wtorek, 5 stycznia 2016

Pierwszy noworoczny wpis!:)

Witajcie, kochani!:)

Oto mój pierwszy post w nowym roku 2016!!! Mam nadzieję, że ten rok będzie dla mnie łaskawszy pod względem zdrowotnym, szczęśliwszy pod względem prywatnym, owocniejszy pod względem zawodowym ( a raczej szkolnym ) i ogólnie lepszy, także tutaj na blogu:). Życzę wam tego samego, oby ten rok okazał się lepszy dla wszystkich pod każdym aspektem:).

Długo zastanawiałam się, czym by się tutaj podzielić, co by wam pokazać tudzież napisać, w tym nowym, dobrze zapowiadającym się roku. Postanowiłam zacząć tak na luzie, a mianowicie opowiedzieć wam o moich...dwóch snach ( a zarazem też utworzyć nową kategorię! )które w moim mniemaniu, że tak powiem, ''trzymają się kupy''. Już wyjaśniam.
Na pewno wielu z was śnią się różne rzeczy, które nie mają z sobą nic wspólnego, są zlepkiem obrazków i nawet nie da się czasami w słowa obrać treści tego, co wyśniliście w ciągu nocy. Tak się zdarza bardzo często, u mnie także. Natomiast bywają też takie sny, które da się opowiedzieć, zdarzenia biegną w miarę płynnie, jesteś w stanie opisać dane miejsce, osobę, sytuację. Czasami nawet z takich snów możesz wyłapać jakieś słowa, a po pewnym czasie masz efekt ''deja vu'', bo sny czasami są obrazem tego co się stanie i już się dzieje na jawie!
Mało tego! Ja często jak śnię to czuję to samo co osoba, którą jestem we śnie...( kurczę, to brzmi jak tekst z ''Incepcji''... ). Chcę się tutaj odnieść do dwóch kwestii. Pierwszej, że czasami we śnie jestem obserwatorem, świadkiem jakiegoś zdarzenia, reżyserem, który kręci dany film/kadr, a czasami też jestem po prostu w swoim ciele, czasami w ciele kogoś innego ( kiedyś nawet byłam chłopakiem! ) i perspektywa ciągle się zmienia. Jak w tym powiedzeniu...''Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia''. Drugą istotną dla mnie kwestią jest fakt, że dosłownie i w przenośni, czuję to kim jestem w danym momencie. Czuję jakiś zapach, czuję smak, słyszę...ponadto odczuwam gniew, radość, ekscytację, zniecierpliwienie...to się wszystko łączy i nakłada na siebie! Na pewno u większości z was kwestia numer 1 się sprawdza i potwierdza. Co do drugiej...nie wiem...chętnie się dowiem:).

W moim przypadku sny są właśnie zlepkiem obrazków i często nie jestem w stanie opowiedzieć, co widziałam w mojej głowie. Czasami też po prostu zapominam. To się zdarza. Ale nierzadko też mam sny, które oprócz konkretnej fabuły wnoszą jakieś przesłanie, które mogę próbować zdefiniować. A jeżeli nie mają jakiegoś konkretnego przesłania, to przynajmniej wydają mi się ważne i warte opowiedzenia.


Właśnie dzisiaj chcę wam opowiedzieć te moje dwa sny. Pierwszy jest bardziej konkretny, drugi...troszkę nie bardzo przeze mnie odczytany:).

I.
   Siedzę w autobusie. Wygląda na to, że jestem na wyciecze z PTTK, bo widzę czuprynę i słyszę głos pana W i tej pani, co wszystkiemu i wszystkim robi zdjęcia. Poznaję po aparacie i czerwonej kurtce. Ale to dopiero później. Na razie jedziemy autobusem. Siedzę przy oknie. Jedziemy przez wiadukt. Pogoda jest nieciekawa. Niebo jest białe, szarawe, chmury tak ciężkie i gęste, że niebo nie mogło znaleźć szparki, żeby pokazać, że istnieje. Jedziemy. 
   Nagle słyszę głosy uniesienia. Ludzie podbiegają do szyb wstrząśnięci. Z kominów fabrycznych wydobywają się trąby powietrzne (!). Długie, chude, ruchome, ale niewychodzące poza obszar swoich kominów. Niektóre z tych ''dymów'' są szare, białe, ale większość jest czarna jak smoła. Wychodząc z nieba i tych ciężkich, spuchniętych chmur wyglądały jak kolumny podtrzymujące napierający balast podniebny. Widok ponury, smętny. Inni się boją, podchodzą do kierowcy, by przyspieszył, ominął ten łuk tornad. Ja się nie boję. Wiem, że się nie boję. Widok jednak mnie przytłoczył, zasmucił. Z tych kominów wydobywa się w postaci czarnej masy truciciel, który może już na zawsze zatruć niebo. I nikt go już nie zobaczy. A my, ludzie, będziemy cierpieć. Nasze ciała, nasze organizmy, nasz cały świat, w którym żyjemy. A my co robimy...? Odjeżdżamy pędzikiem autobusem i skręcamy gwałtownie w inną stronę. Patrzę jeszcze raz na smętny widok czarnych, ruchomych trąb.
   Nagle, jakbyśmy przenieśli się w inny wymiar, autobus zatrzymał się na żwirowej drużce na polanie. Zielona, wysoka trawa, żółte mleczyki, błękitne, piękne, czyste niebo od czasu do czasu poplamione kłębuszkiem chmur. Dwa drzewa o masywnych pniach równolegle od siebie oddalone, tworzyły jakby wejście do jakiegoś bliżej mi nieznanego domu. Ja wchodzę. Ze mną moja babcia. Wygląda na to, że jest to jakaś skromna forma uzdrowiska. Jesteśmy w korytarzyku, dosyć wąskim, idziemy za trzema ( może czterema ? ) paniami do małej, skromnej kuchni. Wszystkie były blond włose. Z potulnym głosem, grzecznie i trochę jakby tonem pouczającym wyjaśniały mi, że powinnam zmienić dietę na bardziej restrykcyjną...pomoże mi to w walce z chorobą. Ciekawe...
   Potem przechodzę, już sama, bez babci, do jakiegoś małego, białego gabinetu lekarskiego, którego drzwi wejściowe wydawały się nieproporcjonalnie wielkie do szerokości wąskiego korytarzyka. Zajmowała się mną blondwłosa pielęgniarka. O dziwo, twarzy nie pamiętam. Włosy natomiast dokładnie. Były długie i ogromnie gęste. Figurę miała kształtną. Na pewno by się podobała niejednemu, ale ciężko stwierdzić, nie widząc twarzy...po jakimś czasie kładę się na kozetce. W tym momencie wchodzi kolejny pacjent (?). siada na krześle do pobierania krwi. Pielęgniarka uwija się przy nim chwilę, rozmawiają ze sobą, śmieją się, a mężczyzna w bladoniebieskiej koszuli w kratę, który siedział już z plastrem na przegubie, uśmiecha się do mnie. Błyszczą mu oczy, a ja niewyraźnie słyszę, że ''najwyższy czas, bym zagadał do panienki''. Zawstydzam się, ale czuję niezmierną ekscytację, gdyż ten pan spodobał mi się już na wejściu...


   Pielęgniarka po chwili wychodzi. On siedzi dalej na krześle. Ja półsiedzę, półleżę na kozetce. Czekam, aż ''najwyższy czas, bym zagadał do panienki''. Nie widzę swojej twarzy, ale wiem, że się migdalę, uśmiecham, robię wszystko co mogą zrobić usta, oczy i policzki, by zaprosić pana do siebie na pogawędkę w gabinecie pielęgniarki. On jakby z daleka się uśmiecha, raz a długo...potem ze wstydem patrzy na podłogę. 

II. 
   Jestem w swoim pokoju. A raczej stoję na jego progu. Na łóżku naprzeciwko ( w rzeczywistości łóżku siostry ) siedzą jej chłopak K.( rzeczywisty ) i jakaś blond włosa dziewczyna, której twarz kogoś mi przypomina...siostra, rozradowana i rozochocona, szuka czegoś i rozmawia z nimi. Wreszcie wchodzę do pokoju. Na moim łóżku wszędzie walają się ciuszki dla bobasków. Ja, zarażona rozochoceniem mojej siostry, siadam na swoim łóżku ubieram jakąś lalkę w pierwsze lepsze ciuszki. Cóż za frajda...
   Potem, dosyć szybko, K i jego dziewczyna ( nawiasem mówiąc, nieco od niego wyższa ), wychodzą. Dziwi mnie jednak ich postawa. Ich miny. Są jacyś sztywni, poważni, mało ekspresyjni...wychodzą, trzymając się kurczowo za ręce, jakby coś ich bolało. Jakby nie mogli bez siebie żyć, ale z drugiej strony jakby mieli siebie wzajemnie dosyć. Ja jedynie podbiegam do drzwi, wychylam rękę i krzyczę ''Rąsia'' albo ''Łapka'' . Oni się na chwilkę wracają, odmachują i znowu wychodzą. Siostra niezbyt zadowolona z mojej nazbyt dziecinnej reakcji.


Co jak co, ale wciąga mnie opowiadanie o takich perdółkach jak sny:). Stąd też mój pomysł na utworzenie nowej kategorii, w której mogłabym opisywać, co mi tam siedzi w głowie:). Co wy o tym sądzicie?:> 
PS. Wybaczcie niektóre nieścisłości i urywki, ale sny mają to do siebie, że czasami ni stąd, ni zowąd się urywają w najmniej spodziewanym momencie:).

2 komentarze:

  1. Ho ho, ja też miewam różne dziwne sny! :D A najgorzej, jak mam wrażenie, że spadam... Wtedy budzę się i już nici z dalszego spania :(
    A co do opisywania tego, co Ci siedzi w głowie... Pewnie! Będę czekać z niecierpliwością!

    Pozdrawiam ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie, chciałabym coś więcej zapytać o ten drugi sen, co znaczyły te miny, kim mogłaby być ta blond dziewczyna, co oznaczają dziewczęce ciuszki, ale taki jest urok snów. Niekoniecznie następujące po sobie wydarzenia muszą mieć jakiś sens ;) ale super, podoba mi się ten pomysł z kategorią.

    OdpowiedzUsuń