piątek, 9 września 2016

I'm not a bad guy...

Witajcie, kochani!:)

Przyszedł czas na bohatera z piekła rodem, czyli Daredevila 20th Century Fox:).


Reżyseria ; Mark Steven Johnson
Scenariusz ; Mark Steven Johnson
Premiera ; 28.03.2003 (Polska)
Produkcja ; USA
W rolach głównych ; Ben Affleck, Jannifer Garner, Colin Farrell
W pozostałych rolach ; Michael Clarke Duncan, Jon Favreau, Joe Pantoliano
Nagrody ; Złota Malina Najgorszy aktor Ben Affleck także za Zapłata oraz Gigli
                  Teen Choice Ulubiony czarny charakter Colin Farrell
                  Złoty Popcorn Przełomowa rola żeńska Jennifer Garner


Młody Matt Murdock (Scott Terra) w nieszczęśliwym wypadku zostaje oślepiony przez odpady radioaktywne. W ten sposób traci wzrok, ale jego pozostałe zmysły - dotyk, zapach, a przede wszystkim słuch - zostają wyostrzone. W tym też czasie traci też ojca, który zostaje okrutnie zamordowany. Jedynym śladem zbrodni jest czerwona róża...od tamtej pory Matt decyduje się walczyć ze zbrodnią ''w taki czy inny sposób''.

Jako już dorosły mężczyzna (Ben Affleck) za dnia jest przykładnym prawnikiem, który walczy o sprawiedliwość w legalny sposób...gdy sprawa nabiera nieoczekiwanego obrotu, a zło wciąż czai się po Nowym Yorku, w nocy wdziewa maskę Daredevila i likwiduje tych, którzy dopuścili się krzywdy na innych.

Przy okazji zakochuje się też w pięknej, acz zabójczej Elektrze Natchios (Jennifer Garner), którą musi obronić przed Bullseyem (Colin Farrell) nasłanego przez bezwzględnego Wilsona Fiska aka Kingpina (Michael Clarke Duncan).

Film był...taki średni...nie porwał mnie, choć pamiętam, że w dzieciństwie podobała mi się ta produkcja. Teraz popatrzyłam na to z dystansem i stwierdzam, że najlepsza w tym filmie była Elektra oraz Bullseye. Elektra, ponieważ Jennifer pokazała, że niekoniecznie musi odgrywać role słodkich i głupiutkich panienek jak w ''Dziś 13, jutro 30''. Dała się poznać jako piękna, inteligentna i potrafiąca walczyć o siebie i w obronie innych kobieta (do Elektry nawiasem mówiąc wrócę w następnej recenzji;]). Kolejnym atutem jest Bullseye. Colin Farrell kolejny raz pokazał, że jest nie tylko dobry w kinie akcji, ale też, że potrafi być niezwykle przekonującym czarnym charakterem! Mam słabość do tego aktora i nawet w roli łysego, nieco ekscentrycznego i dziwacznego villaina go kupuję;].

Nie wiem co tam robił Kingpin...nie odegrał jakiejś znacznej roli, a finałowa walka Daredevila z nim była uważam mało ciekawa...lepsza była walka w kościele z Bullseyem...! Klimat filmu mnie nie porwał, to raczej nie mój styl, a Bena...nigdy jakoś specjalnie nie lubiłam jako aktora, co potwierdza się w ''nagrodzie'' jaką otrzymał;]. Zaś sceny z Nelsonem (Jon Favreau) były fajne. Za każdym razem pojawiał mi się banan!^^ (kolejnym nawiasem mówiąc, zapamiętajcie to nazwisko, w Marvelowym świecie jeszcze nie raz się pojawi!)

Warto dodać, mimo wszystko, że z tego filmu pochodzą dwie słynne piosenki zespołu Evanescence - ''Bring Me To Life'' oraz ''My Immortal'', dzięki czemu film nabrał więcej dynamizmu;].

Ogólnie film był średni, więc moja ocena to takie 6/10.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz