piątek, 3 marca 2017

Vombelki zwiedzanie Krakowa;)

Witajcie, kochani!


Długo myślałam czy przygotowywać ten post. Skoro siostra pisze o tym samym to po co mam tracić czas i mówić o tym samym? Niemniej zdecydowałam się, że też co nieco naszkrybię, żeby mieć do czego wracać i przy okazji móc skonfrontować swoje wrażenia z moją towarzyszką:).

O czym to ja dzisiaj wam opowiem? 21.02 za namową mojej ukochanej siostry (pozdrawiam Explosive Philosopher) udałyśmy się w taką jednodniową wycieczkę po Krakowie. Pokrótce opiszę Wam co zwiedziłyśmy i jakie są moje wrażenia z tegoż dnia. Zapraszam serdecznie!


Pierwszym punktem naszego zwiedzania były Podziemia krakowskie. Prawdę mówiąc, w ogóle nie wiedziałam co tam jest i czego mam się spodziewać. Poszłam na żywca. Nic nie wiedziałam o miejscu, w które miałyśmy się udać. W głowie miałam pewien obraz. Jakieś grobowce, kamieniste schody, stalaktyty, stalagmity, etc. (nie śmiejcie się). Uznałam, że lepiej będzie utrzymać efekt zaskoczenia (po części też lenistwo uniemożliwiło mi zwykłe przeszukanie Internetu, paskudna choroba...). 

Niemniej gdzieś o godz. 11.30 spotkałyśmy się na Rynku koło Sukiennic, wzięłyśmy bilety i ruszyłyśmy w nieznane. Zaskoczyło mnie już od samego wejścia. Poniekąd moja wizja się sprawdziła. Było mroczno, ciemno, klimatycznie, ale nie było zimno, mokro i nie widziałam ani jednego stalagmita! Miejsce bardzo nowocześnie urządzone. W tym podziemnym muzeum nie tylko znajdowały się stare figurki, znaleziska, wykopaliska i tego typu rzeczy, lecz także filmiki naścienne, ruchome mapy, elementy wirtualnej rzeczywistości, specyficzne dźwięki, oddające klimat epoki i miejsca. Można było też samemu poeksperymentować na niektórych eksponatach. Po prostu interaktywne muzeum, coś w stylu Powstania Warszawskiego. Bardzo spodobała mi się taka forma prezentowania historii, choć nigdy nie byłam w tym dobra i jakoś specjalnie się tym nie interesowałam. Tematyka odnosiła się do handlu w średniowieczu i o znaczeniu Krakowa tej epoki. Zresztą, co ja będę pisać. Zachęcam do obejrzenia zdjęć w wykonaniu mojej siostry, która nawet w takich warunkach oświetleniowych dała sobie wyśmienicie radę. 






















Ja wybijająca własną monetę. I nie potrzeba młota Thora!


Po muzeum wyszłyśmy na Rynek i, na nasze nieszczęście, rozpoczęła się niesamowita ulewa. Chęci jednak nie zniknęły i udałyśmy się szybko na Kazimierz, gdzie czekało na nas muzeum sztuki współczesnej MOCAK. Szczerze mówiąc, nie wiem co to miało być. Sztuka sztuką, ale do mnie taka forma nie dociera. Trzeba rozumieć i lubić takie rzeczy, ja do koneserów takiej formy prezentowania sztuki nie należę. Zresztą są gusta i guściki. Sami zobaczcie. Starałam się wybrać prace, które albo przekonują mnie, że nie rozumiem tego typu prezentowania rzeczywistości, albo które w jakiś nieodgadniony sposób przykuły moją uwagę. 










 Wolverine tu był?!




















No i, jak dla mnie, gwóźdź programu. Coś, co chciałam zobaczyć i zwiedzić już odkąd mieszkam w Krakowie. Miejsce iście wyjęte ze świata magii i czarodziejstwa. Już wiecie? Jak nie to Wam powiem. Dziórawy Kociołek, restauracyjka w stylu Harrego Pottera. Miejsce przytulne, pięknie urządzone, po prostu... magiczne! Z siostrą zamówiłyśmy sobie Pudding Muffin, Złotego Znicza i Kremowe piwo. Przesłodkie dania dodały nam nieco sił na resztę dnia. 






Naszą wycieczkę uważam za udaną. Zobaczyłyśmy wiele nowych atrakcji i wiele ciekawych (mniej lub bardziej) miejsc. Nie żałuję naszego wspólnego wypadu, kiedy mogłyśmy spędzić ten czas razem. Zamiast spania i obijania się w domu, w końcu dane mi było w doborowym towarzystwie zobaczyć i wyłuskać coś więcej z tak pięknego miasta jakim jest Kraków. Czekam na kolejną wyprawę tam i z powrotem!:)

2 komentarze:

  1. Idź nad Zakrzówek, niesamowite widoki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądziłam, że wykorzystać praktycznie większość zdjęć do postu, ale niech będzie. Nawet zastanawiałam się nad kilkoma, czy do siebie nie wrzucić, nie będę dublowała ;D
    Dobra, w takim razie wybieramy się na przełaj kolejnej, jeszcze jakoś dogadamy się w tej sprawie, bo Krk to jednak ma możliwości i jest co zobaczyć, tylko trzeba przejrzeć nety i zorganizować się ;D
    PS: a zdjęcie kominka przypomina prędzej obraz olejny aniżeli fotografię.
    Przy okazji, dziękuję, za docenienie mojej pracy!

    OdpowiedzUsuń