środa, 30 sierpnia 2017

Moje wakacje nad morzem, czyli turnus rehabilitacyjny w Świnoujściu!

Witajcie, kochani;).

Swoją dość długą przerwę w blogowaniu i jakiejkolwiek innej internetowej aktywności mogę usprawiedliwić dwutygodniowym pobytem w Świnoujściu, gdzie wypoczywałam sobie spokojnie nad morzem. Oczywiście miałam dostęp do internetu czy nawet laptopa, ale po co sobie zawracać tym głowę, kiedy można pomoczyć nogi w morskiej wodzie i poopalać się na plaży? Miałam mnóstwo innych ciekawych zajęć i postanowiłam się z Wami podzielić moimi wrażeniami z kolejnego odbytego turnusu rehabilitacyjnego;).


Turnus w Świnoujściu jest moim trzecim z kolei. Wcześniej udałam się do Iwonicza Zdroju oraz do Wapiennego, o czym możecie poczytać TUTAJ

Dojazd
To był pierwszy większy wyjazd, w którym byłam całkowicie zdana na siebie. Tym razem nie pojechała ze mną babcia, nie miałam zapewnionego transportu przez sąsiada. Musiałam sama wszystkim się zająć, włącznie z rezerwacją biletów na pociąg z Krakowa do Świnoujścia, dojazdem/dopłynięciem do ośrodka czy wszelkimi opłatami jakie trzeba było jeszcze uiścić. 

Bałam się jak cholera. Nigdy jeszcze sama nie jechałam tak daleko (12h jazdy), w dodatku pociągiem. Do tego potem promem i z 2 km do sanatorium, w którym miałam nocować. Bardzo się stresowałam, że się zgubię, że czegoś zapomnę, że po prostu nie dam sobie rady. Z drugiej strony cieszyłam się, że w końcu pojadę nad morze, będę mogła sama trochę rozwinąć skrzydła i trochę się usamodzielnić. Obawy i ekscytacja przewijały się nieustannie przez przynajmniej początkowe dni turnusu. 

Na szczęście udało mi się w pociągu spotkać przemiłą i pomocną panią Asię, która akurat mieszka w Świnoujściu. Opowiedziała mi o wielu atrakcjach i zaoferowała mi pomoc w dotarciu do ośrodka. Dzięki tej niezwykle miłej i uprzejmej kobiecie z dotarciem do celu nie miałam większych problemów. 

Ośrodek
Nocowałam w ośrodku Korab, położonym koło promenady, i znajdującego się ok. 150m od morza. Budynek z zewnątrz przypominał trochę szpital, ale w środku był niezwykle przestronny i nawet przytulny. W budynku znajdowała się recepcja, winda, pokoje, a także stołówka, mała biblioteczka, świetlica, mała siłownia. Poniżej parteru mieściła się ''zabiegownia'', gdzie kuracjusze przychodzili na badanie lekarskie czy właśnie przeróżne zabiegi.


W pobliżu Koraba mieścił się ogromny deptak, gdzie znajdowały się przeróżne sklepy, budki z jedzeniem, stoiska z biżuterią i innymi pierdółkami, restauracje etc. Co kilka metrów można było napotkać buskerów, grających na instrumentach i usilnie próbujących uszczknąć trochę grosza od przechodniów. Od deptaka można było skręcić na promenadę i po-przechadzać się wzdłuż morza, Wystarczyło zejść ze schodów i już znajdowała się plaża i szumiące morze. W przeciwną stronę od deptaka można się było wybrać do śródmieścia i zobaczyć piękny rynek. 


Atmosfera
Powiem, że było dość głośno. Codziennie deptak był zapełniony turystami. Ciężko było czasami iść i kogoś minąć, bo takie tłumy. A jeśli już było bardzo ciepło i słonecznie, to i plaża cała oblegana. Od rana do późnego wieczora nie było mowy o cichej i spokojnej okolicy. A już pod wieczór to istne szaleństwo, kiedy dzień w dzień odbywały się w pobliżu różne imprezy, potańcówki, dancingi. Nie, żeby mnie to jakoś bardzo przeszkadzało, jednak jako dusza samotnika, która nie lubi tłumu i hałasu, ciężko było się trochę przestawić.


Pokój
Mój pokój znajdował się na trzecim piętrze i dzieliłam go z prze-miłą panią Zuzią, z którą to codziennie kilkukrotnie chodziłam na spacery i rozmawiałam godzinami. Do nas dołączyły się przyjaciółki pani Zuzi, czyli pani Krysia oraz pani Basia. 

Sam pokój był bardzo przytulny i jasny. Łazienka dosyć mała, ale nie na tyle, żebym nie mogła się w niej poruszać. Był prysznic, kibelek, umywalka, nad nią półeczka na kosmetyki i lustro oraz liczne wieszaki rozłożone w różnych miejscach. Pokój zaś składał się z łóżka oraz tapczanu, na którym spałam, dwóch półek, lustra na ścianie, dwóch małych szafek nocnych, na jednej z nich stał telewizor i radio, jednej dużej szafy oraz stolika z dwoma krzesłami. Dodatkowo dostępny był czajnik, kubki, talerzyki, łyżeczki oraz leżaki i maty, które można było zabrać z sobą na plażę. Generalnie bardzo przyjemny pokoik. 

Dzień powszedni
Na początku czekała mnie wizyta u lekarza. Gościu jakiś taki dziwny. Nie rozumiałam za bardzo co on do mnie mówił. Podejrzewam, że pochodził z Ukrainy, gdyż akcent bardzo się przebijał. Nie rozumiał co ja robię w Świnoujściu i nie wiedział jakie zabiegi mi przepisać. Gdybym sama mu nic nie zaproponowała, to nie wiem czy cokolwiek skorzystałabym z zabiegów. Jak to wyglądało na co dzień?
O 8.30 śniadanie, które w dużej mierze składało się z różnych wędlin, szynek, serów, pomidorów, szczypiorku, kawałka masła, herbaty, kawy czy kakaa. Od czasu do czasu serwowano jajecznicę, jakiś twarożek, drożdżówkę, ciastko na przegryzkę, dżem czy miód. 
Od mniej więcej 9.00 do 10.00 drzemka tudzież pogaduchy z panią Zuzią;P.
Od 10.00 do 10.45 zabiegi. Na początku naświetlano moje plecy lampą Sollux z filtrem czerwonym, potem szyję i dekolt lampą Bio-V. Następnie miałam inhalacje solankowe.
Od 11.00 do 13.00 spacer wzdłuż deptaku lub promenady, jakieś zakupy, pogaduchy z moimi nowymi ''babciami'':).


O 13.00 obiad, który najczęściej składał się z zupy, a na drugie danie ziemniaki, dwa rodzaje surówki oraz kawałka mięsa. Początkowo wydawało mi się, że obiady byłyby bardzo głodne, bo wszystko było idealnie porcjowane, ale z czasem uznałam, że nawet jeśli, to nie dałabym rady, aby wziąć sobie dokładkę. Wszystko było bardzo sycące i smaczne, nie mogę powiedzieć. Wszystko mi smakowało!
Od 14.00 do 18.00 czas wolny, który można było spędzić głównie na spacerach. Ośrodek także organizował mnóstwo wycieczek czy wydarzeń, na które warto się było wybrać. Próbowałam wziąć udział w jak największej ilości interesujących rzeczy. Wybrałam się m.in. na wycieczkę po Świnoujściu, gdzie pani opowiedziała co nieco o historii i ciekawych miejscach, zobaczyłam pokaz statków, poszłam na koncert orkiestry wojskowej (tu pewnie przekręciłam nazwę) oraz koncert Mai Koman, który mnie się jakoś nie spodobał. Do tej pory czuję lekki niesmak a zarazem rozbawienie;P. Wykupiłam także bilet na rejs statkiem, a także ponadprogramowo wybrałam się do Szczecina i okolic w odwiedziny do cioci.






Po prostu się nie nudziłam. Miałam naprawdę dość szczelnie wypełniony czas wolny. Wciąż nie mogę uwierzyć, że udało mi się przeczytać trochę książki, bo ciągle gdzieś się chodziło. To wieczorek powitalny, to wieczorek pożegnalny, to ognisko w Forcie Anioła... no naprawdę, dużo było atrakcji.





O 18.00 kolacja, która wyglądała identycznie jak śniadanie.
Ok. 19.00 ponownie czas wolny, głównie to właśnie spacery w towarzystwie nieznośnych komarów-,-. Ewentualnie po 20.00 pogaduchy z paniami w pokoju i po 22.00-23.00 czas na spanie.


Pogoda
Powiem, że pogoda się bardzo udała, naprawdę. Przez prawie 2 tygodnie świeciło słonko, było bardzo ciepło, nie za gorąco ani zimno. Taka pogoda jaką lubię, czyli w sam raz. Owszem, przez 2-3 dni zdarzyło się trochę pokropić, ale nie na tyle, żeby nie móc wyjść z pokoju. A w ostatnie dni turnusu było tak przyjemnie, że zdążyłam się parę razy wykąpać:).

Komunikacja
Zasięg był bardzo dobry, bez problemu dodzwaniałam się do rodziny, znajomych. Z internetem było różnie. Raz udało mi się skorzystać z komputera, ale wolałam oszczędzić sobie nerwów, bo tak wolno działał!

Ludzie
Przede wszystkim trzymałam się z trzema wyżej wymienionymi paniami, czyli z panią Zuzią, Basią oraz Krysią. Bardzo miłe i sympatyczne kobitki, dowcipne i szalone wręcz. Niby przekroczyły już 60 lat, ale naprawdę były pełne energii i humoru. Cieszę się, że akurat trafiłam na takie towarzystwo, bo zawsze można było wylądować z taką zołzą, co to za krzty nie przyszłoby się dogadać. Praktycznie cały czas z nimi spędzałam i nie żałuję, bo było naprawdę fajnie, interesująco i nie mogłam się z nimi nudzić. W końcu to przez nie nadwyrężyłam nieco swój budżet;D. 

Poza tym było dużo ludzi starszych, więcej kobiet. Jedynie ostatniego dnia turnusu udało mi się zagadać do młodziutkiej dziewczynki, która okazała się być w moim wieku!

Skóra
Trochę bałam się reakcji mojej skóry na nowy klimat. Po długiej podróży w pociągu czułam, że nie mogę obracać głową, miałam suchą skórę, a węzły bardzo mi urosły. W sumie to się nie dziwiłam. W końcu zawsze mój organizm źle znosił podróże. Jednak po kilku dniach udało mi się podleczyć skórkę, mogłam się ruszać i czułam się znakomicie. Czasem pokazał mi się jakiś bąbel, ale nie było to aż tak dla mnie uciążliwe. Co ciekawsze, komary sobie mnie bardzo posmakowały! Od wielu lat żaden nie chciał się do mnie zbliżyć, a u cioci np. pogryzły mnie tak, że prawie całą łydkę miałam w czerwonych znamionach! 

Świnoujski klimat ponadto sprawiał, że przez cały turnus byłam śpiąca, niewyspana, taka niekontaktująca. Oczy się kleiły piekielnie i ciężko było nie usnąć. 

Podsumowanie
Summa summarum wyjazd bardzo mi się podobał. Okolica przepiękna, mnóstwo atrakcji, sympatyczny personel, smaczne posiłki. W dodatku mile spędzony czas, zarówno w towarzystwie moich starszych znajomych, jak i cioci, z którą w końcu udało mi się spotkać w Szczecinie. Naprawdę cieszę się, że wybrałam się nad morze, wycisnęłam z wyjazdu ile się dało i zdobyłam wiele cudownych, niezapomnianych wspomnień. Byle do następnego razu!

Ostatnie podrygi!^^


Zdjęcia wykonane telefonem, wybaczcie słabą jakość:)

1 komentarz:

  1. Piszę ten komentarz po raz drugi - nie wiem, dlaczego poprzedni się nie podesłał..
    W każdym razie, nawet nie pamiętałam, że relacjonowałaś wyjazd sprzed 2 lat. Co lepsze, nawet go skomentowałam. Niesamowite?
    *kakaa? - chodzi ci o kakałko?:D

    Bardzo jestem rada, że wróciłaś zadowolona z tego wyjazdu, że wycisnęłaś z niego bardzo wiele - dobrego oraz pożytecznego. Myślę, że dobrze, że trafiłaś na tak sympatyczne panie, które uniemożliwiły ci wylegiwanie się i przesypianie dni w pokoju, bo najpewniej by tak skończyłoby się.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci na przyszłość równie owocnych wypadów w nieznane :)

    OdpowiedzUsuń