piątek, 8 września 2017

''We're not friends. We're family!''

Witajcie, kochani;)

No i w końcu spotykamy się ponownie ze świtą Strażników Galatyki w drugiej odsłonie ich szalonych przygód!


Reżyseria; James Gunn
Scenariusz; James Gunn
Premiera; 05.05.2017 (Polska)
Produkcja; USA
W rolach głównych; Chris Pratt, Zoe Saldana, Dave Bautista, Bradley Cooper, Vin Diesel, Michael Rooker, Karen Gillian, Pom Klementieff, Kurt Russell
W pozostałych rolach; Sylvester Stallone, Elizabeth Debicki, Chris Sullivan, Sean Gunn
Nagrody; Teen Choice Ulubiony film science-fiction
                 Teen Choice Ulubiona aktorka w filmie science-fiction Zoe Saldana
                 Teen Choice Ulubiony aktor w filmie science-fiction Chris Pratt


Uff... ten film to było mocne uderzenie!

Akcja filmu toczy się dwa miesiące po wydarzeniach z pierwszej części. Strażnicy teraz podróżują po galaktykach i pakują się w przeróżne tarapaty. W celu zarobienia ''legalnie'' pieniędzy, walczą z groźnymi bestiami takimi jak Abilisk, który buszuje na terytorium Suwerennych - pięknych, złotych istot, które nie lubią babrać swoich rączek i trwonić swoich planetarnych zasobów. W zamian za przysługę królowa Ayesha (Elizabeth Debicki) ofiaruje Strażnikom pewien nietypowy prezent jakim jest... Nebula (Karen Gillian), która chciała okraść złotoskórych i byłaby formą zapłaty dla nietypowych obrońców galaktyki. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie Rocket (Bradley Cooper), któremu akurat w tamtym momencie zachciało się przywłaszczyć pewne cacuszko.

Strażnicy są zagrożeni i ledwo udaje im się zbiec, gdyby nie pomoc pewnego nieznajomego. Co nie oznacza, że statek Milano się nie rozbił na obcej planecie. Tym ''pewnym nieznajomym'' okazuje się być Ego (Kurt Russell), ojciec Petera Quilla a.k.a. Star-Lorda (Chris Pratt), któremu w końcu udaje się znaleźć syna i przekonać, by został na jego planecie. Co się jednak dzieje z pozostałymi członkami teamu i czy wszystko jest takie piękne jakie się wydaje?


Na pierwszy rzut oka wydaje się, że film składa się w głównej mierze z jednego wątku jakim jest relacja między ojcem a synem. Poznajemy bliżej historię Ego, Żyjącej Planety, który czując się samotnym i zagubionym, podróżował przez milion lat po wszelkich czeluściach kosmosu aż w końcu odnalazł życie i miłość w matce Quilla, zwykłej Ziemiance. Przyjął ludzką formę i dzięki temu poczuł się spełniony. Nie mógł jednak pozostać przy niej na zawsze, musiał pilnować światła na swojej planecie, by jego powłoka przetrwała. Tak też opuścił swoją ukochaną i synka, który nigdy nie dowiedział się jak to jest mieć ojca. Gdy w końcu Peter, po wielu latach, odkrył tajemnicę poczuł, że w końcu los się do niego uśmiechnął, a początkowe niedowierzanie szybko zamieniło się w ogromną radość. Quill powoli uczy się korzystać ze swoich nadnaturalnych zdolności, a w między czasie pozostali Guardiansi muszą walczyć z własnymi słabościami i ciemną przeszłością.


Mamy wątek Rocketa, który nie przywykł do współpracy i oddania się w grupie, toteż odgrywa rolę zgryźliwego i złośliwego szopa, którego nic nie rusza. Sam uważa się za geniusza i ma w poważaniu resztę ekipy. Przynajmniej Rocket udaje twardziela, o czym uświadamia go Yondu (Michael Rooker), który został odtrącony podwójnie, bo przez swoją załogę i swojego ówczesnego dowódcę, Stakara (Sylvester Stallone). Sam wątek Yondu został znacznie poszerzony i uważam, że jego postać jest niezwykle złożona i istotna w tymże filmie.

Mamy też o wiele bardziej rozwinięty wątek Gamory (Zoe Saldana) i Nebuli. Obie za sobą specjalnie nie przepadają, a Nebula robi wszystko, by zabić swoją siostrę. Na wierzch wychodzą stare, niezagojone rany, które obie w sobie chowają. Niemałą w tym rolę miał ojczym Thanos, który dotkliwie skrzywdził obie kobiety, a dziewczyny musiały ze sobą rywalizować, zapominając o swoich uczuciach i sercowych potrzebach.


Niemniej ważny jest wątek Draxa (Dave Bautista) i przeuroczej Mantis (Pom Klementieff), którzy w zabawny sposób nawiązują znajomość i można wyczuć, że tworzą z sobą świetny, przyjacielski i nieco dziwaczny duet. Nie mogę też zapomnieć o Baby Groot-cie (Vin Diesel), który jest główną maskotką filmu i gdziekolwiek się nie pojawi, tam można się rozpłynąć z przesłodzenia<3.

Jak widać, wątków jest mnóstwo, a jest ich jeszcze więcej. Jest miłość między Gamorą i Peterem, jest przyjaźń między Yondu a Rocketem, a i rola Kraglina w tym filmie została nawet powiększona. Można by pomyśleć, że ten sequel, właśnie przez tyle poruszonych kwestii, mógłby zostać totalną porażką, kompletnym niewypałem jak to generalnie bywa, w przypadku kontynuacji serii. Co za dużo, to niezdrowo, a sam film się nie klei do kupy. Marvel jednak wiedział, że jak weźmie do pracy Jamesa Gunna i samych najlepszych aktorów to GotG musi się udać. I się udało!!!

Każdy bohater jest ważny, każdemu poświęcono swój czas ekranowy i historia każdego jest o wiele bardziej rozszerzona i o wiele bardziej ciekawsza. Nie ma jednego głównego bohatera, nie ma jednego konkretnego tematu przewodniego. W tejże produkcji wątek bycia rodziną staje się najważniejszy. Film jest napakowany pięknie rozwijającą się płynnie akcją, bez żadnych niedomówień. tak, że nie da się zgubić, niesamowitymi efektami specjalnymi, nie gorszymi od tych z Doktora Strange'a,  piękną kolorystyką i bombowo dopracowanym dźwiękiem, wspaniałą muzyką Tylera Batesa, który na nowo przywołuje temat przewodni z pierwszej części filmu, wzbogaconą o składankę Awesome Mix Vol. 2 z muzyką z lat 80.


Same dialogi są rewelacyjne, gra aktorska na naprawdę wysokim poziomie. Film jest po prostu prawdziwym rollercoasterem. Sama nie raz się przyłapałam na tym, że siedziałam na skraju fotela, a bilet, który trzymałam przez cały seans w rękach, stał się proszkiem. Tak mnie wciągnęło! Można się śmiać aż do bólu brzucha i cieknących po policzkach łez. Żartów jest od groma, a i można się też wzruszyć i popłakać. Strażnicy Galaktyki vol. 2 to dowód na to, że więcej to wcale nie znaczy gorzej, a sequel nie musi być taki zły jak go malują. Jeszcze bardziej zakochałam się w Rocketie, Draxie czy Yondu (o Groot'cie nie wspominając), a i nowe postaci wzbudziły moją sympatię.

Sam villain, czyli Ego, naprawdę został przedstawiony znakomicie! Od początku myślałam, że to Ayesha będzie tą złą, zimną kobietą, ale ona jedynie była złotą dekoracją na galaktycznym firnamencie. To Ego właśnie, udając kochającego tatulka, pragnącego naprawić swoje błędy, okazał się tym mrocznym złoczyńczą, który nie cofnął się przed niczym, by pozyskać moc swojego syna. Nawet kosztem zabicia swojego potomstwa czy ukochanej matki Star-Lorda. Kurt jest w swej roli niezwykle autentyczny i matko... jego Żyjąca Planeta jest jednym z najlepiej wykreowanych antagonistów MCU.

Która część Strażników jest lepsza? Ciężko mi powiedzieć, bo na obu częściach bawiłam się przednio i naprawdę świetnie mi się oglądało zarówno Vol. 1 jak i 2. Myślę, że obie części są warte zachodu i wydania tych paru złotych na seans. Nie będę oceniać. Prawdziwy nerd uszczęśliwiony będzie ze wszystkiego, a jak wiecie, mnie jest bardzo łatwo zadowolić. Gdyby jednak ktoś mi przystawił nóż do gardła to wybrałabym dwójkę. Może i niektóre żarty były obleśne i momentami film wydawał się przytłaczający, ze względu na ilość omawianych kwestii, ale i tak kocham, kocham, kocham i teraz będę czekać na spotkanie Strażników z Avengersami. Film oceniam na 10/10. I'M MARRY POPPINS Y'ALL!



PS. Nie zapomnijcie o aż PIĘCIU scenach po napisach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz