piątek, 21 kwietnia 2017

Kapitan Ameryka; Pierwsze starcie!

Witajcie, kochani:)


W ten sposób poznajemy kolejnego członka drużyny Avengers, o której będzie nieco więcej w kolejnych recenzjach. Kapitana Amerykę na pewno znacie i kojarzycie, bo już kiedyś pojawiła się tutaj na Vombelce, recenzja filmu z 1990r., również traktująca o losach największego obrońcy Ameryki. Choć film ten był totalną klapą i nie chcę za bardzo o nim pamiętać, był jedną z prób przedstawienia najsłynniejszego bohatera w komiksowym świecie Marvela. Dwie dekady później pojawiła się wersja z Marvel Cinematic Universe i na pewno lepsza, do której będę pewnie niejednokrotnie powracać:).


Reżyseria ; Joe Johnston
Scenariusz ; Stephen McFeely, Christopher Markus
Premiera ; 05.08.2011 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Chris Evans, Tommy Lee Jones, Hugo Weaving, Hayley Atwell, Sebastian Stan
W pozostałych rolach ; Dominic Cooper, Toby Jones, Stanley Tucci, Richard Armitage


Zanim Kapitan Ameryka (Chris Evans) stał się wręcz ikonicznym symbolem patriotyzmu i walki o wolność, był to chuderlawy, chorowity chłopak z Brooklynu. Miał jednak ogromne serce i zapał. Chciał wstąpić do armii, by walczyć przeciwko okrutnym nazistom. Nie było to proste, bo co rusz był dyskwalifikowany ze względu na swą wątłą posturę. Poniżany i często bity, miał jedyne wsparcie u najlepszego przyjaciela, Bucky'ego Barnesa (Sebastian Stan), który to zawsze wspierał i pomagał Steve'owi.

Bucky niebawem idzie na front i razem z kumplem postanawiają spędzić ostatni wieczór. Steve ponownie chce się zaciągnąć, kłóci się z Bucky'm, a rozmowę tą podsłuchuje doktor Abraham Erskine (Stanley Tucci). Daje chłopakowi szansę na udział w eksperymencie, który uczyni z chuderlawego Steve'a super-żołnierza, silnego, inteligentnego, zdolnego do czynienia dobra.


Tymczasem pewien nazistowski naukowiec - Johann Schmidt (Hugo Weaving) - znajduje Tesseract (to ten niebieski sześcian), będący największą bronią Odyna, i postanawia wykorzystać go do produkcji broni, która unicestwiłaby wrogów Schmidta i pozwoliłaby mu przejąć władzę nad całym światem. W zrealizowaniu celu pomaga mu doktor Arnim Zola (Toby Jones).

Gdy Steve staje się gwiazdą, Schmidt rośnie w siłę. Niedługo jednak, bo gdy Steven dowiaduje się, że oddział, do którego należy Bucky, został wzięty w niewolę, postanawia potajemnie uwolnić kompana i cały oddział. Nie jest sam, bo ma kilku sojuszników, tj. Howarda Starka, ojca Tony'ego (Dominic Cooper) oraz przepiękną agentkę Peggy Carter (Hayley Atwell), w której Steve się z wzajemnością zakochuje.


Wszystko idzie wyśmienicie. Uwolniony oddział zwie się Howling Commandos i na czele z Kapitanem Ameryką rujnują plany Red Skulla (czyli Schmidta), który w wyniku niedokończonego eksperymentu ma... Po prostu Czerwoną Czaszkę. Oczywiście nic co piękne nie trwa wiecznie. Podczas jednej z licznych akcji ginie Bucky, spadając z pociągu ze skarpy. Steven jest kompletnie załamany. W końcu stracił swojego największego przyjaciela, można powiedzieć, że brata. Nie poddaje się jednak i za wszelką cenę postanawia dopaść Red Skulla. Tak też się dzieje. Mimo to, nastąpiły pewne komplikacje, w wyniku których Steve musiał poświęcić swoje życie.

Na zawsze został symbolem pokoju, wolności i walki o sprawiedliwość...

...spokojnie, otrzyjcie łzy:)!Steve przeżył, przez 70 lat był zahibernowany w lodowcu. To dla Steve'a jest ogromnym szokiem, zwłaszcza, że już nie pójdzie na randkę z Peggy...


Film był bardzo fajny, można spokojnie obejrzeć. Nie jest rewelacyjny, ale też nie jest taki tylko średni. Chris Evans świetnie zagrał Capa, choć po pokazaniu się w roli Ludzkiej Pochodni wprawił mnie w niemałe osłupienie. W tamtej produkcji grał gorącego, nieco lekkomyślnego kobieciarza, a tutaj? Chłopaka po przejściach, ze swoim programem postępowania i kodeksem moralnym, które uczyniły z niego wielkiego wręcz herosa. Przyznam, że nieco bałam się zobaczyć Evansa w tej roli, mając właśnie w świadomości fakt, że tenże aktor słynie ze swoich występów głównie w filmach komediowych i nie byłam zbytnio przekonana co to tego, że da sobie radę w roli tak ikonicznej, wzniosłej postaci (co wcale nie umnieszyło jego talentu, broń Boże!) To dobra odmiana (dla niego i dla mnie) i ten pozytywny rodzaj zdziwienia, kiedy widzisz, że aktor łamie stereotypy i potrafi grać też ambitniejsze postacie. 

Do tego dochodzi prześliczna Hayley Atwell, której charyzma i uroda w filmie mnie wręcz onieśmiela. Dominic Cooper, który sportretował Howarda Starka, wzniósł w tego bohatera taką porcję energii i specyficznego poczucia humoru, że wiesz, po kim Tony odziedziczył te cechy. No i Sebastian Stan, na którego mam fazę od dawna. Owszem, w filmie nie było go zbyt wiele, ale myślę, że to jest dobre wprowadzenie Bucky'ego do uniwersum. Cieszy mnie też obecność Stanley'a Tucci w filmie, a także legendarnego Tommy'ego Lee Jonesa. To są takie perełki, które cieszą oko. 


Postać villaina, Red Skulla, ma typowe motywy działań typowego villaina. Chce zdobyć cały świat. Normalnie tego bym nie kupiła, bo to oklepane i nudne, ale Hugo Weaving potrafi sprawić, że mimo wszystko, tego złoczyńcę kupuję. W głównej mierze odpowiada za to prezencja Skulla. Jego sposób wymowy, sam głos, postawa i mroczny strój. Ma coś w sobie co sprawia, że dobry z niego czarny charakter;P.

Warto też wspomnieć o znakomitej muzyce filmowej, skomponowanej przez Alana Silvestriego, która wręcz cofa nas w czasie. Pasuje do całości jak ulał i moment, kiedy Kapitan kroczy dumnie z drużyną Howling Commandos zapiera po prostu dech w piersiach. Czujesz i słyszysz po prostu ten patriotyzm i heroizm. Brawa dla pana Alana!

Film był nieco inny od poprzedników (wciąż mówimy o MCU), bo wprowadził dużo tła historycznego i wojennego. Powiem nawet, że więcej w nim właśnie z kina wojennego aniżeli jakiegoś super-bohaterskiego. Takie odnoszę wrażenie, ale to nie znaczy, że ujmuje temu filmowi. Wręcz przeciwnie, dodaje smaczku i sprawia, że przyjemnie się go ogląda. Nawet ja, która nie przepada za tego typu klimatami, uważam, że to jest bardzo interesujące wprowadzenie Kapitana Ameryki do Filmowego Uniwersum Marvela. Poza tym jest mnóstwo akcji, tragiczny wątek miłosny, efekty specjalne na wysokim poziomie. Wszytko, co porządnie i dobrze zrobiony film powinien posiadać. Moja ocena to 8/10. I basta!:)



PS. Oczywiście jest scenka po napisach:). 
PPS. Tesseract jeszcze się pojawi. Tak samo też radzę zapamiętać Bucky'ego. Nie będę spojlerować, ale ta postać jest ważna i będzie do niej szczególne nawiązanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz