czwartek, 25 października 2018

Daredevil - recenzja III. sezonu

W końcu nadszedł Diabeł z Hell's Kitchen! Daredevil to generalnie jeden z najlepiej ocenianych serialów duetu Marvel/Netflix. Choć większość fanów ma różne opinie względem innych produkcji, tj. Jessica Jones, The Punisher czy anulowane już Iron Fist i Luke Cage, tak Diabełek mimo wszystko wciąż stoi na piedestale i uważany jest za jedną z najlepiej dopracowanych produkcji w uniwersum Netflixa. Nie dziwię się, prawdę mówiąc. Pierwszy sezon był wspaniały (recenzja znajduje się TUTAJ), drugi również był świetny, chociaż druga połowa sezonu jak dla mnie została zdewastowana przez irytującą mnie na wskroś Elektrę (recenzja znajduje się TUTAJ). Teraz z przyjemnością wzięłam się za seans trzeciej już odsłony przygód The Man Without Fear. Czy trzeci sezon dorównuje jedynce? Jak się ma w porównaniu do obu części? Czy warto zapoznać się z kolejną partią trzynastu odcinków? Czas się przekonać!


Twórca: Drew Goddard
Premiera: 19.10.2018 (Polska)
Produkcja: USA
Dystrybucja: Netflix
W rolach głównych: Charlie Cox, Vincent D'Onofrio, Elden Henson, Deborah Ann Woll, Jay Ali, Wilson Bethel
W pozostałych rolach: Geoffrey Cantor, Stephen Rider, Joanne Whalley, Ajjelet Zurer


Akcja trzeciego sezonu Daredevila toczy się tuż po wydarzeniach z The Defenders. Okazuje się, że Matt Murdock (Charlie Cox) przeżył po tym jak budynek Midland Circle zawalił mu się dosłownie na głowę. Pokiereszowany i zdewastowany, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, trafia do kościoła, w którym wychowywał się jako chłopiec. Opiekuje się nim siostra zakonna Maggie (Joanne Whalley), którą łączy z Mattem szczególna więź. Wkrótce jednak Matt zmaga się z konfliktem wewnętrznym, a potężny Kingpin (Vincent D'Onofrio) wychodzi z więzienia. Murdock musi pokonać wroga, a do gry wkracza pewien tajemniczy najemnik, który podszywa się pod Daredevila. Czy Mattowi uda się zwyciężyć w tej potwornej rozgrywce i przezwyciężyć własne słabości? Kim jest enigmatyczny nowy Daredevil i jakie ma plany? Czy Murdock będzie mógł liczyć na jakąkolwiek pomoc?

Powiem to raz, głośno i wyraźnie (a właściwie napiszę Caps lockiem, bo inaczej się nie da). Trzeci sezon Daredevila, w kolaboracji Marvela z Netflixem, to NAJLEPSZA DOTYCHCZAS CZĘŚĆ Z SERII oraz NAJLEPSZY SERIAL SUPERHERO OD NETFLIXA. Na tym sformułowaniu mogłabym właściwie zakończyć moją recenzję, ale że nie potrafię wyjść z podziwu i zachwytu, to przeleję go tutaj na blogu. Także szykujcie się na długą epopeję.


Charlie Cox w roli Matta Murdocka/Daredevila to jest strzał w dziesiątkę. Pomijam już fakt, że praca ta wymaga od niego mnóstwo wysiłku fizycznego i opanowania pięknego amerykańskiego akcentu (mój wewnętrzny filolog jest dumny!). Gość po prostu zmiażdżył tę rolę. W poprzednich odsłonach przygód The Man Without Fear Matt nigdy nie zabijał nikogo, bo uważał, że jest to niezgodne z jego kodeksem etycznym oraz wiarą katolicką, której był gorliwym wyznawcą. Żył w przekonaniu, że mógłby być kimś, kto oczyści Hell's Kitchen z wszelkiego zła, korupcji, moralnego zepsucia etc. W trzeciej części Matt jednak się zmienił. Fizycznie facet wygląda jak siedem nieszczęść. Mentalnie przestaje wierzyć w dobre intencje Boga, w sprawiedliwość, w przebaczenie czy wybawienie. Wszystko, w co to tej pory wierzył, pęka jak bańka mydlana. Matt już ma dość życia w ułudzie, że mógłby ocalić Nowy York, że prawo jest święte i kara zawsze dosięgnie winnych. Nie chce już żyć jako Matt Murdock. Na zawsze pozostanie Daredevilem, który tym razem nie zawaha się zabić Kingpina dla dobra ogółu. Pokazanie w serialu jego konfliktu wewnętrznego, jego przemiany, jego upadków, ale przede wszystkim wzlotów, jest po prostu genialne. Widz dosłownie czuje to co czuje Matt. Ten wewnętrzny gniew, który nie bierze się z niczego, bo facet naprawdę w życiu oberwał, co również pogłębiają liczne retrospekcje, nawiązania do poprzednich sezonów czy kłótnie z samym sobą. Widz już na tyle poznał Matta Murdocka, że jest w stanie się z nim mocno utożsamić. Aktualne wydarzenia również mocno wpływają na głównego bohatera, który musi ponownie zmierzyć się ze swoimi demonami przeszłości. Jego gniew, żal i smutek w końcu odnajdują swoje ujście właśnie w tym sezonie. Charlie Cox i jego interpretacja Daredevila to jest po prostu miazga i skromnie uważam, że zasługuje na porządną nagrodę, bo praca jaką włożył w tą trójwymiarowość i przede wszystkim wiarygodność bohatera jest niesamowita. Chylę czoła!

W serialu powróciły również dobrze znane i, mniej lub bardziej, lubiane postacie. Mój kochany Foggy Nelson (Elden Henson) to po prostu jasna gwiazda na mrocznym niebie. Ma cudne mieszkanie, piękną kobietę, super pracę, ale wciąż żyje w żałobie po stracie najlepszego przyjaciela. Kiedy jednak okazuje się, że ten przyjaciel powraca, robi wszystko co w swojej mocy, by go wesprzeć. W jakikolwiek sposób to jest możliwe. Wierzy w siłę sprawiedliwości, prawa i sądownictwa, daje z siebie wszystko, żeby odciążyć podłamanego psychicznie Murdocka. Ba, żeby odwrócić uwagę publiki od Daredevila czy samego Kingpina, decyduje się startować w wyborach! Foggy jest najpiękniejszym przykładem przyjaźni bez granic. Mimo, że sam Matt go odrzuca i to kilkukrotnie, Foggy nigdy się nie poddaje i niejednokrotnie poświęca się dla jedynego przyjaciela, który wręcz wymaga pomocy. Jakiejkolwiek... Ten człowiek po prostu jest wspaniały i takich ludzi trzeba więcej!


Powraca również Karen Page (Deborah Ann Woll). W tymże sezonie zdecydowanie więcej czasu poświęcono właśnie jej. Ba, jeden epizod opowiada tylko i wyłącznie jej historię, która również nie należy do najszczęśliwszych. Dowiadujemy się, m.in. o jej tragicznej przeszłości, o tym jak straciła matkę, ćpała, piła na umór, a w konsekwencji doprowadziła do śmierci swojego brata. Fakt, że zabiła najwierniejszego pracownika Kingpina, sprawia, że życie momentalnie staje jej przed oczami. Owszem, Karen w życiu popełniła (i popełnia) wiele błędów, czasem wręcz niewybaczalnych. Może dlatego jest taka wiarygodna i widz rozumie, dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Nie jest to może moja ulubiona bohaterka serii, ale cieszę się, że pozwolono jej zabłysnąć nieco jaśniej, przynajmniej w porównaniu do poprzednich części.

Poświęcę teraz chwilkę na analizę dwóch nowo przedstawionych postaci, mianowicie wyżej wspomnianej siostrze Maggie oraz agencie FBI Ray'owi Nadeemie (Jay Ali). Ta pierwsza bohaterka ma bardzo dużo wspólnego z Mattem, bo okazuje się, że jest jego... Matką! W młodości zakochała się w bokserze jeszcze zanim przystąpiła do ślubów zakonnych i owocem tej niespodziewanej miłości jest właśnie Matt. Myślę, że w dobrym momencie Maggie odnalazła się w życiu Murdocka. Fakt, że teraz ciężko u Matta z przebaczaniem i wyjściem na prostą, bo wiadomo. Całe życie żył w kłamstwie. Uważam jednak, że jej obecność w serialu jest świetnym zabiegiem i każda rozmowa między nią a Mattem to złoto.


Z kolei Ray Nadeem to równie rewelacyjnie skonstruowana postać, która zdążyła w ciągu tych trzynastu odcinków niesamowicie ewoluować. Z początku skorumpowany agent, którzy pragnie dla dobra rodziny szybko awansować, decyduje się na współpracę z Kingpinem. Wkrótce dociera do niego fakt, że całe FBI zostało zmanipulowane, a on sam znalazł się w potrzasku. Wtedy Nadeem zyskuje sporo w oczach widza. Sądzę, że kreacja Jay'a Aliego jest również wspaniała i godna pochwały. Z bólem przyszło mi się z nim pożegnać...

Dobrze, a więc czas teraz przejść do złoczyńców, których w tym serialu nie brakuje. Ale jacy złoczyńcy to są! Powraca oczywiście Wilson Fisk a.k.a. Kingpin. W pierwszym sezonie mnie dosłownie przerażał, ale w tej części dokładniej ukazano jaki z niego prawdziwy manipulator, genialny strateg, swego rodzaju jasnowidz, bym powiedziała. Zawsze jest na wszystko przygotowany, obserwuje każdy ruch każdego, ma jasno wytyczony plan, który musi się powieść. Wszelkie przeszkody eliminuje tak czy inaczej. Jest wielką siłą, z którą naprawdę ciężko się mierzyć. Mnie to przeraziło, że człowiek może mieć taką siłę, moc, która wykracza poza prawo. Nie mówię tutaj o fizycznej sile, chociaż Fiskowi jej również nie brakuje. Mam na myśli fakt, że nikt nie jest w stanie mu się przeciwstawić (ekhem, no prawie wszyscy... ). Kreacja pana Vincenta D'Onofrio również zachwyca. To jest tak złożona postać, że mogłabym o nim pisać godzinami, ale chcę poświęcić dłuższą chwilę innemu słynnemu komiksowemu nemesis, a mianowicie Bullseye'owi.


Agent Ben Pointdexter, znany jako Dex (Wilson Bethel), pracuje w FBI. Jest naprawdę świetnie wyszkolonym agentem, który ma rewelacyjnego cela. Może rzucić każdym możliwym przedmiotem i zamienić go w zabójczą broń. Nigdy nie chybia. Żyje w doskonałej harmonii, ładzie i porządku. Problem w tym, że jego umysł znajduje się daleko od harmonii, ładu i porządku. Facet ma poważne zaburzenia psychiczne. Od dzieciaka przyjemność sprawia mu zabijanie. Aby poradzić sobie z emocjami, Dex potrzebuje kogoś, kto mógłby mu wskazać drogę i go uspokoić. Kiedyś już stracił taki życiowy kompas, a teraz czuje się związany z Julie. Tylko, że ona o tym nie wie i nie bardzo kwapi się, by mu pomóc. W końcu Dex sięga dna i decyduje się zostać pomocnikiem Fiska. Tak, to on wkłada kostium Daredevila i on wrabia oryginalnego Daredevila w serię zabójstw. No i nie ukrywa, że zabijanie to coś co wprost uwielbia. Co prawda w serialu nie pojawia się słowo Bullseye ani razu, ale komiksomaniacy wiedzą, że Dex to Bullseye. A już zwłaszcza ostatnia scena ugruntowuje w przekonaniu, że to na 100% jest Bullseye. Wilson Bethel w roli Bullseye'a to majstersztyk. Ma w oczach to takie szaleństwo, nieobliczalność, drapieżność. Głos, ruchy, gesty... To wszystko składa się na idealną kreację. Nie znałam zbytnio tego aktora, ale chyba czas, żeby się z nim bliżej zapoznać. Oj, dzięki niemu jeszcze bardziej nakręcam się na 4. sezon (o ile powstanie, a modlę się, żeby powstał)!

Jeśli chodzi o efekty specjalne czy muzykę to poziom jest równie dobry, jak nie lepszy. Jak dla mnie w tym sezonie muzyka Johna Paesano jest o niebo lepsza i zdecydowanie bardziej się wybija w porównaniu do poprzednich dwóch części. Przyznam, że niejednokrotnie dostałam gęsiej skórki. Sceny walk... Nie no, tego się nie da opisać, to po prostu trzeba zobaczyć. Scena w więzieniu, w kościele, w redakcji. Muszę zwrócić uwagę na pracę kamery. Nie ma praktycznie żadnych cięć. Kamera dosłownie płynie i do tego te zbliżenia, zmiana perspektywy. Istny majstersztyk.


Podsumowując mój niesamowicie długi wywód (jeżeli dotrwaliście do końca mojej recenzjo-analizy to wiedzcie, że szanuję i doceniam!), trzeci sezon Daredevila to genialne kino detektywistyczne, akcji, sensacyjne, thriller psychologiczny. Jest to istna kombinacja gatunkowa. Nie pośmiejecie się zbytnio podczas seansu, bo serial porusza naprawdę dużo ciężkich i poważnych tematów. PTSD, demony przeszłości, ból istnienia, uzależnienia, zawody życiowe, zemsta, niemoc psychiczna, fizyczna, słabości. Niemniej produkcja jest prze-wspaniała, trzyma w napięciu niemalże od początku do końca, wywołuje całą gamę przeróżnych emocji. Mnie ciężko było usiedzieć w fotelu. Gra aktorska na najwyższym poziomie, efekty specjalne niesamowite, choreografia genialna, muzyka klimatyczna, nawet oświetlenie. Mogę się zachwycać nieustannie. Warto obejrzeć 3. sezon! Może jestem świeżo po seansie i nie zauważyłam pewnych niedociągnięć, niedopowiedzeń, nieścisłości. Chrzanię to. Oceniam serial na 10/10! Daję nawet milion na dziesięć.





2 komentarze:

  1. Aaa, Marvel! Nie, nie oglądałam :)
    Słyszałam o tym serialu przy okazji reklamy dwumiesięcznika (którego już nie czytam) NETFILM. Nie czytałam kolejnego numeru, toteż Twój post był wręcz skarbnicą wiedzy :) Ja jeszcze nie widziałam serialu 10/10, dwa moje ulubione "Wielkie kłamstewka" i "Konflikt: Bette i Joan" są rewelacyjne, mimo, że momentami nudne, ale ocena idzie w górę dzięki grze aktorów. Nie wiem, czy słyszałaś o takiej produkcji jak "Wariat" z Emmą Stone czy Jonahem Hillem. Mam wszystkie 10 odcinków ściągniętych, tylko brak czasu... :/
    Kurczę, podziwiam Cię, że umiesz tak dokładnie opisać, jednocześnie nie wybuchając przesadnymi emocjami. Jednak właściwie tych emocji mi trochę brakuje. :)
    Mogłabyś zrobić jedną rzecz? Możesz dodać białe tło posta i dać ciemną czcionkę, bo te białe gwiazdy z tła się wtapiają w litery?
    Obyś miała ten 4-ty sezon! Ja czekam na 2-gi "Wielkich kłamstewek"! :)
    Emma ♥

    blogomoichzainteresowaniach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, dziękuję za dużo ciepłych słów. Pierwszy raz ktoś nazywa mojego bloga skarbnicą wiedzy, huehue. Słyszałam o tym serialu, mam nadzieję, że ci się spodoba! <3

      Właściwie to cały ten tekst powstał pod wpływem emocji i miałam problem z utrzymaniem w ryzach mojej ekscytacji, bo jednak czasami warto dłużej przemyśleć pewne aspekty w serialu. Tak to, że tak powiem, ruszyłam z kopyta :D. Nie wiem więc, czy to jest subiektywna czy obiektywna ocena, w każdym razie z emocjami też trzeba uważać.

      Hah, właściwie te gwiazdy to celowy zabiega, bo ja mam dysleksję i problem z interpunkcją. Tak to zawsze gwiazdki dodają co nieco do tekstu, haha. Zastanowię się jednak, bo też sądzę, że wizualnie blogowi trzeba zmian.

      Usuń