piątek, 11 stycznia 2019

Runaways - recenzja II. sezonu

Odkąd skończyłam oglądać I. sezon Runaways wiedziałam na sto procent, że drugą część obejrzę. Teraz, zaraz, w tej chwili. Niestety musiałam obejść się smakiem i aż rok czekać na dalsze rozwinięcie przygód Uciekinierów. No i w końcu nadszedł ten upragniony moment! I. sezon okazał się niesamowicie pozytywnym zaskoczeniem i przeszedł moje najśmielsze oczekiwania (więcej możecie poczytać TUTAJ). Czy dwójka okazała się równie celnym strzałem w dziesiątkę?


Twórca: Stephanie Savage, Josh Schwartz
Premiera: 21.12.2018
Produkcja: USA
Dystrybucja: Hulu
W rolach głównych: Rhenzy Feliz, Allegra Acosta, Ariela Barer, Virginia Gardner, Lyrica Okano, Gregg Sulkin
W pozostałych rolach: Brigid Brannagh, Ever Carradine, Brittany Ishibashi, James Marsters, Kip Pardue, Angel Parker, Ryan Sands, Kevin Weisman, Annie Wersching, James Yaegashi, Julian McMahon


Akcja drugiego sezonu Runaways rozpoczyna się niemalże od razu od zakończenia pierwszego sezonu. Szóstka młodych bohaterów decyduje się na ucieczkę od rodziców. Tym razem mierzą się oni z wyzwaniem, jakim jest zapewnienie sobie pożywienia, pieniędzy czy miejsca noclegowego. Zdani są oni jedynie na siebie i na łaskę losu. Przychodzi im to z trudem, ponieważ żyjąc wcześniej w luksusach nie doświadczyli życia na ulicy. Po drugie, ich rodzice wciąż ich śledzą i mają dostęp do wszelkich możliwych technologii, by odzyskać swe pociechy. Nie na tym zresztą kończą się ich kłopoty. Okazuje się, że Jonah (Julian McMahon) ma własne plany, które mogą okazać się zgubne dla istnienia świata. Co w takiej sytuacji zrobią Uciekinierzy? Uda im się pojednać z rodzicami? Czy raczej sami będą musieli stawić czoła wyzwaniu?

Ten. Serial. Jest. Genialny. Długo myślałam o tym, jak ocenić drugą część Runaways. Jednak przespałam się z tym i stwierdzam, że drugi sezon jest lepszy od pierwszego. W pierwszym sezonie dostajemy przedsmak tego, co dopiero ma mieć miejsce. Poznajemy głównych protagonistów i antagonistów, ich charaktery, sposoby myślenia, działania. Koniec końców, dzieciaki w końcu uciekają. Pierwszy epizod drugiego sezonu zwiastuje, że naprawdę wiele jeszcze przed widzem...


Za co przede wszystkim uwielbiam Runaways? Uwielbiam głównych bohaterów, czyli Alexa (Rhenzy Feliz), Molly (Allegra Acosta), Gert (Ariela Barer), Karolinę (Virginia Gardner), Nico (Lyrica Okano) oraz Chase'a (Gregg Sulkin). Każda z tych postaci została znakownice wykreowana. Nie są to bohaterowie bez skaz. Wręcz przeciwnie. Nawet te osoby, które uważa się za mądre i sprytne, czasami popełniają straszne gafy. Dzieciaki potykają się, często depczą po niepewnym gruncie (żeby nie powiedzieć po g*wnie), zmagają się z własnymi demonami, wyrzutami sumienia, nierzadko też emocjami, które często biorą górę nad logicznym myśleniem. Ale to bardzo dobrze! Mimo, że czasami miałam ochotę palnąć się w czoło i im powiedzieć "Bosz, co ty najlepszego wyrabiasz?!", to tak naprawdę byłam w stanie utożsamić się z każdą z tych postaci i zrozumieć ich punkt widzenia. To w końcu dorastająca młodzież, która została oblana kubłem zimnem wody (oczywiście metaforycznie).

