piątek, 25 sierpnia 2017

Nadszedł czas na wojnę domową!

Witajcie, kochani!:)

Przyszedł czas na kolejną recenzję dotyczącą uniwersum Marvela, a mianowicie Kapitan Ameryka; Wojna bohaterów!


Reżyseria ; Anthony Russo, Joe Russo
Scenariusz ; Christopher Markus, Stephen McFeely
Premiera ; 06.05.2016 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Chris Evans, Robert Downey Jr., Sebastian Stan, Anthony Mackie, Elizabeth Olsen, Jeremy Renner, Scarlett Johansson, Don Cheadle, Paul Bettany, Chadwick Boseman, Tom Holland, Paul Rudd
W pozostałych rolach ; Emily VanCamp, Daniel Brühl, Frank Grillo, William Hurt, Martin Freeman
Nagrody ; Teen Choice Ulubiony film fantasy/science-fiction
                  Teen Choice Ulubiony aktor w filmie fantasy/science-fiction Chris Evans


Na temat tytułu filmu się nie wypowiadam... zresztą już w samym nagłówku postu (być może ktoś już zauważył) użyłam słów ''Wojna domowa'' a nie ''Wojna bohaterów'' jak na plakacie. Przemilczę jednak kwestię tłumaczenia, już nie będę taka drobnostkowa.

Akcja filmu toczy się po Avengers; Age of Ultron. Do głosu dochodzi rząd amerykański, który już nie chce powtórki z rozrywki. Nowy York, Waszyngton, Sokowia. To tylko nazwy niektórych miast, które zostały zniszczone pod wpływem działań grupy Mścicieli. Rząd na czele z Thunderboltem Rossem (William Hurt, pamiętacie tą postać z The Incredible Hulk) nie może już tego tolerować, a konkretniej ONZ. Ludzie się boją, giną, miasta płoną, trzeba więc specjalnego nadzoru. Na światło dzienne ma więc wyjść Akt z Sokowii, w którym superbohaterowie, podpisując niniejszy dokument, mają poddać się woli ONZ. Mają stawiać się na wyzwanie rządu i tylko wtedy kiedy zostaną o to poproszeni. Wszelkie akcje militarne, w których członkowie Avengers mieliby brać udział, miałyby miejsce tylko i wyłącznie za zgodą organu nadzorującego. I tu dochodzi do konfliktu między tytułowym Kapitanem Ameryką (Chris Evans) a Iron Manem (Robert Downey Jr.).


Steve Rogers a.k.a Kapitan Ameryka, od zawsze na zawsze, był za wolnością i indywidualnością jednostki. To ja, a nie kto inny, decyduję o swoim losie. Ja jestem odpowiedzialny/a za swoje decyzje i jako superbohater odpowiadam za samego/samą siebie. Podpisanie dokumentu wiąże się z ujawnieniem tożsamości i zmniejszeniem prawa jednostki, a to już jest podstawa do ograniczenia wolności. Poza tym Steve już ma doświadczenie, jeśli chodzi o różne organizacje, które traktują o superbohaterach. Hydra, Tarcza... Widział już za wiele i nie ufa wyżej postawionym.

Tony Stark a.k.a Iron Man ma przeciwny pogląd. Trzeba wreszcie organu nadzorczego, który pilnowałby działania Mścicieli tak, aby wszystkie akcje były zgodne z prawem. Koniec samowolki i zostawiania po sobie zgliszcz. Nie dziwi postępowanie Starka, który stworzył przecież Ultrona i czuje się winny za śmierć wielu ludzi z jego własnej winy (nie pierwszy już zresztą raz...).


Już w tym momencie dochodzi do pierwszego zgrzytu. A potem będzie już tylko gorzej! Im bardziej oboje starają się uspokoić sytuację i przekonać jeden drugiego, że ma rację, tym bardziej konflikt narasta. Tak, że drużyna Kapitana Ameryki (Zimowy Żołnierz [Sebastian Stan], Falcon [Anthony Mackie], Ant-Man [Paul Rudd], Hawkeye [Jeremy Renner], Scarlet Witch [Elizabeth Olsen]) oraz drużyna Iron Mana (Vision [Paul Bettany], War Machine [Don Cheadle], Black Panther [Chadwick Boseman], Black Widow [Scarlett Johansson], Spider-Man [Tom Holland]) ścierają się i to dosyć ostro w scenie na lotnisku.

Poza tym ponownie pojawienie się Winter Soldiera nie ułatwia zadania. Ponownie poddany praniu mózgu narozrabiał. Steve chce mu pomóc za wszelką cenę. W końcu byli i są to najwspanialsi przyjaciele aż do końca. Steve nie mógłby opuścić Bucky'iego, zwłaszcza, że jest to już jedyna rodzina jaką ma. Wie też, że Buck nie był do końca świadomy swoich czynów, nie mógł się kontrolować i dlatego Steve musi przemówić Tony'iemu do rozumu. Stark zaś nie daje się łatwo, a fakt, że pod wpływem prania mózgu Zimowy zabił mu rodziców, doprowadza już do finałowej walki, która mnie osobiście powaliła emocjonalnie na łopatki...


Trzeba jeszcze wspomnieć obowiązkowo o dwóch nowych postaciach w MCU. Jest to Black Panther (Chadwick Boseman) oraz Spider-Man (Tom Holland). T'Challa, syn króla Wakandy T'Chaki, zostaje niespodziewanie następcą tronu po tym, jak jego ojciec ginie w wyniku podłożenia bomby podczas zebrania ONZ. Oczywiście oskarżenie pada na Zimowego Żołnierza, a Black Panther chce się zemścić. Kostium Pantery jest naprawdę rewelacyjny! Pazury, maska to istne arcydzieło. Sam bohater zapowiada się ciekawie, od razu czujesz respekt do tej postaci i z przyjemnością zobaczę w przyszłości solowy film Black Panther. Co do Petera Parkera. Dzieciak, mój rówieśnik (!), a od razu zdobył moje serce! Niewiele jest Pajączka w filmie, ale te parę minut naprawdę mi wystarczyło by go z miejsca polubić. Poczucie humoru naprawdę takie jakie Spidey mieć powinien już w poprzednich dwóch wersjach. Jego walka z Capem oraz Falconem/Zimowym była naprawdę przezabawna. Tom ma potencjał:).

W filmie pojawia się też czarny charakter, Baron Zemo (Daniel Brühl), który to on w głównej mierze doprowadza do konfliktu między Mścicielami. On pociąga za sznurki. Dokonuje zemsty na obojgu z nich. Niewiele od początku wiadomo o tym panu, wiemy jednak, że jego najbliżsi zginęli w Sokowii, znamy więc jego motywy. Jest jedynym villainem, który po pierwsze, nie nosi żadnego kostiumu i nie ma żadnych supermocy, po drugie jest zwykłym śmiertelnikiem, a po trzecie najbardziej można się z nim utożsamić, bo jest naprawdę ludzki w tym co robi i możemy zrozumieć jego postępowanie. Dodatkowo jest naprawę cwany! To on doprowadził to poważnych uszczerbków w drużynie, zwłaszcza emocjonalnych. Nic nie będzie jak dawniej. Niemniej chciałabym zobaczyć go jeszcze kiedyś, bo to ciekawa postać, bardzo sprytna i inteligentna, a w filmie trochę mało o nim było. Wręcz za mało. Tak samo mało też było Crossbonesa (Frank Grillo), też intrygująca postać, ale pojawia się tylko na początku filmu, więc nie miałam za bardzo możliwości by się nim pozachwycać. W końcu też nie wiem czy przeżył, bo ta scena z wybuchem nie do końca jest wyjaśniona...


Konkretnie odnośnie fabuły. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja! Za to kocham Marvela! Już od początku film zaczyna przyciągać uwagę widza. Scena, w której Winter Soldier zabija rodziców Starka, potem akcja Avengers w Afryce. Od początku siedziałam w fotelu jak na szpilkach! Już nie mówię o choreografii scen walk. Majstersztyk! Co do choreografii to ten film może konkurować tylko z Zimowym... .Black Widow sama potrafi uporać się z pięcioma facetami nawet jednym kopnięciem! Scena pogoni Buckiego, scena na lotnisku, finałowa walka. No naprawdę każdy kop czy cios jest perfekcyjnie dopracowany! Co lepsze, wcale cię to nie nudzi. Adrenalina pełną parą!

Efekty specjalne są fenomenalne! Wielki Ant-Man, walące się budynki, do tego dochodzą nieziemskie kostiumy bohaterów. Muzyka Henry'ego Jackmana ładnie i zgrabnie podkreśla nastrój w danym momencie.


Podoba mi się też jak ładnie połączono wątki dramatyczne z tymi humorystycznymi. Humor właśnie jest w odpowiednich momentach, nie jest wymuszony czy sztuczny, a dodaje nieco blasku do jakże smutnej treści filmu. Każda z postaci w filmie ma swoje pięć minut (dla mnie troszkę za mało było Hawkeye'a oraz Ant-Mana, ale na to można przymknąć oko. Być może w kolejnych filmach więcej poświęci im się czasu). Wiemy też, czemu każda z tych postaci dołącza do poszczególnego Teamu. Każdy ma swój powód i motywację. Wiemy jakie, bo wynika to z poprzednich dwunastu filmów. Znamy charakter każdego (zwłaszcza tych głównych przeciwników) i wiemy co, jak i dlaczego. To jest piękne! Nikt nie jest pominięty, wszyscy są w tym konflikcie WAŻNI!

Duet Falcon i Winter Soldier przezabawny, tacy gliniarze jak w Zabójczej broni! Mało tego pojawia się wątek miłosny między Visionem a Scarlett Witch. Widać od początku, że mają się ku sobie, (nieważne, że ona mogłaby rozwalić swoją mocą cały świat, gdyby sama była świadoma jaką potężną ma moc, a on jest androidem i jak sam mówi, ma mózg z plastiku) choć pomijam tutaj fakt, że są sobie ''wrogami''. Mam nadzieję, że zostanie to w przyszłości bardziej rozwinięte. Tak czy siak, są słodcy, a i scena w kuchni jak Vision na nią patrzy. Czuć tą niesamowitą chemię. Przynajmniej większą niż tą między Steve'm a Sharon. Co to miało być? Najpierw podkochuje się w Peggy, żeby potem zarywać do jej siostrzenicy...


Końcówka filmu wzruszająca i nieco dwuznaczna. Najbardziej to mi żal Bucky'iego po tym wszystkim. Oby w następnych filmach z jego udziałem znalazło się jakieś lekarstwo na wywabienie Hydry z jego głowy, a on sam, czy to u boku Steve'a, czy kogoś innego, zaznał wreszcie spokoju i szczęścia, bo na to zasłużył, ale o Bucky'm to mogłabym pisać i pisać, więc się wstrzymuję.

Podsumowując, film był rewelacyjny, jeden z lepszych, jeżeli nie najlepszych filmów Marvela! Jest tyle genialnych scen, nie tylko walki, które naprawdę są świetne. To nie tylko wyśmienity film sci-fi, to także genialne kino akcji, w pewnych momentach nawet dramatu. Udało mi się uronić łezkę. Bawiłam się wyśmienicie, a te malutkie minusiki to mogę już sobie darować, bo i tak zalety tego filmu miażdżą dosłownie każdą wadę. Polecam gorąco obejrzeć ten film osobiście:). Brawo bracia Russo za kolejny rewelacyjny film, brawo dla aktorów, którzy wykonali kawał dobrej roboty, brawo scenarzystom, którzy ładnie tą całą treść posklejali do kupy. Film jest cudny. Moja ocena to 10/10!



PS. Po filmie są dwie sceny po napisach:).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz