piątek, 2 marca 2018

Vombelki życie w Krakowie!

Witajcie, kochani;)

Odkąd przeprowadziłam się z Mielca i zamieszkałam w Krakowie, moje życie odmieniło się o przynajmniej 180 stopni. Jest to dobra przemiana i bardzo się cieszę, że wraz ze zmianą miejsca pobytu i z obraniem konkretnej ścieżki edukacyjnej, w końcu mogę... cieszyć się życiem, spełniać swoje marzenia i otworzyć na świat i ludzi w nim przebywających;). Jak to się stało? 


Przede wszystkim uczę się tego co lubię i co mnie interesuje. Mam tu na myśli swój kierunek studiów, czyli filologię angielską z niemieckim. Oczywiście zdarzają mi się chwile zwątpienia, że to jednak nie to, że te przedmioty wcale nie są mi do życia potrzebne, że jest ogrom materiału do przeczytania i przytłaczająca ilość zadań do zrobienia. W szczególności dotyczy to j. niemieckiego, którego nie umiem na tyle na ile bym chciała i na ile powinnam. Wiem jednak, że przede mną jeszcze kilka lat i wszystko się może zmienić w tym zakresie. Poza tym każdemu zdarza się zabłądzić i mieć tzw. doła. 

Niemniej jeszcze bardziej pokochałam j.angielski, nauczyłam się mówić w tonacji amerykańskiej, podłapałam mnóstwo idiomów czy przydatnych na co dzień zwrotów, nie tylko dzięki zajęciom na uczelni, lecz także poprzez bezustanne oglądanie wywiadów na YouTubie. To naprawdę pomaga i dzięki nowemu kierunkowi kształcenia moja pasja do języków ciągle wzrasta.

Poza tym zawdzięczam motywację do nauki wykładowcom, profesorom, nauczycielom uniwersyteckim. Dowód na to, że człowiek potrafi zmienić twój stosunek do wielu rzeczy. Na uczelni nie ma czegoś takiego jak ''śpieszmy się, bo nie zdążymy z podstawą programową'', nie ma nauczycieli, którzy uważają się za panów i są ponad uczniem. Wykładowcy są mili, uprzejmi, często zostają na konsultacjach, żeby wyjaśnić coś, czego nie rozumiesz, można czasami z nimi porozmawiać na różne głupotki, atmosfera jest zdecydowanie luźniejsza. Oczywiście nie mówię tutaj o wszystkich, bo byłoby wtedy za dobrze w życiu, ale jednak czujesz, że robisz to nie dla oceny czy aprobaty rodziców, tylko dla siebie. Wiem co mówię, bo nie wspominam mile liceum pod względem kadry nauczycielskiej i tym bardziej cieszy mnie fakt, że pozytywnie się zaskoczyłam na studiach.


Poza tym wreszcie poznałam wspaniałych ludzi^^! Wcześniej w podstawówce z nikim nie rozmawiałam, alienowałam się raczej i pewnikiem byłam uważana za dziwaka i odludka. Oczywiście pogadywałam czasami z innymi koleżankami, ale raczej były to sporadyczne pogawędki i nic więcej. Rzadko wychodziłam się bawić poza dom, nie licząc zabaw z siostrą;). Wiecznie jednak nie mogłam polegać na starszym rodzeństwie i w gimnazjum zapragnęłam mieć przyjaciółkę. Kogoś, z kim mogłam pogadać na każdy temat i pragnęłam czuć, że w końcu znalazłam bratnią duszę. Niestety chyba nie znałam pojęcia przyjaźni, zagalopowałam się, rozczarowałam i już od tamtej pory nie próbuję na siłę szukać znajomości, która mnie uszczęśliwi. W liceum także nie mogłam się odnaleźć. Co prawda rozmawiałam z koleżankami, próbowałam dołączyć do jakiejś grupki, ale i tak nie czułam się mile widzania. Raczej jak piąte koło u wozu. Czego więc mogłam się spodziewać na studiach?

No i tutaj również miłe zaskoczenie. Poznałam mnóstwo wspaniałych osób, z którymi mogę na luzie pogadać. Mam dwie cudownie koleżanki, z którymi uwielbiam rozmawiać, spotykać się i kultywować tradycję cośrodowych pierogów;P (jeżeli to czytacie, to pozdrawiam Gabi i Oliwię!). Ponadto z każdą osobą można pogadać, wymienić się spostrzeżeniami, pośmiać i pożartować. Wspaniali ludzie i mam nadzieję, że się będziemy spotykać do końca studiów i ponadto;).

Nie tylko jednak w sferze nauki wiele się zmieniło. Mogę też w końcu poznać uroki Krakowa. Iść na wieczorny spacer po przepięknym rynku czy nad Wisłę, by przybić piątkę Benedictowi Cumberbatchowi;P, zwiedzić Kazimierz, iść do muzeum czy do kina. Byłam w muzeum Schindlera czy muzeum PRL-u, w podziemiach, na pokazie zwierząt czy w papugarnii, zoo, w knajpce Pod Dziórawym Kociołkiem w stylu Harrego Pottera, na kopcu Kościuszki. Uczestniczyłam także w koncercie na TAURON Arenie; Superheroes in Concert czy Hans Zimmer live in Cracow. Staram się wyłuskać czas wolny, by korzystać z Krakowa jak się tylko da i zacieśnić też więzy rodzinne (pozdrawiam serdecznie siostrę i mamę!). Dzięki częstszym wizytom w kinie moja pasja do Marvela wzrosła jeszcze bardziej (zawsze kochałam Marvela, ale widzieć w kinie te wszystkie efekty specjalne to jest magia!), co zaowocowało współpracą z redakcją Planeta Marvel. Nie mogę też zapomnieć o wolontariace w schronisku dla zwierząt KTOZ, gdzie mogłam spędzić czas z moimi kochanymi pupilami!


Paradoksalnie Kraków też pomógł mi w walce z chorobą. Cierpię na AZS, potworną, skórną, nieuleczalną chorobę, połączoną z alergią prawie na wszystko. Chociaż Kraków jawi się jako najbardziej zanieczyszczone miasto w Polsce, to mój organizm jakoś bardziej polubił klimat krakowski aniżeli mielecki. Może to też zasługa tego, że mieszkam w bloku, gdzie nie ma pleśni i jest to swego rodzaju odpoczynek dla organizmu. Nie zmienia to jednak faktu, że odkąd tutaj przebywam, nie czuję, że choruję! Zniknęły plamy na twarzy, strupki są sporadyczne, łuszczenie skóry nie występuje, nie wspominając już o cieknącej limfie czy smrodzie. Brwi i rzęsy zaczęły odrastać, włosy już tak nie wypadają, gdy skóra jest silniejsza i odporniejsza. Wystarczy, że posmaruję się raz dziennie i skóra jest zadowolona, tak samo jak i ja, która może się ruszać i normalnie funkcjonować. 

Cieszę się, że w końcu moje życie zmierza w dobrym kierunku i będę mogła w końcu kiedyś powiedzieć, że jestem szczęśliwa i zadowolona ze swojego życia. Carpe diem!

2 komentarze:

  1. Świetnie, że studiowanie w Krakowie tak bardzo Ci się podoba! Nie wszystkie przedmioty będą zadowalające i czasem faktycznie będą pojawiać się chwile zwątpienia, ale skoro przede wszystkim podoba ci się to miejsce, to pewnie już do końca tak będzie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo piękny i pozytywnie skomponowany tekst. Cieszę się, że zmiana otoczenia i środowiska wyszła ci na dobre. Co więcej, możesz pogłębiać swoje pasje, odkrywać nowe interesujące zajęcia i co też ważne, wciągnęłaś się w studia, dają ci satysfakcję, co nie zawsze przecież występuje! W takim razie, życzę ci samych sukcesów, więcej jeszcze powodów do radości i uciechy i obyś faktycznie była szczęśliwa, na własnych zasadach u boku przyjaciół,a może i kiedyś partnera, who knows :)

    OdpowiedzUsuń