niedziela, 5 kwietnia 2015

Święta w domu!

Cóż...święta trwają, ale aż chce się powiedzieć ; ''święta, święta i po świętach'';].


Tak zauważyłam, że z biegiem lat każde święta, czy to wielkanocne, czy też bożonarodzeniowe tracą dla mnie swoją magię...nie czuję tych świąt, mimo, że praca w domu wre, robi się mazurki, piecze kaczki, przyozdabia się pisanki i koszyki itd. To wszystko jest, a nawet można powiedzieć, że niczego nie brakuje!
Ja jednak, raczej nieświadomie, kompletnie zobojętniałam...nie ma dla mnie tej atmosfery, tego poczucia, że oprócz upragnionego ''wolnego'' od szkoły i totalnej laby jest taki okres, kiedy obchodzi się święta i się je...święci;]. W ogóle już totalnie tego nie czuję...a najgorsze jest to, że nie bardzo znam przyczynę tego stanu...

Jak byłam mała, to na pewno podstawówka, to się naprawdę czuło w powietrzu! Miesiącami nawet przed Wielkanocą potrafiłam robić pisanki, wbijać szpilkami cekiny, kombinować tak, żeby te jajka były jak najpiękniejsze! Przystrajanie koszyka i kłócenie się z siostrą, które jajko ładniejsze i które wsadzić było normalne. To pieczenie ciast, motłoch w domu, ogólna euforia...pamiętam to doskonale!

A teraz co? Totalna pustka...nicość...kompletne zobojętnienie...to takie przykre...


Próbuję jakoś doszukać się przyczyn tej dziwnej dla mnie bierności. Może to przez pogodę? Niebo zachmurzone, znikomy dostęp słońca ; zimno, szaro, buro...a mnie zawsze święta wielkanocne kojarzyły się ze słońcem! Może to przez leki? Biorę te prochy już dosyć długo i ciągle jestem taka senna, nie zawsze świadoma co się dzieje wokół mnie...Może to przez nieregularnie spanie? Ostatecznie zasypianie o 02.00 i budzenie się o 11.00 to raczej nie jest dobra metoda na życie;]. A może przez te wszędobylskie reklamy? Czy ja wiem...zawsze dodawały, według mnie, to uczucie, że coś się dzieje, że przecież są te święta! A może przez kryzys mojej wiary? To też na pewno...a może przez lenistwo? Ten stan można już chyba nazwać chorobą cywilizacyjną...

W każdym razie stało mi się to wszystko jakby obce, dziwne...a ja nie chcę, żeby tak było! Chciałabym czuć ten klimat, zadowalać się tymi świętami i czuć je tak jak kiedyś, gdy byłam mała!

Ehh...może kiedyś odzyskam to, co już teraz jest tylko w moich wspomnieniach...

Na chwilę obecną zostawiam was z Hansem:).




A wy jak świętujecie? Będzie lany śmigus - dyngus?:>

1 komentarz:

  1. nie sądziłam, że i moją młodszą siostrzyczkę dorwał kryzys wiary, miejmy nadzieję, że chwilowy, bo widzisz po moim przykładzie jak to człowiek kończy ;D
    widzę, że i mamy podobne podejście do świąt. cóż, dla mnie nieszczególnie i kiedykolwiek Wielkanoc miała szczególny i magiczny urok. A jak zaznaczyłaś, z roku na rok jest coraz gorzej z tym. Placki były pyszne! ;D
    Ładne kolory tutaj się pojawiły:)

    OdpowiedzUsuń