niedziela, 9 października 2016

Magic of love


I.
   Jest późny wieczór, może noc. Na pewno - niebo jest ciemne, od czasu do czasu przebłyskuje nieśmiało jakaś skromna gwiazdka...trzymam za rękę samego Chrisa Evansa. Pomału i spokojnie spacerujemy sobie koło siebie. Widoki są piękne, stare kamieniczki wokoło oświetlone reflektorami, wyglądają jak z bajki. A my tak w ciszy wędrujemy koło siebie. Jest przyjemnie. Wchodzimy do jakiegoś okrągłego budyneczku, idziemy wkoło...zatrzymujemy się przy barierce i pogadujemy cicho. Z dala widzę pana, który luźno oparty o balustradę, przygląda się mi chciwie i podejrzliwie. Wiem, że Go skądś kojarzę, wiem, że go znam...ale nie chcę nic z tym robić, chcę zostać tam gdzie jestem...z kim jestem...


 II.
   Już chyba drugi raz w życiu śni mi się, że jestem chłopakiem. Konkretniej samym Andrew Garfieldem! Słucham właśnie bardzo ożywczej i energetycznej piosenki Skillet - Feel Invincible. I tak się też poczułam...łem...ciężko powiedzieć;]. Zaczynam biec. I tak biegnę po prostu przed siebie, podskakuję jak głupia, tańczę, kręcę się, wspinam przez pagórek. Po drodze idzie jakaś dziewczyna. Podrywam ją do tańca. Początkowo zszokowana daje się później rozluźnić i tańczy ze mną, uśmiechnięta i rozradowana, a jej włosy tańczą rytmicznie wraz z nią samą. Daję jej całusa i podążam dalej, przed siebie. W roznoszonych jeansach i koszulce z logiem Spider-Mana^^! Magia muzyki...ten sen uświadomił mi, co tak naprawdę dzieje się w mojej głowie, gdy wkładam słuchawki na uszy...


III.
   Króciutki sen, ale jaki przyjemny! Wręcz od dłuższego czasu chciałam, żeby coś podobnego wreszcie pojawiło się w moich marzeniach sennych! Przede mną jest Bucky Barnes. Jest w tej czerwonej koszuli...na początku wydaje się, że coś się stało. Jest tak poważnie...czasami nie wiem, kiedy Bucky jest Zimowym Żołnierzem, a kiedy po prostu sobą...zaczynam całować go po twarzy, cmokam go w oczy. A on się tak promiennie uśmiecha...

 IV.
   Na początku widzę jakieś zwierzęta, malutkie wręcz...szepczą coś do siebie. Nagle pojawia się Superman...zaczyna latać, na wietrze faluje jego czerwona peleryna. Kadr się szybko zmienia. On leży na łóżku, przykryty kołdrą...jest bardzo słaby, wygląda na zmęczonego. Ma zamknięte oczy. Stoję nad nim. W pobliżu znajduje się jakiś mężczyzna, być może lekarz. Pytam się go co z Nim? On włącza jakieś żółte światło i mówi, że by On poczuł się lepiej, musi obudzić ''Tego Drugiego''...do tej pory nie rozumiem o co mogło chodzić...


V.
   Jestem w siłowni. Rozmawiam z jakimś facetem. Mam na sobie szorty i bluzę z kapturem. W sali kłębią się inny ludzie, głównie mężczyźni, a ja podchodzę do wielkiego wiszącego wora i zaczynam w niego walić. Nagle jakiś facet zaczyna sobie ze mnie pokpiwać i naśmiewać się ze mnie i moich ciosów. Nagle przestaję i krzyczę głośnym, gardłowym, wręcz nie moim, a męskim głosem ''Shut up''! Wszyscy stanęli dęba. Cisza jak makiem zasiał. Zdejmuję rękawice, rzucam torbę i wychodzę. Spojrzenia wszystkich czuję na swoich plecach. Nie dbam o to, mam ich gdzieś...


VI..
   Na początku znajduję się na jakiejś łące. Jest słonecznie, jasne niebo, zielona trawa. Gdzieś dostrzegam asfaltową drogę, z daleka widać tamę...nie jestem sama. Ze mną jest grupa wycieczkowiczów. Kierujemy się w stronę jakiegoś budynku. W środku wydaje się, że jest to sala kinowa. Eleganckie, czerwone krzesła i dosyć mała scena. Widownia nie była pełna, za to orkiestra, elegancko ubrana, wręcz nie mieściła się na scenie. Co jakiś czas trwał koncert muzyczny, ale najczęściej występował młody chłopak, w okularkach, garniturze i muszce, prezentując kabaretowe monologi. Było bardzo śmiesznie i przyjemnie. Że też nie zapamiętałam żadnego kawału...


VII.
   Na początku wydaję mi się, że znajduję się w znanej mi aptece. Jednak im bardziej się zapuszczam w głąb budynku i im bliżej go poznaję, tym robi się mroczniej i straszniej. Przypomina to jedno z tych wielkich zamczysk z horrorów...Opuszczam to miejsce szybko i wsiadam do autobusu. Koło mnie ktoś siedzi. Z przodu jakby na szybie zostaje puszczona prezentacja. Fioletowo-białe światła, a w tle piosenka Justina Biebera (!). 
   Kadr się nagle przenosi. Wsiadam na motor. Przede mną siedzi jakiś mężczyzna w skórzanej kurtce, która przypomina mi kurtkę Ghost Ridera. Z początku niepewnie, ale później mocno się do niego przytulam. Jedziemy w nieznane...


VII.
   Najpierw widzę Biedronkę. Nie wiem o co chodzi, w każdym razie jestem z siostrą oraz jej chłopakiem. Biegniemy. Nie wiadomo po co i dlaczego, ale pędzimy jakby ktoś nas ścigał. Nagle wpadamy do jakiegoś dużego budynku. Widzę jakiś podziemny parking. Potem wbiegamy do jakiegoś pustego pokoju z balkonem. Nikogo tam nie ma. Widać, że pomieszczenie jest w remoncie. Zostawiam ślady butów na podłodze. Nagle wchodzi jakiś mężczyzna. Jest zdenerwowany i każe nam ''wziąć się do roboty''. Z początku niechętnie i niepewnie, ale bierzemy się do pracy. Lepsze to niż uciekanie przez niczym...

VII.
   Noc. Smacznie sobie śpię. Nagle budzi mnie dzwonek do drzwi. To Robert Downey Jr. coś ode mnie chce. No nie mógł wybrać lepszej pory...ale to chyba pilna sprawa, wygląda na spiętego i zdeterminowanego. Moje oczy nie przywykły jeszcze do światła w przedpokoju. Grzebię w jakichś papierach, ledwo widzę, światło wręcz pali mnie w oczy...ale to przecież ważne, nie mogę Go zawieść...

IX.
   Jestem Kopciuszkiem! Mam piękną, niebieską suknię, blond włosy...tańczę sobie z księciem. Jest cudownie...już blisko do pocałunku. Ale musiała wybić północ. Wybiegam, gubię pantofelek, książę biegnie za mną. Niestety nie mogę obejrzeć się za siebie. Jest mi smutno, bo moja bajka dobiega końca...biegnę w tej pięknej, eleganckiej sukni przez las, drzewa biją mnie po rękach, twarzy. Gałęzie i liście drzew utykają mi we włosach. Nagle znika moja suknia. Jestem w starej szmacie przypominającej worek na kartofle. Nieważne, biegnę dalej! Jestem zmęczona, ale nie obracam się za siebie. Czuję, że księcia już nie ma. Las, przez który biegnę jest ponury i nieprzyjemny...przynajmniej prześwitują przez korony drzew promienie słońca! Po drodze napotykam się na konia. Wsiadam na niego i dalej cwałujemy przez brukowaną uliczkę. Jestem już daleko. Daleko od księcia i mojej bajki...
   
X.
   Jestem księżniczką, wyglądam trochę jak Saorise Ronan, i boję się, że stracę swojego smoka. Prawdziwego i gadającego smoka. Jest moim największym skarbem. Gdy tylko dowiaduję się, że jednak mogę go zatrzymać u boku...jestem prze szczęśliwa! Potem tańczę z bratem, który wygląda jak Chris Evans.

1 komentarz: