piątek, 27 lipca 2018

The Gifted: Naznaczeni - recenzja I. sezonu

Witajcie, kochani:). Stwierdziłam, że kolejnym serialem, który koniecznie muszę nadrobić, jest The Gifted: Naznaczeni. Jeśli chodzi o telewizyjne produkcje związane z mutantami, to znam tylko Legion (bo właściwie więcej to nie ma). O Naznaczonych dowiedziałam się w sumie bardzo dawno temu i to dość przypadkowo, ale nie miałam jak zwykle czasu na oglądanie na bieżąco. W związku z tym, że mam jako takie wakacje, to od razu wzięłam się za seans. Czy było warto? Czas się przekonać!


Twórca: Matt Nix
Premiera: 03.10.2017 (Polska)
Produkcja: USA
Dystrybucja: 20th Century Fox
W rolach głównych: Stephen Moyer, Amy Acker, Percy Hynes-White, Natalie Alyn Lind, Sean Teale, Emma Dumont, Blair Redford, Jamie Chung
W pozostałych rolach: Jermaine Rivers, Coby Bell, Garret Dillahunt, Hayley Lovitt, Elena Satine, Joe Nemmers, Skyler Samuels


Serial w głównej mierze skupia się na historii rodziny Struckerów. Reed (Stephen Moyer) jest prokuratorem i jego główne zadanie sprowadza się do więzienia mutantów. Wraz z Kate (Amy Acker) tworzą wspaniałe małżeństwo. Ich dwójka dzieci, Lauren (Natalie Alyn Lind) oraz Andy (Percy Hynes-White) odkrywają wkrótce, że posiadają niezwykłe zdolności. Stało się. Dzieci są mutantami. Cała rodzina Struckerów musi uciekać, a jedynym miejscem, gdzie mogą się skryć i szukać pomocy, jest podziemna sieć mutantów o nazwie Mutant Underground. Od tamtej pory losy zarówno ludzi, jak i mutantów są przesądzone.

Generalnie to serial jest jak dla mnie całkiem dobry. Przez 13 odcinków dosłownie się płynie. Co prawda porozkładałam sobie seans na kilka dni, mniej więcej po 2 odcinki dziennie, żebym już totalnie nie oślepła, ale gdybym oglądała ciurkiem wszystkie epizody, to okazałoby się, że naprawdę serial wciąga. Występuje mnóstwo zwrotów akcji, zaskakujących scen walk i momentów, gdy mutanci ukazują swoje moce, nie brakuje też nawiązań do X-Menów oraz do Bractwa Złych Mutantów. Produkcja może nie jest nad wyrost genialna, ale naprawdę mi się spodobała.


Teoretycznie najważniejszy jest wątek rodziny. Reed musi zmienić nieco swoje poglądy względem i ludzi, i mutantów. Przez całe życie zamykał homo superior w klatkach, a teraz jedynym wyjściem jest prośba o ratunek skierowana właśnie do mutantów. Pragnie odkupić swoje winy, pomóc potrzebującym oraz przede wszystkim uratować swoją rodzinę, którą śledzi Sentinel Services. Bardzo podoba mi się postawa Reeda jako ojca i człowieka, który musi zakwestionować wszystko w to co do tej pory wierzył. Kate z kolei to troskliwa matka, musząca stawić czoła swoim własnym słabościom oraz stanąć na wysokości zadania. Oboje stanowią cudną parę i wspólnie odkrywają, że ich miejsce jest u boku tych, których ratunku najmniej się spodziewali.

Lauren i Andy z kolei to typowe rodzeństwo. Raz się kochają, a raz potrafiliby sobie skoczyć do gardeł. Podoba mi się jak ewoluują i odkrywają swoje moce. Lauren to ta, która by chroniła. Andy woli atakować. Dochodzi między nimi często do zgrzytów, zwłaszcza pod koniec. Powiem, że czasami mnie irytują, zwłaszcza Andy. Ma takie nieprzyjemne odzywki, buntuje się i nie umie panować nad sobą. Z drugiej jednak strony go rozumiem. Rodzina ciągle go zbywa, a fakt, że maltretowano go w szkole nie ułatwia sprawy. Lauren nawet zdążyłam dość polubić. Na początku kojarzyła mi się z taką super popularną blondyną co to wszyscy ją lubią. Z czasem jednak nabrała odwagi i doświadczenia. Nie będę się zbytnio rozwodzić, ale wątek odnośnie ich super mocy oraz przeszłości Reeda i jego dalszej rodziny to największy plot twist ever. Po obejrzeniu epizodu wstałam dosłownie z łóżka i łaziłam bez celu, bo musiałam to przetrawić.


Mimo wszystko rodzina Struckerów to nie jedyny wątek. Mamy cały świat Mutant Underground, który ukrywa się przed ludźmi jak tylko może. Występuje cała plejada mutantów, chroniących siebie i swoich najbliższych. Główne skrzypce wiedzie m.in. John Proudstar/Thunderbird (Blair Redford), Lorna Dane/Polaris (Emma Dumont), Marcos Diaz/Eclipse (Sean Teale), Clarice Fong/Blink (Jamie Chung). W serialu każda z tych postaci ma swój większy tudzież mniejszy wątek. John zmaga się ze stratą przyjaciela i z obowiązkiem dowodzenia całym podziemiem. Lorna i Marcos martwią się o przyszłość jeszcze nienarodzonego dziecka oraz ich niegdysiejszymi występkami z przeszłości. Clarice straciła całą rodzinę i próbuje odnaleźć swoje miejsce, gdzie jednocześnie mogłaby nauczyć się kontrolować swoje moce. Ażeby nauczyć się panować nad sobą, musi znaleźć punkt zaczepienia. John może jej w tym pomóc.

Do każdej z tych postaci jakoś się przywiązałam, a z drugiej strony... Każda na swój sposób trochę mnie drażniła. Na początku polubiłam Lornę za upór, sarkazm i pewność siebie, swoich mocy. Potem zaczęła mnie irytować swoimi pragnieniami wyrżnięcia ludzkości. Z Blink jest w sumie podobnie. Równie pyskata i sarkastyczna, ale wraz z rozwojem fabularnym polubiłam ją i jej chęć poprawy na lepsze. W dodatku ciekawie prezentuje się jej relacja z Johnym i liczę, że w drugim sezonie zobaczę jak dalej im się powiedzie. Z kolei wątek Marcosa jako eks-gangstera jakoś mnie nie przekonał, ale z czasem pokazał, że jest z niego badass i potrafi się postawić, a nie ulegać cudzym wpływom. Najbardziej podziwiam Johna właśnie, bo musi dźwigać na barkach całą organizację Mutant Underground, musi organizować plan działania i ratować uciekinierów. Podziwiam, że koleś się nie poddaje i daje radę to wszystko ogarniać. Oczywiście pojawią się też inne mutanty, ale ta czwórka stoi jakby na piedestale i ich motywy są najbardziej rozwinięte.


Tak naprawdę ciężko wskazać kto jest głównym antagonistą w serialu. Na początku wydaje się nim być Jace Turner (Coby Bell), agent Sentinel Services, który tropi i unieszkodliwia mutanty. Jednocześnie jest to dla niego osobista wendeta, gdyż w wyniku działalności mutantów zginęła jego córeczka. Za cel postanawia sobie odnaleźć i zlikwidować całą rasę homo superior. Potem pojawia się doktor Campbell (Garret Dillahunt), eksperymentujący z DNA mutantów i chcący unieszkodliwić istoty skutecznie, na swój pokrętny sposób. W grę dochodzi jeszcze potężna telepatka/i (Skyler Samuels), które co więcej komplikują już i tak napiętą sytuację na linii ludzie-mutanci. Te ostatnie wyjątkowo mnie irytowały. Jeszcze tych dwóch pierwszych panów jakoś trawiłam, a te panienki już mnie z równowagi wyprowadzały za każdym razem jak się pojawiły. To chyba świadczy o świetnej pracy aktorskiej. No zobaczymy co w drugim sezonie się wydarzy i w jakim kierunku pójdą te postacie.

Bardzo w produkcji podoba mi się fakt, że serial nie odpowiada ci na pytanie, po której stronie konfliktu stanąć. Zarówno zwykli ludzie, jak i mutanci swoje przecierpieli i żadna ze stron nie jest bez winy. Tutaj każdy ma coś na sumieniu i jesteś w stanie zrozumieć co kieruje obiema ugrupowaniami, dlaczego robią to co robią oraz skąd wzięły się ich uprzedzenia. Do końca nie wiesz, która ze stron przekroczy pewne granice. Dużo jest ponadto pokazanych aspektów politycznych oraz konfliktów na tle rasowym.


Jeśli chodzi o efekty specjalne to powiem, że jak na taki serial, to jestem pod wrażeniem. Każda moc każdego mutanta prezentuje się wręcz znakomicie. I zielona poświata na rękach Polaris, i oślepiające promienie Eclipsa, i portale Blink, i nawet tropicielskie zdolności Thunderbirda. Nie wspomnę już o mocach rodzeństwa Strucker. To wszystko wygląda naprawdę dobrze. Muzyka z kolei jest taka sobie. John Ottman słynie z muzyki do produkcji związanych z X-Menami, więc i tutaj go nie zabrakło. Jego kompozycje najbardziej mi się spodobały w scenach romantycznych czy smutnych. Generalnie jednak nie wybija się zbytnio, więc z zachwytami się wstrzymuję.

Summa summarum, The Gifted: Naznaczeni to bardzo przyzwoity i naprawdę dobry serial. Porusza mnóstwo ważnych kwestii jak chociażby podkreśla wartość rodziny, przyjaźni oraz że przeszłość nie może definiować naszej przyszłości. Polecam obejrzeć i przekonać się samemu, że czasami mały budżet daje czasami dużo ambitniejsze dzieło niż milion dolarów. Daję 8/10. Czekam na drugi sezon!









4 komentarze:

  1. Już od jakiegoś czasu czaję się na ten serial! Muszę się w końcu zainteresować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam serdecznie, myślę, że nie pożałujesz :)

      Usuń
  2. Wątpię, by ten serial mnie oczarował. Nie dość, że jakoś nie przepadam za motywem mutantów czy czegoś na kształt science-fiction, to bardzo denerwują mnie wieczne przesłania mówiące wiecznie o potędze przyjaźni. Nie mówię, że oglądam seriale bez przesłania (tak właściwie, to obejrzałam tylko jeden pełny sezon takiego jednego serialu i po parę odcinków z innych, a mojego ulubionego nie ma w Polsce na DVD :/) czy jakieś naprawdę głupie, jednak takich seriali, o jakim wspomniałaś wyżej, jest bardzo dużo.
    Słysząc bądź czytając imię Lauren, od razu mam przed oczami piękną Lauren Bacall, którą dzisiaj widziałam w filmie "Wielki sen" - film nawet niezły, jednak w większości momentów monotonny i dłużący się. Muzyka nawet nie uratowała... Natomiast znalazłam książkę, będącą pierwowzorem tego filmu, prawdopodobnie sobie ją sprawię :)
    Skoro serial uważasz za całkiem dobry, to życzę nierozczarowania się drugim sezonem! :D Tymczasem to ja powinnam sobie szybko załatwić serial "Konflikt" gdzieś na płycie, bo zwa-riu-ję....
    Życzę pięknego wieczoru, pogodnego dnia i zapraszam bardzo serdecznie do siebie :)
    Emma ♥

    blogomoichzainteresowaniach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, są gusta i guściki. Akurat jeśli chodzi o mutanty to raz lubię to ugrupowanie, raz nie. Kwestia chyba nastawienia. Niemniej ten serial odmienił nieco moje podejście do tematyki X-Menów i to w pozytywnym sensie.

      Mam nadzieję, że odnajdziesz tę książkę, a serial przypadnie ci do gustu. Chętnie będę wpadać i odwiedzać. Dziękuję!

      Usuń