środa, 21 lutego 2018

Wakanda forever, czyli parę słów o Black Pantherze

Witajcie, kochani czytelnicy Vombelki:).

Jak na każdy film od Marvel Studios tak i na ten czekałam z niecierpliwością i ogromną ekscytacją. Powodów jest mnóstwo, poza oczywiście samym faktem, że to Marvel. Po pierwsze, jest to ostatni film przed finalną walką Avengersów z Thanosem, która będzie miała chociaż po części, miejsce właśnie w Wakandzie. Po drugie, jest to pierwszy film, ukazujący kulturę afrykańską i skupiający w sobie praktycznie całą obsadę czarnoskórych aktorów. Po trzecie, jako ogromna fanka komiksów o Czarnej Panterze ciekawiło mnie, jak oni ten magiczny, unikatowy i tajemniczy świat, włącznie z niesamowitym klimatem i połączeniem tradycji z nowoczesnością, pokażą na srebrnym ekranie. Te oraz milion innych powodów sprawiły, że czym prędzej pobiegłam do kina. No i jak się spisuje Black Panther? Czy to najlepszy film Kinowego Uniwersum Marvela? Let's find out!


Reżyseria; Ryan Coogler
Scenariusz; Joe Robert Cole, Ryan Coogler
Premiera; 14.02.2018 (Polska)
Produkcja; USA
W rolach głównych; Chadwick Boseman, Michael B. Jordan, Lupita Nyong'o, Danai Gurira, Martin Freeman, Letitia Wright
W pozostałych rolach; Angela Bassett, Forest Whitaker, Andy Serkis, Daniel Kaluuya, Winston Duke


T'Challa po śmierci swojego ojca, króla Wakandy, wraca do rodzinnego kraju, by objąć tron. Wkrótce Wakanda zostaje zaatakowana przez dawnego wroga. W obliczu niebezpieczeństwa młody władca zbiera sojuszników i robi wszystko, aby pokonać groźnego przeciwnika i ochronić swój dotąd pozostający w izolacji lud, jego kulturę i całą wysoce rozwiniętą technologicznie cywilizację. By udowodnić, że jest godzien miana króla, T'Challa jako Czarna Pantera staje w obronie nie tylko swojej ojczyzny, ale i całego świata.

Muzykę do filmu opracował i wykonał m.in. Kendrick Lamar, okrzyknięty przez magazyn Rolling Stone ''największym żyjącym raperem''. 

Akcja filmu toczy się po wydarzeniach z Captain America; Civil War. T'Challa (Chadwick Boseman), po tragicznej śmierci swojego ojca T'Chaki w wyniku zamachu na siedzibę ONZ, powraca do swojej ojczyzny, Wakandy, aby przejąć należyty mu tron. Nieprędko cieszy się swoim spokojem, gdyż wkrótce na horyzoncie pojawia się tajemniczy Erik Killmonger (Michael B. Jordan), który namiesza nie tylko w całej Wakandzie, lecz także w sercu młodego króla, muszącego podjąć być może najtrudniejszą decyzję w swoim życiu.


Wow, wciąż nie mogę otrząsnąć się po tym seansie. Oglądnęłam już dwa razy i ciężko jest mi się pozbierać. Ten film to jest totalny odlot w każdym tego słowa znaczeniu. Spróbuję nie pisać teraz długaśnej epopei czy encyklopedii, choć ciężko mi będzie tego nie zrobić. Ten film zasługuje bowiem, żeby o nim mówić/pisać jak najwięcej i najobszerniej. Coś czuję, że właśnie Black Panther zmieni cały przemysł filmowy, sposób tworzenia fabuły i ogólnie pojęte postrzeganie polityki czy władzy.

Od czego by tu zacząć? Przede wszystkim główny bohater, czyli T'Challa. Majestat i taka aura królewskości otacza go przez cały czas. Jest niezwykle skromny, opanowany, spokojny. Patrzysz na T-Challę i po prostu czujesz respekt. Co jednak nie oznacza, że jest gburowaty i poważny, skądże znowu. Ma swoje poczucie humoru, ale nie jest ono wymuszone. Co do samej komedii w filmie do tego jeszcze powrócę. W każdym razie ewidentnie widać, że Chadwick porządnie odrobił lekcje i idealnie sprawdził się w roli króla, polityka, wojownika i superbohatera. Łatwo można dostrzec, że z sercem przyłożył się do zadania. W perfekcyjny sposób ujął problem jaki przeżywa młody władca. Jak to jest rządzić izolującym się krajem, który musi stawić czoła tym, którzy chcą okraść ich potężne zasoby? Co robić? Otworzyć się na świat i pomagać sojusznikom? Czy krzewić tradycje i zostawić wszystko po staremu? Te wszystkie dylematy i kwestie spoczęły na głowie młodego króla, który musi podjąć wyzwanie. Po prostu szacun, panie Boseman!


Kolejną niezwykle mocną stroną filmu są silne i trójwymiarowe postacie kobiece. Przede wszystkim  wyróżniają się trzy panie; Okoye (Danai Gurira), Shuri (Letitia Wright) oraz Nakia (Lupita N'yongo). Każda z nich jest odmiennym przykładem słowa ''badass''. Okoye to generał straży Dora Milaje, która odpowiada za ochronę króla. Jest zwolennikiem tradycji i jest gotowa poświęcić życie w obronie Wakandy. Nie dość, że niesamowicie walczy i wzbudza naprawdę ogromny respekt, to jeszcze potrafi rozbawić swoją mimiką czy sposobem bycia. Silna, twarda kobieta, która zna swoje miejsce i nie ukrywa swoich myśli. Ma cięty język i jest to jej broń, której nie waha się używać częściej niż włóczni. Okoye to moja ulubiona postać damska w produkcji. Inną moją ulubienicą jest młodziutka siostra T'Challi, czyli Shuri. Geniusz, podobno większy od samego Starka, która tworzy broń dla brata. Jest pełna pozytywnej energii, takiej naturalnej radości, że każda scena z jej udziałem sprawia banana na buzi. Potrafi podroczyć się z T'Challą, ale jest też gotowa stanąć w jego obronie. Letitia zagrała tę rolę bez problemu. Okazuje się być w tym taka naturalna, że nie mogę wyjść z podziwu. Trzecią bohaterką jest Nakia, która niejako ma rolę love interest T'Challi. Jednakże to nie jest żadna ''damsel in distress''. Jako agentka, która wie dość dużo o otaczającym świecie, kwestionuje izolacjonizm Wakandy i jej wręcz chorobliwą obronę Vibranium (najszlachetniejszego metalu na Ziemi. Z tegoż metalu wykonano tarczę Kapitana Ameryki czy też rękę Zimowego Żołnierza). Pragnie, by Wakanda wyszła z cienia i zaczęła dzielić się swoimi dobrami z tymi, którzy tego potrzebują. Poniekąd to dzięki niej T'Challa chce zmienić oblicze swojej ojczyzny i główkuje jaką decyzję podjąć. Te trzy panie to są po prostu wisienki na torcie i można powiedzieć, że stanowią największą atrakcję w filmie. 


Zapewne jak już wiecie Marvel ma trochę problemy z kreacją antagonisty. Przez ostatnie dwa lata poprawili się. Jak to jest w przypadku Czarnej Pantery? Mamy w sumie dwóch złoli, czyli Ulyssesa Klaue (Andy Serkis) oraz wyżej wspomnianego Erika Killmongera. Andy jest niesamowitym aktorem, a w roli szmuglera i walniętego przemytnika spisuje się rewelacyjnie. Musi on jednak ustąpić miejsca Michaelowi, gdyż ten to się spisał fenomenalnie!!! Przyznam szczerze, że po zwiastunach miałam spore obawy i nie byłam przekonana czy Killmonger to będzie dobrze wykreowana postać złoczyńcy. Byłam w totalnym błędzie i za to przepraszam. Killmonger to jest jeden z najlepszych villainów od czasów Lokiego. Ma motywy, ma swoją historię do opowiedzenia. Łatwo się z nim utożsamić, można mu współczuć. W pewnym momencie zrobiło mi się go tak żal, że w końcu łezkę uroniłam. To nie jest kolejny koleś, który chce zniszczyć świat i zdobyć władzę. On po prostu chce to, co mu się należy - sprawiedliwości, której nigdy nie zaznał. Nie chcę spojlerować za dużo, bo tę historię warto poznać osobiście samemu, ale końcowa scena złamała mi serce na tysiąc kawałeczków i wyprała mi mózg, bo w pewnym momencie nie wiedziałam, na kogo tak naprawdę głosuję. Na T'Challę czy właśnie Killmongera. Brawo!!!


Oczywiście w produkcji występuje też wiele innych, ciekawych i kolorowych postaci. Mamy Ramondę (Angela Bassett), Zuriego (Forest Whitaker), M'Baku (Winston Duke) czy W'Kabi (Daniel Kaluuya). Każda z nich wprowadza coś unikatowego, co daje filmowi to coś. Nie byłabym też sobą, gdybym nie wspomniała o Watsonie. A nie, wróć. O Everettcie K. Rossie (Martin Freeman), agencie CIA, który też ma dosyć znaczącą rolę w historii i pokazuje, że jak są chęci do współpracy i wspólnej walki, to żaden wróg nie jest ci straszny. 

No dobra, rozpisałam się trochę o bohaterach. To co jednak zwraca szczególną uwagę widza to jest przepięknie pokazana Wakanda. Ten niesamowity świat, który wzbudza podziw i ogromny zachwyt. Połączenie tradycji z nowoczesnością. Ogromne budynki, sięgające nieba czy potężne kopalnie, łączą się z pięknymi lasami, polami i dolinami. Samoloty i latające statki łączą się z egzotycznymi obrzędami, strojami ludowymi czy piosenkami. Praktycznie przez cały film słychać charakterystyczne bębny, a te wakandyjskie stroje... ktokolwiek zaprojektował i wykonał kostiumy powinien dostać Oskara. To jest po prostu istne cudo, miód dla oczu i po prostu petarda! Te kolory, fasony, materiały, fryzury, tatuaże, malowidła, biżuteria... majstersztyk. Bez tej całej pięknej wizualnej otoczki, jaką jest Wakanda sama w sobie, film byłby mdły i niemrawy. Taka prawda, że Black Panther to jest film właśnie o Wakandzie, o tym niesamowitym świecie w świecie.


Tym płynnym sposobem udało mi się przejść do strony technicznej produkcji, czyli do efektów specjalnych i muzyki. Co tu dużo mówić. Każdy film Marvela jest wypełniony toną niewyobrażalnych efektów dźwiękowych czy wizualnych, które przyprawiają o zawroty głowy (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Black Panther gwarantuje ci porządną dawkę porządnego CGI, aczkolwiek w pewnych ujęciach, zwłaszcza w stroju Pantery, widać było te komputerowe, lekko niedopracowane efekty. Myślę jednak, że to było nieuniknione, zważywszy na samą specyficzną naturę tegoż niezwykłego kostiumu. Niemniej całość wygląda bombowo i tutaj nie ma co się oszukiwać. Dodatkowo sceny walk są bardzo dojrzałe i dość brutalne, bym powiedziała. Słychać gruchotanie kości, a krew też się leje. Chociaż nie ukrywam, że w nocnej scenerii prawie nic nie widziałam co się dzieje. Tak samo nie zawodzi muzyka filmowa w wykonaniu Ludwiga Göranssona. Tak bardzo chwytliwa, klimatyczna i wkomponowująca się w ten nieziemski świat. Perfekcja. Do tego wplecione w filmie piosenki skomponowane przez Kendricka Lamara bardzo pasują do całości. Moja lista muzyczna bardzo się powiększyła po seansie Czarnej Pantery:). 

Podsumowując, Black Panther to naprawdę świetny film. Bardzo wyróżnia się na tle poprzednich produkcji MCU. Jest o wiele poważniej, choć nie brakuje też lekkiego poczucia humoru. Tematyka jest bardzo polityczna. Film zmusza cię do wielu przemyśleń. Czy warto się izolować? Co zrobić z bogactwem jakie zostało nam zaoferowane? Lepiej chronić to co mamy czy może warto podzielić się tym z innymi? Morałów tak właściwie jest kilka, bo film opowiada również o wartości rodziny, przyjaźni, poświęceniu, wyznawanych ideach. Black Panther nie jest oczywiście bez skaz. Początek filmu, z jakieś piętnaście minut, troszkę mi się dłużyło i była to głównie część na ekspozycję. Do tego (SPOJLER) ta scena z nosorożcami była trochę dziwna i nie bardzo pasowała do całości (KONIEC SPOJLERA). Niemniej najnowsze dzieło Marvela jest zdecydowanie warte obejrzenia. Nie czekaj tylko idź do kina! Black Panthera oceniam na zasłużone, nieco ponad 9/10. 



PS. Są dwie sceny po napisach:). Druga z nich naprawdę wzbudza sensację!

2 komentarze:

  1. Zewsząd słyszę dobre opinie, więc pewnie w końcu obejrzę "Czarną panterę". Chociaż jakoś sama nie jestem przekonana. A może trafniejsze określenie to: jakoś mnie nie ciągnie do tego filmu, bo wierzę, że jest tak dobry, jak wszyscy mówią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że warto samemu/samej przekonać się o ''fajności'' tego filmu:). Nie zawsze jest tak, że to, co tak wszyscy wychwalają, spodoba się akurat tobie. Osobiście uważam, że film jest naprawdę rewelacyjny i polecam obejrzeć ;).

      Usuń