piątek, 25 października 2019

Filmowy mixture #6

1.) Beauty and the Beast/Piękna i Bestia (2017)


Myślę, że każdy zna opowieść o Pięknej i Bestii. Piękna Bella (Emma Watson) wyróżnia się na tle innych mieszkańców pewnej francuskiej wioski. Nie tylko dominuje swoją urodą, lecz także ponadprzeciętną inteligencją. Jej adoratorem zostaje zarozumiały Gaston (Luke Evans), który pragnie ożenić się z młodziutką Bellą. Tymczasem ojciec Belli, Maurycy (Kevin Klein) wyrusza w niebezpieczną podróż i w wyniku niefortunnych zdarzeń staje się więźniem czyhającej w zamku okropnej Bestii (Dan Stevens). Bella odważnie stawia się za ojcem i sama staje się więźniem. Poznaje służbę zaklętą w szlachetne przedmioty, czyli Płomyka (Ewan McGregor), Trybika (Ian McKellen) czy Panią Imbryk (Emma Thompson). Z czasem również początkowa nienawiść i odraza między Bellą a Bestią przeradza się w miłość. Na drodze jednak staje Gaston, który za wszelką cenę chce zdobyć Bellę.

Mam wyjątkową słabość do bajek Disney'a. Ostatnio powstaje coraz więcej fabularnych adaptacji klasyków, więc postanowiłam sprawdzić czy aktorska wersja Beauty and the Beast dorównuje oryginałowi. Wizualnie film prezentuje się prześlicznie. Kostiumy, scenografia, efekty specjalne, choreografia taneczna. Całość zdecydowanie oddaje klimat animacji. Ponadto obsada aktorska jest rewelacyjna i sprawuje się wyśmienicie. Muzyka filmowa również jest prześliczna. Cieszę się, że w film wpleciono piosenki z oryginału, acz przyznam szczerze, że nie jestem fanką musicali i czekałam tylko, aż skończą się tego typu sceny. 

Generalnie produkcja całkiem mi się podoba i po prostu cieszy oko. Czuję jednak większy sentyment do bajki z 1991 roku i mimo, iż film z 2017 roku to naprawdę smaczne danie, tak oryginał jak dla mnie jest niezastąpiony i jest wręcz przepyszny.

2.) Pokemon Detective Pikachu/ Pokemon: Detektyw Pikachu (2019)


Cała historia rozpoczyna się, gdy niezrównany detektyw Harry Goodman znika w niewyjaśnionych okolicznościach, a jego 21-letni syn Tim (Justice Smith), próbuje ustalić co się wydarzyło. W śledztwie pomaga mu były partner Harry'ego - detektyw Pikachu (Ryan Reynolds), przezabawny, dowcipny i uroczy Pokemon, który potrafi wprawić w osłupienie nawet samego siebie. Kiedy Tim i Pikachu odkrywają, że są w stanie się ze sobą porozumiewać, łączą siły, aby rozwikłać tajemniczą zagadkę. Przeżywają jednocześnie, trzymającą w napięciu, wielką przygodę. Wspólnie poszukują poszlak, przemierzając rozświetlone neonami ulice Ryme City - nowoczesnej metropolii, w której ludzie i Pokemony żyją tuż obok siebie w hiperrealistycznym świece. Spotykają na swojej drodze różne Pokemony i odkrywają wstrząsający spisek, który może położyć kres tej harmonijnej koegzystencji i zagrozić całemu światu Pokemonów. 

Poszłam na ten film z dwóch powodów. No może trzech. Po pierwsze, miałam dosyć nauki na kolokwia, bo głowa mi pękała i chociaż chciałam się uczyć dalej, to mózg odmawiał posłuszeństwa. Potrzebowałam więc chwili odpoczynku. Po drugie, Pikachu jest słodziutki i chciałam zobaczyć tę puchatą kulkę w akcji. Po trzecie, Pikachu gra jedyny i niepowtarzalny Deadpool, więc tym bardziej miałam kolejny powód, by zagościć w kinie. Totalnie nie żałuję!

Przede wszystkim zachwyciły mnie efekty specjalne i cała atmosfera tego niesamowitego świata, przepełnionego przeróżnymi Pokemonami. Było kolorowo, zjawiskowo, słodko oraz zabawnie. Bawiłam się naprawdę przednio, uśmiałam się sporo, a nie brakowało też ciekawego wątku detektywistyczno-kryminalnego. W pewnym momencie zaskoczył mnie plot twiścik, którego się nie spodziewałam, a cenię sobie w filmach zaskakujące zwroty akcji. Oczywiście jest to film typowo rozrywkowy, mało ambitny, ale tego właśnie potrzebowałam. Odrobiny prostoty, komedii, przygody i słodkiego, puchatego Pikachu, mówiącego głosem Deadpoola. Polecam się wybrać na seans, myślę, że będziecie się co najmniej dobrze bawić!

3.) Reel Steel/Giganci ze stali (2011)


 Charlie Kenton (Hugh Jackman) jest weteranem walk wręcz. Jego kariera zakończyła się z chwilą, gdy panowanie na ringu przejęły roboty. Teraz zajmuje się organizacją nielegalnych walk i renowacją robotów. Jest na dnie, gdy w jego życiu pojawia się Max (Dakota Goyo), który twierdzi, że jest jego synem. Chłopak motywuje go do wytrenowania robota, który mógłby stanąć do walki o mistrzostwo. Stawki w tym brutalnym sporcie są wysokie, a Charlie i Max mają tylko jedną szansę, by wrócić na szczyt.

Mam ogromny sentyment do tego filmu. W końcu rzadko spotyka się małego Thora, Wolverine'a, Osę czy nawet matkę Tony'ego Starka w jednym filmie :P. Śmieszki śmieszkami, Reel Steel to naprawdę świetne kino familijne okraszone walkami robotów. Na głównym planie ukazana jest relacja na linii Charlie-Max, która jest niezwykle dynamiczna. Ścierają się dwie silne osobowości, dwa uparte osobniki płci męskiej, które nie chcą i nie potrafią się dogadać. Łączy ich jednak wspólna pasja, czyli roboty. Dzięki nim rodzi się między nimi ojcowsko-synowskie uczucie, które rośnie z każdą kolejną minutą. Oboje odkrywają, że wbrew pozorom są sobie potrzebni i główną osią przewodnią jest właśnie rozwój więzi między obydwojgiem. No i zostało to pięknie pokazane!

No ale nie ukrywajmy, jako fanka filmów sci-fi czy przygodowych, uwielbiam nawalanki robotów. Film oczywiście zapewnił mi tonę rozrywki i emocji. Czułam się jak na najprawdziwszym starciu metalowych gigantów i same efekty specjalne zostały świetnie przedstawione. Generalnie polecam zapoznać się z tym filmem, bo nie ukrywajmy. Dla Hugh Jackmana warto ;). 

4.) Aladdin/Aladyn (2019)



Chyba wszyscy znają tę historię. Bezdomny złodziejaszek Aladyn (Mena Massoud) poznaje piękną  i bogatą księżniczkę Dżasminę (Naomi Scott). Oboje zakochują się w sobie, ale główną przeszkodą do ich szczęścia, jest status społeczny. W międzyczasie główny antagonista, Dżafar (Marwan Kenzari), pragnie zdobyć magiczną lampę, która umożliwiłaby mu zostanie sułtanem. Do akcji wkracza Dżin (Will Smith), zaprzyjaźnia się z Aladynem i wspólnie przeżywają różne przygody.  

Film bardzo mi się spodobał z kilku powodów. Przede wszystkim te piękne, jaskrawe kolory, pięknie zsynchronizowana choreografia taneczna, niesamowite kostiumy czy generalnie efekty specjalne. Owszem, Dżin mógłby być lepiej dopracowany, bo faktycznie momentami wyglądało jakby ktoś Willa Smitha obmalował niebieską farbą, ale wizualnie Aladdin prezentuje się naprawdę elegancko. Muzycznie również jest znakomicie, mimo, że nie przepadam zbyt szczególnie za musicalami. Udało mi się jednak zdzierżyć tę część. Po prostu nie moje klimaty i tyle, don't judge me :P.

Jeśli chodzi o fabułę to w 90% pokrywa się z oryginałem i z ciekawością oglądało mi się co twórcy nowego wprowadzili do filmu. Podoba mi się, że Dżasmina nie jest tylko i wyłącznie damą w opałach, która ma tylko świecić swoją buźką. Twórcy dodali jej więcej głębi i cieszę się, że niejednokrotnie udowodniła swoją wartość. Ponadto Mena Massoud w roli Aladyna to totalny strzał w dziesiątkę. Charyzmatyczny, pełen wdzięku, humoru, sprytu, a dodatkowo jego uśmiech powala na kolana. Co więcej, sam Will Smith jako Dżin to całkiem trafny wybór. Oczywiście nikt nie może równać się z ikoniczną kreacją Robina Williamsa, ale Will wprowadził coś od siebie i podoba mi się to. Generalnie to bardzo przyjemna i zabawna baja, która pozytywnie mnie zaskoczyła i być może kiedyś do niej powrócę <3.   

5.) The Great Gatsby/Wielki Gatsby (2013)



Film na podstawie słynnej książki Francisa Scotta Fitzgeralda. Lata 20. XX w. Nick Carraway (Tobey Maguire) zamieszkuje tuż obok bardzo zamożnego, tajemniczego i dość specyficznego Gatsby'ego (Leonardo Di Caprio). Wkrótce dowiaduje się o jego wręcz maniakalnej miłości względem Daisy (Carey Mulligan), która obecnie jest żoną Toma (Joel Edgerton). Ta historia nie może się skończyć dobrze... A może?

Akurat książkę Fitzgeralda przeczytałam w całości i niezwykle mi się spodobała. Uwielbiam narrację pierwszoosobową i dzięki temu lektura miała u mnie dodatkowego plusa. W produkcji Baza Luhrmanna najbardziej mnie urzekł klimat produkcji, scenografia, kostiumy i cała ta atmosfera blichtru i pustej rozrywki. Muzyka, według mnie, kompletnie nie pasowała do całości. Jay Z, Fergie czy Beyonce nijak mają się stylem muzycznym do lat 20. Tak samo kadrowanie uważam za dosyć sztuczne i jakieś takie po prostu niekorzystne.

Jeśli chodzi o fabułę, to w większości pokrywa się z treścią książki. Owszem, pominięto pewne elementy, ale uważam, że może to lepiej dla filmu, który i tak był przesycony przepychem. Gra aktorska momentami mnie trochę żenowała, a najlepiej wypada przy tym Joel Edgerton jako podły gnojek ;). Ciężko mi określić czy film mi się podoba, czy nie. Mam niezwykle mieszane uczucia, bo niby klimat i ogólnie fabuła trzymają poziom, ale The Great Gatsby mnie nie wciągnął i jakoś ten film nie pozostanie u mnie w pamięci na długo. Ups :P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz