niedziela, 22 lipca 2018

Nazywaj mnie swoim imieniem, a ja nazywać cię będę swoim...

Powiem szczerze, że do obejrzenia tego filmu zachęciła mnie... Książkowa recenzja Tamte dni, tamte noce. Tak, oczywiście wpierw powinnam była przeczytać samą lekturę, ale jednak chęć zapoznania się z ekranizacją była silniejsza. Tym bardziej, że po sesji chciałam się odprężyć i już nie przemęczać mózgu czytaniem, a jedynie możliwością bez-wysiłkowego seansu. Jedno jest pewne. Książkę MUSZĘ przeczytać, a obejrzenie tego filmu było jedną z najlepiej podjętych decyzji w moim życiu. Wszelkie nominacje do Oscarów są słuszne i... Wow, wciąż zbieram szczenę z podłogi.


Reżyseria; Luca Guadagnino
Scenariusz; James Ivory
Premiera; 22.01.2017
Produkcja; Brazylia, Francja, USA, Włochy
W rolach głównych; Timothée Chalamet, Armie Hammer, Michael Stuhlbarg
W pozostałych rolach; Amira Casar, Esther Garrel, Victoire Du Bois
Nagrody; Oscar Najlepszy scenariusz adaptowany James Ivory
                 BAFTA Najlepszy scenariusz adaptowany James Ivory
                 Critics' Choice Najlepszy scenariusz adaptowany James Ivory
       Independent Spirit Najlepszy aktor Timothée Chalamet, najlepsze zdjęcia Sayombhu Mukdeeprom
                WGA Najlepszy scenariusz adaptowany James Ivory 
                GLAAD Media Najlepszy film szeroko rozpowszechniony
         Nagroda Gotham Najlepszy film fabularny Emilie Georges, Howard Rosenman, James Ivory, Luca Guadagnino, Marco Morabito, Peter Spears, Rodrigo Teixeira, najlepsza przełomowa rola aktorska Timothée Chalamet
                Nagroda Publiczności Trzecie miejsce Luca Guadagnino
                NBR Przełomowa rola Timothée Chalamet
            LAFCA Najlepszy film, Najlepszy aktor pierwszoplanowy Timothée Chalamet, najlepszy reżyser Luca Guadagnino
                NYFCC Najlepszy aktor pierwszoplanowy Timothée Chalamet


Akcja filmu dzieje się w latach osiemdziesiątych w małej włoskiej mieścinie. W starej rezydencji mieszka wysoce wykształcona rodzina Perlmanów. Pewnego lata przyjeżdża do nich student z Ameryki, Oliver (Armie Hammer), aby dokończyć swój doktorat i przy okazji skorzystać z uroków wakacji. W międzyczasie syn państwa Perlmanów, Elio (Timothée Chalamet) odkrywa fascynację przystojnym młodzieńcem. Czy początkowa niechęć przerodzi się we wzajemną przyjaźń? A może w coś więcej niż w zwykłą sympatię? 

Powiem szczerze, że nigdy nie słyszałam o Timothée Chalamet. Filmweb mi podpowiada, że grał w kilku serialach czy filmach, ale jakoś nie kojarzyłam go na tyle, żebym miała się czym zachwycać. Dopiero Call Me By Your Name pokazało jaki ogromny talent drzemie w tym młodym aktorze. Timmy okazał się idealnym wyborem do odegrania roli Elio i cieszę się, że mogłam osobiście przekonać się o jego ogromnym darze. Praktycznie cały film opiera się na rosnącej miłości i fascynacji drugim człowiekiem. Sama historia jest pokazana oczami 17-letniego, wrażliwego, niesamowicie inteligentnego Elio, który odkrywa czym tak naprawdę jest miłość, przyjaźń, lojalność. Uczy się dość trudnej lekcji, że życie nie jest usłane różami i czasami trzeba pocierpieć, żeby móc iść potem naprzód.


Naprawdę nie dziwię się, że Timothée został nominowany do Oscara tuż obok Gary'ego Oldmana czy Denzela Washingtona (!). Musiał udźwignąć na sobie cały film, bo nie ma właściwie sceny, w której nie występuje Elio. Potrafił w sposób doskonały odzwierciedlić emocje, które szarpią młodym chłopakiem, potrafił sprawić, że trzymasz za niego kciuki, pomimo, że nie zawsze to co robi jest słuszne. Elio nie jest bohaterem doskonałym. Popełnia błędy, ale potrafisz się z nim utożsamić i rozumiesz co nim targa. Pierwsze miłości zawsze sprawiają, że tracimy grunt pod nogami, a tym bardziej, jeżeli jest to jedna z tych zakazanych miłości. Wszelkie ruchy, gesty, mimika... To wszystko czujesz tak namacalnie i dobitnie, a Elio wydaje ci się bliższy niż możesz sądzić.

Mało tego, chemia między Elio a Oliverem jest tak niesamowita, że olaboga... Każdy gest, każdy dotyk czy spojrzenie ma ogromne znaczenie. Jeden wyraz twarzy niesie z sobą wielką wagę i widz zdaje sobie sprawę, że takie małe, pozornie nic nie znaczące symbole, mają swoją interpretację. Nie tylko zresztą ruchy ciała mają swoją rangę. Cały film jest przepełniony piękną, wrzynającą się w mózg, muzyką, cudnymi rzeźbami, książkami, przepięknymi włoskimi krajobrazami czy sielankowym klimatem, który sprawia, że czujesz się jakbyś tam był/a. I wcale nie czujesz upływu czasu. Ponadto odnosisz wrażenie, że jesteś we Włoszech wraz z bohaterami. Siedzisz przy stole, zajadasz się pysznymi jajkami i świeżymi owocami prosto z sadu.


Generalnie to podziwiam, że dwóch heteroseksualnych mężczyzn potrafiło bez skrępowania odgrywać sceny intymne. Cieszę się również, że jako Olivera wybrano Armie Hammera. Kojarzyłam go z różnych filmów komediowych czy fantasy, więc miło go było zobaczyć ponownie na ekranie, zwłaszcza, że jest niezwykle przystojny i utalentowany, więc oglądanie tej dwójki było po prostu czystą przyjemnością.

Na słowo uznania zasługuje także kreacja postaci drugoplanowych, które też mają coś ważnego do przekazania. Na tym tle wyróżniają się rodzice Elia, a zwłaszcza ojciec. Michael Stuhlbarg po prostu zmiażdżył swoją rolę. Mądry, przeuroczy człowiek, którego pokochałam wprost od pierwszego wejrzenia. Jego przemowa do Elia pod koniec filmu po prostu rozdrobniła mi serce na drobniutkie kawałeczki. Jak przez większość mojego życia nie miałam ojca, tak uważam, że takiego jak Pan Perlman chciałabym mieć.


Podziwiam również oczywiście samego reżysera, Luca Guadagnino, który naprawdę wykonał kawał świetnej roboty. Scenariusz jest także świetny, a na co chciałabym zwrócić jeszcze uwagę, to przepiękna muzyka. Tak naprawdę nie ma jej dużo w filmie. Pojawia się akurat wtedy kiedy trzeba, a w chwilach kiedy jej nie ma, to masz poczucie, że tak powinno być. Nasze życie niestety nie składa się ze ścieżki dźwiękowej, która rozbrzmiewa w tle. W takim przypadku ugruntowujesz się w przekonaniu, że tak naprawdę wygląda życie i sytuacje pokazane na ekranie mogłyby przydarzyć się również i nam. Piosenki w wykonaniu Sufjana Stevensa z kolei chwytają za serce i u mnie osobiście przywołują gęsią skórkę.

Summa summarum, Call Me By Your Name (ok, nie będę się bawić w tłumacza, ale przyznacie, że polski tytuł jest trochę... mylący?) to film cudowny, piękny, wzruszający, emocjonujący, intymny, zmuszający do myślenia i do rozważań. Morał może być np. taki, że miłość ma różnie wymiary, oblicza. Nieważne czy jest to na płaszczyźnie kobieta-mężczyzna czy mężczyzna-mężczyzna, miłość to piękny dar, którym warto się dzielić z innymi i cieszyć się z tego, że jesteśmy nim obdarowywani. Miłość nie wybiera, a jest dla każdego, niezależnie od płci, wieku, wykształcenia etc. Gorąco polecam obejrzeć tę produkcję, bo naprawdę warto. Nie mam żadnych uwag. Bez wahania 10/10!



UPDATE. Książkę już przeczytałam. Jest równie piękna i nawet piękniejsza od filmu. Poprzez wszelkie opisy Elia, który z rozbrajającą szczegółowością przedstawia czytelnikowi swoje uczucia, rozterki, przemyślenia, łatwiej jest zrozumieć jak wielką wagę niesie z sobą każde spojrzenie Elia w filmie. Piękna, cudowna lektura, która zdecydowanie zasługuje na pochwałę. Przeczytajcie, bo warto!

2 komentarze:

  1. Ja właśnie dostałam książkę na urodziny pod koniec czerwca i uważam ją za cudowną dawkę czegoś lekko zmieszanego z namiętnością i wakacyjnymi klimatami. Sam film na stówę obejrzę, bez żadnego ale, bo ja Oscary, to moja bajka :D Poznaj mnie od tej filmowej strony najpierw :)
    Ogólnie to jak obejrzę film, to zrobię podsumowanie lektury i seansu w jednym, toteż może przeczytasz :) Jakoś niespecjalnie fascynują mnie włoskie klimaty, jednak w książce było można to poczuć, można było poczuć niesamowity wakacyjny romans, który został na pewno pięknie pokazany w filmie - tego się spodziewam! A już teraz mam na uwadze Timmy'ego, o którym robi się coraz głośniej i mam nadzieję, że zagra kiedyś kogoś takiego, iż Oscar będzie murowany!
    Cieszę się, że książka się spodobała, mamy już tyle wspólnego :)
    Zauważyłam, że sporo rozpisałaś się o "Deadpoolu 2", czyli filmie, na którym płaczę prawie za każdym razem ze śmiechu ;D Toteż jutro postaram się go skomentować ♥
    Zaciekawił mnie ten blog, postaram się regularnie wpadać :) Jeśli masz ochotę, możesz odpisać na ten komentarz :)
    Życzę pięknych oraz kolorowych wakacji, jakie umieścił autor "Tamtych dni, tamtych nocy" w swojej powieści :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :))
    Emma <3

    blogomoichzainteresowaniach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że książka Ci się podoba:). Mnie wciągnęła momentalnie od pierwszej linijki! Timothee naprawdę ma przeogromny talent i wręcz nie mogę się doczekać w jakim kierunku jego kariera się rozwinie. Oby trafiały mu się same rewelacyjne role!

      Nawiasem mówiąc, to Timmy był brany pod uwagę do roli Spider-mana, także... było blisko do super-bohaterstwa!

      Tak, "Deadpool 2" to niesamowita komedia w niekonwencjonalnym stylu. Cieszę się, że produkcja ci się podoba, mamy już tyle wspólnego <3.

      Bardzo dziękuję za odwiedziny i komentarz, to bardzo wiele dla mnie znaczy <3. Z chęcią będę wpadać do Ciebie na odwiedziny. Również życzę wspaniałych wakacji --> Vombelka!

      Usuń