środa, 10 lipca 2019

Filmowy mixture #5

Oto kolejna część filmowej mikstury, czyli produkcji, które ostatnio miałam przyjemność obejrzeć. Co nowego/starego na srebrnym ekranie?

1.) I, Robot/Ja, robot (2004)


Przyznam się, że mam słabość do tego filmu i bardzo lubię do niego wracać. Byłam zmęczona po dosyć wykańczającym egzaminie, więc chciałam się trochę odmóżdżyć, a przy okazji mile spędzić wolny wieczór. Ja, robot idealnie się sprawdza w obu przypadkach.

Jest rok 2035. Roboty pomagają ludziom w życiu codziennym. W wyniku pewnych nieprzyjemnych okoliczności i przykrych doświadczeń detektyw Spooner (Will Smith) staje się zaciekłym przeciwnikiem robotów i sztucznej inteligencji. Pewnego dnia ginie twórca pewnego zaawansowanego modelu, dr. Alfred Lanning (James Cromwell). Sprawą ma się zająć oczywiście detektyw Spooner, a pomóc w śledztwie ma specjalistka od psychologii robotów, dr. Susan Calvin (Bridget Moynahan). Im dalej w las, tym coraz gęściej. Wszelkie tropy prowadzą do najmniej spodziewanego źródła...

Jak dla mnie, I, Robot, to świetne kino sci-fi, detektywistyczne czy thriller. Miałam napisać fantasy, ale roboty stają się już codziennością, więc niewykluczone, że kiedyś czeka nas podobny scenariusz... Will Smith oczywiście fenomenalnie gra zgorzkniałego dowcipnisia. Całościowo świetne kino akcji i efekty specjalne, mimo, że z perspektywy czasy mogą wydawać się nieco przestarzałe, tak naprawdę wyglądają rewelacyjnie. Do tego świetna muzyka Marca Beltramiego. Nie jest to oczywiście produkcja bez skaz i ciężko mi ją oceniać obiektywnie, ale bardzo mi się podoba i pewnie niejednokrotnie będę wracać.

2.) Green Book (2018)


Wybitny muzyk jazzowy, Dr Don Shirley (Mahershala Ali), zatrudnia jako swojego szofera byłego bramkarza z nowojorskiego klubu nocnego, Tony'ego Lipa (Viggo Mortensen) i wspólnie wyruszają w trasę koncertową. Wyprawa na Głębokie Południe USA da początek niewiarygodnej przyjaźni, która połączy dwa zupełnie różne światy.

Dwóch osobników płci męskiej, którzy są totalnymi przeciwieństwami, wyruszają razem w podróż. Tony to nieco obleśny, brutalny, gadatliwy kanciarz. Don to ekstrawagancki, elegancki muzyk o wyszukanych manierach. Brzmi jak bomba zegarowa, niemniej okazuje się, że tych dwojga łączy więcej niż dzieli. Razem muszą stoczyć walkę z różnymi stereotypami, nietolerancyjnością, rasizmem czy samotnością. A w tej nierównej walce mają siebie za najlepsze wsparcie.

W tym filmie nie ma akcji jako takiej. Jest to swoiste kino drogi, która podąża nie tylko w wyznaczone cele na mapie geograficznej, lecz także prowadzi obu mężczyzn do odnalezienia siebie i swojej bratniej duszy. Najpiękniejsza jest w tym filmie relacja na linii Don-Tony. Każda z tych postaci jest świetnie zarysowana, sceny dialogowe są znakomite i każdy moment jest pełen autentyzmu, szczerości i przywołuje takie ciepło w sercu. Oboje się uzupełniają i pokazują, jak silna potrafi być więź między dwojgiem, z pozoru zupełnie odmiennych, ludzi. To jest piękne. W obu przypadkach gra aktorska jest genialna. Mahershala Ali spisuje się znakomicie. Jak dla mnie jednak Viggo kradnie show. Pamiętam go z roli Aragorna i po prostu patrząc na jego obecną filmową kreację nie jestem w stanie wyjść z podziwu. Mortensen to świetny aktor i naprawdę znakomite wcielenie.

Poza tym muzyka oraz atmosfera filmu jest ujmująca. Można się podczas seansu naprawdę nieźle uśmiać. Nie jest to na zasadzie wymuszonego i wciskanego widzowi obleśnego żartu, lecz po prostu autentycznego i smacznego dowcipu. Sama gra słowna czasami bawi i jest świetnie poprowadzona. Nie brakuje też momentów pełnych wzruszeń. Green Book przypomina mi trochę Nietykalnych, ale to nic nie szkodzi. Wręcz przeciwnie. Coraz bardziej przekonują mnie takie przyziemne, lekkie filmy, które wcale nie odbiegają od dosyć trudnej tematyki. Polecam obejrzeć!

3.) How To Train Your Dragon: The Hidden World/Jak wytresować smoka 3 (2019)


Wiking Czkawka (głos Jay's Baruchela), który wraz z przyjaciółką Astrid (głos Americy Ferrery) zarządza teraz osadą Berk, stworzył tam cudowny azyl dla smoków. W niewielkiej wiosce w najlepszej zgodzie mieszkają teraz ludzie i te z pozoru straszne bestie. Niespodziewanie w okolicy pojawia się ktoś całkiem nowy - piękna smoczyca, Biała Furia. I wtedy wszystko się zmienia. Szczerbatek, smok Czkawki, kompletnie traci głowę dla lśniącobiałej Furii. Ale nikt nie wie, że skrywa ona pewną groźną tajemnicę, coś, co niesie zagrożenie dla wszystkich mieszkańców Berku. Oto jej śladem podąża ktoś, kto postanowił schwytać i uwięzić wszystkie smoki na świecie. 

Czkawka i Szczerbatek muszą więc wyruszyć w niebezpieczną podróż w poszukiwaniu tajemniczej krainy, bezpiecznego smoczego świata, o którym mówią legendy. Człowiek i smok będą wspólnie walczyć, by ochronić to, co dla nich najważniejsze. 

Chyba się starzeję, bo przyznam szczerze, że nieco popłakałam się w trakcie seansu. I nie wstydzę się tego. Co prawda pierwsza część na zawsze pozostanie najbliżej memu sercu, ale to ta trzecia właśnie dostarczyła mi największych feelsów. W końcu jest to ostatnia część przygód Czkawki i Szczerbatka, tak więc twórcy musieli jakoś zamknąć rozdział pięknej przygody i niezwykłej przyjaźni smoka i człowieka. Powiem, że im się to udało, aż uroniłam kilka rzęsistych łez...

Czkawka zostaje przywódcą Berku i postanawia sobie za cel ratowanie wszelkich smoków z opresji. Niestety miejsca w krainie ubywa, tak więc wypadałoby znaleźć większe lokum, zarówno dla ludzi, jak i smoków. W międzyczasie Szczerbatek zakochuje się w pewnej zjawiskowej i nowo przybyłej Lśniącej Furii. Problem w tym, że wraz z jej przybyciem nadciąga Grimmel, potężny łowca smoków, który chce wytropić oba smoki. Czkawka wraz z przyjaciółmi wyrusza w misję odnalezienia Ukrytej Krainy, gdzie wszyscy byliby bezpieczni. Każda jednak misja kończy się poświęceniem...

Muzyka (John Powell to istny geniusz!) piękna, scenografia, grafika czy efekty dźwiękowe to istny majstersztyk. Akcji jest pełno, można się pośmiać i niesamowicie wzruszyć, zwłaszcza pod koniec filmu. Jak wytresować smoka 3 to istny rollercoaster emocji i bawiłam się przednio. Tak szybko zleciał mi ten czas w kinie. Jak mówię, nie jest to może najlepsza część, ale uważam, że HTTYD 3 to idealne zakończenie całej trylogii i ukłon w stronę fana. Jeżeli, tak jak ja, pokochałeś/łaś bohaterów w pierwszej części, tak na pewno końcówka weźmie Cię za serducho. Może nie takiego zakończenia wątku złoczyńcy się spodziewałam, ale przecież nie on był najważniejszy. Toothless i Hiccup na zawsze w mym sercu <3.

4.) Shazam! (2019)


Każdy ma w sobie superbohatera. Potrzeba jedynie odrobinę magii, aby do wydobyć. W przypadku Billy'ego Batsona (Asher Angel) wystarczy wypowiedzieć jedno słowo - SHAZAM!.Wówczas ten cwany nastolatek zmienia się w dorosłego superbohatera Shazama (Zachary Levi), a wszystko za sprawą starożytnego Czarodzieja (Djimon Hounsou). Shazam, który w głębi duszy nadal jest dzieckiem - choć zamkniętym w umięśnionym ciele herosa - wykorzystuje swoją dorosłą powłokę tak, jak zrobiłby to każdy nastolatek z supermocami - do zabawy! Czy umie latać? Czy może prześwietlać wzrokiem? Czy potrafi ciskać piorunami? Czy może się nie pojawić na sprawdzianie z WOS-u? Shazam poznaje swoje możliwości i ograniczenia z radosnym nieskrępowaniem dziecka. Jednak będzie zmuszony szybko okiełznać supermoce, aby stawić czoła zabójczym siłom zła kontrolowanym przez dr Thaddeusa Sivanę (Mark Strong). 

Billy Batson to sierota, który wcale nie chce znaleźć sobie rodziny. Wręcz przeciwnie. Woli żyć po swojemu, na swoich zasadach, a jego jedynym celem jest odnalezienie dawno zaginionej matki. Billy wierzy, że jak ją odnajdzie to jego życie zmieni się na lepsze i odzyska sens życia. Niestety jako piętnastolatek nie ma wyjścia i zostaje adoptowany przez pewną szaloną rodzinkę. Początkowo chłodno nastawiony, unika kontaktu z przyszywanymi rodzicami i rodzeństwem. Wkrótce jednak nawiedza go pewien Czarodziej, obdarowując chłopaka zdolnościami, o których mu się nie śniło. Potrafi latać, a ponadto posiada supersiłę, superszybkość i umiejętności wystrzeliwania wiązkami piorunów. Ponadto wygląda jak dojrzały mężczyzna, co w związku z dziecinną naturą Bill'ego wprowadza go w mniej lub bardziej śmieszne sytuacje. W opanowaniu swoich nieokiełznanych mocach pomaga mu niepełnosprawny Freddy (Jack Dylan Grazer). Szkolenie musi jednak odbyć się w trybie ekspresowym, bo nagle potężny Sivana pragnie przejąć umiejętności Shazama i unicestwić świat.

Zachary Levi w roli dzieciaka to po prostu strzał w dziesiątkę. Widać, że bawi się swoją rolą i sprawia mu to totalną łatwość i przyjemność. Zresztą ciężko się dziwić. Wszystkie sceny z jego udziałem były humorystyczne i stanowiły esencję filmu. Asher Angel spisał się równie dobrze, chociaż miał mniej czasu ekranowego i momentami wydawał się bardziej rozsądny niż swoja dorosła wersja. Niemniej aktorsko wypada znakomicie, szczególnie w tych poważniejszych scenach. Paradoksalnie :D. Filmowy Freddy to wisienka na torcie. Ten młody aktor ma przed sobą świetlaną karierę! Z kolei główny antagonista wypada nieco słabo. Może nie aż tak jak Steppenwolf czy Luthor, ale jednak słabo rozpisana postać. A miał ciekawie zarysowane motywacje, tylko wraz z rozwojem wydarzeniem to się tak jakoś rozmyło. Fakt faktem jednak, że doceniam Marka Stronga jako aktora. Gdzie nie wystąpi tak zawsze kreuje wokół siebie tę aurę epickości.

Generalnie produkcja naprawdę fajna. DC powinno częściej robić tego typu komedie, bo w tym mroku to Shazam! zdecydowanie błyszczy. Są sceny komediowe, ale film porusza również te bardziej dramatyczne wątki w subtelny, acz dobitny sposób. Ponadto muzyka jest znakomita i gratuluję Benjaminowi Wallfischowi za kawał świetnej roboty. Melodia wydaje się nieco staroświecka, ale za to niesamowicie podkreśla atmosferę filmu i pasuje generalnie do całości. Efekty specjalne są w porządku, choć przyuważyłam, że w niektórych scenach widać tzw. green screen, a niektóre zbliżenia wyglądały bardzo sztucznie i niekorzystnie, zwłaszcza w tych scenach z siedmioma grzechami głównymi. Ten horrorowy element naprawdę przykuł moją uwagę i chętna byłabym zobaczyć o nich osobny film, ale w wersji R-rated. Polecam obejrzeć. Bardzo ciekawa i nietypowa, a na pewno zaskakująca produkcja od DC. Ma w sobie przyziemność, a jednocześnie tę magię i dziwność. Warto również pozostać na dwóch scenkach po napisach:).

5.) Dumbo (2019)


Studio Disney przedstawia aktorską adaptację jednej z najbardziej wzruszających i uwielbianych przez widzów historii. Dumbo w reżyserii Tima Burtona to poruszająca opowieść o sile rodziny i marzeń, oraz o tym, jak cenną wartością może być odmienność.

Właściciel podupadającego cyrku Max Medici (Danny DeVito) zatrudnia byłego artystę, Holta Farriera (Colin Farrell) do opieki nad nowonarodzonym słonikiem, wyśmiewanym z powodu ogromnych uszu. Kiedy jednak okazuje się, że Dumbo potrafi latać, cyrk zaczyna odnosić niezwykłe sukcesy. Bohaterowie na swojej drodze spotykają rzutkiego przedsiębiorcę, V.A. Vandevere'a (Michael Keaton), który chce uczynić słonia główną atrakcją niesamowitego parku rozrywki o nazwie Dreamland. Sielanka trwa do czasu, kiedy Holt odkrywa, że pod magiczną powłoką Dreamlandu kryją się mroczne sekrety.

Wszyscy, a przynajmniej większość, ma mniej więcej pojęcie o historii słodkiego słoniątka, które dzięki piórku potrafi latać, a przez rozmiar swoich uszu staje się pośmiewiskiem. Morał jest taki, że nie ocenia się po pozorach i czasami warto się wyróżniać, bo jak to było w innym filmie Tima Burtona... "Tylko wariaci są coś warci'':).

Film jednak porusza również inne ważne i aktualne wątki. Poza tradycyjnym motywem wiary w siebie, rodziny, przyjaźni czy miłości, produkcja nie boi się ukazać życie zwierząt w cyrkach. Zwierzęta traktowane jak zabawki czy przedmioty, które po terminie ważności są zsyłane gdzieś, gdzie panują jeszcze gorsze warunki. Doceniam, że w takiej produkcji targetowanej szczególnie dla dzieci, twórcy nie boją się pokazać przykrą prawdę. Może to zniechęci niektórych do praktyk traktowania zwierząt jak nic nieznaczące przedmioty bez uczuć czy żadnych emocji.

Obsada aktorska jest wyśmienita, efekty specjalne są śliczne, o kolorystyce czy zdjęciach nie wspominając. Ponadto muzyka Danny'ego Elfmana jest PRZE-CU-DOW-NA! Idealnie pasuje do klimatu filmu i tak pięknie tworzy nastrój <3. Dumbo to ciepły i wzruszający film, który myślę, że warto obejrzeć. Nie jest to może arcydzieło Disney'a, ale dostarcza wielu emocji, a jest to jedna z ważniejszych kategorii, gdy ocenia się film. Także zachęcam do seansu.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz