sobota, 24 listopada 2018

We are the champions, my friends...

Witajcie, kochani!

Niedawno miałam przyjemność wybrać się do kina z mamą oraz wujkiem do kina na Bohemian Rhapsody. Powodów, dla których poszłam na seans, jest kilka. Po pierwsze, znajome bardzo mi polecały (poza tym ciężko nie iść do kina po zobaczeniu tak epickich zwiastunów). Po drugie, chciałam poszerzyć nieco swoją wiedzę o zespole Queen i głównym wokaliście, czyli Freddie'em Mercury'm. Po trzecie, chciałam zrobić przyjemność zarówno mojej mamie, jak i mojemu wujkowi, którzy słuchali takiej muzyki, pamiętają ten zespół i żyli w tamtych szalonych czasach. Ciekawiło mnie, jak zareagują na produkcję o tym ikonicznym zespole. W końcu poszłam, zobaczyłam i... Jak to wyszło? Czy warto obejrzeć Bohemian Rhapsody? Czas się przekonać!


Reżyseria: Bryan Singer
Scenariusz: Anthony McCarten
Premiera: 02.11.2018 (Polska)
Produkcja: USA, Wielka Brytania
W rolach głównych: Rami Malek, Lucy Boynton, Gwilym Lee, Ben Hardy, Joseph Mazzello 
W pozostałych rolach: Aidan Gillen, Allen Leech, Tom Hollander, Mike Myers, Aaron McCusker


Myślę, że nie ma większego sensu opisowo przedstawiać Wam całą fabułę tego filmu. Produkcja opowiada losy zespołu Queen, gdzie główny nacisk położony jest na wokalistę, czyli Freddie'ego Mercury'ego. Bohemian Rhapsody przedstawia historię powstania zespołu, ich najznamienitszych utworów na czele z tytułowym Bohemian Rhapsody, Another One Bites The Dust, I Want To Break Free, We Will Rock You etc., a także pokazuje życie prywatne Freddie'ego, jego wzloty i upadki oraz zmagania, z którymi musiał się uporać. 

Film generalnie uważam za naprawdę dobry. Wręcz niesamowity. Być może nie jest najlepszą biografią czy wybitnym arcydziełem, ale na pewno warto obejrzeć, doświadczyć tego show i dowiedzieć się o życiu ikony muzyki, która wciąż wywiera wpływ na dzisiejszą muzykę i inspiruje kolejne pokolenia artystów. 


Na co chcę zwrócić uwagę? Przede wszystkim na kunszt aktorski Rami'ego Maleka, który wcielił się w Freddie'ego. Facet wykonał kawał naprawdę ciężkiej, żmudnej roboty, ale jak to się opłaciło! Wszystkie ruchy ciała, gesty, mimika, sposób mówienia czy po prostu bycia. Całość wykonana przez Maleka to jeden wielki geniusz, którego do tej pory nie mogę pojąć. Zadanie domowe odrobione na szóstkę z plusem! Nie jest łatwo grać w filmie biograficznym, gdzie trzeba uważać na ilość środków przekazu. Łatwo jest czasem przedobrzyć, coś pominąć, wyolbrzymić albo po prostu dokonać takiej przeróbki, że efekt końcowy nie ma nic wspólnego z oryginałem. Tutaj jest wszystko kropka w kropkę. Myślę, że gdyby Freddie widział dokonanie Maleka, byłby naprawdę dumny. Zresztą nie tylko z Maleka. Także aktorzy, którzy wcielili się w resztę ekipy, spisali się równie dobrze i wyglądali identycznie jak oryginały. 

Filmowi na pewno pomogła charakteryzacja, kostiumy, make-up, rekwizyty i cała ta otoczka. To wyglądało tak dobrze, tak autentycznie, że czułam, że żyję w tamtych czasach. Nie mogę powiedzieć, że moda w tamtych czasach była kiczowata, ale na pewno specyficzna. I to zostało świetnie zachowane. O muzyce chyba nie muszę wspominać. Dobór piosenek w filmie był genialny. Oczywiście nie mogli upakować w 2 godziny wszystkich piosenek Queen, bo nigdy by się nie skończył, ale te najpopularniejsze kawałki pojawiały się w najlepszych momentach, w odpowiednich scenach. Finałowa sekwencja koncertu podczas Live Aid po prostu mnie zmiażdżyła. Ciężko było mi nie tupać nogami, nie nucić czy po prostu się nie wzruszyć. Ciary miałam przez całą tę sekwencję!


Mam dosłownie dwa zarzuty względem tego filmu. Po pierwsze, te cięcia mnie doprowadzały do szału! Ja wiem, że ciężko opowiedzieć koherentną historię bez pewnych niedopowiedzeń czy pominięć, ale naprawdę. Czasami mnie to tak drażniło, gdy jest sobie scena i nagle puf. Przeskakuje w zupełnie inne ramy czasowe. Po drugie, nie wiem co mam sądzić o pewnym drobnym aspekcie. Wiem, że Freddie był biseksualistą i prowadził bardzo aktywne życie seksualne z różnymi ludźmi. W filmie są pewne sceny, które wskazują na nadużywanie pewnych substancji czy stosunków seksualnych. Jednym takie załagodzenie pewnych wątków i nie pokazanie wszystkiego tak jak było może odpowiadać. Drudzy mogą się czuć oburzeni, że nie ukazano pewnych pikantnych szczegółów  z życia pana Mercury'ego. Sama osobiście mam mieszane uczucia. Niby widziałam wystarczająco, ale jednak tak nie do końca... Nie wiem, mam wrażenie, że twórcy bali się być odważniejsi.  

Summa summarum, Bohemian Rhapsody warto obejrzeć. Nie musisz być fanem Queen, nie musisz nawet wiedzieć o nich zbyt wiele. Ja sama poszłam do kina z przeciętną wiedzą. Znałam kilka ich piosenek, co nieco o Freddie'em też wiedziałam z opowiadań wujka czy mamy. Co robię w tym momencie? Słucham wszystkich ich piosenek na YouTubie jak leci. Takie perły trzeba doceniać, poznawać, odkrywać i wielbić. Takie legendy rodzą się raz na 1000 lat. A Freddie był wybitnym człowiekiem i cieszę się, że poprzez ten film mogę się bliżej poznać z tę ikoną. Daję filmowi silne 9/10


2 komentarze:

  1. Film dla mnie był bombą, w sumie wszystko o moim podejściu do tego filmu znasz :) Z wielką niecierpliwością czekam na "Bohemian Rhapsody" na płycie, dzień w dzień słucham "Killer Queen" czy "I want to break free". Może przez całe moje życie Queen nie będzie na pierwszym miejscu, ale zawsze słuchając ich muzyki będę pewna, że ONI BYLI, SĄ I BĘDĄ NA PIERWSZYM MIEJSCU.
    Malek zagrał niesamowicie. Reszta zespołu wyglądała wręcz identycznie jak oryginały! Brian, Roger, John - po prostu klony, szczerze mówiąc, to dawno nie obejrzałam biografii, która w naprawdę dokładny sposób przedstawiła wygląd opisywanych osób.
    W sumie w tym filmie tylko jedna rzecz mi nie pasuje - tytuł. W sumie wiem, czemu taki dali, ale jakoś mi by bardziej odpowiadał "Jej wysokość". Jednak cieszę się, że Polacy odpuścili sobie dosłowne tłumaczenie c:
    Pod koniec filmu miałam takie ciarki, modliłam się, by to nigdy nie posunęło się ku końcowi... Live Aid - coś pięknego. Każda melodia, każdy ruch - chylę czoła.
    Obejrzę to jeszcze z czterdzieści cztery razy.

    P.S. Może wiedziałaś o tym, ale 24 listopada (tj. dzień napisania przez Ciebie tego posta) jest rocznicą śmierci Mercury'ego [*] Postawiłam mu znicz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Scena na Wembleyu definiuje zajebistość Bohemian Rhapsody 💞

    OdpowiedzUsuń