sobota, 9 lipca 2016

Matura zdana...ba dum tss...;]

Witajcie, kochani:)

Już mija kilka dni od oficjalnych wyników matur. W internecie można wiele poczytać, jaki to straszny pogrom i co piąty maturzysta nie zdał. W szczególności z WOS-u oraz biologii, ale także rozszerzona matematyka i angielski (o dziwo) przyniosły także nie najlepsze wyniki . O części wiem z własnej autopsji, bo do części egzaminów musiałam przystąpić, o części wiem tylko z przeczytanych artykułów wyszukanych na różnych stronach internetowych. O tej drugiej części się nie wypowiem (choć liczę, że inni tegoroczni maturzyści podzielą się ze mną tą wiedzą i wyrażą swoją opinię na ten temat:)), zaś jedynie co to mogę się wypowiedzieć o własnych wrażeniach z tychże egzaminów, jakie są moje odczucia i czy generalnie zdałam i czy zadowolona jestem z osiągniętych wyników:). Także, zapraszam!:)

Rocket też jest przerażony co to się porobiło...


To tak słowem wstępu. Każdy maturzysta musiał obowiązkowo podejść do egzaminu pisemnego na poziomie podstawowym z języka polskiego, matematyki oraz wybranego języka nowożytnego. W większości był to język angielski, oraz ustnego z języka polskiego oraz języka nowożytnego, który wybrał jako podstawowy. Tutaj też w większości był to angielski. Dodatkowo każdy musiał przystąpić do minimalnie jednego egzaminu na poziomie rozszerzonym. 

Zacznę może od pisemnych:). Pierwszym egzaminem był oczywiście j.polski. Z polskiego, prawdę mówiąc, uczyłam się najwięcej, bo najbardziej się bałam tego egzaminu, zwłaszcza gramatyki, choć bardziej bałam się ustnego, ale na pisemnym też dodatkowa wiedza zawsze jest wskazana. Teksty do czytania ze zrozumieniem wydawały mi się takie średnie. Niektórych poleceń nawet nie rozumiałam, ale z większością zadań sobie poradziłam. Z dłuższej formy pisemnej wybrałam rozprawkę. Wybrałam jeden przykład z literatury, drugi z filmu. Tak, żeby pokazać, że z obu dziedzin coś wiem. A że temat był do ogarnięcia i można byłoby sporo przykładów podać, dałam więc ''Kamizelkę'' Prusa oraz ''Titanic''. Pierwszy film jaki mi wpadł w tamtym momencie do głowy. Modliłam się, by wynik plasował się tak powyżej 70%. Wiedziałam, że teksty mogłam zawalić, ale wiedziałam też, że rozprawka mogłaby mi podwyższyć nieco wynik. Nie zawiodłam się, bo mój wynik z egzaminu pisemnego z j.polskiego to 73%. Jestem w sumie zadowolona i jak na dyslektyka, który na pierwszym tego typu egzaminie prawie wyłysiał ze stresu (dosłownie!), to całkiem nieźle:).

Następna w kolejności była matematyka. Zadań było ogrom, po dziesięciu zadaniach zamkniętych byłam już zmęczona, a czekało przede mnie jeszcze z 26, w tym z 8 zadań otwartych...o ile dobrze pamiętam z geometrią nie miałam problemów, bo w tym jestem dobra i lubię bawić się w figurach i bryłach (no może poza geometrią analityczną!). W pewnym momencie nawet zapomniałam wzoru na wysokość w trójkącie równobocznym, było to parę minut przed końcem egzaminu, ale gdy już sobie przypomniałam, to szybko dobrnęłam do końca). Co do reszty to ciężko mi teraz sobie przypomnieć, ale raczej poszło całkiem dobrze, mimo zmęczenia i głodu...natomiast pamiętam, że zadania z prawdopodobieństwem kompletnie mi nie poszły, zwłaszcza ostatnie zadanie za największą ilość punktów-,-. Mimo wszystko dałam radę i napisałam na 68%, czyli tak samo jak na próbnej;]. Powinnam się cieszyć, choć no te 2% do 70 trochę boli...;]

Dalej był język obcy nowożytny, w moim przypadku to podstawowy angielski, rzecz jasna. Część ze słuchania, z czytania ze zrozumieniem oraz z gramatyki wręcz banalna, choć to właśnie z gramatyki popełniłam jeden błąd i to niepotrzebnie, bo w nerwach zaznaczyłam błędną odpowiedź...list oczywiście był łatwy i napisałam bez problemu, choć przez 20 minut musiałam skreślać część treści, bo było za dużo słówek i nie mieściłam się w limicie. Tak więc mój wynik to 98%, i mimo, że ten błąd trochę kuje mnie tam w środku, to cieszę się jednak:). 

Do tego dochodzi pisemny egzamin z języka angielskiego rozszerzonego. Prawdę mówiąc, już nie chciało mi się go pisać, było wtedy gorąco i tak pięknie na polku, a ja musiałam sterczeć w tej klasie i pisać znowu kolejny egzamin-,-. No ale mus to mus. Część słuchana była dziwna, prawdę mówiąc. Teoretycznie wszystko rozumiałam, ale praktycznie też pasowały mi wszystkie odpowiedzi. Czytanie ze zrozumieniem było łatwe, acz miałam niemałe problemy z gramatyką, zwłaszcza z transformacjami! To było straszne...jednak rozprawka okazała się moim zbawieniem, pisałam wręcz z przyjemnością, ale znowuż musiałam kreślić i dosłownie bazgrać po arkuszu, bo kolejny raz oczywiście przekroczyłam limit! Mimo to, modliłam się, bym dostała powyżej 80% z całego tego egzaminu, bo nie poszło mi słuchanie, a gramatykę nieco zawaliłam. Wiedziałam, że popełniłam głupie błędy. To stres i poddawanie wszystkiego wątpliwościom...jednak z ulgą przyjęłam te 82%!^^

Ostatnim pisemnym egzaminem był język niemiecki rozszerzony. Do niego podeszłam z taką obojętnością...przy mojej podstawowej wiedzy z tego języka jak mogłabym napisać rozszerzenie. Myślałam sobie wtedy, patrząc przez okno...''co ja tutaj robię, do cholery!?''. Większość zadań robiłam na tzw.czuja. Nawet gramatykę! Pisząc list (przed egzaminem obiecałam sobie, że nie będę za żadne grzechy pisać listu! Taaa...;]) brakowało mi kolejnych słów, bo ich po prostu nie znałam bądź zapomniałam! To było wyzwanie, acz uradowałam się, gdy okazało się, że mam 72%! Hah, a nie liczyłam na więcej niż 50%;]. To jest sukces!

Na ustnych było jednak znacznie więcej stresu, bo odpowiadałaś/łeś przed komisją. Akurat na ustnym j.polskim byłam spokojna, bo trafiłam na sympatyczną polonistkę. Miałam więcej czasu do przygotowania swojej wypowiedzi (jako niepełnosprawna miałam wydłużony czas do 30 min, tak samo na pisemnych). I bardzo dobrze, bo nie mogłabym się wyrobić w 15 minut! Troszkę się jąkałam przy wypowiedzi, na pewno się powtarzałam i zatrzymywałam, ale starałam się mówić jak najwięcej. Temat nie był spełnieniem moich marzeń (jak w sztuce przedstawiono życie codzienne. Odwołać się do literatury), ale dałam radę i otrzymałam 80%. Yeah!;]

No i angielski ustny...naczekałam się na swoją kolej...nie powiem...wylosowałam działy tj. praca, turystyka oraz, na moje nieszczęście, przyrodę...ogólnie to uwielbiam mówić po angielsku, czuję się pewnie i nawet się nie jąkam, ale z działu o ekologii...zwłaszcza z tych dwóch identycznych obrazków, ciężko było o czymkolwiek mówić. Cieszy mnie więc te 87%, acz ten jeden punkt więcej sprawiłby, że ogólnie wyglądałoby jeszcze lepiej;]. 

Tak więc generalnie matura zdana, jestem zadowolona z wyników, choć jestem pewna, że dużo osób napisało jeszcze lepiej. I bardzo dobrze, tylko się cieszyć!:) Gratuluję! Są też na pewno tacy, którzy będą przystępować do poprawkowych...dacie radę, przeszliście przez ten koszmar raz, przejdziecie i drugi:). Powodzenia!:) Wszystkim życzę dostania się na wymarzony kierunek i fajnych studiów! Cheers!
 

 
PS. Dla porównania z maturami próbnymi możecie poczytać TUTAJ

 

1 komentarz:

  1. świetny jest ten zwierzak, nieźle i bardzo podobnie oddaje emocje, jakie często mi towarzyszą i wówczas przybieram taką minę, ha ha ;D
    no i cieszę się, że przyjęte przez ciebie wyniki okazały się nawet większe w praktyce, miła niespodzianka. Widzisz, tyle było stresu i po co, skoro wyniki dają niezły powód do dumy? Tak trzymać! ;)

    OdpowiedzUsuń