piątek, 1 marca 2019

Filmowy mixture #3

Czas na część trzecią filmowych mini-recenzyjek, czyli co tam ostatnio Vombelka obejrzała na Internetach, w telewizji, kinie, etc. Zapraszam!

1.) The Greatest Showman/Król rozrywki (2017)


Historia oparta na faktach, opowiada o P.T. Barnumie (Hugh Jackman), człowieku, który zrewolucjonizował świat rozrywki, tworząc jeden z najbardziej oszałamiających cyrków na świecie. Aby jednak wzbić się na sam szczyt, czeka go wiele wyzwań i wiele przeszkód do pokonania.

Powiem tak. Nie przywykłam do oglądania musicali. Nie umiem jakoś się przekonać do tego gatunku filmowego od czasu High School Musical. Po prostu to nie moja bajka. Niemniej postanowiłam z koleżanką, że przekonany się osobiście o fenomenie tegoż filmu. Wcale żeśmy nie pożałowały, szczerze mówiąc :D.       

Przede wszystkim obsada filmu jest niesamowita. Poza moim kochanym Hugh Jackmanem (który ma nieziemski głos!) występuje tutaj m.in. ZendayaZac Efron czy Michelle Williams. Aktorsko wszyscy wykonali kawał świetnej roboty. Co jeszcze? Choreografia jest cudna, kostiumy czy generalnie cała oprawa wizualna. Nie wspomnę o świetnej muzyce i wpadających w ucho piosenkach. Moją ulubioną jest Never Enough <3 czy A Million Dreams. Piękne utwory, które mogę przesłuchiwać w nieskończoność.

Nie jestem jednak pewna czy fabularnie produkcja mnie wciągnęła. Nie jest w tym filmie nic odkrywczego czy nie zawiera jakichś zaskakujących zwrotów akcji. Dużo za to mówi o tym, żeby doceniać siebie takim jakim się jest. Grubym, chudym, zbyt wysokim, zbyt niskim, zbyt biednym czy zbyt bogatym. Myślę, że to jest najważniejsze. No i chemia między Zendayą a Efronem jest przepiękna! Bardzo relaksująca produkcja i sądzę, że można się śmiało wziąć za show!

2.) The Nutcracker and the Four Realms/Dziadek do orzechów i cztery królestwa (2018)


Historia opowiada o młodej dziewczynie, Clarze (Mackenzie Foy), która ostatnimi czasy czuje się dość zagubiona. Niedawno straciła matkę, a ostatnim darem od rodzicielki jest tajemnicze jajo, które otworzyć może tylko specjalny klucz. Clara postanawia odnaleźć klucz, a przy okazji trafia ona do magicznej krainy, gdzie poznaje mnóstwo niesamowitych postaci na czele z Cukrową Wróżką (Keira Knightley) czy Matką Ginger (Helen Mirren). Przy okazji dziewczyna dowiaduje się, że jest księżniczką i musi zapobiec wojnie, która wisi nad Czterema Królestwami. Czy uda jej się pokonać wroga? Odzyska klucze, na których tak bardzo jej zależy? Będzie mogła liczyć na pomoc Dziadka do Orzechów?

Hmm... Ciężko mi powiedzieć, co sądzę o tym filmie. Na pewno jest przepiękny wizualnie. Kostiumy, wszystkie ozdoby, rekwizyty czy efekty specjalne są cudowne. Z wyglądu produkcja prezentuje się naprawdę prześlicznie i aż oko cieszy. Scena baletu przede wszystkim zapada w pamięć, gdzie mnogość barw rzuca się w oczy i wręcz zachwyca. Tak samo muzyka bardzo pasuje, jest klimatyczna, a motyw przewodni hipnotyzuje. 

Problem jednak mam z fabułą i generalnie treścią filmu. Może to dubbing (!) mi zepsuł nieco odbiór, ale dla mnie to wszystko było takie sztuczne. Mimo, że obsada jest naprawdę z wysokiej półki (poza Helen Mirren czy Keirą Knightley pojawia się także Morgan Freeman czy Matthew Macfadyen) tak odnoszę wrażenie, że nie mieli zbytnio pola do popisu. Scenariusz jest tak płaski, że widać, że mieli problem z odegraniem swoich ról. Seans mnie trochę nużył, acz sama oprawa wizualna dawała mi jako taką przyjemność. Także z jednej strony warto zobaczyć to niesamowite show na wielkim ekranie, ale z drugiej strony... Nie spodziewajcie się jakiejś odkrywczej, wciągającej historii. 

3.) Rise of the Guardians/Strażnicy marzeń (2012)


Kocham tę bajkę! To jest swoiste połączenie filmu świątecznego, fantazji, komedii i porządnej produkcji super-bohaterskiej. Święty Mikołaj, Zając Wielkanocny, Zębowa Wróżka oraz Piaskowy Dziadek spełniają dziecięce marzenia, sny i obecni są zawsze w życiu każdego malucha. Żyją po to, by dzieci w nich wierzyły i by mogli roztaczać radość w świecie. Problem jednak pojawia się, gdy do gry powraca Boogeyman, który pragnie, by strach i ciemność zawładnęły umysłami dzieci. Akurat w samą porę zjawia się Jack Frost, który dołącza do Strażników i przy okazji odkrywa swój życiowy cel oraz pochodzenie. 

Nie rozumiem czemu ta animacja jest tak mało popularna. Ona jest niesamowita! Po pierwsze, mamy naprawdę świetnie wykreowanych bohaterów. Rosyjski Mikołaj, australijski królik, fanatyczna Wróżka oraz niemy Piaskowy Dziadek. Dodajmy do tego bezczelnego i figlarnego młodzieńca, który roztacza wokół siebie dość mroźną atmosferę (if you know what I mean). Każda z tych postaci jest ukazana w dość nietuzinkowy, wcale nieoklepany sposób i to, m.in., czyni tę bajkę tak niesamowicie wciągającą. Wszyscy są tak sportretowani, że nie da się ich po prostu nie lubić. Poza tym relacje między bohaterami są cudne i warto przekonać się o tym osobiście. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się Jack Frost, który dopiero odkrywa swoje pochodzenie i przez to ewoluuje, zmienia się i swoje podejście do pewnych spraw. Dostrzega rzeczy, które uczyniły z niego tym, kim się stał. Poza tym pomijam, że jest nieziemsko przystojny jak na animowaną postać. Nie dziwię się, że Wróżka ma do niego słabość <3. A zresztą Jack i Wróżka to moja ulubiona para w tym filmie <3.

Poza tym rzadko kiedy głosuję za złoczyńcą, chociaż ''głosować'' to niepoprawne słowo. Rozumiałam motywy Boogeymana, byłam w stanie się utożsamić z nim i jego wizją wydarzeń. Poniekąd dostrzegam pewną analogię do Lokiego. Boogeyman został wyrzutkiem, niechcianym przez świat i wygnany przez wiarę dzieci w ''tych dobrych''. A on chciał być zauważonym, docenionym i mieć tę satysfakcję, że inni w niego wierzą. Myślę, że pod tym kątem nawet Jack może go zrozumieć...

Ponadto muzyka w Rise of the Guardians jest cudowna, a jaka obsada świetna! Chris Pine, Hugh Jackman, Alec Baldwin, Isla Fisher czy Jude Law. No jak tu się nie rozpływać ze szczęścia? Cała bajka wygląda elegancko i myślę, że naprawdę warto wziąć się za seans. Zwłaszcza, że być może Mikołaj kiedyś wpadnie do Was w odwiedziny. O ile w niego uwierzycie. A już na pewno w Jacka Frosta!

4.) Aquaman (2018)


(...). Film został osadzony w rozległym, zapierającym dech w piersiach podwodnym świecie Siedmiu Mórz. Produkcja opowiada historię pochodzącego z Atlantydy pół-człowieka Arthura Curry'ego (Jason Momoa) i zabiera go w podróż życia, która nie tylko zmusi go do uznania swojego pochodzenia, ale także do rozstrzygnięcia, czy jest godzien podjąć się przeznaczonego mu zadania... i zostać królem.

Jest to już któryś z kolei film studia Warner Bros. Pictures w oparciu o komiksy DC. Ehh... Filmy, które powstają obecnie z tego studia, że tak powiem, nie są górnych lotów. Man of Steel jest takie dość średnio mocne i bardziej mi się spodobał za 2-3 podejściem. Batman v Superman to jak dla mnie totalna porażka, poza kilkoma mało znaczącymi scenami. Tak samo sprawa ma się z Legionem Samobójców, który dla mnie był karykaturą samego siebie. Wonder Woman nawet całkiem mi się spodobała, bo nie tyle opowiedziano ciekawą historię kobiety w całkiem intrygujący sposób, lecz także wprowadzili kolory (wierzcie mi, jak porównacie chociażby BvS z WW to zrozumiecie o co mi chodzi). Liga Sprawiedliwości to był taki troszkę burdel fabularny, ale przynajmniej sceny akcji były fajne. No i w końcu nadszedł Aquaman. Jak wypada na tle poprzednich produkcji?

Jest naprawdę nieźle. Nawet całkiem dobrze. Chwilami nawet rewelacyjnie. Po wielu rozczarowaniach postanowiłam się nie nastawiać jakoś pozytywnie na ten film, ale powiem, że naprawdę Aquaman to porządnie zrobione zadanie domowe, które poprawiło błędy poprzedników. Przede wszystkim jest kolorowo, jaskrawo, wszystko widać dokładnie i nie trzeba mrużyć oczu. Świat przedstawiony, czyli Atlantyda, wygląda naprawdę prześlicznie. Bardzo przykuła moją uwagę niesamowita wręcz praca kamery. Sceny walk pokazane są z różnej perspektywy, co daje wrażenie jakby się grało w jakąś super grę komputerową. Uważam, że to filmowi wyszło na dobre. Sceny akcji są wręcz genialne.

Oczywiście Jason Momoa to czuł się jak ryba w wodzie (haha, jaki żarcik!), a reszta obsady także spisuje się naprawdę dobrze (Na czele z takimi nazwiskami jak Heard, Wilson, Kidman, Dafoe czy nawet Lundgren) . Główny złoczyńca wydaje się być nie taki zły, jak się wydaje na początku. Mam zastrzeżenie do Black Manty. Spodziewałam się naprawdę świetnego złola, którego po części mogę zrozumieć, ale zniknął w połowie filmu i miałam takie... Aha, ok. Poza tym nie wiem czemu, ale momentami mnie bawił :P. Ogólnie Aquaman to całkiem fajna baja. Może nie jest to produkcja idealna, ale na pewno jest to, tuż po Wonder Woman, dobra droga do sukcesu.

5.) Monster Trucks (2016)


Młody buntownik Tripp (Lucas Till) pragnie oderwać się od codzienności i spełnić swoje marzenie. Chłopak jest mechanikiem, więc wkrótce zbiera się do budowy własnego monster trucka. W tym samym czasie w pobliskiej rafinerii dochodzi do pewnych komplikacji i niechcący na wolność wydostaje się pewna kreatura, przypominająca swym wyglądem ośmiornicę. Jak łatwo się domyślić, Tripp odnajduje niespodziewanego przybysza i zaprzyjaźnia się z nim. Wkrótce potworek staje się głównym motorem przygód Trippa (tak, dosłownie i w przenośni).

Muszę przyznać, że nie wiem co sądzić o samym pomyśle filmu. Z jednej strony, twórcy mieli porządnie pokręcone w bani, żeby stworzyć taką fabułę. Z drugiej jednak, kto inny mógłby na to wpaść? I tak też zmagam się ze sprzecznymi emocjami odnoście całej produkcji. Niby momentami jest zabawnie, ale potem aż kipi elementami kiczu i nieudaną komedią. Niby efekty specjalne są całkiem fajne, zwłaszcza w przypadku tego uroczego stworka, ale z kolei finałowy pościg wygląda jak wyjęty z jakiejś gry komputerowej. Niby mamy fajną obsadę i grę aktorską, ale z drugiej strony nie ma ona za bardzo na czym bazować. Niby główny protagonista jest ciekawie sportretowany, ale np. antagoniści (?) są chyba tylko źli tak dla zasady.

Powiem tak. Nie jest to kino ambitne, więc spokojnie można się wziąć za seans jak ktoś chce się odmóżdżyć, zrelaksować, troszkę cofnąć w czasie, bo klimat filmu jest taki bardziej z dawnych lat. Jak dla mnie jest to seans na jeden raz, ale za to nawet przyjemny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz