sobota, 24 marca 2018

Agent Carter - recenzja I. sezonu

Witajcie;)

Jak na razie nadrobiłam zaległości z serialami duetu Marvel/Netflix, a teraz biorę się za pozostałe produkcje. Jedną z nich jest właśnie Agentka Carter, czyli historia o przygodach pierwszej wielkiej miłości samego Kapitana Ameryki!


Twórcy; Christopher Markus, Stephen McFeely
Premiera; 19.05-07.07.2015 (Polska)
Produkcja; USA
Studio; ABC Studios, Marvel Television
W rolach głównych; Hayley Atwell, Enver Gjokaj, Dominic Cooper, James D'Arcy, Chad Michael Murray, Shea Whigham
W pozostałych rolach; Lyndsy Fonseca, Bridget Regan
Nagroda; Złota Świnka Skarbonka Ulubiony zbyt szybko anulowany serial


Akcja dzieje się w roku 1946, tuż po wydarzeniach z filmu Kapitan Ameryka; Pierwsze Starcie, zanim powstała T.A.R.C.Z.A. czy H.Y.D.R.A. Peggy Carter (Hayley Atwell) pracuje obecnie w Naukowych Rezerwach Strategicznych. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że uratowała kiedyś życia milionów ludzi na froncie podczas II Wojny Światowej. Teraz jej rola ogranicza się do odbierania telefonów czy podawania kawy kolegom z pracy. Wkrótce ma okazję pokazać na co ją stać, gdy dawny przyjaciel, Howard Stark (Dominic Cooper), oskarżony o nielegalną sprzedaż broni wrogom USA, prosi kobietę o pomoc w oczyszczeniu jego imienia. Początkowo niepewna, zgadza się i bierze się za rozwiązanie zagadki, która jest bardziej pogmatwana niż się mogło wydawać. Jako wsparcie służy jej niezawodny lokaj Starka, Edwin Jarvis (James D'Arcy). Czu uda im się pomóc Howardowi? Jaką w tym rolę odegrają koledzy po fachu, którzy są blisko przyłapania Starka na gorącym uczynku? Kim jest tajemnicza Dottie Underwood (Bridget Regan)?

Ten serial jest wspaniały! Naprawdę genialny! Już nie mogę się doczekać, kiedy obejrzę II sezon. Ma w sobie tyle niesamowitych scen, zwrotów akcji, momentów zarówno komicznych, jak i wzbudzających strach czy wzruszenie, ciekawych scen walk czy intryg. Kiedy myślisz, że już nic cię nie zaskoczy, po chwili zdajesz sobie sprawę, że jednak kiepski z ciebie detektyw. Uwielbiam Agent Carter i spróbuję tak po kolei wymienić najmocniejsze strony serialu, a jak mi się uda to wspomnę coś o minusach.


Najlepszą rzeczą w produkcji są oczywiście bohaterowie. Lata 40. to jest okres, kiedy kobiety nie mają zbyt wiele do powiedzenia. Poza gotowaniem i sprzątaniem nie nadają się do niczego, co zresztą niejednokrotnie pokazywane jest w serialu. Peggy jest agentką, która z żołnierza zamieniła się w sekretarkę. Ciągle jej przytykają, ubliżają, traktują jak zwykłą panienkę. Peggy Carter to piękna, silna, niezależna i pewna siebie kobieta, która, nawet jeśli nie chce udowodnić swoim przełożonym o swojej wartości, po prostu pragnie pomóc przyjacielowi i rozwikłać zagadkę tajemniczych zniknięć jego wynalazków. Zna swoją wartość i nie potrzebuje współczucia innych. Carter od razu wzbudza szacunek i uznanie u widza. Jest nieustępliwa, uparta, niesamowicie sprytna, zwinna i po prostu kobita z charakterem. Nawet inny agenci przez dłuższy czas nie zorientowali się, że Peggy prowadzi swoje własne śledztwo! Co nie oznacza, że jest bezuczuciowa. Jest wrażliwa, kochająca, gotowa do poświęceń. Ponadto wciąż tęskni za Stevem Rogersem, który był miłością jej życia. Nie potrafi pogodzić się z jego stratą. SPOJLER... kiedy okazuje się, że z eksperymentu ocalała krew Kapitana Ameryki, gotowa jest chronić jedyną rzecz, która została po dzielnym żołnierzu. Jej głos drży, a oczy wypełniają się łzami za każdym razem, gdy mowa jest o Stevie. Tym bardziej boli mnie to teraz, kiedy oglądnęłam wszystkie filmy MCU z Kapitanem Ameryką (zwłaszcza Zimowego Żołnierza... ) i aż żal ściska serducho, że nie zaznali szczęścia u swojego boku. Uważam, że Agentka Carter to jest największy atut tego serialu.


Moją uwagę zwrócił także niezawodny lokaj Edwin Jarvis, który swoją postawą i specyficznym poczuciem humoru zaskarbił sobie moją sympatię. Jest przeuroczo ciapowaty, gapowaty, trochę nieogarnięty, ale przesympatyczny, często sarkastyczny i ma cudowne one-linery;P. Do tego ten ciemny, ciepły głos... Z Peggy tworzą naprawdę ciekawy team i łączy ich specyficzna więź. Nie mogę się doczekać ich kolejnych przygód!

Cieszy mnie też występ Dominica Coopera jak Howard Stark. W pierwszej części przygód Kapitana Ameryki można go było poznać jako świetnego wynalazcę i geniusza. Natomiast w serialu dostajemy większy wgląd w jego osobowość. Jest okropnym kobieciarzem, uwodzicielem, pyszałkiem i egoistą, ale również szanuje Peggy jako wierną przyjaciółkę, już nawet nie próbuje do niej zarywać, bo wie, że nie ma szans;P, sam tęskni za Steve'm, decyduje się na zlikwidowanie wynalazków, które pozbawiły życia milionów ludzi. Przez to też narobił swoje wielu wrogów. Widać, że Howard i Tony Starkowie mają z sobą bardzo dużo wspólnego i zarówno z wyglądu jak i charakteru łączy ich baaardzo wiele;D. Dominic był świetnym kastingowym wyborem, naprawdę.


Tak po prawdzie to każda postać w serialu ma swój wątek, większy czy pomniejszy, i ma coś do przekazania. Agent Daniel Sousa (Enver Gjokaj) jedyny wierzy w talent Peggy i widać, że coś do niej czuje, ale jego kalectwo nie pozwala mu podjąć wyzwania. Agent Jack Thompson (Chad Michael Murray) uznaje się na najlepszego i niejednokrotnie można uznać go za pucybuta, ale w głębi wciąż prześladują go okrutne wojenne wspomnienia i sekrety, których nie chce wyjawić. Tak apropos, to wiedziałam, że kojarzę skądś jego mordkę, ale nie mogłam zlokalizować. A to jest przecież gostek z Kopciuszek;D. Cieszę się, że w tej produkcji nie gra typowego lowelasa, a porządnego glinę. Chief Dooley (Shea Whigham) przez swoją pracę zapomniał o rodzinie, którą tak bardzo kocha.

Nawet mogę zrozumieć złoczyńcę, czyli doktora Ivchenko (Ralph Brown), który stracił swojego brata przez Starka (no bo niby przez kogo innego). Dodatkowo poprzez swoją hipnozę może sprawić, że każdy będzie mu posłuszny, co jest jego kolejnym atutem. To Howarda chce wrobić w zniszczenie Nowego Yorku. Nie wiem, czy fakt, że ta postać mnie irytowała, to jest dobra oznaka, że złoczyńca został poprawnie ukazany. Sama na początku uważałam, że jest dobrym człowiekiem. Potem się przekonałam, jaki z niego szczwany lis. Można więc powiedzieć, że pan Brown dobrze spełnił swoją rolę. Ciekawie też prezentuje się pomocnica doktorka, czyli Dottie Underwood, która ewidentnie jest złem wcielonym. Szkolona w Red Roomie, potrafi nie tyle walczyć, co wcielać się w słodką i niewinną koleżaneczkę. Świetna kreacja i pewnie tajemnicza heroina pojawi się ponownie...


Kolejną rewelacją serialu jest nieziemski klimat i muzyka. Wszystkie kostiumy, charakteryzacje, makijaż,  rekwizyty wprost genialne oddają nastrój minionej epoki. Muzyka Christophera Lennertza także świetnie się wpasowuje w atmosferę produkcji, a użyte piosenki dodają tylko smaczku i uroku. Nawet oświetlenie jest perfekcyjnie i daje takie poczucie, że ogląda się taką soap operę z lat 40.

Podsumowując, Agent Carter to naprawdę świetny serial. Jest w nim mnóstwo elementów z kina detektywistycznego, szpiegowskiego, obyczajowego. Nikt nie wdziewa lateksowych strojów, nie ma też Bóg wie ile efektów specjalnych, które nawet nie były zbytnio potrzebne. Same sceny walk zrobione bardzo porządnie, a bohaterowie są wykreowani wyśmienicie. W tym momencie ciężko mi znaleźć jakąkolwiek wadę, bo jestem świeżo po oglądaniu I. sezonu i wciąż nie mogę wyjść z podziwu. Może pierwsze dwa odcinki są nieco nudnawe i ciężko było mi się wgryźć w tematykę, ale potem już byłam cała rozemocjonowana. Polecam, polecam, polecam! 10/10.



2 komentarze:

  1. Szczerze, uwielbiam takie blogi o serialach, sama oglądam ich sporo, ciągnie mnie jakoś do nich, ale szczególnie te netflixowe...
    http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/04/historia-zych-uczynkow-katarzyna.html

    Dodaję bloga do obserwowanych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się:). Również uwielbiam oglądać Marvelowe seriale, te Netflixowe zwłaszcza, chociaż ''Agentka Carter'' to jest ze studia ABC oraz Marvel Television.

      Dziękuję bardzo <3. Witam serdecznie na Vombelce!

      Usuń