Drugi sezon jest dłuższy od pierwszego o trzy odcinki, ale uważam, że to był dobry pomysł, bo można skupić się nieco głębiej na wątkach poszczególnych bohaterów. Alex znajduje swoją drugą połówkę, ale jednocześnie z dnia na dzień dowiaduje się jeszcze przykrzejszych detali z życia jego rodziców. Za cel postanawia sobie ukarać ich, bez względu na koszty. Molly ma zdecydowanie większy wątek w tym sezonie. Przechodzi przez szybki i  brutalny kurs dojrzewania. Oberwała w tym sezonie dość mocno, ale mimo to, jest promykiem słońca dla całej ekipy i jak dla mnie najlepiej rozwinęła swoje zdolności. Gert zmaga się z własną chorobą psychiczną, potęgowaną tym, że musi zamartwiać się o swojego dinozaura i o związek z Chase'em. Nico odkrywa, że jej włócznia odmienia ją i boi się coraz bardziej, że straci nad sobą kontrolę. Tym bardziej, że kocha Karolinę i chce być dla niej silna. Karolina z kolei szuka odpowiedzi na pytanie, kim tak właściwie jest i czemu się świeci. Odpowiedzi szuka jednak w najmniej spodziewanym źródle... Chase za to dowiaduje się na własnej skórze, jak trudno żyć w związku z mentalnie chorą dziewczyną. No i pragnie wrócić do domu, do czego boi się przyznać. Oczywiście pojawiają się jeszcze inne dylematy naszych protagonistów, ale naprawdę cieszę się, że pokazano tę wewnętrzną walkę każdego z osobna. Widać, że dojrzewają, zmieniają się, odmienia im się punkt widzenia. Skromnie dodam, że jeszcze bardziej polubiłam Karolinę <3. W dodatku sceny interakcji między nimi są świetne i lubię ich ''narady''. Dialogi są genialnie napisane i nie czuć w ogóle jakiejkolwiek sztuczności.


Rodzice drogiej młodzieży też mają swoje większe czy mniejsze wątki. Jako organizacja Pride to bałabym się z nimi zadzierać. Są to ludzie tak zdeterminowani, by odnaleźć swoje dzieci, że nie wahają się używać do tego niebezpiecznych środków. NA SWOICH DZIECIACH! To jakieś usypiacze, to serum usuwające pamięć, to skorumpowana policja i łapówki. Może i perswazja nie działa tak dobrze, bo w końcu rodzice to mordercy, ale żeby stosować aż tak drastyczne środki?! To tylko jeszcze bardziej zaognia sprawę. No ale czego nie zrobią bogaci ludzie dla osiągnięcia swojego celu... Polubiłam za to nieco panią Leslie Dean (Annie Wersching), a jeszcze bardziej znienawidziłam panią Tinę Minoru (Britanny Ishibashi).

W serialu bardzo podobają mi się efekty specjalne, dźwiękowe, oraz muzyka ze ścieżką dźwiękową. Efekty są naprawdę świetne i na wysokim poziomie. Co prawda Old Lace (czyli ten dinozaur) troszkę ucierpiał, bo mimo, że jest go więcej, to i tak wygląda trochę jak kukiełka. Pomijam fakt, że nic prawie ciekawego nie robi na ekranie... Niemniej efekty są ładne i poza tym nie ma się do czego przyczepić. Z kolei w serialu pojawiają się bardzo chwytliwe i wpadające w ucho kawałki muzyczne, co jeszcze dodaje tempa, wzmacnia emocjonalność danej sceny czy po prostu umila seans.


To teraz przejdę do tych mniej przyjemnych kwestii, ale spokojnie. Nie ma tego wiele. Po pierwsze, totalnie nie kupuję wątku Tophera (Jan Luis Castellanos). Ja wiem, że jest on pewnym takim elementem, by pogłębić nieco kwestię Molly, ale serio? Pojawił się może w dwóch epizodach i tak jak szybko się zjawił, tak zniknął. Chyba, że w trzecim sezonie dokończą jego motyw, w co powątpiewam. Po drugie, tak jak przewidziałam to w pierwszej części, Frank (Kip Pardue) drażnił mnie jeszcze bardziej. Nie mogłam patrzeć na tego kolesia! Nie wiem, czy to przez aktora, czy przez jego postać, ale za każdym razem dostawałam szału, gdy go widziałam. Oby już zniknął na dobre, ładne proszę! Poza tym... Wydaje mi się trochę dziwne, że wszyscy Uciekinierzy mają takie modne i eleganckie ciuchy, mimo że są zbiegami i nie mają grosza przy duszy. Skoro tak wyglądają głodne i biedne dzieci to ja też tak chcę!

Summa summarum, drugi sezon Runaways jest wspaniały. Bałam się, że od połowy sezonu fabuła będzie szła w dziwne strony, co np. zdarzyło się kiedyś w pierwszej części Luke'a Cage'a. Stwierdzam jednak, że grubo się myliłam. Dopiero od połowy właśnie zaczyna się jazda bez trzymanki. Pojawiają się coraz bardziej intrygujące motywy, które łączą w sobie elementy wręcz kosmiczne. Urzekła mnie ta zmiana i jestem pozytywnie zaskoczona całym zajściem. Chociaż może niekoniecznie, bo kolejne odcinki pojawią się zapewne dopiero za rok... Ale co mi tam. Runaways to świetny serial. Trzyma w napięciu, bawi, smuci, denerwuje, podnieca, czyli daje wszystko to, czego widz pragnie - porządną satysfakcję. Daję Uciekinierom 10/10!.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz