piątek, 22 marca 2019

The Punisher - recenzja II. sezonu

Fakt, że obejrzę drugi sezon serialu od Marvela The Punisher (recenzja pierwszego sezonu znajduje się TUTAJ) był oczywisty. Mimo, że raz za razem poznikały wszystkie seriale na Netflixie, a ostała się już jedynie Jessica Jones, tak stwierdziłam, że zostanę z Karzycielem do końca i zobaczę czy chociaż warto było czekać na gorzkie zakończenie ery superbohaterów na Netflixie. Czy było warto? Czy drugi sezon dorównuje pierwszej części? Jest lepiej, a może gorzej?


Twórca: Steve Lightfoot
Premiera: 18.01.2019
Produkcja: USA
Dystrybucja: Netflix
W rolach głównych: Jon Bernthal, Ben Barnes, Amber Rose Revah, Jason R. Moore, Josh Stewart, Floriana Lima, Giorgia Whigham
W pozostałych rolach: Royce Johnson, Deborah Ann Woll, Rob Morgan, Mary Elizabeth Mastrantonio


Akcja drugiego sezonu The Punisher toczy się jakiś czas po wydarzeniach z pierwszej części. Frank Castle (Jon Bernthal) pomścił już śmierć swojej rodziny. Podróżuje po świecie pod swoim nowym imieniem i nazwiskiem, szukając nowego celu w życiu. Prawie mu się to udaje, gdy pewnego dnia poznaje młodą i sprytną włóczęgę, Amy Bendix (Giorgia Whigham), którą śledzą podejrzane knypki. Frank oczywiście postanawia zainterweniować, co potem skutkuje kolejnymi nawarstwiającymi się kłopotami. Okazuje się, że Amy jest na celowniku pewnej potężnej rodziny, która za wszelką cenę postanawia pozbyć się niechcianego świadka. Ponadto, w tym samym czasie, po długiej śpiączce budzi się Billy Russo a.k.a. Jigsaw (Ben Barnes). Z czasem przypomina sobie o tym, co się stało z jego twarzą (ci, co widzieli pierwszy sezon wiedzą w czym rzecz) i pragnie zemścić się na Punisherze. Frank więc zmuszony jest walczyć na dwa fronty. Czu uda mu się zwyciężyć w obu potyczkach? Będzie mógł liczyć na jakąkolwiek pomoc? Kim jest John Pilgrim (Josh Stewart) oraz jaką rolę w fabule spełnia doktor Krista Dumont (Floriana Lima)?

Pierwszy sezon całkiem mi się spodobał. Owszem, tempo czasami zwalniało i część wątków wydawała mi się po prostu zbędna, ale generalnie rzecz biorąc, pierwsza część Punishera to była porządna dawka rozrywki, jeśli można to tak określić, bo serial poruszał dość ciężkie motywy. Moim skromnym zdaniem, drugi sezon Karzyciela wypada lepiej i zdecydowanie bardziej się wciągnęłam, mimo, że internet działał u mnie wtedy tragicznie i z bólem oglądało mi się każdy odcinek, który zatrzymywał się co 2-3 sekundy. Jednak dałam radę!


Oczywiście Jon Bernthal w roli głównej to jest strzał w dziesiątkę tak jak Robert Downey Jr. w roli Iron Mana. Gra aktorska jest na najwyższym poziomie i mam wrażenie, że Jon tak się scalił z tą postacią, że to jest wręcz niemożliwe. Jego spojrzenia, gesty, miny, nawet sposób chodzenia czy głos wzbudzają respekt i naprawdę bałabym się spotkać takiego Franka na ulicy. Nawet jak przegrywa i dostaje po mordzie cios za ciosem, to i tak podnosi się i wygrywa. Tym razem w walce nie jest sam (mimo, że nie bardzo mu się to podoba). Nawiązuje specyficzną więź z Amy, która z odcinka na odcinek coraz bardziej ewoluuje. Z początku wzajemnie nieufni, wręcz wrodzy, z czasem stają się sobie bardzo bliscy. Początkowo myślałam sobie... Po co Frank właściwie zainteresował się losem przypadkowo spotkanej dziewczyny? Czemu akurat Amy? Dotarło do mnie, że Frank po prostu chciał poczuć się ojcem. Nie miał już syna ani córki, a Amy jakoś sprawiła, że obudził się w nim ponownie instynkt ojcowski (dość specyficzny). Może zapragnął chociaż cząstki rodziny? Fakt faktem, że Amy strasznie mnie drażniła. Doceniam czarny humor i sarkazm, ale jej zachowanie, irracjonalne myślenie i kąśliwe uwagi irytowały mnie. Dobrze, że Frank się tym nie przejmuje i stawia dziewczynę do pionu, bo inaczej ciężko byłoby mi ją zdzierżyć...

W drugim sezonie powróciły też już znane postacie. Dinah Madani (Amber Rose Revah), która zmaga się z traumą i pragnie zemścić się na Billy'm, nawet kosztem swojej kariery. Na początku mnie troszkę drażniła, ale z czasem byłam w stanie się z nią lepiej utożsamić. Curtis Hoyle (Jason R. Moore), jedyny przyjaciel Franka, który pragnie załagodzić konflikt nie przemocą, a dobrym i ciepłym słowem. Bardzo lubię Curtisa, jest wiernym i naprawdę wspaniałym przyjacielem. Mimo, że sam jest weteranem wojennym, odcina się od przeszłości, która niejako sprawiła, że woli pomagać innym.


Powraca też oczywiście Jigsaw. Czytałam bardzo dużo komentarzy użytkowników, którzy, delikatnie mówiąc, nie byli zadowoleni z wyglądu Billy'ego. W komiksach Billy, po starciu z Frankiem, wygląda naprawdę koszmarnie. W serialu jego twarz pokryta jest kilkoma bliznami, które wcale nie ujmują mu wyglądu (tak przynajmniej uważam, chyba że to naturalny urok Bena). Oglądałam też wywiad, że tu nie chodzi o sam wizerunek Jigsawa, ale o jego psychikę, która jest tragicznie pokiereszowana, bo Billy tak naprawdę żyje z dziurą w pamięci i miewa ataki paniki. Szczerze mówiąc, na początku też liczyłam, że Russo będzie wyglądał bardziej jak swój komiksowy pierwowzór, ale z drugiej strony jego serialowe oblicze wcale mi nie dokuczało. Z perspektywy czasu uważam nawet, że wydelikacenie jego ran wyszło na dobre z fabularnego punktu widzenia. Powiem, że Billy to naprawdę ciekawie wykreowana postać, której można nawet kibicować, co mi się zdarzyło co najmniej dwa razy w trakcie seansu. Mimo, że człowiek dokonał czynów nieludzkich, tak czasami ciężko było mu nie współczuć. Ben to świetny, utalentowany aktor, którego największym atutem są oczy. Tak dużo można wyczytać z jego oczu! Szacun. Nie jest on może najlepszym Netflixowym złoczyńcą, ale Barnesowa interpretacja Jigsawa bardzo mnie ujęła i widać, że facet przyłożył się do pracy.

Do obsady dołączyły też nowe postacie, takie jak np. wyżej wspomniana doktor Krista Dumont czy John Pilgrim. Ta pierwsza ma dosyć duży wpływ na Billy'ego. Za wszelką cenę postanawia pomóc Billy'emu. Bardzo ją za to doceniłam na początku. Potrafiła zobaczyć w każdym dobro i była gotowa do poświęceń, byle tylko wesprzeć swoich pacjentów, a raczej jednego, konkretnego pacjenta... Niestety pod koniec rozczarowała mnie swoim postępowaniem i jakoś straciła w moich oczach... John Pilgrim z kolei jest bardzo enigmatyczną i budzącą grozę postacią, niemniej jakoś nie byłam w stanie się z nim utożsamić, polubić go czy znienawidzić. Jak dla mnie nie wzbudzał on żadnych emocji, chociaż pod koniec dopiero można poznać go bliżej. Tak czy siak, nie utknie mi jakoś dłużej w pamięci.


Ogólnie rzecz biorąc, serial jest naprawdę dobry. Oglądało mi się świetnie, chociaż nie wciągnęła mnie akcja jakoś przez pierwsze 3-4 odcinki. Potem to już się zatraciłam (podobnie miałam zresztą w przypadku pierwszego sezonu Daredevila). Uważam, że cały ten wątek Pilgrima, rodziny Schultzów i Amy był zbędny. Może inaczej, bo zbędny to złe słowo. Kompletnie mnie to nie zainteresowało. Trochę się nawet wkurzyłam, kiedy SPOJLER całe to zamieszanie z Pilgrimem i Amy tyczyło się jednego, niepochlebnego zdjęcia, które zagrażało życiu praktycznie obojga KONIEC SPOJLERA. Noś kurczę! Odnoszę wrażenie, że twórcy szukali jakiegoś motywu, by wydłużyć jakoś historię Franka do 13 epizodów. Wątek Russo ma większy sens, bo on i Frank mają wspólną historię i jest to konkretny powód, dla którego Frank decyduje się w końcu dokończyć rozgrywkę z finałowego odcinka pierwszego sezonu.

Jeśli chodzi o efekty specjalne, choreografię walk czy muzykę to The Punisher po prostu wymiata. Może nie ma jakichś wyszukanych akrobacji czy fikołków, bo Karzyciel nie bawi się w takie rzeczy, ale łamanie kości, lejąca krew czy wszelkie ciosy wyglądają fenomenalnie na ekranie. Całość prezentuje się nie tyle naturalne, ale wręcz czuć jak te wymachy czy uderzenia bolą. Z satysfakcją, a jednocześnie z grymasem na twarzy oglądałam wszelkie sceny akcji. Muzyka Tylera Batesa również trzyma poziom i stwarza naprawdę unikatową atmosferę.


Summa summarum, The Punisher to naprawdę świetny serial. Akcja rozkręca się z odcinka na odcinek, nie brak strzelanin czy potyczek. Oczywiście każdy Easter Egg raduje przeciętnego komiksomaniaka. Nie brakuje także referencji do poprzednich seriali. Gościnnie występuje Karen Page (Deborah Ann Woll) oraz detektyw Brett Mahoney (Royce Johnson), co również cieszy, że jednak mimo anulowania kolejnych seriali, wciąż ciągłość fabularna jest zachowana. Generalnie serial The Punisher (który najprawdopodobniej nie doczeka się kontynuacji, dlatego dziękuję za w miarę dobre domknięte zakończenie) oceniam na 9/10.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz