piątek, 4 stycznia 2019

Spider-Man: Into the Spider-Verse!

Witajcie, kochani!

Niedawno miałam przyjemność wybrać się do kina na niezwykle wysławiany i chwalony pod niebiosa film Spider-Man: Into the Spider-Verse, czyli Spider-Man Uniwersum, Nie spotkałam się ani z jedną negatywną recenzją czy opinią odnośnie najnowszej produkcji od Sony Pictures, więc tym bardziej cieszyłam się na myśl, że w końcu na własne oczy ujrzę to arcydzieło. Czy było warto? Czy film faktycznie zasługuje miano na najlepsze dzieło super-bohaterskie roku 2018?


Reżyseria: Bob Persichetti, Peter Ramsey, Rodney Rothman
Scenariusz: Phil Lord, Rodney Rothman
Premiera: 25.12.2018 (Polska)
Produkcja: USA
W rolach głównych: Shameik Moore, Jake Johnson, Hailee Steinfeld  
W pozostałych rolach: Mahershala Ali, Liev Schreiber, Nicolas Cage, John Mulaney, Kimiko Glen, Chris Pine, Brian Tyree Henry, Lauren Luna Velez, Lily Tomlin


Miles Morales (głos Shameika Moore'a) to nastolatek pochodzący z Brooklynu. Bystry koleś, który akurat zmienił szkołę na taką, w której panują nieco bardziej rygorystyczne zasady niż w poprzedniej. Ale szkoła to drobiazg. Miles musi stawić czoła dużo większemu wyzwaniu, kiedy niespodziewanie odkrywa w sobie... Spider-Mana. A w dodatku okazuje się, że w wielowymiarowym uniwersum nie tylko on może nosić maskę człowieka-pająka. Ale skąd się wzięło wielowymiarowe uniwersum? To akurat robota Kingpina, z pozoru filantropa, a tak naprawdę człowieka bardzo okrutnego. Chce zrealizować swoje pewne marzenie, dlatego jego naukowcy otworzyli połączenie między różnymi wymiarami. A że przy okazji nasz świat może ulec zagładzie, to nie ma znaczenia. Miles - mimo pomocy niezwykłych Spider-Manów z innych wymiarów - ma bardzo małe szanse, by temu zapobiec. Czy mu się uda?

Powiem, że Spider-Man: Into the Spider-Verse to naprawdę świetna animacja! W kinie bawiłam się wręcz przednio. Mogłam śmiać się czy płakać do woli, bo praktycznie nikogo na sali nie było, oprócz mnie, mojej mamy, siostry i jakiegoś innego widza, który zamiast spędzać Boże Narodzenie w domu z rodziną, wolał tak jak my, obejrzeć sobie kolejne Marvelowskie dzieło. Nie jestem do końca pewna, czy aż tak zachwycam się produkcją jak inni filmoholicy, ale jestem pod ogromnym wrażeniem i ogółem jestem zadowolona z filmu. 

Miles Morales to młody, niedoświadczony, nastoletni pan geniusz, który zmienia szkołę. Nie odpowiada mu to totalnie. Chciałby uczęszczać do najzwyklejszej szkoły w Brooklynie, a nie do jakiejś snobistycznej, prestiżowej budy tak jak chcą tego jego rodzice. Chłopak się buntuje, a jego życie nie do końca zmierza w pożądanym kierunku. Pewnego dnia zostaje ugryziony przez radioaktywnego pająka (a jak, to coś jak chyba wszystkie Pajączki w Marvelu) i odkrywa w sobie niebywałe zdolności. Poza tradycyjną siłą, zręcznością czy refleksem, Miles potrafi również stać się niewidzialnym czy wystrzeliwać wiązki elektryczne. Problem jednak w tym, że chłopak nie kontroluje siebie i nie radzi sobie najlepiej z utrzymaniem swoich nowo nabytych umiejętności w ryzach. Szczęście w nieszczęściu, bo akurat w tym samym czasie Kingpin i jego ekipa super-złoczyńców kombinują stworzenie pewnego urządzonka, które ma sprawić, że Kingpin spełni swoje marzenie, a jednocześnie sprawi, że Pająki z innych wymiarów po raz pierwszy się spotkają. Ach, no i jeszcze w powietrzu wisi zagłada świata. 


Tak też poznajemy znanego już chyba wszystkim Petera Parkera (głos Jake'a Johnsona), czyli rozwiedzionego już, lekko otyłego i zmęczonego życiem Pajączka, Gwen Stacy (głos Hailee Steinfeld), sprytnej i obrotnej bohaterki, Spider-Hama (głos Johna Mulaney'a), Spider-Mana Noira (głos Nicolasa Cage'a) oraz Peni Parker (głos Kimiko Glen). Cała ekipa musi powstrzymać Kingpina i powrócić do swoich prawdziwych wymiarów. 

Na największą pochwałę zasługuje kreacja postaci Milesa Moralesa oraz Petera Parkera. Miles to taki nieogarnięty, uroczy nerd, który w przezabawny sposób odkrywa swoje umiejętności. Wraz z upływem filmu dojrzewa, zmienia się fizycznie i mentalnie, potrafi stanąć na wysokości zadania i staje się nie tylko prawdziwym bohaterem, lecz także mężczyzną odpowiedzialnym za swoje czyny i za bezpieczeństwo innych. Miles jest taki autentyczny i taki uroczy, że po prostu nie da się go nie lubić. Widz bardzo łatwo się z nim utożsamia i kibicuje mu od początku do końca. 


Z kolei Peter Parker to już dojrzały, zmęczony i po przejściach człowiek, który już ma wszystkiego dość. Żyje już tylko po to, by obżerać się pizzą. Oczywiście w trakcie filmu nawiązuje szczególną więź z Milesem, co niezwykle mi się spodobało i uważam, że ten duet to wspaniała atrakcja Spider-Man Uniwersum. Kocham tę wersję Petera Parkera i cieszę się, że twórcy zdecydowali się na nieco inne podejście do postaci niż to, które już wcześniej widzieliśmy w kinach. 

Mamy też oczywiście garść innych Pajączków, którzy równie cudownie wypadli i pokazali się z jak najlepszej strony, choć liczę, że w przyszłości zabłysną nieco jaśniej. Kingpin okazał się kolejnym maniakalnym złoczyńcą, z dość intrygującym motywem, ale nie aż tak intrygującym, żebym miała to szczegółowiej opisywać. Wolę Netflixową wersję Wilsona Fiska, ot. Z kolei o wiele ciekawszym i bardziej kompleksowym bohaterem jest Prowler. Okazuje się on być dość demoniczną postacią związaną mocno z Milesem. I może to boli w filmie najbardziej :(. Świetne tworzenie atmosfery złoczyńcy i genialna muzyka przewodnia. 


Jeśli chodzi o efekty specjalne, samą animację czy efekty dźwiękowe to nie ma co się rozpisywać. Pod tym względem film wygląda cudownie! Wręcz jak wyjęty z kartek komiksów. Chmurki z tekstem, kadrowanie, kreska i te jaskrawe barwy! Och i ach! Animacja jest normalnie miodem dla oczu, czego chcieć więcej?! Muzyka również tworzy ciekawą atmosferę, a składanka utworów, w większości hip-hopowych, dodaje także uroku i ciekawie ukazuje specyficzny klimat Brooklynu. 

Summa summarum, myślę, że warto wybrać się do kina na Spider-Man: Into the Spider-Verse. Akcja wciąga, można się pośmiać i wzruszyć czy pozachwycać nad wizualną oprawą produkcji. Co prawda momentami miałam wrażenie, że troszkę kolorystycznie przedobrzyli, fabuła może niekoniecznie fragmentami mi się podoba, a początek nieco mi się dłużył, ale to są zbędne niuanse. Generalnie polecam i nie ma co zwlekać. Idźcie do kin i zabierzcie ze sobą znajomych! Filmowi daję 9/10.    


1 komentarz:

  1. Do kina raczej się na to nie wybiorę, aczkolwiek z niecierpliwością czekam na inną okazje, by obejrzeć ten film, bo wydaje się być całkiem przyjemnym elementem universum Marvela.

    OdpowiedzUsuń