piątek, 2 listopada 2018

Człowiek-Mrówka oraz Osa, czyli co tam w trawie piszczy...

Witajcie, kochani. W końcu się doczekałam! Po miesiącu unikania wszędobylskich spojlerów (w związku z mundialem premiera polska została przesunięta) przyszedł najwyższy czas na to, by dowiedzieć się w końcu, co robił Ant-Man gdy cały skład Avengers ze Strażnikami Galaktyki naparzali się z Thanosem. Czy produkcja jest warta zachodu? Jak się ma względem pierwszej części  (recenzję możecie poczytać TUTAJ) przygód Ant-Mana? Jest lepiej, gorzej? 


Reżyseria: Peyton Reed
Scenariusz: Andrew Barrer, Gabriel Ferrari, Chris McKenna, Erik Sommers, Paul Rudd
Premiera: 03.08.2018 (Polska)
Produkcja: USA, Wielka Brytania
W rolach głównych: Paul Rudd, Evangeline Lilly, Michael Peña, Hannah John-Kamen, Lawrence Fishburne, Michael Douglas
W pozostałych rolach: Walton Goggins, Bobby Cannavale, Judy Greer, T.I., David Dastmalchian, Abby Ryder Fortson, Randall Park, Michelle Pfeiffer


Kiedy Scott Lang stara się pogodzić życie rodzinne z obowiązkami superbohatera, Hope Van Dyne i dr. Hank Pym powierzają mu kolejną pilną misję. Scott musi ponownie założyć kostium Ant-Mana i nauczyć się walczyć u boku Osy, aby wspólnie odkryć sekrety z przeszłości. 

Widzowie filmu Avengers: Wojna bez granic dostaną odpowiedź na NAJWAŻNIEJSZE PYTANIE: GDZIE BYŁ ANT-MAN, gdy Thanos siał zniszczenie!

Szczerze mówiąc, mam nieco mieszane uczucia względem tego filmu. Pierwsza część to było totalne zaskoczenie. Połączenie komedii z wątkiem napadu oraz przedstawienie elementu magii, gdy po raz pierwszy wprowadzono widza w Świat Kwantowy. Ant-Man to naprawdę świetny film, nieskomplikowany, na rozluźnienie, niewymagający zbytniego wysiłku umysłowego. Ant-Man and The Wasp to równie dobra produkcja, z równie dobrze wyważonym humorem i mnóstwem niesamowitych scen walk. Kusi mnie, by napisać, że jest to lepszy film niż jedynka, bo poszerzono wątek głównych postaci, dodano kilku nowych, dość nietuzinkowych bohaterów, a zabaw na płaszczyźnie micro-macro jest jeszcze więcej. Nie wiem jednak czy w tym przypadku więcej znaczy lepiej... Wciąż próbuję sobie odpowiedzieć na to pytanie...


Akcja filmu toczy się kilka miesięcy po Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów a tuż przed Avengers: Infinity War. Scott Lang (Paul Rudd) odbywa areszt domowy. Po wydarzeniach w Niemczech Scott spędza swój czas z córką Cassie (Abby Ryder Fortson) i, korzystając z faktu, że nie może wychodzić z domu, próbuje szukać pracy, mając za pomocników Dave'a (T.I.), Kurta (David Dastmalchian) oraz niezawodnego Luisa (Michael Peña). Tymczasem Hope (Evangeline Lilly) oraz Hank (Michael Douglas) chowają się przed rządem, jednocześnie szukając sposobu, aby uwolnić z Wymiaru Kwantowego Janet Van Dyne (Michelle Pfeiffer). Wkrótce drogi tych trzech postaci się splatają i wspólnie szukają sposobu na odnalezienie dawnej Osy. 

Nie wszystko jednak idzie jak po maśle. Scott na karku ma FBI na czele z dociekliwym agentem Jimmy'ym Woo (Randall Park), a niebawem ekipę śledzi handlarz lewymi towarami, Sonny Burch (Walton Goggins) ze swoimi typkami. Największym jednak zagrożeniem dla trójki bohaterów stanowi tajemnicza Ghost (Hannah John-Kamen), która posiada unikatową umiejętność fazowania, czyli szybką zmianę materii na poziomie cząsteczkowym (mogę się tutaj mylić, nie znam się zbytnio na naukowej terminologii, ale kobitka po prostu potrafi przenikać przez ściany i różne powierzchnie). O dziwo, dziewczyna nie daje się tak łatwo zbyć, a Ant-man i Wasp muszą ją powstrzymać. Przy okazji muszą się pospieszyć, bo jak się spóźnią to już nigdy Janet nie powróci do normalnego świata. 


Oglądając pierwszą część Ant-Mana, miałam lekkie obiekcje co do wyboru castingowego jakim był Paul Rudd na protagonistę. Nie wiem. Po prostu czułam, że to nie moja bajka. Z czasem jednak spodobała mi się jego kreacja. Może dlatego, że zaznajomiłam się co nieco z komiksami z Ant-Manem w roli głównej i uzmysłowiłam sobie z czasem, że Rudd to wprost idealny Człowiek-Mrówka. Zabawny, z poczuciem humoru i niesamowitym dystansem do siebie, pomysłowy i do tego wspaniały ojciec, który w pierwszej kolejności myśli o córce. Aż się sobie teraz dziwię, że jak to niby Paul Rudd nie mógł mi wtedy przypaść do gustu?! Teraz cofam się w czasie i zwracam honory. 

Ant-Man jednak musiał podzielić się czasem ekranowym z The Wasp. Hope pogodziła się z Hankiem i z ogromną determinacją pragnie odnaleźć swoją dawno zaginioną matkę. Zdaje sobie jednak sprawę, że bez Scotta nie da sobie rady, gdyż tak się niefortunnie złożyło, że Lang posiada większą wiedzę o Quantum Realm niż sam by przypuszczał. Hope to niezależna i silna kobieta. Evangeline nieźle sprawdza się w roli Osy. Podoba mi się fakt, że mimo, że irytuje ją generalne luzackie nastawienie i zachowanie Scotta, to jednak ciągnie ją do Scotta i wzajemnie. Kiedyś czytałam, tak lekko abstrahując, że Ant-Man and The Wasp to komedia romantyczna. Komedia owszem, ale czy romantyczna... Nie ma w sumie czasu w filmie na głębsze rozwinięcie relacji między Hope a Scottem. Są iskry, ale żeby aż tak? Mają ze sobą z 3-4 krótkie sceny, to chyba za mało, żeby określić cały film mianem komedii romantycznej. 


Na co chciałabym jeszcze zwrócić szczególną uwagę, to postać Ghost. Ghost jest określana mianem antagonistki, tak przynajmniej mi się wydawało, oglądając wszelkie zwiastuny, spoty etc. Po seansie jednak ciężko mi ją określić jednoznacznie. Ba, mam wrażenie, że nie jest złoczyńcą! Ava, bo tak ma na imię Duch, to skrzywdzona przez los kobieta, która pragnie znaleźć lekarstwo na swoją przypadłość. To, kim się stała, nie jest wcale żadną super-mocą. To przekleństwo, które z każdym dniem ją zabija. Jedynym wyjściem jakie ma, to kradzież laboratorium Hanka i pozyskanie dostępu do Wymiaru. Ava nie stroni od dość brutalnych sposobów pozyskania tego czego chce i zdaje sobie z tego sprawę. Nie wydaje mi się jednak, żeby była zła do kości. Wręcz przeciwnie, to czuła i myślę, że sympatyczna kobieta. Gdyby los ją tak nie pokarał może inaczej potoczyłyby się jej życie... Chciałabym bliżej ją poznać w przyszłości, bo w filmie zdecydowanie za mało było Ghost! Miała z 2-3 scen ekspozycji, poza scenami walk, gdzie zabłyszczała, ale tak jak mówię. Chcę ją bliżej poznać, bo to dość złożona postać, i chciałabym ją zobaczyć w kolejnych filmach. Koniecznie! 

W produkcji pojawiają się ponownie Dave, Kurt i kochany Luis. Sceny z nimi są po prostu cudowne oraz przekomiczne, acz z kolei odnoszę wrażenie, że mniej ich jest w produkcji niż w przypadku pierwszej części. Postacie agenta Woo czy Burcha to takie wypełniacze jak dla mnie, które wiele do filmu nie wnoszą, poza dodatkowymi przeszkodami, z jakimi muszą się zmierzyć główni bohaterowie. Chciałabym coś więcej o nich opowiedzieć, ale nie ma w sumie nad czym się rozwodzić. Hank i Janet to dowód na to, że jak chce to się potrafi. Nie ma żadnych przeszkód w czasie czy przestrzeni, żeby ta dwójka nie spotkała się ponownie. Fascynuje mnie Janet, gdyż posiada niezwykłą zdolność, która pomogła Ghost. Nie mogę się doczekać, aż pokaże coś więcej od siebie. No i mamy jeszcze dość ciekawą kreację Billego Fostera w wykonaniu Lawrence'a Fishburne'a. Wraz z upływem filmu zdążyłam go polubić, bo na początku miałam pewne wątpliwości. 


Jak na film, który trwa 2 godziny to ciągle można odnieść wrażenie, że na nic nie znaleziono wystarczająco czasu. Mamy tyle wątków i tyle postaci, mające sporo do powiedzenia i pokazania, że czuje się jakby film trwał 15 minut. To ma swoje dobre i złe strony. Jeśli chodzi o te złe... Produkcja w większej mierze skupia się na scenach akcji. To fajnie, bo można pozachwycać się efektami specjalnymi, ale z drugiej strony... Wszystko dzieje się tak szybko i błyskawicznie, że nie ma czasu skupić się na postaciach czy relacjach między nimi. W pewnym momencie już nie wiedziałam kto za kim gania. Akcji było na pęczkach, a ja powoli traciłam wątek. Gubiłam się chwilami i brakowało mi momentów, gdy mogłabym odetchnąć i przyjrzeć się interakcjom między Antkiem i Oską. Cieszę się, że oboje mieli co pokazać i udowodnili, że w skurczaniu, powiększaniu się czy lataniu są świetni, ale czuję, że za mało było momentów tak na spokojnie.

W pewnej chwili nawet zorientowałam się, że w całej tej bieganinie Ant-Man był kompletnie zbędny. Jego kostium nieustannie nawalał, a bez niego Hank i Hope daliby sobie radę, przynajmniej w aspekcie zdobycia laboratorium. Scott czasami przeszkadzał w akcji, ale za to Hope wykazała się niemałymi umiejętnościami.  

Jeśli chodzi o efekty specjalne to nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Quantum Realm wygląda niesamowicie, a każda scena walk prezentuje się wybornie dla oka. Do tego momentami wybija się energiczna muzyka Christophe'a Becka, która szczególnie spodobała mi się w sekwencjach z pościgami samochodowymi, które wyglądają genialnie!


Summa summarum, nie wiem co sądzić o Ant-Man and The Wasp. Z jednej strony mam ochotę krzyczeć, że jest lepszy niż pierwsza część. Jest zabawniej, energiczniej, szybciej, bardziej kolorowo, dynamiczniej, ale jakość w tym wszystkim postacie straciły na swojej wyrazistości. Mimo wszystko, mam ochotę obejrzeć jeszcze raz i bawić się równie dobrze jak za pierwszym seansem. Produkcję oceniam na słabe 7/10


  
PS. Są dwie sceny po napisach, czuwajcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz