piątek, 15 marca 2019

Higher, Further, Faster, Baby!

Nareszcie do kin wszedł film, na który czekałam od bardzo dawna. Jest to pierwsza produkcja od Marvel Studios, skupiająca się na postaci kobiecej, czyli Kapitan Marvel! Oczywiście wcześniej przedstawiono kilka naprawdę potężnych superbohaterek, np. Gamorę, Black Widow (która również wystąpi w swoim solowym filmie), Valkirię, Scarlet Witch (ta z kolei prawdopodobnie dostanie swój własny serial na platformie Disney+), Nebulę etc., ale jak do tej pory żadna z nich nie mogła zabłysnąć pełnią światła w żadnym filmie. To się zmienia wraz z przybyciem pani Kapitan. 

Captain Marvel od początku była uważana za jedno z bardziej kontrowersyjnych podejść Marvela. Podobnie zresztą jak niegdysiejsi Strażnicy Galaktyki czy Black Panther, który apropos zgarnął trzy, według mnie, zasłużone Oscary. Po pierwsze, dlaczego Carol Danvers nie pojawiła się wcześniej, kiedy była potrzebna? Gdzie była do tej pory? Co się z nią działo i w ogóle jaki jest sens robić film, który osadzony jest generalnie przed powstaniem całego uniwersum? Po drugie, część fanów nie była zachwycona faktem, że główną rolę zagra Brie Larson. Pomijam, że jest oscarową aktorką. Większość po prostu nie była zadowolona, że Brie prawie w ogóle się nie uśmiecha. Oczywiście łatwo jest skrytykować i zrównać film z błotem, widząc tylko dwuminutowy zwiastun. Po trzecie, szum na Internetach powstał po tym, jak pewna grupa hejterów zjechała film na portalu Rotten Tomatoes jeszcze zanim produkcja miała swoją premierę (!). Jednym z argumentów było to, że Brie Larson jest aktywną feministką. Jakby to miało jakieś większe znaczenie... Można byłoby podać więcej powodów związanych z problematyką Kapitan Marvel, ale mnie chodzi tutaj głównie o sam film, jego fabułę, grę aktorską i po prostu mój odbiór. 

Jak się w końcu spisała pani Larson? Co sprawiło, że Nick Fury stał się tym kim jest obecnie? Jakie były początki Tarczy i jaką rolę odegrali Skrulle? Czas się przekonać!


Reżyseria: Anna Boden, Ryan Fleck
Scenariusz: Nicole Perlman, Meg LeFauve, Geneva Robertson-Dworet, Anna Boden, Liz Flahive, Ryan Fleck, Carly Mensch
Premiera: 08.03.2019 (Polska)
Produkcja: USA
W rolach głównych: Brie Larson, Samuel L. Jackson, Ben Mendelsohn, Clark Gregg, Lashana Lynch, Jude Law, Gemma Chan
W pozostałych rolach: Lee Pace, Djimon Hounsou, Annette Bening, Rune Temte, Mckenna Grace


Akcja Kapitan Marvel rozgrywa się w latach 90-tych XX wieku, wcześniej niepokazywanych w filmowym uniwersum Marvela. 

Ziemia dostaje się w sam środek galaktycznej wojny. Tytułowa bohaterka, Carol Danvers (Brie Larson), jest oficerem armii Stanów Zjednoczonych, ale wkrótce stanie się jedną z najpotężniejszych postaci Wszechświata, gdy na skutek genetycznej modyfikacji zyska pozaziemską moc rasy Kree. 

Czy to wystarczy, aby pokonać Thanosa (Josh Brolin) w ostatecznej rozgrywce, która będzie miała miejsce w Avengers: Koniec Gry?

Vers należy do oddziału walecznych i szlachetnych wojowników Kree, na czele którego stoi Najwyższa Inteligencja (Annette Bening) oraz Yon-Rogg (Jude Law). Głównym zadaniem Kree jest pilnować porządku we Wszechświecie i pokonać inwazję Skrulli, którzy infiltrują każde terytorium, na którym się znajdują. Skrulle podbijają również planety, co ułatwia im umiejętność zmiennokształtności. Wkrótce jednak, w wyniku pewnych komplikacji, Vers niespodziewanie ląduje na Ziemi i dzięki pomocy młodego agenta Nicka Fury'ego (Samuel L. Jackson) odkrywa, kim tak naprawdę jest i dowiaduje się o spisku, który może odmienić losy całej wojny. Po której stronie konfliktu opowie się Vers? Jakie były początki Tarczy? Co sprawiło, że Ronan (Lee Pace) oraz Korath (Djimon Hounsou) obrali ciemną stronę mocy?


Mnie osobiście, Kapitan Marvel się spodobała. Akcja niesamowicie wciąga, muzyka czy efekty specjalne są naprawdę świetne, klimat lat 90. jak najbardziej zachowany. Ponadto gra aktorska na najwyższym poziomie i wbrew obiegowej opinii uważam, że Brie Larson bardzo dobrze poradziła sobie z rolą upartej i nieco porywczej heroiny. Co więcej, niejednokrotnie zaskoczyły mnie pewne zwroty akcji oraz nawiązania do poprzednich czy przyszłych filmów Marvel Cinematic Universe. Oczywiście nie jest to film bez skaz, bo występują pewne elementy, które nie przypadły mi do gustu. Nie jest to też najlepsza produkcja ze stajni Marvela, ale to nie oznacza, że Captain Marvel to totalne dno, o czym czasami można poczytać w niektórych kąśliwych komentarzach.

Brie Larson naprawdę świetnie się spisała jako główna protagonistka. Wiem, co mówię, bo mam wgląd w komiksy i zdążyłam poznać komiksową wersję Carol Danvers pod względem charakterku czy osobowości. Carol bywa zbyt pewna siebie, arogancka, uparta i sarkastyczna, więc chwilami jej postać może troszkę drażnić, ale tak naprawdę o to w filmie chodziło, więc myślę, że Brie wykonała kawał solidnej roboty. Sądzę, że jestem jedną z tych neutralnych osób, które po obejrzeniu zwiastunów Captain Marvel nie pultały się, bo Brie w ogóle się nie uśmiechała. Stwierdziłam, że dopiero po filmie ocenię jej grę aktorską i kobieta naprawdę poradziła sobie świetnie. Ukazała silną, pewną swego bohaterkę, która nikomu nie musi udowadniać, kim tak naprawdę jest.


Podoba mi się jej relacja z agentem Nickiem Fury'm. Nick jest młody i jeszcze niedoświadczony, jeśli chodzi o styczność z pozaziemskimi istotami. Dla niego to wszystko jest nowe i miło jest zobaczyć go jeszcze jako energicznego, troszkę ciapowatego i popełniającego błędy początkującego szpiega. Ta więź między superpotężną przedstawicielką Kree a zielonym wtedy Nickiem to jedna z większych atrakcji filmu.

Chętnie bym pozachwycała się nad postaciami złoczyńców, ale musiałabym nieco zaspojlerować. W takim razie powiem tyle o ile :P. Przede wszystkim Skrulle nie są tak jednoznaczne jak mogłoby się to wydawać. Talos (Ben Mendelsohn) nie jest jednym z tych jednowymiarowych i płaskich złoli. Ma w sobie pewną głębię i kiedy dzieli się z Carol swoją historią to jesteś w stanie, jako widz, się z nim utożsamić. Ponadto ma w sobie charyzmę i specyficzne poczucie humoru, co mi się bardzo spodobało. Byłabym prze-szczęśliwa, gdyby jeszcze kiedyś powrócił przy okazji jakiegoś filmu, bo nie chciałabym, żeby to był ostateczny koniec wątku o Skrullach. Poza zielonoskórymi kosmitami okazuje się, że jest ktoś jeszcze, kto mógłby mieć złe intencje. Mam nadzieję, że nie jest to wielki spojler, dlatego do końca tego akapitu już nie czytajcie, jeżeli nie chcecie sobie zepsuć seansu. Okazuje się, że sama Najwyższa Inteligencja i Yon-Rogg z całą ekipą Kree nie są tacy dobroduszni i szlachetni jak się wydawało na początku. Podejrzewałam od początku, że Yon-Rogg będzie tym złym. Dlatego w sumie się nie zaskoczyłam, ale okazał się kawałem prawdziwego drania i oszusta, więc można uznać, że Jude Law dobrze się spisał. Podobnie zresztą Annette Bening, która niejako odegrała w filmie dwie skrajnie różne role, dlatego zdejmuję czapkę z głowy :).


Równie dobrze w produkcji wypadły postacie drugoplanowe. Maria Rambeau (Lashana Lynch) okazała się silną i naprawdę ciekawie wykreowaną bohaterką. Ma swoje do powiedzenia, do odegrania i nawet nie musi być superbohaterką, żeby zaimponować na ekranie. Miło było też zobaczyć młodszego Phila Coulsona (Clark Gregg), chociaż jego rola była bardzo malutka i ograniczyła się może do 2-3 scen. Niemniej takie przyjemne ciepełko czułam w serduszku za każdym razem jak się pojawiał na ekranie.

Jak już wcześniej napisałam, Captain Marvel nie jest bez skaz. To jest naprawdę porządnie zrobiony film, ale nie brak w nim pewnych luk, niedopowiedzeń czy generalnie pewnych elementów, które mogą trochę wadzić. Tutaj trochę muszę podać kilka spojlerów, także uważajcie na zdania zakończone pytajnikiem. Czy kamień, za którym tak goniła Carol w scenie na pociągu ma jakieś większe znaczenie? Jeśli tak, to co się z nim stało? Jaki interes w całej tej wojnie miał Ronan? Scena z nim właściwie nie wyjaśniła jego przejścia na ciemną stronę mocy. Co się stało z pozostałymi ocalałymi wojownikami Kree? Dlaczego Korath zaczął pracować dla Ronana? Gdzie przez tyle lat podziewał się Goose?! U Nicka w biurze? Czy Kapitan, która niejako posiadła moc Kamienia Nieskończoności, byłaby w stanie się teleportować? Tyle pytań i nie potrafię udzielić sobie na nie odpowiedzi.


Muzyka skomponowana przez utalentowaną Pinar Toprak jest świetna. Niesamowicie oddaje klimat lat 90., space opery i czystego sci-fi. Do tego uzupełniono soundtrack o piosenki stricte z lat 90., które uzupełniają film w odpowiednich scenach. Efekty specjalne są nieziemskie i naprawdę jestem pod wrażeniem sposobu, w jakim ukazano pełną formę Binary. Finałowa walka dzięki temu wyglądała prze-epicko. Doceniam też, że twórcy intrygująco ukazali momenty, gdy Skrulle przybierały ludzką formę. Sam make-up czy kostiumy prezentowały się znakomicie, więc chylę też czoła wszystkim specom od scenografii czy innych efektów dźwiękowych.

Summa summarum, Captain Marvel to naprawdę solidny i ciekawy film. Nie jest może wybijający się zbytnio od typowego origin story, ale na pewno jest intrygujący i pełen zwrotów akcji. Początek filmu troszkę mi się dłużył i nie bardzo jeszcze potrafiłam wkręcić się w fabułę, ale z czasem cała intryga coraz bardziej mnie interesowała. Goose kradnie każdą scenę, hołd dla Stana Lee po prostu miażdży serce, a obie sceny po napisach sądzę, że są mega satysfakcjonujące, a już na pewno ta pierwsza, która stricte nawiązuje do Avengers: Endgame. Dialogi są świetne, a humor niewymuszony. Produkcja wcale nie przesiąkała jakimiś feministycznymi hasłami ani nie głosiła żadnych politycznych haseł, więc trochę mi przykro z powodu tych wszystkich nieprzyjemnych sytuacji jakie miały miejsce przed premierą, jak i w sumie obecnie tuż po. Ja w każdym razie jestem bardzo zadowolona z filmu i uważam, że zasługuje na porządne 8/10.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz