piątek, 13 lipca 2018

Jak to jest na tym Jagiellońskim cz. IV

Witajcie, kochani :).

Za mną już czwarta sesja egzaminacyjna w życiu i chyba najdłuższa z jaką do tej pory się zmierzyłam. Mózg mam jak z waty, czuję się jak zombie, gdyż półprzytomnie reaguję na to co się dzieje wokół mnie. W dodatku układ pokarmowy zaczyna mi wariować (witaj, regularne i zdrowe odżywanie się), a w pokoju mam istny armagedon, gdzie wszędzie walają się kartki, porozrzucane chaotycznie notatki i ciuchy, które nie miały czasu ułożyć się w szafie. Żyć a nie umierać :P.

Na szczęście tenże burzliwy okres w życiu mam za sobą (tzn. w głównej mierze) i w końcu mogę wrócić do swojej pasji, czyli do pisania bloga i przygotowywania dla Was materiałów :). Mam mnóstwo planów do zrealizowania, o czym będę Was na bieżąco informować. Generalnie jednak skupię się na dorobku kulturowym, czyli na filmach, serialach, komiksach, być może książkach. Czy mi się uda nie zmarnować wakacji na spaniu to się okaże, ale mam nadzieję, że je w pełni wykorzystam. 



Wracając jednak do sesji... Och, to były naprawdę długie i żmudne dwa tygodnie nauki, wysiłku umysłowego i mniejszego tudzież większego stresu. Nawet sesja letnia na pierwszym roku nie była tak wyczerpująca jak ta obecna. Dosłownie codziennie miałam egzaminy, codziennie musiałam chodzić na uczelnię i wytężać swój umysł, by przelać na papier wiedzę, którą posiadłam. A z czym tym razem przyszło mi się zmierzyć? Jakie przedmioty musiałam zaliczyć/zdać? Czy udało mi się z powodzeniem przejść na trzeci rok? Zacznę może od części angielskiej.


1.) Literatura i kultura amerykańska - z tym przedmiotem to trochę zabawna sprawa. Była oczywiście część wykładowa i ćwiczeniowa. Wykłady prowadzone były przez prze-sympatycznego pana, z którym wcześniej miałam przyjemność zdawać Cywilizację USA. Czemu zabawna sprawa? A no chociażby dlatego, że w tym semestrze nie mieliśmy egzaminu z tegoż przedmiotu w ogóle. Ba, nawet materiał przerobiony w tym półroczu nie będzie obecny na teście na trzecim roku. Po cóż więc zapychać plan zajęć przedmiotem, z którego nie ma egzaminu? No nie wiem, trzeba chyba coś wcisnąć studenciakom, żeby się nie nudzili. Ach, no tak, przecież potrzebujemy punktów ECTS, aha... Zapomniałam na śmierć!

Ciekawa też sprawa miała się z ćwiczeniami. Po raz kolejny zresztą utwierdzam się w przekonaniu, że moje serce bardziej lgnie do amerykańskiego angielskiego. Teksty, które czytaliśmy były znacznie przystępniejsze i łatwiejsze w odbiorze (są wyjątki, oczywiście), a tematyka bliższa moim zainteresowaniom czy też potrzebom (tutaj kolejne wtrącenie, bo przecież opowieść o Tricksterze, srającym i pierdzącym w lesie, to było coś czego akurat w tamtym momencie pragnęłam. Nie wspomnę już o niesamowitym patencie na podryw. Pamiętaj, jeżeli chcesz poderwać dziewczynę, daj jej książkę z kazaniami! Od razu wpadnie w Twe ramiona!). W każdym bądź razie, amerykańska literatura to było dla mnie zabawne zjawisko w tym semestrze. Może też dlatego, że prowadzący zajęcia był troszkę szurnięty i nieogarnięty, ale totalnie mi to nie przeszkadzało. Nie wymagał ogromnej wiedzy czy nawet znajomości lektur. Nawet zmienił zasady zaliczenia, byleby studenciakom pójść na rękę. Koleżka niezwykle zabawny i pozytywnie roztrzepany. Z przyjemnością podchodziłam do testu. Teraz tylko modlę się, żeby po wakacjach było równie sympatycznie na zajęciach:).

2.) Praktyczna Nauka Języka Angielskiego - na tą część egzaminu składały się trzy elementy; pisanie eseju, czytanie ze zrozumieniem oraz tzw. Use of English, czyli przeróżne zagadnienia z gramatyki czy też słownictwa. Każda z tych części i ćwiczonych umiejętności była praktykowana na zajęciach u różnych prowadzących. 

Powiem szczerze, że w tym roku niespecjalnie przygotowywałam się z j.angielskiego, gdyż skupiłam się na j.niemieckim, o którym wspomnę za chwilę. Poza tym nie czułam się jakoś wybitnie dokształcona przez nauczycieli i sama więcej uczyłam się poprzez oglądanie filmów z napisami czy oglądanie wideo na You Tubie. Niemniej na egzamin nauczyć się musiałam, a przynajmniej na Use of English. Myślę, że poszło mi dość dobrze. Co prawda nie widziałam arkusza na własne oczy po korekcie, ale mam poczucie, że skoro zdałam, to zdałam całkiem przyzwoicie. W taki też sposób dostałam się na egzamin ustny, który poszedł mi dość dobrze. Ba, nawet super. Mówienie z amerykańskim akcentem to jest dla mnie czysta przyjemność. 

3.) Literatura i kultura angielska - tego przedmiotu troszkę się jednak bałam. Tak jak w przypadku literatury amerykańskiej, i tutaj występował podział na wykład i ćwiczenia. Jeśli chodzi o wykłady... Hmm... Chodziłam na nie, owszem, ale poza robieniem zdjęć slajdom czy przepisywaniem nieskładnych, z kontekstu wyrwanych notatek, to ja nie wiem co ja tam robiłam. Tym bardziej, że pani, która wykładała, mówiła tak sennym, monotonnym głosem, że człowiek o 8.00 rano ucinał sobie, chcąc nie chcąc, dodatkową drzemkę. 

Na ćwiczeniach z kolei moja wiedza nie została w jakiś znaczny sposób poszerzona niż o to, co znajdowało się w analizach tekstów na Internecie (apropos to polecam serdecznie Sparknotes oraz Schmoop. Wybawienie dla przeciętnego żaka!). Poza tym, za przeproszeniem, ale gostek się tak jąkał, że czasami musiałam się naprawdę powstrzymywać od śmiechu. Tak więc 70% czasu na ćwiczeniach to były takie dźwięki; yyyy, eeee, yyyy. Jak więc można się łatwo domyślić większość materiału musiałam przyswoić na własną rękę, mając gdzieś w podświadomości wiedzę, że test z literatury będzie bardzo surowo oceniany, a zadania w większości będą otwarte. Cóż... Wciąż nie mogę się pozbierać po tym jak dowiedziałam się co dostałam. Jestem dumna z siebie i z tego, że pomimo, że nie przeczytałam wszystkiego tak jak było trzeba (no sorry, ale nie samą literaturą człowiek żyje), to jednak udało mi się osiągnąć bardzo dobry wynik. Litka mi nie straszna! 

4.) Fonologia - co najmniej jeden przedmiot na rok/semestr musi być totalnie dziwny, bezsensowny, kompletnie niezrozumiały i nieprzydatny w życiu codziennym. Takim przedmiotem w tym semestrze okazała się fonologia. Ciężko mi nawet wyjaśnić o czym był tenże przedmiot. Po prostu badanie dźwięków, fonemów, alofonów, porównywanie pewnych zjawisk, które zachodzą między poszczególnymi elementami. Więcej Wam nie opowiem, bo kompletnie nie wiem co się działo na wykładach. Miałam wrażenie, że mimo, że słuch mam jeszcze w miarę sprawny, to słyszę jakiś angielski bełkot, który nawet przetłumaczony na polski nie ma sensu. Jedno jednak Wam powiem. Doceniam i szanuję ludzi, którzy interesują się tak abstrakcyjnymi dziedzinami jak chociażby dźwiękami zwarto-szczelinowymi. Poważnie, chylę czoła i zdejmuję czapkę z głowy, bo naprawdę trzeba mieć niesamowitą umiejętność dostrzegania takich szczegółów i w ogóle chęć zajmowania się czymś tak surrealistycznym, czym przeciętny Kowalski w życiu by sobie głowy nie zawracał. 

Tym bardziej jestem w szoku, że jestem jedną z tych wielce uprzywilejowanych osób, które jakimś cudem/zrządzeniem losu, zdały ten egzamin. Przyznam się, że naprawdę nie miałam już siły uczyć się tego przedmiotu, a przynajmniej nie na tyle na ile chciałam. Mimo, że czytałam przeróżne materiały, to moja wiedza nie stawała się obszerniejsza, więc po prostu modliłam się, aby moje jakże wybitne skrawki o potocznej nazwie ''notatki'', starczyły. Przez pięć długich dni stresowałam się wynikami i normalnie tańczyłam z radości, gdy dowiedziałam się, że jednak zdałam. Tym bardziej, że ponad połowie roku się nie poszczęściło. Z ulgą mogę zapomnieć o istnieniu tego przedmiotu ;P i cieszyć się, że czasami ''strzelanie'' okazuje się być najlepszym wyjściem.

Teraz czas na część niemiecką :).


5.) Praktyczna Nauka Języka Niemieckiego - na ten przedmiot jestem najbardziej wkurzona. Na niemieckim skupiłam w tym roku wszystkie swoje zasoby mózgowe i czasowe. Znosiłam teksty wiedźmy, która twierdziła, że dyslektyk na studiach sobie nie poradzi. Powiem szczerze, że chyba udało mi się jej udowodnić, że jednak coś potrafię. Niemniej musiałam nie zdać i to DWOMA punktami. Boli ten fakt tym bardziej, że i część z gramatyki, i część z czytania, i część z pisania napisałam naprawdę super. Jeszcze bardziej boli fakt, że słuchanie mi wszystko zepsuło, a byłam na wstępnej liście do egzaminu ustnego. Przyznam bez bicia, że troszkę się popłakałam, bo przeznaczyłam tyle czasu i tyle wysiłku na naukę niemieckiego, zaniedbując czasem inne ważne przedmioty, na których bardziej mi zależało. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że muszę we wrześniu pisać od nowa wszystkie części. 

Marnym pocieszeniem jest to, że połowa roku znowu nie zdała i jeszcze raz musimy przechodzić przez to samo. Nieważne też do kogokolwiek pójdziemy i o cokolwiek nie poprosimy to i tak nikt nas nie wysłucha i nie pójdzie na rękę, chociaż ten jeden jedyny raz. #JakŻyćNaUJ

6.) Kultura krajów niemieckiego obszaru językowego - przyznam się bez bicia. Byłam tylko na dwóch wykładach z tego przedmiotu. Totalnie olałam te zajęcia. Z jednej strony mi głupio, bo widać, że pani bardzo lubi to co robi, wszystko dokładnie tłumaczy i jest po prostu miłą istotą. Z drugiej strony nie potrafiłam się zmotywować, by iść na jeden wykład i to późnym wieczorem. Zwłaszcza, że dzień później odbywały się ćwiczenia z wiedźmą. Tak też kompletnie zignorowałam tenże przedmiot, a do egzaminu podchodziłam dość obojętnie. Notatki były na platformie, część też dostałam od koleżanek, także byłam na dość bezpiecznej pozycji. Jeszcze na pierwszym roku bym się przejęła, teraz w sumie mnie to obojętne. Najważniejsze, że zdane i to pozytywnie!


Jak już pewnie wiecie jestem też na module pedagogicznym, który ma umożliwić zdobycie kwalifikacji w zawodzie nauczyciela. W związku z tym miałam również kilka egzaminów + odbyłam dodatkowo praktyki pedagogiczne w szkole. 
7.) Dydaktyka języka angielskiego w przedszkolu oraz na I i II etapie edukacyjnym - jeśli chodzi o ćwiczenia to generalnie uczyliśmy się o tym jak nauczać małe dzieci, co brać pod uwagę, gdy pracuje się z młodymi uczniami i jak prawidłowo przygotowywać zajęcia w szkole. Pierwsza część egzaminu polegała na przygotowaniu planu zajęć dla klas od I-III, a druga część z kolei od klas IV-VIII. W moim przypadku oczywiście poszła lepiej ta druga część, bo zdecydowanie lepiej pracuje mi się ze starszakami i tak to mam więcej możliwości jaki materiał chciałabym przerobić z dzieciakami. Z kolei jeśli chodzi o wykład to zdecydowanie było więcej teorii, pojęć z dziedziny psychologii czy metodologii. Generalnie zajęcia były w porządku, a z przyswajaniem wiedzy nie miałam większych trudności, chociaż w przypadku przygotowywaniu planu zajęć to trzeba było raczej liczyć na intuicję i takie swoiste wyczucie.

Odbyłam również praktyki pedagogiczne (obserwacje) w Szkole Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 12 im. Janusza Korczaka w Krakowie. Bardzo spodobała mi się taka swojska atmosfera w tejże placówce. Mnóstwo dekoracji, pięknych prac naściennych, dzieci starsze i młodsze wspólnie bawiące się z sobą. Miło wspominam czas praktyk i myślę, że możliwość obserwowania relacji na polu nauczyciel-uczniowie była dość ciekawym doświadczeniem. Mam nadzieję, że jako nauczyciel będę mogła wykazać się nieco większą cierpliwością i wytrwałością niż mi się wydaje. 


Jeżeli chcecie poczytać więcej na temat poprzednich egzaminów zapraszam TUTAJ. Nie wiem czemu nie ma już tych obrazków, pojawiają się i znikają...


A Wam jak poszły egzaminy? Zdaliście wszystko w pierwszym terminie? Z jakim przedmiotem przyszło Wam się najbardziej wysilić? :)

2 komentarze:

  1. Dlaczego nie idziesz do żadnej pracy na wakacje ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, z dwóch powodów. Jeden bardziej banalny, drugi raczej mniej. Po pierwsze, jestem zbyt zmęczona, żeby iść do jakiejkolwiek pracy. Mój kierunek studiów wymaga ode mnie mnóstwo wysiłku umysłowego, a wakacje to jedyny czas kiedy mogę sobie wypocząć. Po drugie, praktycznie cały sierpień i wrzesień będę miała napięty grafik, więc stwierdziłam, że obecnie nie ma większego sensu szukać pracy na dwa tygodnie. Pozdrawiam!

      Usuń