piątek, 4 maja 2018

Mściciele kontra Thanos, czyli Infinity War!

Witajcie, drodzy Vombelkowicze:).

Na ten film czekałam z wypiekami na twarzy. Z jednej strony bałam się, że będę musiała pożegnać się z którymś z moich ulubionych herosów. Z drugiej jednak strony cieszyłam się, że mogę ujrzeć ich wszystkich ponownie, w różnych składach, poznających innych sojuszników i wspólnie walczących z potężnym wrogiem. Avengers; Infinity War to bowiem kulminacja wszystkich dziesięciu lat pracy Marvel Studios, punkt szczytowy wszystkich osiemnastu filmów jakie do tej pory mieliśmy przyjemność oglądać. Trzecia część przygód Mścicieli miała za zadanie połączyć wszystkich herosów, zarówno z solowych, jak i grupowych filmów, w celu pokonania największego złola we Wszechświecie - Thanosa, o którym trąbiono już od czasów Avengers, gdy piękny fioletowo-skóry Tytan pojawił się na ekranie. Czy film sprostał wymaganiom? Spełnij oczekiwania widzów? Co o najnowszej produkcji Domu Pomysłów sądzi Vombelka? 


Reżyseria; Anthony Russo, Joe Russo
Scenariusz; Christopher Markus, Stephen McFeely
Premiera; 26.04.2018 (Polska)
Produkcja; USA
W rolach głównych; Robert Downey Jr., Chris Evans, Benedict Cumberbatch, Scarlett Johansson, Chris Pratt, Chris Hemsworth, Mark Ruffalo, Josh Brolin, Elizabeth Olsen, Zoe Saldana, Sebastian Stan, Paul Bettany, Dave Bautista, Bradley Cooper, Vin Diesel, Tom Holland, Anthony Mackie, Tom Hiddleston, Chadwick Boseman, Don Cheadle
W pozostałych rolach; Karen Gillan, Idris Elba, Danai Gurira, Peter Dinklage, Benedict Wong, Pom Klementieff, Gwyneth Paltrow, Benicio del Toro, Sean Gunn, William Hurt, Letitia Wright, Winston Duke, Terry Notary, Tom Vaughan-Lawlor, Carrie Coon, Michael James Shaw


Bezprecedensowe wydarzenie kinowe w historii kina <Avengers; Infinity War>Avengersi ramię w ramię z innymi superbohaterami muszą być gotowi poświęcić wszystko, jeśli chcą pokonać potężnego Thanosa, zanim jego plan zniszczenia obróci wszechświat w ruiny. 

RECENZJA BEZSPOJLEROWA

Akcja filmu dzieje się tuż po Thor; Ragnarok. Statek Asgardczyków został zaatakowany przez Thanosa oraz jego sługusów, Black Order. Od pierwszej sceny kolejna odsłona Avengers obiera bardzo poważny ton i wzbudza uczucie nieustannego zagrożenia. Bracia Russo postanowili pobawić się ludzkim sercem i sprawdzić ile można wytrzymać w ciągłym bezdechu, totalnym bezruchu, kiedy krew płynie w żyłach jak oszalała, a fale przeszywającego gorąca mieszają się z gęsią skórką.

Nie będę rozwodzić się za dużo o fabule, gdyż wiadomo już o co chodzi. Szalony Tytan Thanos, ojciec Gamory (Zoe Saldana) i Nebuli (Karen Gillan), chce zniszczyć połowę Wszechświata, aby zapanował porządek i harmonia w świecie. Jest za dużo ludzi, a za mało jedzenia i zasobów. Thanos widzi się jako boga i jedynego zdolnego, który potrafiłby zaradzić przeludnieniu i niesprawiedliwości, losowo pozbywając się połowy ludzkości. Aby osiągnąć swój cel, dąży do zdobycia sześciu potężnych Kamieni Nieskończoności, które pośrednio miały swój udział w poprzednich filmach od Domu Pomysłów. Są to Kamień; Mocy, Przestrzeni, Rzeczywistości, Duszy, Czasu oraz Umysłu. Mając je wszystkie, Thanos może dokonać ludobójstwa na niewyobrażalną skalę. Avengersi więc sprzymierzają się ze Strażnikami Galaktyki oraz Doktorem Strange'em, aby zapobiec zagładzie całego uniwersum.


Największy nacisk położono na postać właśnie Thanosa. To jemu poświęcono największą ilość czasu ekranowego i Avengers; Infinity War to jest jego historia. Thanos (Josh Brolin) to prawdziwa bestia. Jest bezwzględny, okrutny, niesamowicie sprytny i potrafi bez trudu przewidzieć ruch przeciwnika. Nawet bez Kamieni stanowi ogromne wyzwanie. Nie jest to kolejny złoczyńca, który chce przejąć władzę nad światem. Thanos owszem, chce pozbyć się połowy ludzkości, ale nie dlatego, że tak chce i tak mu się spodobało. On czuje, że masowe ludobójstwo jest jego zadaniem, aby tej drugiej połowie Wszechświata, która przeżyła, żyło się lepiej. To jego utrapieniem jest wyzbycie się nadmiaru populacji, a żeby nikt nie cierpiał i śmierć była bezbolesna, chce do tego użyć Rękawicy Nieskończoności ze wszystkimi Gemami. Wystarczy tylko pstryknięcie palca, by pozbyć się problemu... Thanos czuje się odpowiedzialny za wykonanie swojego zadania i nie pozwoli, by ktokolwiek stanął na jego drodze do sukcesu. Kiedy więc napotka jakąkolwiek przeszkodę, czuje się zobligowany, by ją zlikwidować. Nieważne jak wiele on sam musi poświęcić.

Tak naprawdę to Thanos jest świetnie skonstruowaną postacią. Można go nienawidzić i po prostu gardzić nim i w żaden sposób nie popierać jego działań. W końcu jak można chcieć wyrżnąć ludzkość tylko dlatego, że matematycznie jest to poprawne rozwiązanie? Z drugiej strony możemy bliżej przyjrzeć się jego historii, poznać jego motywy, jego ambicje, plany, ale też tą słabszą, bardziej uczuciową część osobowości Szalonego Tytana. Potrafi kochać, potrafi czuć, potrafi płakać i żałować za swoje czyny. Cieszę się, że złoczyńca może też opowiedzieć swoją historię, która uczyniła z niego tym, kim jest teraz.


Poza Thanosem mamy też kilka innych postaci, które się wyróżniają i mają swoje kilka groszy do dodana. Zważywszy na czas trwania filmu (który i tak jest dość spory) oraz ilość postaci, która występuje w produkcji, nie można było zbytnio rozwodzić się nad każdą z nich. Niemniej każdy ma swoje pięć minut do pokazania, Nawet Falcon (Anthony Mackie) czy War Machine (Don Cheadle). Tak jednak patrząc z perspektywy czasu dużo miał do opowiedzenia Thor (Chris Hemsworth), poszukujący kolejnego młota do walki, towarzyszący mu Rocket (Bradley Cooper), który pierwszy raz w życiu wydaje mi się, że nie stosuje strategii sarkastycznego szopa (a przynajmniej nie tak często). W ogóle Strażnicy Galaktyki mają dość dużą rolę w filmie, wątek Petera (Chris Pratt) i Gamory został jeszcze bardziej poszerzony. Romans między Visionem (Paul Bettany) oraz Scarlet Witch (Elizabeth Olsen) również ciekawie ukazany. Walka słowna dwóch egocentryków, czyli Iron Mana (Tony Stark) oraz Doktora Strange'a (Benedict Cumberbatch) to po prostu miodzio. Pojawienie się Secret Avengers oraz świata Wakandy... te wszystkie elementy zostały pięknie ukazane w filmie, chociaż wiadomo. Czegoś jest mniej, czegoś więcej. Z jednej strony żałuję, że za mało było np. Kapitana Ameryki (Chris Evans) czy Black Panthera (Chadwick Boseman), ale z drugiej strony wiem, że ciężko byłoby rozwodzić się nad ich wątkami, bo przecież fabuła musi iść do przodu, a całość filmu trwałaby z 5-6 godzin (chociaż bym w sumie nie narzekała... ). Niemniej podziwiam braci Russo, że udało im się aż tylu herosów upakować na jednym ekranie.

Bardzo też cieszyłam się, że w końcu mogłam przyjrzeć się bliżej Czarnemu Zakonowi, czyli czwórce dzieci Thanosa. Jakoś mam wrażenie, że ani zwiastuny, ani plakaty czy inne arty niewiele mówiły o tej potężnej grupie. Tym bardziej się ekscytowałam, że ta czwórka tak bardzo odzwierciedlała wyglądem swoje komiksowe odpowiedniki. No i faktycznie, bardzo mi zaimponowali, choć znowu - nie mieli zbyt dużo do pokazania. Szczególnie Ebony Maw (Tom Vaughan-Lawlor) oraz Proxima Midnight (Carrie Coon) okazali się świetnymi złolami, acz gdyby troszkę Corvusa Glaive'a (Michael James Shaw) oraz Cull Obsidiana (Terry Notary) było więcej to byłabym w siódmym niebie.


Avengers; Infinity War posiada rewelacyjne efekty specjalne. To co się działo na ekranie to jest istny majstersztyk. Akcja filmu dzieje się w przeróżnych miejscach. W Nowym Yorku, w Wakandzie, w Kosmosie, na Tytanie czy w innych przeróżnych lokacjach. Nieważne jednak gdzie akcja przeskoczy, tak klimat danego miejsca jest zachowany. Te żywe kolory, kształty, osobliwości. Mało tego sceny walk są tak perfekcyjnie nakręcone. Kamera biegnie w przeróżne strony. Są zbliżenia, ucięcia, tzw. ''shaky cam'', po prostu płynność ruchów kamer zniewala. Dzięki właśnie tym zwinnym i precyzyjnym ruchom widać wszystko dokładnie, z różnych perspektyw. Podałabym Wam kilka przykładów, ale to już w spojlerowej recenzji:). Muzyka Alana Silvestriego również świetnie wkomponowuje się w całość. Sam kompozytor w wywiadach stwierdził, że miał problemy z połączeniem tak różnych składowych z poprzednich filmów. Niemniej poradził sobie bardzo dobrze. Motyw przewodni Avengersów, gdy rozbrzmiewał za każdym razem, przyprawiał o gęsią skórkę. Nie zapomniano też o lekkim tonie Strażników Galaktyki oraz afrykańskim brzmieniu Wakandy.

Bardzo podoba mi się, że w filmie wyważono właśnie typowe marvelowskie żarciki i poczucie humoru z dramatyzmem i powagą, którą dana scena wymusza. Kiedy jest wesoło, jest wesoło. Kiedy jest smutno, jest smutno. Myślę, że w filmie udało im się pogodzić te dwa aspekty, bo Marvel bez dowcipów to nie byłby Marvel ;P.


Summa summarum, Avengers; Infinity War w pełni mnie usatysfakcjonował. Jest wszystko i nawet więcej. Pod względem wizualnym, jak i muzycznym czy pod kątem fabularnym nie mam naprawdę nic do zarzucenia. Wszystko jest spójne, estetyczne, ale co najważniejsze - produkcja wzbudza skrajne emocje. Od radości po smutek. Przyznam, że z kina wyszłam zalana łzami. Zakończenie filmu to był dla mnie cios w plecy i ten cliffhanger to było dla mnie za dużo... Avengersi to totalny emocjonalny rollercoaster i myślę, że wisienka na torcie całego dorobku MCU. Czy jest to najlepszy film od Marvel Studios? Ciężko mi ocenić, zwłaszcza, że emocje wciąż są na świeżo. Niemniej u mnie na pewno plasuje się w pierwszej piątce, a może nawet trójce. Nie jest to film bez skazy, ale i tak na chwilę obecną daję Avengers 10/10. A wkrótce... moje spojlerowe rozważania!



PS. Jest jedna scenka po napisach. Warto poczekać:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz