci z Karaibów; Na Nieznanych Wodach'', ''Adwokat''. Piękna aktorka, modelka, z bardzo ciekawym hiszpańskim akcentem. Dla mnie zawsze będzie ikoną piękna i klasy.


- Salma Hayek


Kolejny klasyk. Wystąpiła w takich filmach jak ''Desperado'', ''Od zmierzchu do świtu'', ''Bardzo dziki zachód'', ''Frida'', SEXiPIStOLS (w duecie z Penelope), ''Pytając o miłość''. Cudowna meksykańska piękność. Pomyśleć, że ta kobieta ma 50 lat (!). Te egzotyczne geny...


- Audrey Tautou


Francuska piękność. Wystąpiła w filmie ''Amelia'', ''Bardzo długie zaręczyny'', ''Kod Da Vinci'' (u boku samego Toma Hanksa), ''Coco Chanel''. Zachwyca urodą, wdziękiem, tajemniczością. Jest po prostu czarująca i do tego tak pięknie mówi po francusku...<3


- Jaimie Alexander


Aktorka znana z ''Kyle XY'', ''Loosies'', ''Zderzenie'', ''Likwidator'', ''Blindspot'', a co najważniejsze... odegrała rolę Lady Sif w filmach MCU o przygodach Thora. Przepiękna kobieta o niesamowitych rysach twarzy!


- Scarlett Johansson


Chyba nie byłabym sobą, gdyby na tej liście nie pojawiła się ikona kina i stylu. Tych oczu i ponętnych ust nie da się nie zauważyć, a sama aktorka jest tak popularna, że dłużej nie trzeba jej przedstawiać. Już od dziecka zaczęła grać w takich filmach jak ''Zaklinacz koni'', ''Dziewczyna z Perłą''. Potem to już ''Egzamin dojrzałości'' (początek długoletniej znajomości z Chrisem Evansem), ''Wyspa'', ''Prestiż'', ''Niania w Nowym Yorku'', ''Vicki Christina Barcelona'' (również w duecie z Penelope), ''Kochanice króla'', ''Don Jon'', ''Pod skórą'', ''Lucy''. Prawdę mówiąc, początkowo nie zwracałam na nią szczególnej uwagi, ale dzięki jej kultowej już roli jako Czarna Wdowa w MCU nie mogę przestać się zachwycać nad tą kobietą. Jej Natasza Romanoff jest przecudowna. To dzięki niej imię Natasza (a nie Natalka!) nabiera w moich oczach głębszego znaczenia. Femme fatale, kobieta silna, niezależna, odważna i pewna siebie. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. No ale tym to będę się zachwycać w kolejnych filmowych recenzjach z MCU. 

Te rude włosy<3

- Liya Kebede


To jest przede wszystkim modelka pochodzenia etiopskiego. Grywa jednak w filmach jak np. przepiękny film biograficzny ''Kwiat pustyni'', ''Czarne złoto'', ''Na tropie Marsupilami''. Co tu dużo mówić, wystarczy na nią spojrzeć:).


- Bryce Dallas-Howard


Córka znanego reżysera, Rona Howarda. Wystąpiła w m.in. ''Osada'', ''Kobieta w błękitnej wodzie'', ''Spider-Man 3'' (jako Gwen Stacy), ''Zaginiony diament'', ''Terminator; Ocalenie'', ''Saga Zmierzch; Zaćmienie'', ''Służące'', ''Jurassic World''. Mogłaby zagrać Arielkę, ma takie cudowne włosy i oczy.


- Catherine Zeta-Jones


Znana z takich filmów jak ''Fantom'', ''Maska Zorro'', ''Osaczeni'', ''Chicago'', ''Terminal'', ''Legenda Zorro'', ''Życie od kuchni''. Co ciekawsze jest żoną Michaela Douglasa, który jest dwa razy starszy od niej. Zdobywczyni Oscara, proszę państwa! Od zawsze uważałam ją za kobietę naprawdę piękną, a już zwłaszcza jako żonę Zorra!


- Cara Delevingne


Jest przede wszystkim modelką, ale także aktorką. Pojawiła się w ''Twarz Anioła'', ''Papierowe miasta'' czy jako Enchantress w ''Legion Samobójców''. Co jak co, ale dziewczyna ma zniewalającą linię oczu (oczy, brwi) i ciekawe usta. 





Być może pojawi się druga lista:). Która z pań podoba Wam się najbardziej??

piątek, 3 marca 2017

Vombelki zwiedzanie Krakowa;)

Witajcie, kochani!


Długo myślałam czy przygotowywać ten post. Skoro siostra pisze o tym samym to po co mam tracić czas i mówić o tym samym? Niemniej zdecydowałam się, że też co nieco naszkrybię, żeby mieć do czego wracać i przy okazji móc skonfrontować swoje wrażenia z moją towarzyszką:).

O czym to ja dzisiaj wam opowiem? 21.02 za namową mojej ukochanej siostry (pozdrawiam Explosive Philosopher) udałyśmy się w taką jednodniową wycieczkę po Krakowie. Pokrótce opiszę Wam co zwiedziłyśmy i jakie są moje wrażenia z tegoż dnia. Zapraszam serdecznie!


Pierwszym punktem naszego zwiedzania były Podziemia krakowskie. Prawdę mówiąc, w ogóle nie wiedziałam co tam jest i czego mam się spodziewać. Poszłam na żywca. Nic nie wiedziałam o miejscu, w które miałyśmy się udać. W głowie miałam pewien obraz. Jakieś grobowce, kamieniste schody, stalaktyty, stalagmity, etc. (nie śmiejcie się). Uznałam, że lepiej będzie utrzymać efekt zaskoczenia (po części też lenistwo uniemożliwiło mi zwykłe przeszukanie Internetu, paskudna choroba...). 

Niemniej gdzieś o godz. 11.30 spotkałyśmy się na Rynku koło Sukiennic, wzięłyśmy bilety i ruszyłyśmy w nieznane. Zaskoczyło mnie już od samego wejścia. Poniekąd moja wizja się sprawdziła. Było mroczno, ciemno, klimatycznie, ale nie było zimno, mokro i nie widziałam ani jednego stalagmita! Miejsce bardzo nowocześnie urządzone. W tym podziemnym muzeum nie tylko znajdowały się stare figurki, znaleziska, wykopaliska i tego typu rzeczy, lecz także filmiki naścienne, ruchome mapy, elementy wirtualnej rzeczywistości, specyficzne dźwięki, oddające klimat epoki i miejsca. Można było też samemu poeksperymentować na niektórych eksponatach. Po prostu interaktywne muzeum, coś w stylu Powstania Warszawskiego. Bardzo spodobała mi się taka forma prezentowania historii, choć nigdy nie byłam w tym dobra i jakoś specjalnie się tym nie interesowałam. Tematyka odnosiła się do handlu w średniowieczu i o znaczeniu Krakowa tej epoki. Zresztą, co ja będę pisać. Zachęcam do obejrzenia zdjęć w wykonaniu mojej siostry, która nawet w takich warunkach oświetleniowych dała sobie wyśmienicie radę. 






















Ja wybijająca własną monetę. I nie potrzeba młota Thora!


Po muzeum wyszłyśmy na Rynek i, na nasze nieszczęście, rozpoczęła się niesamowita ulewa. Chęci jednak nie zniknęły i udałyśmy się szybko na Kazimierz, gdzie czekało na nas muzeum sztuki współczesnej MOCAK. Szczerze mówiąc, nie wiem co to miało być. Sztuka sztuką, ale do mnie taka forma nie dociera. Trzeba rozumieć i lubić takie rzeczy, ja do koneserów takiej formy prezentowania sztuki nie należę. Zresztą są gusta i guściki. Sami zobaczcie. Starałam się wybrać prace, które albo przekonują mnie, że nie rozumiem tego typu prezentowania rzeczywistości, albo które w jakiś nieodgadniony sposób przykuły moją uwagę. 










 Wolverine tu był?!




















No i, jak dla mnie, gwóźdź programu. Coś, co chciałam zobaczyć i zwiedzić już odkąd mieszkam w Krakowie. Miejsce iście wyjęte ze świata magii i czarodziejstwa. Już wiecie? Jak nie to Wam powiem. Dziórawy Kociołek, restauracyjka w stylu Harrego Pottera. Miejsce przytulne, pięknie urządzone, po prostu... magiczne! Z siostrą zamówiłyśmy sobie Pudding Muffin, Złotego Znicza i Kremowe piwo. Przesłodkie dania dodały nam nieco sił na resztę dnia. 






Naszą wycieczkę uważam za udaną. Zobaczyłyśmy wiele nowych atrakcji i wiele ciekawych (mniej lub bardziej) miejsc. Nie żałuję naszego wspólnego wypadu, kiedy mogłyśmy spędzić ten czas razem. Zamiast spania i obijania się w domu, w końcu dane mi było w doborowym towarzystwie zobaczyć i wyłuskać coś więcej z tak pięknego miasta jakim jest Kraków. Czekam na kolejną wyprawę tam i z powrotem!:)