sobota, 6 lipca 2019

Daleko od domu, czyli co u naszego Pajączka z sąsiedztwa?

Szczerze mówiąc, to nie nakręcałam się jakoś szczególnie na ten film. Tak. Dobrze żeście przeczytali. Nie jarałam się na tyle, żebym z podskokami kupowała przedpremierowe bilety. Praktycznie tydzień przed seansem dotarło do mnie, że ten film wkrótce wychodzi. Powodów mojego małego entuzjazmu może być kilka, m.in. psychiczne i fizyczne wycieńczenie po sesji egzaminacyjnej, binge-watching ostatniego sezonu Jessici Jones czy wciągnięcie się w nowy fandom, na odmianę muzyczny, bo tyczy się zespołu 5 Seconds Of Summer. Niczego nie żałuję, acz ostatni film zamykający trzecią fazę Marvel Cinematic Universe, czyli Spider-Man: Far From Home, nie wywoływał we mnie aż takiego ataku hype'u jakbym się spodziewała. Czy to może oznaczać, że jest to film zły? A może się pozytywnie zaskoczyłam i Spidey kolejny raz udowodnił, że potrafi owinąć swoją siecią widza wokół palca? 


Reżyseria: Jon Watts
Scenariusz: Chris McKenna, Erik Sommers
Premiera: 05.07.2019 (Polska)
Produkcja: USA
W rolach głównych: Tom Holland, Samuel L. Jackson, Zendaya, Jake Gyllenhaal, Jacob Batalon
W pozostałych rolach: Cobie Smulders, Jon Favreau, J.B. Smoove, Marisa Tomei, Martin Starr, Tony Revolori, Angourie Rice, Numan Acar, Remy Hii


Po tym, co wydarzyło się w filmie Avengers: Koniec Gry, Spider-Man (Tom Holland) musi stawić czoła nowym zagrożeniom w świecie, który zmienił się na zawsze.

Jego marzeniem jest powiedzieć pewnej dziewczynie, jak bardzo mu się podoba. Najlepiej w czasie fantastycznej podróży z przyjaciółmi po Europie. Ale życie Petera Parkera nie zawsze toczy się tak, jak zaplanował. Chce być tylko zwykłym, sympatycznym Spider-Manem z sąsiedztwa, ale światu potrzebny jest ktoś, kto w razie potrzeby ocali naszą planetę przed totalną zagładą. 

Nadchodzi czas, by Peter Parker pokazał, że nie bez powodu Iron Man (Robert Downey Jr.) wybrał właśnie jego, by dołączył do Avengersów.

Akcja Spider-Man: Far From Home odbywa się tuż po finałowych wydarzeniach Avengers: Endgame. Tony Stark nie żyje. Świat powoli próbuje ogarnąć się po tzw. Blipie, w wyniku którego wszyscy spopieleni powrócili po 5 latach nieobecności do życia. Peter Parker zmaga się z ogromną traumą i stratą. Postanawia więc na jakiś czas odłożyć kostium Pajączka na bok i cieszyć się wakacjami wraz z przyjaciółmi oraz MJ (Zendaya), w której skrycie się podkochuje. Jego jedynym celem jest wyznanie swoich uczuć i dobra zabawa w doborowym towarzystwie.

Nic co dobre nie trwa jednak wiecznie. Na świecie pojawiają się tajemnicze kreatury zwane Elementals, chcące zniszczyć (a jakże!) naszą ukochaną planetę. O dziwo pojawiają się w lokalizacjach, gdzie odbywa się szkolna wycieczka. Nagle zjawia się Mysterio (Jake Gyllenhaal), a wraz z nim Nick Fury (Samuel L. Jackson). Ich zadaniem staje się wyeliminowanie potężnych istot, a Spider-Man ma również stoczyć z nimi walkę. Problem w tym, że nie wszystko wydaje się być tym, czym jest naprawdę...


Prawdę powiedziawszy, nie wiem od czego mam zacząć. Myślę, że Daleko od domu jest nieco lepszym filmem od Homecoming, ale nie jestem pewna czy uda mi się to uzasadnić. Bawiłam się wybornie, bo śmiałam się, bałam się, niejednokrotnie zaskoczyły mnie pewne zwroty akcji czy przedstawione wydarzenia. Czuję jednak lekki niedosyt... Zacznę więc od bohaterów.

W pierwszej części jego solowych przygód, Peter Parker/Spider-Man gotowy jest zostać pełnoprawnym Avengersem, bronić ludzkości za wszelką cenę i stawić czoła globalnym zagrożeniom. Wszystko to, aby nie tylko zaimponować Tony'emu Starkowi, lecz także udowodnić swoją wartość. Z czasem jednak chłopak dochodzi do wniosku, że nie jest gotowy do takich zadań. Zresztą ileż można śmigać w lateksowym kostiumie? Każdy zasługuje na chwilę relaksu, a urlop w Europie to najlepszy moment, by w końcu zacząć żyć własnym życiem. Starcie z żywiołami oraz poznanie Mysterio uświadamia Parkerowi, że światu potrzebny jest Iron Man, ktoś kto jest doświadczony i odpowiednio wykwalifikowany do walki ze złem. Peter nie jest bohaterem idealnym i dlatego tak bardzo go lubię i szanuję. Potrafi podejmować pochopne decyzje, palnie jakąś głupotę, których konsekwencje mogą być tragiczne. Ponadto straszna z niego ciamajda i niejednokrotnie naraża życie niewinnych ludzi na niebezpieczeństwo. Mimo to nigdy się nie poddaje, zawsze jest chętny do niesienia pomocy, potrafi przyznać się do błędu i działać w obronie najbliższych. Gotowy jest wziąć na siebie odpowiedzialność i zrobić wszystko, aby naprawić to co spaprał. Za to podziwiam i uwielbiam Spider-Mana. Tak łatwo jest się z kimś utożsamić, jeżeli łączą was jakieś cechy. Skromnie powiem, że z Peterem mam kilka cech wspólnych, dlatego kreacja w wykonaniu Toma Hollanda tak bardzo do mnie trafia.


Cieszę się, że powróciły też znane i lubiane postacie. Chemia między Peterem a Michelle jest niesamowita. Za każdym razem, gdy ta dwójka została pokazana na ekranie to miałam takie awww, ponieważ czuć było w powietrzu, że mają się ku sobie, a nawet dialog byłby zbędny, bo spojrzenia między nimi by wystarczyły w zupełności. Scena na moście jest tak przeurocza, że jak teraz o niej myślę to się rozczulam. Flash (Tony Revolori) to nadal dupek, ale przynajmniej w jednej czy dwóch scenach stał się bardziej strawną postacią. Mój kochany Ned (Jacob Batalon) przeżywa swoją pierwszą miłość, co było trochę dziwnym doświadczeniem. Bardzo przyjemnie było uczestniczyć wraz z uczniami w tej wycieczce po Europie.

Ponadto powracają także Happy Hogan (Jon Favreau), ciocia May (Marisa Tomei), agentka Maria Hill (Cobie Smulders) czy wspomniany Nick Fury. Podoba mi się, że powrócili i nadal są prominentni w historii Petera Parkera. Tym bardziej uchwyciła mnie zmiana nastawienia Happy'ego względem Petera. Mimo, że musiała stać się tragedia, żeby się zbliżyli, tak teraz czuję, że wzajemnie będą sobie pomagać. Cieszę się, że Happy miał swoją rolę do odegrania i w jakiś sposób pomógł Pajączkowi w finalnej rozgrywce.


Najważniejszym i chyba najnowszym elementem w Spider-Man: Far From Home jest oczywiście Quentin Beck, czyli Mysterio. Tak bardzo chciałam, żeby był postacią pozytywną, bo przynajmniej fabuła byłaby bardziej nieprzewidywalna. Niestety, tak jak się spodziewałam, okazał się bardzo pokręconym i niesamowicie sprytnym antagonistą. Nie dość, że tworzy nieziemskie iluzje, nie gorzej ukazane jak w przypadku Doktora Strange'a, to jeszcze ma dość szalone motywy. Oczywiście jak zwykle to wina Starka, dlatego postanawia teraz stać się bohaterem jego kalibru albo nawet lepszym, aby ludzie uwierzyli w jego ''szlachetne'' intencje. Wbrew pozorom okazuje się być skuteczny w realizacji swoich planów i nawet po swojej śmierci przygotowany jest na każdy możliwy scenariusz. Dlatego trochę żałuję, że to już koniec Mysterio, bo okazał się naprawdę świetnie wykreowanym villainem i Jake Gyllenhaal spisał się znakomicie w roli wyrachowanego iluzjonisty-geniusza-przestępcy. Szacuneczek!

Na uwagę zasługuje także wspaniała muzyka Michaela Giacchino, która jest równie świetna jak w przypadku Homecoming. Może nawet lepsza, bo zawiera mnóstwo nawiązań melodycznych do Tarczy, Avengers czy posiada piękny motyw miłosny. Z kolei efekty specjalne są przecudowne! O wiele lepsze niż w Homecoming. Te kreatury wyglądają niesamowicie, a cała sekwencja iluzoryczna jaką zafundował widzowi Mysterio to jedno wielkie cudeńko, które, prawdę mówiąc, wywarło na mnie większe wrażenie niż podróż Strange'a przez wymiary. Jeśli chodzi o wizualną prezencję filmu to twórcy się nieźle przyłożyli i zdejmuję czapeczkę z głowy, bo niejednokrotnie mnie wbiło w fotel. Kostiumy są równie wspaniałe, a cała zbroja Mysterio to majstersztyk.


Podsumowując, Spider-Man: Daleko od domu to naprawdę ciekawy, wciągający film, pełen zarówno zabawnych, jak i tych wzruszających momentów. Mimo, że fabuła była przewidywalna, a pewnie żarty trochę takie naciągane, tak jednak bawiłam się świetnie i liczę na to, że trzecia część mnie definitywnie zaskoczy. Daję Pajączkowi silne 8/10.


PS. Koniecznie zostańcie na dwóch scenach po napisach. Wiele się dzieje!
PS. Zapraszam do recenzji pierwszej części Spidey'a TUTAJ

1 komentarz:

  1. Dla mnie ten film był bardzo udany. Obawiałam się, że będzie albo za bardzo smętny ze względu na śmierć Tony'ego (dalej się nie pogodziłam) albo właśnie za bardzo humorystyczny i całkowicie odrzuci to, że tak ważny autorytet Petera nie żyje. Jednak twórcy postawili na idealne wyważenie tych klimatów i ostatecznie byłam zachwycona <3

    OdpowiedzUsuń