sobota, 24 czerwca 2017

His brightest star was you


I.
   Jestem z kimś umówiona. Śpieszę się, a przynajmniej przez chwilę tak mi się wydaje. Ktoś za mną idzie. Boję się. To jest jakiś starszy mężczyzna i czuję, że chce mi wyrządzić krzywdę. Uciekam. Udało mi się go zgubić w tłumie ludzi, czekających na zmianę świateł na przejściu dla pieszych. Dzwonię do chłopaka, z którym miałam się spotkać. Mówię mu, że nie dam rady, że nic z dzisiejszego spotkania nie wyjdzie. Zdenerwował się. Akurat przeszedł przez chmarę ludzi i mnie nie zauważył. Przynajmniej tak mi się zdaje.
   Kadr się zmienia. Idę przez wąską, leśną ścieżkę. Przez gałęzie iglastych drzew prześwituje słońce. Wchodzę do jakiegoś drewnianego domku. Jest w nim prawie pusto. Siadam na ławeczce. Na przeciwko znajduje się okno, a przez nie spoglądam na pięknego nastolatka. Tylko raz nasze spojrzenia się spotkały...


II.
   Siedzę sobie na klatce schodowej. Chyba się nudzę, bo zaczynam podrywać jakiegoś faceta, którego o dziwo skądś kojarzę. Na pewno jest starszy ode mnie, co wcale nie oznacza, że nie jest wcale atrakcyjny. Nie mam właściwie pojęcia z jakich sztuczek korzystam, ale w pewnym momencie, przerażona skutecznością swojego szalonego podrywu, uciekam do łazienki. Tak. Do łazienki. Gdzie moim azylem staje się piękny, biały kibel!

III.
   Na rynku zgromadził się tłum ludzi. Wraz z grupką kilku innych zainteresowanych przepycham się przez gromadę. Widzę mały wybieg, a po nim biegną dwa piękne konie. Oba ciągną coś bardzo ciężkiego.  Jeden z nich jest bardzo gruby. Jest w ciąży. Nagle po wybiegu sączy się krew. Koń z ogromnym brzuchem przystaje i siada. Jest zmęczony i zaczyna płakać. Ludzie się śmieją, wręcz rechoczą. A koń dalej krwawi...

IV.
   Jadę sobie spokojnie tramwajem. Jest słonecznie, słonko przyjemnie grzeje mnie po oczach. Jestem szczęśliwa, uśmiecham się sama do siebie. W tramwaju jest pusto, nikogo nie ma. W pewnej chwli słyszę jak ktoś się lekko wierci na siedzeniu. Odwracam się i widzę... samego Hansa Zimmera. Uśmiecha się do mnie serdecznie, odwzajemniając mój banan na twarzy. Mówię mu jak bardzo się cieszę, że go spotykam, a jego koncert był dla mnie niesamowitym przeżyciem. Kompozytor dziękuje mi za komplement i w prezencie pokazuje mi filmik z występem, którego nie zdążył zaprezentować. 

V.
   Podrywa mnie dwóch przystojnych mężczyzn. Czuję, że są to typowi bad boys, kto wie czy nawet nie założyli się o to, który pierwszy się ze mną umówi. Kończy się tak, że rozmawiam z trzecim przybyszem, bardzo sympatycznym i skromnym chłopakiem. Po chwili dowiaduję się o śmierci mojej podopiecznej, Mady. I żałuję, że nie dałam szansy temu jednemu, czarnowłosemu bad boyowi...



VI.
   Jest słoneczna i ładna pogoda. Znajduję się w szkole, w liceum, do którego kiedyś uczęszczałam. Widzę dwie znienawidzone przez siebie nauczycielki. Jedną z nich jest pedantyczna perfekcjonistka, ucząca języka angielskiego, druga to złośliwa zołza-polonistka. Ta druga ma dyżur. Uśmiecha się przez swoje sztuczne, napakowane usta i mówi, że nie będzie rozmawiała z tą kobietą. Chyba obie są siebie warte! 
   Chwilę później kadr się zmienia. Stoję pod wiaduktem. Zebrała się spora gromada ludzi. Trwa jakiś protest. Jakieś dwie ogromne maszyny przerażlwie hałasują, budząc do życia ogromne, owłosione pająki!

VIII.
   Leżę sobie smacznie na łóżku. Słońce delikatnie oświetla moją twarz. Uśmiecham się do siebie. Przynajmniej tak mi się wydaje na początku. Potem okazuje się, że nie jestem sama. Leżę na nagim torsie T.H. Jestem taka szczęśliwa. Tylko czemu głupia się wtedy obudziłam??





piątek, 9 czerwca 2017

Kapitan Ameryka; Zimowy Żołnierz!

Witajcie, kochani!:)

Ponownie spotykamy się z Kapitanem Ameryką, który musi stanąć przed kolejnym niemałym wezwaniem...


Reżyseria ; Anthony Russo, Joe Russo
Scenariusz ; Christopher Markus, Stephen McFeely
Premiera ;  26.03.2014 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Chris Evans, Samuel L. Jackson, Scarlett Johansson, Robert Redford, Sebastian Stan, Anthony Mackie
W pozostałych rolach ; Cobie Smulders, Frank Grillo, Emily VanCamp, Maximiliano Hernández
Nagrody ; Kryształowa Statuetka Ulubiony aktor w filmie akcji Chris Evans


Och, ten film był dobry. Bardzo, bardzo dobry, ale zanim zacznę się zachwycać, to warto przybliżyć oczywiście fabułę:).

Akcja rozgrywa się krótko po wydarzeniach z Avengers. Steve Rogers (Chris Evans) wciąż próbuje jakoś radzić sobie w tym XXI wieku, gdzie świat tak bardzo się zmienił, a technologia rozwinęła się w zawrotnym tempie od czasów II Wojny Światowej. Często też ubolewa nad tym, że stracił przyjaciela, a jego dziewczyna jest już chorowitą staruszką, z którą już nie zatańczy na upragnionej randce. Steve nie siedzi jednak bezczynnie i pracuje dla S.H.I.E.L.D. Wraz z Czarną Wdową (Scarlett Johansson) bierze udział w przeróżnych misjach np. w odbiciu statku Lemurian, należącego do T.A.R.C.Z.Y, z rąk piratów.

Jednak wszystko co dobre nie trwa wiecznie. Odkąd Wdowa wykradła dane ze statku, Nick Fury (Samuel L. Jackson) wyczuwa, że coś jest nie tak. Prosi swojego przyjaciela, Alexandra Pierce'a (Robert Redford), by na jakiś czas wstrzymał projekt ''Wizja''. Później dowiadujemy się, że jest to projekt, który ma za zadanie likwidować teraźniejszych bądź przyszłych wrogów T.A.R.C.Z.Y zanim doszłoby do jakiejkolwiek konfrontacji. Coś takiego uchroniłoby świat przed kolejnym potencjalnym zagrożeniem.

Akcja nabiera tempa, a Fury chwilę przed śmiercią, wręcza Rogersowi pendrive, nakazując też, by nie ufał nikomu. W tym też czasie poznajemy tajemniczego Zimowego Żołnierza, który właśnie zestrzelił Fury'ego.


Steve, mimo wszystko, nie zostaje sam. Pomaga mu Natasha, dla której Fury był bardzo bliski (to dzięki niemu Natasha wyszła na prostą). Razem szukają informacji, rozwiązują zagadki, wzajemnie się ratują i pomagają sobie. Później do duetu dołącza Sam Wilson aka Falcon (Anthony Mackie), który bez żadnych obiekcji dołącza do Kapitana Ameryki.

Na jaw wychodzi, że tajna organizacja Hydra, z którą niegdyś walczył Kapitan Ameryka, wcale nie zginęła wraz z Red Skullem. Potajemnie ukrywała się i żyła w T.A.R.C.Z.Y. Teraz chce uruchomić projekt ''Wizja'' i, dzięki algorytmowi Zoli, zabić wszystkich potencjalnych wrogów Hydry. Jak się potem okazuje, szefem S.H.I.E.L.D, który należy do Hydry, jest sam Alexander Pierce. Fury zaś przeżył, choć musiał swingować swoją śmierć i wraz z resztą tych, którzy są wierni S.H.I.E.L.D, uratować niewinnych ludzi.


Do tego dochodzi jeszcze sprawa Zimowego Żołnierza. Okazuje się, że... to jest Bucky Barnes (Sebastian Stan)! Przez to, że Zola na nim eksperymentował, Bucky'iemu udało się jakoś przeżyć upadek. Hydra sprawiła mu nie tylko metalowe ramię, wstrzyknęła serum super-żołnierza, zrobiła z niego super-szpiega, najemnika i genialnego zabójcę, lecz także robiła pranie mózgu, przez co Bucky nie był za bardzo świadomy co robi, stąd też nie poznawał Steve'a. Za każdym razem, jak coś zaczyna mu się przypominać, na nowo zostaje poddawany praniu mózgu. Dopiero, gdy Steve podczas jednej z walk, zdziera maskę Zimowemu i poznaje swojego przyjaciela, wie, że po prostu musi Bucky'iemu pomóc.

Powiem tak. Film jest po prostu rewelacyjny! Pamiętam, że gdy oglądałam go pierwszy raz miałam takie dziwne wrażenie. Film raczej nie przypominał typowej produkcji sci-fi, raczej akcję, sensację, powiem nawet, że thriller polityczny! W końcu film odnosi się w jakiś sposób do inwigilacji społeczeństwa i czy, gdyby istniał taki progam, umożliwiający likwidację potencjalnych oponentów, wcielonyby został w życie? Kapitan Ameryka; Zimowy Żołnierz wyróżnił się na tle poprzedników. Teraz wiem, że to był naprawdę świetny zabieg! 


Przede wszystkim pokazano rewelacyjne sceny pościgów (pościg Fury'ego), naprawdę NIESAMOWITĄ choreografię walk (scena na Lemurianie, w windzie czy jeszcze lepsza scena walki Steve'a i Bucky'iego). Wszystko bardzo szczegółowo i dokładnie pokazane, nie ma ani krzty sztuczności. Do tego efekty specjalne są na naprawdę wysokim poziomie. Muzyka również rewelacyjna, zwłaszcza motyw przewodni Zimowego Żołnierza. Henry Jackman zna się na rzeczy:).

W filmie, poza takimi technicznymi sprawami, można zwrócić szczególną uwagę na ciekawą więź Steve-Natasha. Nie są zwykłymi kolegami po fachu ani też parą jako taką. To naprawdę przyjaciele, którzy wzajemnie się o siebie troszczą i jeden dla drugiego pragnie szczęścia. Wdowa chce przecież znaleźć dziewczynę Capowi, widzi w Sharon Carter (Emily VanCamp) kandydatkę dla 95-letniego staruszka Steve'a!^^


Ponadto villain. Alexander Pierce to kolejny oklepany złoczyńca. Tym razem jego najemnik jest znacznie ciekawszą postacią, a mówię tu oczywiście o Winter Soldier'rze. Tzn. nie można go nazwać stricte villainem. Owszem, zabija i wykonuje wszelkie rozkazy Hydry, nawet te najokrutniejsze. ''Zabija'' Fury'ego, rani Wdowę, o mało nie pozbawia życia Capa. Robi to jednak, bo musi, bo jest królikiem doświadczalnym, któremu z mózgu robią papkę. Na szczęście w finałowej walce (która nawiasem mówiąc, była naprawdę epicka!) wyławia z rzeki nieprzytomnego Steve'a i wie już, że Steve nie jest mu obcy. Potwierdza to zresztą scenka po końcowych napisach. Niemniej osoba Zimowego Żołnierza to raczej temat na inny, oddzielny wpis, bo o nim można długo rozważać!^^

Kończąc ten mój długaśny post, naprawdę świetny film, któremu tak właściwie nie mam nic do zarzucenia. Bawiłam się wybornie, film wciąga normalnie jak ruchome piaski. Kolejną postacią, oprócz rewelacyjnej Wdowy, która przykuła moją uwagę, jest właśnie Winter Soldier i wprost nie mogę się doczekać, jak jego losy się potoczą. Film oceniam, pierwszy raz, na 10/10!



PS. Falcon jeszcze się pojawi;). Bardzo fajna postać, z miejsca ją polubiłam.
PPS. Są dwie sceny po napisach!

niedziela, 4 czerwca 2017

Hans Zimmer Live in Cracow! Moja relacja z koncertu

Witajcie, kochani;).

30 maja 2017 roku miałam niezwykłą przyjemność uczestniczyć w koncercie jednego z moich ulubionych, jeżeli nie mojego ulubionego, kompozytora muzyki filmowej, czyli genialnego Hansa Zimmera


Od bardzo dawna czekałam na ten dzień, można rzecz, że od kilku lat. Gdy dowiedziałam się, że rok temu (i to dosłownie) Hans zawitał do Krakowa byłam jednocześnie przeszczęśliwa i zrozpaczona. Geniusz w swoim fachu przybywa do Polski, a ja nie mogę się wybrać na koncert, bo co? Bo matura! Rozpacz była podwójna. Nie dość, że stres związany z egzaminami to jeszcze smutek z powodu faktu, że ominie mnie spotkanie takiej osobistości świata muzyki. 

Jakaż była moja euforia, gdy dowiedziałam się, że Zimmer wraz z swoją ekipą przyjeżdża w tym roku do Krakowa i wystąpi w TAURON Arena Kraków! Bez wahania zarezerwowałam sobie miejsce na trybunach na przeciwko sceny, kupiłam bilet i z wypiekami na policzkach czekałam na ten dzień. Aż w końcu nadszedł!

Byłam niesamowicie zestresowana. Poniekąd to był stres negatywny, bo bałam się, że się spóźnię, że nie znajdę wejścia, że mnie nie wpuszczą, ale jednak stres pozytywny cicho szeptał mi do ucha, że warto się trochę namęczyć. W końcu spełniasz swoje marzenia. Udało Ci się pójść na Superheroes in Concert. Teraz sam Zimmer czeka na Ciebie!

Bez problemu odnalazłam siedzenie i czekałam cierpliwie na to niesamowie show. Ludzie powoli się gromadzili, a ja powyciszałam telefon i porozglądałam się po sali. Tłumy były znacznie, znacznie większe niż na SiC. Właściwie wszystkie siedzenia były powoli zajmowane. Scena była ogromna i sporo ludzi się tam przewijało. Samo wydarzenie nastąpiło z 15-minutowym opóźnieniem, gdyż duża liczba osób nie zdążyła z dotarciem na miejsce (ach, ta komunikacja miejska...). Sam koncert trwać miał 3h z jedną, 20-minutową przerwą w trackie. 

I SIĘ ZACZĘŁO!!!


Na samym koncercie można było usłyszeć muzykę z największych hitowych produkcji, jednocześnie będącą muzycznym sukcesem Zimmera. Pojawiły się utwory z takich filmów jak Sherlock Holmes, Anioły i Demony, Gladiator, Piraci z Karaibów, Kod Da Vinci, Król Lew, Człowiek ze stali, Cienka czerwona linia, Mroczny Rycerz, Incepcja, Interstellar, Niesamowity Spider-Man 2. Same perełki!

Muzyka była naprawdę niesamowita, wypełniała całą salę aż podłoga drżała od tych nieziemskich basów. O wiele lepiej brzmi taka muzyka na żywo niż w słuchawkach. Słyszałam wszystko o 200% lepiej, więcej, bardziej, mocniej. To, czego przez całe życie słuchałam tylko przez telefon tudzież komputer w końcu doświadczyłam na żywo! Usłyszeć i zobaczyć te wszystkie skrzypce, kontrabasy, trąbki, perkusję i ludzi, którzy na tych instrumentach grali jak zaczarowani... niesamowite przeżycie. 

Sama orkiestra i chór naprawdę spisały się na medal. Zimmer wystąpił także ze swoją 15-osobową ekipą, z którą bierze udział właściwie w każdym przedsięwzięciu. Do tego teamu wybitnych artystów zalicza się także nasz rodak, czyli Aleksander Milwiw-Baron, multiinstrumentalista i członek zespołu Afromental, który zrobił wszystkim niespodziankę na koncercie i... zaręczył się z solistką Czariną Russel, która od 2005 roku współpracuje z Zimmerem. Powiem, że nie znałam go wcześniej za dobrze jako muzyka, ale jakie on rzeczy tworzył na gitarze podczas koncertu to się w głowie nie mieści;O. 


Wszyscy muzycy po prostu dali czadu, a fakt, że nie było dyrygenta, tym bardziej wzbudza szacunek. Hans po prostu chodził po scenie, zmieniał instrumenty począwszy od pianina, klawiszy, banjo po gitarę hiszpańską i kotły kończąc. Respekt podwójny za synchronizację orkiestry i wzajemne zaufanie. Podczas tego show nikt się nie pomylił, nikt nikogo nie wyprzedzał z wejściem w daną frazę, każdy wiedział co ma robić. To było piękne.

Sam Hans Zimmer powiedział, że nie chce być główną atrakcją występu, tylko jego drużyna, która tworzy te piękne muzyczne arcydzieła. Z czułością i takim uwielbieniem wspominał o niektórych członkach zespołu, opowiadał krótkie historyjki jak poznał daną osobę i jak bardzo rozwinęła się ich osobista kariera i przyjaźń, nie tylko na tle zawodowym. Nierzadko mówił też o tym jakie miał nastawienie do komponowania muzyki do poszczególnych filmów, o współpracy z reżyserami. Nie brakowało też żarcików, a kiedy wymówił parę słów po polsku to naprawdę aż się ciepło na sercu zrobiło. Nawet nie wiem czy był świadomy też tego, że nawet ubrał się pod kolor naszej flagi. Biała koszula, czerwone spodnie. Przynajmniej tak był ubrany przez pierwszą połowę występu.  

Nie mogę też zapomnieć jak wychwalał polskich muzyków w świecie muzyki filmowej i miał wyrzuty, że nie zaproszono go na Festiwal Muzyki Filmowej, który miał miejsce 2 tyg. temu^^! Niezwykle wszechstronny, utalentowany, dowcipny i taki przyziemny człowiek, z którym chętnie poszłabym się napić herbatki i pogadać, tak po prostu. 


Całe show było okraszone niesamowitą grą świateł, z dominującym odcieniem bieli, fioletu i granatu, oraz ciekawą animacją, przedstawioną na ekranie tuż za chórkiem. 

Nie umiem wskazać utworu, który spodobał mi się najbardziej, gdyż wszystkie były unikatowe, jedyne w swoim rodzaju i na pewno poruszyły mną na tym samym poziomie. Gdybym musiała jednak wybierać trzy pierwsze miejsca, to bezapelacyjnie motyw z Kodu Da Vinci, Niesamowitego Spider-Mana 2 czy motyw główny Jokera z Mrocznego Rycerza. Pięknym gestem ze strony Zimmera była dedykacja jednego utworu dla Heatha Ledgera, który zmarł przedwcześnie podczas kręcenia filmu o Batmanie oraz dla ofiar zamachu w Manchesterze, co podwójnie wzbudziło szacunek myślę, że nie tylko u mnie, lecz także wszyscy inni na widowni też to poczuli.

Koncert zakończył się owacją na stojąco, gromkimi brawami, trwającymi porządne 10 min. oraz bisem. Na pożegnanie Zimmer zaprezentował swój największy hit - Time z filmu Incepcja


Podsumowując, Hans Zimmer Live in Cracow to niesamowita sprawa, najcudowniejszy koncert na jakim można byłoby się pojawić. W życiu nie bawiłam się tak rewelacyjnie, nawet na SiC, przynajmniej jak teraz porównuję. Może jedynym minusem było to, że brakowało telebimów i nie widziałam wszystkiego dokładnie, nad czym trochę ubolewam. Poza tym, gdy orkiestra dochodziła do punktu kulminacyjnego było tak głośno, że słyszałam tylko skwierczenie w uszach. Ale to są takie detale, naprawdę. Koncert był przewspaniały. Gdybym miała zdecydować, na co wybrałabym się bardziej, na SiC czy Hans Zimmer Live in Cracow, bezapelacyjnie wybieram Hansa

Pamiątka na całe życie^^!



Wszystkie zdjęcia użyte w artykule stanowią właśność Tauron Arena Kraków i do nich należą wszelkie prawa autorskie.





piątek, 2 czerwca 2017

Thor i Mroczny świat...

Witajcie, kochani:)

Kolejny już raz spotykamy się z Thorem i gościmy ponownie w Asgardzie.


Reżyseria ; Alan Taylor
Scenariusz ; Christopher Yost, Christopher Markus, Stephen McFeely
Premiera ; 08.11.2013 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Chris Hemsworth, Natalie Portman, Tom Hiddleston, Anthony Hopkins, Christopher Eccleston, Rene Russo
W pozostałych rolach ; Jaimie Alexander, Zachary Levi, Ray Stevenson, Tadanobu Asano, Idris Elba, Adewale Akinnuoye-Agbaje, Kat Dennings, Stellan Skarsgård


Akcja filmu dzieje się niedługo po wydarzeniach w Avengers. Thor (Chris Hemsworth) wraz ze swoimi wiernymi kompanami walczą dzielnie o pokój i ład we Wszechświecie po tym jak Loki (Tom Hiddleston) dość znacznie namieszał we wszystkich Dziewięciu Królestwach. A sam Loki za to czego się dopuścił (choć sam nie ma wyrzutów sumienia) trafia na resztę życia do lochów. Tak to by zginął marnie, gdyby nie pomoc jego matki, Friggi (Rene Russo).

Na Ziemi zaś Jane Foster (Natalie Portman) stara się na nowo ułożyć sobie życie po tym, jak Thor do niej nie wrócił, Selvig (Stellan Skarsgård) ześwirował i trafił do psychiatryka po tym, jak Loki namieszał mu w głowie, a Darcy (Kat Dennings) musi jakoś z powrotem zjednać tę dwójkę, bo tak się akurat składa, że dochodzi do koniunkcji, gdzie wszystkie planety stoją koło siebie w jednej linii, a mroczna rasa Elfów na czele z Malekithem (Christopher Eccleston) chcą za pomocą Eteru (kolejny Kamień Nieskończoności) pochłonąć światło tak, by cały Wszechświat oblekł się w ciemności, a elfy odzyskałyby dawną potęgę...


W dodatku Jane, badając zjawisko koniunkcji, przez przypadek zostaje zainfekowana przez Eter, przez co Thor sprowadza ją do Asgardu, by móc uwolnić ją od tej piekielnej mocy. Jednocześnie do życia budzą się owe elfy i sieją zniszczenie w Królestwie Odyna (Anthony Hopkins). Do tego śmierć królowej Friggi sprawia, że sam Wszech-ojciec nie jest w stanie podjąć właściwej decyzji. Thor więc, na własną rękę, uwalnia Jane i przy pomocy Lokiego (!), stara się uciec z Asgardu i dotrzeć do krainy Mrocznych Elfów, gdzie Malekith zabrałby moc Eteru, a Thor wtedy ostatecznie zniszczyłby to narzędzie zagłady, włącznie z samym Malekithem.

Wbrew pozorom ten film był najłatwiejszy do zrozumienia. Powiem, że nawet lepszy od pierwszej części, traktujących o przygodach gromowładnego boga. Jest wciąż dużo humoru, akcji, nawet więcej, zwłaszcza, gdy walka finałowa ma miejsce w Londynie. Świetny mroczny klimat produkcji, niesamowite efekty specjalne, a Brian Tyler kolejny raz udowadnia, że jest świetnym kompozytorem muzyki filmowej, w szczególności jeśli chodzi o motyw przewodni Thora. 


Największym atutem filmu jest oczywiście niekoniecznie sam Thor (choć dalej uważam, że nikt nie zagrałby muskularnego boga lepiej niż Chris Hemsworth), a Loki, który dosłownie kradnie każdą scenę i widać, jak bardzo się zmienia i ewoluuje. Z jednej strony, villain do potęgi, złośliwy, z kąśliwym uśmieszkiem, gotowym na wszystko, by zdobyć władzę i zlikwidować swojego brata-oponenta. Z drugiej, kochający matkę (choć skrzętnie to ukrywa), gotowego do poświęcenia życia w sytuacji, kiedy najmniej widz się tego spodziewa. Brawo dla Toma Hiddlestona, który świetnie sportretował postać Lokiego. Każda mina, każde spojrzenie, nawet gest, pięknie i rzetelnie ukazuje skomplikowaną naturę boga oszustw. Więcej można poczytać TUTAJ 

Inna ciekawa rzecz to przedstawienie ciekawej braterskiej relacji między Thorem a Lokim. Gotowi, by się zabić, mają siebie wzajemnie dość i oboje sobie nie ufają, ale czasem się podroczą, rzucą sobie wzajemnie szelmowski uśmiech, obronią się w walce i jeden dla drugiego potrafi nadstawić karku. To się nazywa braterska miłość!

Ciekawie też została pokazana więź między Lokim a Friggą. Frigga kocha obu swoich synów tak samo i rani ją fakt, że Loki obrał ciemną ściężkę w swoim życiu. Loki krzywdzi ją niejednokrotnie swoim słowem, lecz gdy dociera do niego tragiczna wiadomość,  można poczuć, że jednak kochał ją, choć nie chciał się przed sobą przyznać. 


Co do wad to oczywiście płaski jak decha Malekith. Jego motywy działań są drętwe, zresztą jak on sam. Mówi niewiele, robi też niewiele. Oprócz groźnych min to jego tam nie ma. Mimo to film jest bardzo fajny, przyjemnie się go ogląda, końcowa scena filmu mnie zaskoczyła i to pozytywnie, a scena pogrzebu Friggi i rozpaczy Lokiego. Bardzo mocna!

Generalnie to film oceniam na takie nieco naciągane 8/10:).



PS. Są dwie scenki po napisach. Kolekcjonera radzę zapamiętać!