sobota, 25 lipca 2015

Mój nieodłączny towarzysz!

Szczerze?! Ale tak naprawdę szczerze?!

Mam dosyć swojego organizmu-,-. Mam dosyć jego ciągłych wybryków i tego, że wszystko bierze zbyt poważnie! Mam dosyć tego, skromnie mówiąc, pieprzonego AZS! Mam dosyć tych wszystkich ograniczeń, zakazów, nakazów! Mam dosyć łuszczącej się skóry i jej ciągłego smarowania od stóp do głów! Mam dosyć tego uczucia suchości, a potem tej tłustości! A już zwłaszcza teraz, podczas upałów, kiedy mój pot łączy się z kremami! Mam dość swędzenia, pieczenia i tego wiecznego strachu, gdzieś w podświadomości, czy dzisiaj nie będę mieć ataku/pokrzywki/bąbli i diabli wie jeszcze czego-,-.

Hmmm...cóż...teoretycznie i tak jest nieźle. Nie powinnam narzekać, bo i tak jest lepiej z moją skórą ( i może nawet psychiką! ) niż to było dwa lata temu, gdy mi się w ogóle żyć nie chciało, a ruszać z łóżka to się kompletnie nie chciało, zważywszy na ciągłą suchość i ból skóry...niemniej jednak choroba mnie nie o(d)puszcza i ciągle wymyśla mi jakieś niespodzianki...daje o sobie znać, wciąż o sobie przypomina, aż czasami doprowadza mnie to do szewskiej pasji!-,-


Przykład?

Parę dni temu, chcąc nie chcąc, będąc dobrą i przykładną wnuczką, miałam za zadanie z siostrą pomóc babci przygotować ciasto Izaurę. No to wzięłyśmy się do roboty. Wyjęłam mikser, łopatki ( zrobiłam to, biorąc za szmatki, bo już nie pierwszy raz zdarzyło mi się to co wtedy, ale o tym już mówię ) no i zaczęłam miksować składniki, czyli jajka, ser, cukier. Po paru minutach poczęło mnie coś niezwykle swędzieć, w szczególności ręce i twarz. Następnie mnie wzięła taka kichawa, że aż oczy mi zaczęły łzawić i piec, a z nosa ciekła kaskada...jak to alergik i atopik, zaczęłam smarkać i drapać się jak opętana. Nie myśląc długo, wybiegłam szybko, przepraszając i weszłam do łazienki. Twarz cała czerwona, z lewej dolnej powieki zaczęła lać się limfa, gałki oczne przekrwione, skóra naprężona. Ręce, od zewnętrznej części dłoni po łokieć i przeguby, rozdrapane. Z ran wyciekało osocze i krew. Co gorsza, nadal swędziało a ja zaczęłam panikować jeszcze bardziej, jak spojrzałam na siebie w lustro!

Pospiesznie wypiłam wapno, zażyłam tabletkę i posmarowałam się białym pudrem w kremie - taki mentol. Bardzo chłodzący i ''zmniejszający uczucie świądu'' ( dałam w cudzysłowie, bo u mnie to różnie działa...). Potem usiadłam na łóżko, ubrałam słuchawki, włączyłam muzykę prawie że na maksa i czekałam aż leki zadziałają.

W ręce mi było całkiem przyjemnie. Mentol dał mi przyjemny chłodzik, mogę powiedzieć, że rozkoszny. Od czasu do czasu wycierałam sączącą się z ran limfę, ale jakoś niespecjalnie mi to przeszkadzało. Musiałam się pilnować, by nie drapać.
Gorzej było z twarzą...swędziała mnie jak cholera, szczególnie prawa strona. W dodatku czułam takie wewnętrzne naprężenie. Jak podnosiłam brwi szczególnie. To było straszne!!!

Po godzinie wyłączyłam mp.4 i poszłam do łazienki. Wciąż czułam na skórze to naprężenie, ale byłam już blada i odcień skóry był taki jaki być powinien. Ulżyło mi...

Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało. Czy to wina miksera, łopatek, czy też garnczka, który trzymałam przez sekundę gołą ręką, czy szmat, którymi się wspierałam, czy składnikami, mąką, kakaem czy co tam jeszcze było w kuchni...nie mam zielonego pojęcia i właśnie to jest najgorsze!
Nigdy nie przewidzisz! Nigdy w pełni tego nie powstrzymasz, nigdy nie wiesz, kiedy TO nastąpi! Co z tego, że robiłam wszystkie możliwe testy alergiczne, co z tego, że wiem na co mam alergię jak i tak nie mogę TEGO uniknąć!? Zwłaszcza, jak ma się alergię na koktajl zapachowy albo alergię krzyżową to już w ogóle...

Boję się tej choroby, bo ona pozbawia mnie prawdziwego życia! Nie mogę kurzy wycierać ani odkurzać, naczyń też myć nie mogę, bo woda. W ogródku też nie bardzo mogę pracować, bo trawa i pyłki. W kuchni też nie, bo naczynia niewiadomego pochodzenia. Jestem taka ograniczona!
Jak ja niby mam sobie poradzić na studiach?! Wszyscy zadają mi to pytanie, włącznie sama z sobą! Co ja będę robić? Jak ty będziesz robić to czy to? Zwłaszcza, że nie liczę na wyrozumiałość innych, bo kto uwierzy takiemu alergikowi? Chyba wtedy jak będzie mieć wstrząs...poza tym, nikt nigdy nie będzie robić wszystkiego za mnie...

Nawet jeżeli uda mi się jakoś przekonać siebie i innych i będę próbowała szukać w przyszłości jakiejś faktycznej pomocy w domu, żebym sama nie musiała męczyć się z ciągłymi atakami...to ceny takich urządzeń jak automatyczny odkurzacz albo zmywarka...wszystko z dopiskiem ''hypoalergiczny'', kosztuje krocie!

A praca? To chyba tylko umysłowa, bo do żadnej fizycznej mój organizm się nie nadaje...ani do budowlanki, ani w fabryce, ani nawet w zoo...

Moja przyszłość jest pod znakiem zapytania. Nie wiem, jak to będzie kiedyś...może minie mi to paskudztwo, może pojadę do Norwegii, zamieszkam w drewnianym domku w pobliżu lasu, kupię pieska Huskiego i dniami, i nocami będę łowić ryby? A może to choróbsko zostanie ze mną i ciągle będę walczyć o normalne życie, licząc na wyrozumiałość innych? Nie mam pojęcia, ale wiem jedno. Muszę walczyć, nie dlatego, że chcę. Nie dlatego, że tak wypada. Nie dla własnej satysfakcji.

Muszę walczyć, bo nikt nie przeżyje życia za mnie. Nikt nie będzie wszystkiego wiecznie robić za mnie. Mam odporność taką jaką mam, skórę...taką jaką mam. Nie zmienię tego, co czasami bardzo mnie boli, patrząc jak inne dziewczyny malują się i korzystają z życia, kiedy ja siedzę w domu starając się nie zadrapać na śmierć...
Modlę się o godne życie. Bym znalazła wreszcie cudownego chłopaka, który pokocha mnie i moją słoniowatą skórę, bym mogła kupić sobie huskiego, którego bym głaskała cały czas, bym mogła normalnie założyć rodzinę i jakoś nadrobić ten czas. Ten cenny czas dzieciństwa, który utraciłam na walce z chorobą...

Szczęście nie samo przecież do mnie przyjdzie...:)

2 komentarze:

  1. Buziaki mocne i tulaski!
    Poruszył mnie ten tekst, ale więcej nie jestem w stanie wystukać!
    Tego Ci właśnie życzę Moja Droga, spełnienia marzeń i choć może choroba na zawsze nie odejdzie, to żebyś jej podołała zarówno psychicznie jak i fizycznie, nie daj się temu paskudztwu, pokaż na co Cię stać, ale nie jeden raz, hhihi! Jesteś silna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, dziękuję kochana!^^
      Ooo...miło mi słyszeć:). Dziękuję ci jeszcze raz, tego też sobie właśnie życzę od wielu lat, mimo, że wielu lat tak naprawdę nie przeżyłam.
      Dziękuję bardzo!!!!:):):)

      Usuń